Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Konie, ptaki, zwierzaki, moje dzieci, fotografia, brydż, i parę innych śmiesznych zajęć. Moja waga znacznie uszkodziła moje kolana , a przy koniach nie da się chodzić o kulach ani poruszać na wózku. I mam marzenie .... najważniejsze - pojeździć jeszcze konno. A z paleniem - to póki co ... przestałam palić

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 82707
Komentarzy: 696
Założony: 1 lutego 2009
Ostatni wpis: 2 lutego 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Opcja

kobieta, 73 lat, Sosnowiec

165 cm, 138.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Chcę normalnie żyć i być sprawna

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 lutego 2015 , Komentarze (1)

Mija 2 tygodnie bez soli, a przynajmniej nie solenia i unikania potraw solonych. Brak soli już mi zupełnie nie przeszkadza a i Skarb zaczyna się przyzwyczajać do tego i coraz częściej zapomina dosalać. jest pozytyw - brak efektu jo-jo. Na razie nie wpisuje 137 kg bo się bujam między 139 a 137 kg. No ale nie wraca waga powyżej 140 kg. W normalnych warunkach już bym ważyła ok 141kg. Tak było do tej pory. A teraz nie :).

Natomiast zaczęłam pedałować codziennie dodaję 1 minutę. Dzisiaj kręciłam nogami 8 min i rekami też 8 min. Efekt - sztywne mięśnie w udach, ale już nie bolą jak po pierwszym dniu ;). Problem - to brak kasy , muszę jakoś dotrwać do czwartku , do emerytury wtedy znowu nakupię warzyw i owoców. na ta chwile jem co jest i już, I jak mi ktoś będzie wmawiał , że odżywianie się prawie bez mięsa jest tanie to niech sam spróbuje. ;)Tym droższe że właściwie muszę prowadzić 2 kuchnie  - dla siebie i Skarba, no bo on lubi mięcho w dużych ilościach. Czasem daje się namówić na coś mojego, nawet mówi że smaczne, ale za godzinę dojada bo mu mało. No i tak to idzie.  Odkryłam mąkę gryczną,  jak zacznę eksperymenty to oczywiście napiszę , a teraz ........byle do czwartku ]:>

24 stycznia 2015 , Komentarze (2)

To prawda mija dzisiaj 5 dzień jak nie używam soli> Oczywiście nie z własnej woli - dochtór kazali :)- no i co................... super. Po pierwsze - waga się utrzymała . Zdarzało mi się bowiem w ciągu ostatniego roku odwodnić organizm  - grypa jelitowa swoje prawa ma ;), ale szybko waga wracała, po 2 - 3 dniach. A teraz  - owszem w czwartek rano - 139, 4 ale dzisiaj już 138,1 kg., czyli jest dobrze. 

Kolejny efekt to śmieszne smaki - okazuje się , że chleb jest słony - bardzo. Próbowałam też sosu do gołąbków - które zrobiłam 2 tygodnie temu i zamroziłam. Koszmarnie słony. Jak ja mogłam tyle soli dowalić. Jeśli chodzi o ziemniaki, kaszę i ryż , to po prostu gotuję bez soli a Skarb sobie dosala na talerzu. I wychodzi że on też mniej teraz soli :). Do reszty dodaję estragonu, bazylii papryki i wychodzi bardzo smaczne. 

Dzisiaj poczytałam sobie o glutenie - lubię chleb , ale siebie bardziej. W tym artykule proponują mąkę gryczaną jako zamiennik za pszenną. No to sprawdzę na sobie jak to działa , tym bardziej, że tak w ogóle kasza gryczana bardzo mi smakuje. Kupię sobie mąkę gryczaną w poniedziałek i zacznę walczyć. Można chleb, naleśniki i mnóstwo innych pysznych rzeczy. Jak wypróbuję to napisze :)

21 stycznia 2015 , Komentarze (8)

To prawda . No jak to możliwe. To jest chyba tak - przez parę dni łamałam sobie głowę jak tu ruszyć z miejsca.  Dobijam do tych 140 i dalej nic. No i tak myślałam i myślałam.  A tu w poniedziałek kładę się spać. leżę sobie i oglądam cóóóśśśśśśśśśśśśśśśś w tv i czuję że coś za mną nie teges. Serce łomocze jak by je ktoś ściskał w coraz mniejszym pudełku. Zaczynam mieć dreszcze. Wyprostowało mnie w momencie. Siadać i siedzieć  - no bo mam taką teorię , że na stojąco i na siedząco nie da się rady umrzeć ;). A tu trzepie mnie coraz gorzej.  Skarb przyniósł mi wodę , to musiał razem ze mną   trzymać szklankę żebym nie rozlała.po 10 minutach dygotu mówię - dzwoń po pogotowie, bo jeszcze takie cuda się ze mną nie działy. Przyjechali, zmierzyli ciśnienie - 210/90, kurde a ja normalnie miewam najwyżej 130/ 70 no to i nie dziwota że mną tak rzucało. do tego tętno 120 a moje normalne to 60. Dali jakieś tabletki i czekamy. Rzucać mnie przestało tętno spadło do 90 ale ciśnienie dalej 195/90. No to w karetkę i do szpitala. Daleko nie było.  A tam w izbie przyjęć siedzi z 8 osób - wszystkie ze skokiem ciśnienia - ciekawe :? No ale zaraz mnie wzięli na wywiad - ciśnienie , pytania, tętno , wenflon., ekg, krew na badania. W tak zwanym miedzy czasie wszedł oschły pan doktor i pani doktor. A ja , jak to ja, paszczęka mi się nie zamyka - strach zagaduję. No i mi się wypsło, że koniarz jestem, a Pan doktor  się obraca - bo tyłem siedział i coś klepał w kompie i pyta  - to pani jest tym instruktorem , to ja mu na to , że nie wiem czy akurat tym, ale instruktorem to owszem. A on , że oni z żoną też koniarze tylko nie był pewny czy ja to ja.I zaraz przyspieszyło. Dołożył jakieś nowe lekarstwo po które pogonił pielęgniarkę specjalnie na oddział i kazał czekać. No czekałam tak 2 godziny . Co rusz mi coś dodawali , ale moje ciśnienie szło w zaparte. Ok 2 zawoła mnie i patrzy na mnie z obrzydzeniem. To pytam grzecznie czy coś jest nie tak - a on, że przynieśli moje wyniki z badania krwi i opis ekg. I nic. Jest Pani idealnie zdrowa. I że nie ma się czego czepić. :) Ja , że to chyba dobrze , a on  , że nie bardzo bo nie wiadomo czemu mnie tak dopadło. ale zmierzył mi znowu ciśnienie no i wyszło 160/75. Pozwolił iść do domu, tylko jakby coś to mam wracać. W domu już miałam 120/70 i jak padłam na łózko to spałam cały dzień z małymi przerwami na łykanie tabletek, mierzenie ciśnienia i sikanie. No i wysikałam te 3 kg :D.  A co ma do tego odchudzania. Ano to , że zaordynowali mi dietę bezsolną i prawie wegańską.   Że też sama na to nie wpadłam. Bo jak wiadomo  dieta bezsolna jest doskonała dla odchudzania - woda nie trzyma się w organizmie, a przejście na  jedzenie prawie bez mięsa to dodatkowy plusik. No i tak mój organizm sam zarządził - fajna teoria  :)

19 stycznia 2015 , Komentarze (3)

Jest prosta i stwarza wiele możliwości do smakowych wariacji. Pewno prochu nie wymyśliłam ale...................;) jest moja i pewnie każdy ma jakąś taką własną potrawę. Więc proszę bardzo sałatka na winie czyli z tego co pod rękę się nawinie.

Podstawą jest kapusta pekińska, pomidor i por.   Dla jednej osoby :

Z kapusty pekińskiej kroimy  3 plastry szerokości ok 1cm. dokładnie kroimy na małe kawałeczki, potem 1 duży pomidor albo 2 podłużne . Też kroimy na kostkę o boku ok.0,5 - 1 cm.  Por - 8 -10 cm białej części  kroimy bardzo drobniutko.  No i tu zaczynamy szaleć :)Możemy dodać kawałeczki kurczaka, albo tuńczyka albo paluszków krabowych, albo kawałki jakiejś wędzonej ryby, albo jajko na twardo, albo starty , ostry ser, albo kawałki białego, twardego sera, Jak ktoś lubi łamać smaki to może dodać drobno pokrojoną pomarańcz albo mandarynkę albo ananas. Teraz doprawiamy. Ja dodaję 1 ząbek czosnku - duży  albo 2 małe, łyżkę oleju lub oliwy mieszam z odrobiną soli i pieprzem i dodaję. Wszystko mieszam  i..........wsuwam  :). Jak ktoś lubi na ostro to może dodać kawałek drobniutko pokrojonej papryczki chili -świeżej. Je się to bez niczego. żaden chleb , ryż czy kus-kus. Pyszne, nietuczące, zabija uczucie wilczego głodu - skutecznie . Ja jak przelatuje po kichach. Wszystko wymiecie. Szybko się robi. I gdzie tu szaleństwo. Ano można poszaleć z dodatkami. Ja wrzucam co mam akurat w lodówce. Przyprawy to też pole do popisu. Raz rozpędziłam się i starłam gałkę muszkatułową - całkiem niezłe. Kiedyś nie miałam owoców, ale miałam imbir - kawałek - starłam - no nie powiem ostre było ale bardzo smaczne , tym bardziej, że akurat dodałam kawałki wędzonego kurczaka. Jak ktoś lubi, można dodać curry. Wariacji jest multum. Ja to robię tak . Dopada mnie głód. No nie da się ukryć miewam takie ataki. Zaglądam do lodówki, a potem siadam i puszczam wodze wyobraźni. Przez lata diet wyrobiłam sobie pewne oczywiste oczywistości ]:>. No i wiem też czego nie lubię. Jak tak sobie chwilkę pomyśle o tym co mam akurat w lodówce to szybko wiem na co mam ochotę . Jaki smak mnie pociąga  . Reszta to czynności manualne.:). Pewnie - czasem mi nie wychodzi , ale ponieważ wiem że składniki są zdrowe to zjadam i kropka. No i to by było jeśli chodzi o moja sałatkę. 

Dzisiaj w przerwach między rozmowami w pracy dumałam o tym czemu nie udaje mi się znowu chudnąć. Chociaż powinnam. No i wymyśliłam. Chyba :?

Wiadomo  że wszystko co się z nami dzieje zaczyna się od głowy - pewnik . A ja jak zaczęłam chudnąć, no to nie tak jak te damy, co to walczą o zbicie 2 czy 5 kilogramów. Jak ważyłam 161 kg, to byłam szersza niż wyższa, Jak te kg zaczęły spadać to nie było za bardzo widać, tylko ja robiłam się coraz bardziej miękka i "zwisowa"  ;( tzn zaczęło mi zwisać tu i owdzie. Najpierw zaczął zwisać biust  - pikuś . Upchało się w staniku i jakoś to wyglądało. Potem zrobiły mi się na twarzy "chomiki" - to jeszcze przeżyłam  , w końcu swoje lata mam , a za celebrytkę raczej nie muszę robić, ale jak z brzucha zaczęła robić mi się spódniczka , w dodatku bardzo uciążliwa, a do tego poszłam do pracy, a tam wszędzie są lustra albo szyby w drzwiach , które działają jak lustra, a w domu to ja sprytnie oglądam się tylko do połowy. No to jak zaczęłam się tak codziennie oglądać , znaczy ten brzuszny zwis  - to przestało mi się to podobać. A że nie miałam pomysłu jak się tego pozbyć, no to moja podświadomość doszła do wniosku , że jak nie będę chudnąć to nie będę zwisać;( No może to przekombinowane, ale nie raz się przekonałam, że jak coś odczaruję , opiszę, to daję z tym radę. No to opisałam co się dzieje i jak się czuję. Jest odczarowane. Teraz ................niech zwisa byle kilogramów ubywało. A o zwisy pomartwię się za jakieś 50 kg. :) znaczy za rok ?????????????????

18 stycznia 2015 , Komentarze (4)

znowu tu jestem . Ponad 1,5 roku minęło odkąd pisałam ostatni raz. Nie powiem - wpadam od czasu do czasu i zaglądam czy coś się zmieniło, czy Sezamek wrócił. Czasem przyjmę jakieś zaproszenie. Ale dzisiaj mnie popędziło i oto jestem. Dalej gruba tyle że bujam się koło 140 kg -  2 kg w te , 2 wewte i ani rusz dalej. Czas ucieka a ja nic. Może bym i nie zaczęło znowu, ale zrobiłam sobie dzisiaj taki przegląd zysków i strat. No więc nie jestem typem psiapsiółki co to lata na kawę i wszystko co wie wywala w każde wolne uszy, owszem lubię towarzystwo i myślę, że rzeczone towarzystwo też mnie lubi, ale generalnie jestem typem rodzinnego samotnika. więc czasem we mnie buzuje i MUSZĘ się wygadać, a że lubię pisać , więc piszę. Popętałam się po różnych portalach , pozaczynałam klika blogów a potem wykasowałam i wróciłam. Co by nie powiedzieć o Vitalii - a różne myśli chodzą mi po głowie nie zawsze miłe to jednak tu czuję się najlepiej i chyba już zostanę. Bo muszę gdzieś dyskutować przynajmniej sama z sobą, bo tu udało mi się zostawić papierochy na ponad 2 lata, bo tu schudłam ponad 20 kilo. No i bo tutaj trafiają się fajni ludzie. No a teraz mam  problem prawy biust mnie pobolewa a dopiero w środę mammografia i chyba spuchnę do tego czasu z nerwów. Wiem  = mogłam sobie coś naciągnąć  - w końcu chodzę o kulach a ostatnio było ślisko i parę razy kule mi pojechały - ale jednak zawsze jest niepokój  - czy to aby nie poważniejszy problem. No i jeszcze jedno - dostałam prace na info linii - nie sprzedaż tylko informację, więc kłapanie paszczęką mam w nadmiarze. Jak mnie przyjmowali do tej pracy to nie dawali mi nawet tygodnia, że wytrzymam  - no bo swoje lata mam. A ja od maja pracuję no i chyba jestem  dobra w tym co robię bo nie ma na mnie skarg a u innych - różnie bywa. Praca pomaga - człowiek nie rozpływa się w domu w jęcząca i użalającą się nad sobą kupę sadła tylko musi   :)  - rano wstać, ogarnąć się - bo do ludzi  się idzie , inaczej czas rozplanować. no i okazało się że pomysłów też parę wpadło . Taki najfajniejszy rzucił się na mnie :D na początku października. Poczytałam sobie o minimalizmie - rozejrzałam się wokół siebie i jasny szlag mnie trafił. Zaproponowałam mężowi remont - widziałam jak blednie rozglądając się wokół więc powiedziałam że najpierw porządki i wywalenie wszystkiego co nie jest nam potrzebne na co dzień, że codziennie po 1 - 1,5 godziny będziemy robić porządek w jakimś kawałku naszego mieszkanie  i wywalać co nie ruszane przynajmniej od 2 lat - co najmniej ]:> No i zaczęło się . Mnie najtrudniej było wywalać moje ukochane przydasie (szloch) ale mężowi też. po 20 worze o pojemności 120 l wywalonym na śmietnik , przestałam je liczyć. Na święta miałam najlepiej posprzątany od 15 lat dom. A zostało jeszcze parę miejsc - jak piwnica, nie wiem co jest w wersalce, oddać łózko piętrowe-( bo dzieci mają już własne domy) , a wstawić jakąś zwykłą wersalkę lub sofę, rozebrać niepotrzebna szafę na wspólnym korytarzyku. Ale dzielnie walczymy. Teraz to już szczegóły  - a wór zbiera się raz na tydzień. Ale mam nadzieję , że do Wielkanocy  będę gotowa do remontu. :) Tylko te papierosy i kilogramy...........ech. Ale wierzę , że jeśli udało mi się konsekwentnie prawie codziennie coś zrobić dla domu to dam radę ;)

9 czerwca 2013 , Komentarze (2)
Patrzę i patrzę i i zastanawiam się po jaką cholerkę ja się tak przejmuję. No bo  jasno jak na dłoni wyszło mi parę prawd. Oczywiście......jak zwykle gdzieś się te prawdy pętały  na granicy świadomości, były mi znane , ale.......................moje super zachowawcze ego nie dopuszczało ich do przodu.  Teraz mam znacznie więcej luzu  i większy dystans do sytuacji , ale prawdy napisane to prawdy znane. Już nie zginą w zakamarkach mojego psyche.
No więc :
1. Waga w dół  - ciśnienie w dół. Niby truizm, ale jak mi się przytyło do  150 kilo to nie potrafiłam sobie poradzić z ciśnieniem , skoki do 180/ 90 i ciągłe używanie awaryjnego cordafenu. A teraz  spoko, jak mówi moja córka . Mierzę dwa razy dziennie i 135/75 . czyli prawie idealnie, a czasem nawet 125/ 70 . No to już ideał prawdziwy.

2.  Siedzenie w domu jest niebywale tuczące - ale o tym to chyba każdy wie. No bo jak się siedzi w domku to po pierwsze trudno jest spalić kalorie a po drugie jak się ma niekontrolowany odruch zajadania wszystkich niewygodnych spraw. Na przykład - trzeba sprzątanko uskutecznić - najpierw coś sobie ciamnkę. Porządek w papierach ----oj tylko jogurcik wtrząchnę itd itd. Zaznaczam , że to dzieje sie jakby poza mną. Wniosek nasuwa się sam. W domu wyłazi z zakamarów psyche moja ciężko przerażona zmianami podświadomość i usiłuje wrócić do swoich przyzwyczajeń. A moja świadomość gdzieś sobie idzie odpocząć. Jakoś tak mam , że w domu bardziej kierują mną przyzwyczajenia i rutyna. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa już wiem . W moim rodzinnym domu nietykalną świętością  było spożywanie posiłku . I jak coś nawywijałam to szybko sie połapałam - sprytny dzieciak byłam - że jak jem to nic mi nie grozi. A potem to już sie to wszystko zawsze rozmywało. To samo dotyczyło prac domowych. Ja jadłam a wkurzona mam robiła to za mnie. No i tak mi zostało .
Kurde . ale psychoanalizę sobie walnęłam. Ale chyba trzeba było tych wszystkich  lat , tych wszystkich wpisów , żeby wreszcie to udało się wywlec na wierzch. Teraz już WIEM. ale czy do końca uda mi się zapanować na sobą to juz inna bajka.
Fak pozostaje niezbity jak przebywam poza domem to nie nie mam potrzeby wchłaniania czegoś co chwilkę. No i ubywa mnie .
3. Ruch - teraz po prostu muszę się ruszać, a jak siedzę w domu to wmówiłam sobie , że kolana ograniczają mnie w ćwiczeniach . To niedawny nabytek więc powinno się udać to zwalczyć, tym bardziej , że coraz częściej zmuszam się do ćwiczeń.
4.  Mimo , że wydawało mi się , że radzę sobie z dorosłością dzieci i ich niezależnym życie, to jednak nie radziłam sobie.
Nagle poczułam sie niepotrzebna, wręcz  byłam intruzem. I nie radziłam sobie z tym. Mimo, że nie chciałam się do tego przyznać. Osuwałam się w dół o nazwie  - po co robić cokolwiek , jak nikomu to nie jest potrzebne.
Dobiła mnie emerytura i brak pracy. 
Zmiana nie przyszła nagle........bo dzieci jednak mnie potrzebują, czasami, inaczej, ale jednak.  No i mój ukochany Skarb też przeżywał  zmiany i bardzo mnie potrzebował. Na szczęście przez ostatnie parę lat to on mi był potrzebny, czego nawet nie zauważałam , bo po prostu był obok mnie. Ja też jestem mu potrzebna.  I jest OK.

No bo człowiek to istota stadna.
I wszystko jest znacznie prostsze , jak się nie jest samemu , bo wiara, że sie uda jest co najmniej podwójna

26 maja 2013 , Komentarze (8)
Znowu wróciłam.
No bo tak .
Najpierw rzuciłam palenie. i natychmiast wpadłam w depresję. No i ani się nie obejrzałam , a już waga pokazywała 151,6 kg. No i dopiero popadłam w czarną rozpacz.
A jak jestem w rozpaczy to co robię.......żrę.
A do tego długi zaczęły następować mi na pięty. No makabra.
Miotałam się i osuwałam w coraz gorsze bagno.
Aż w końcu.........jest .......światełko w tunelu. .
Dostałam pracę.
No różne rzeczy robiłam w życiu , ale w telemarketingu jeszcze nie pracowałam. To , jak sie okazało, ciężka praca. Trzeba mieć przede wszystkim stalowe nerwy i zero skrupułów.
A mnie się wydawało, że nerwy mam w strzępach  , o skrupułach nie wspomnę.
Ale kasa to jednak potęga.
Wróciłam do papierosów.......ale na chwilkę.
Schudłam ponad 6 kg w 2 tygodnie - wystarczyło nie siedzieć w domu i jak się okazało po prostu nie zajadać problemów.
Dało się długi rozłożyć na raty i znaleźć pracę na wakacje na 2 miesiące przy koniach.
Postaram się wpisywać wszystkie sukcesy, a na blogu przepisy.
I jest dobrze

14 kwietnia 2013 , Komentarze (2)
Życie ma swoje prawa, i wczoraj zawyło gromkim głosem. Najpierw Skarb zażyczył sobie mojej obecności w czasie wyjazdu po chleb , potem podrzucił mnie do do domu i już już zabierałam się o pisania, jak zadzwonił i obwieścił , że złapał gumę a zapas ma bez powietrza.
2 godziny mi zeszło . No bo to trzeba pojechać do  Skarba, zabrać koła , naprawić, przywieźć i koniecznie pomóc........przynajmniej duchowo , przy zakładaniu koła. No a potem pojechałam z synkiem na zakupy , takie normalne cotygodniowe.
Wróciłam , to Skarb już czekał, żeby mnie zabrać na cotygodniowa wizytę do szwagierki i teścia. W drodze powrotnej zaliczyłam razem z nim Biedronkę, no bo coś tam mu jeszcze się zachciało a w domu już brakło. Jak wróciłam do domu to zwyczajnie padłam.
Nawet nie ćwiczyłam.
No bo ja poruszam się o dwóch kulach a swoje ważę. No bez kul też chodzę , ale na wyjazdach wolę się wspomagać bo czasem nie ma gdzie usiąść, a na kulach można się oprzeć i dać odpocząć nogom, jak zaczynają boleć nie do wytrzymania. Bo zadyszki to ja raczej nie mam. zwłaszcza teraz jak już nie palę 1,5 miesiąca.
A z tym chlebem to było tak. Od lat kupowaliśmy chleb  z takiej piekarni z tradycyjnym piecem , robiony na zakwasie.
Ta piekarnia miała grubo ponad 100 lat. Ale czy to nie było następców czy jakiś inny powód - dom z piekarnią sprzedano a nowy właściciel zamknął i szlus.
Zaczęły się wędrówki za chlebem. Pół roku trwało zanim trafił synek taka piekarnię z tradycyjnym piecem i chlebem na zakwasie. Tyle że 25 km od nas. Ja byłam wcześniej raz , przed świętami. Kupiłam 6 dużych chlebów , część zamroziłam. Dobrze się mrożą, nie rozpadają się po odmrożeniu i nic nie tracą na smaku. No prawie nic.
Wyszło, że raz w tygodniu wystarczy pojechać, ale ten raz musiałam pojechać razem ze Skarbem , żeby nie zabłądził. No. A chlebuś........pyszny.
No i to by było tyle na wstępie. Teraz


ZUPY CD...........

4. Zupa krem z brokułów
Zagotować 2,5 litra wody  z dodatkiem 1 - 2 kostek rosołowych.  Wrzucić brokuła podzielonego na małe różyczki i pokrojoną mała marchew. Jak warzywa będą miękkie zmiksować , doprawić pieprzem i zabielić łyżką mleka. Gęstość można sobie regulować ilością brokułów.

5. Zupa ogórkowa
Zagotować 2 l wody dodać 1 -  2 kostki rosołowe , wrzucić 200 g włoszczyzny ( może być mrożona) i 5 dużych ogórków kiszonych pokrojonych w kosteczkę. Można dolać sok z tych ogórków . Gotować 30 min. doprawić pieprzem.  ew, vegetą.

6. Zupa pomidorowa
Do 2 l zagotowanej wody dodać 1 - 2 kostki rosołowe , 300 g włoszczyzny pokrojonej lub już gotowej mrożonej , wrzucić 2 puszki pomidorów krojonych. W sezonie wymiennie wrzucam od 0.5 do 0.75 kg świeżych pomidorów, obranych ze skórki ( trzeba najpierw sparzyć wrzątkiem to łatwo schodzi) i pokrojonych. doprawiamy do smaku, zabielamy łyżka jogurtu. Można zmiksować na krem, ale ja wolę w kawałkach.

7. Barszcz czerwony albo zupa z buraków  - jak kto woli
Zagotować 2, 5 litra wody z dodatkiem 1 -  2 kostki rosołowej.  Dodać 150 g włoszczyzny oraz 4 ( można więcej )  starte buraki. Gotować ok 40 min. Zabielić jogurtem, doprawić. Zamiennie na wiosnę można zamiast starych buraków wkroić 2 pęczki botwinki, Tylko należy pilnować, żeby to nie były same liście.

8. Wiosenny i nie tylko hit , czyli zupa z pokrzyw. 
Właściwie to są wariacje , bo ja  w zależności od aktualnie posiadanych składników , robię ja na parę sposobów.
Ale najpierw tytułem wstępu. Pokrzywa jest bardzo zdrowa. Tu wklejam cytat :

Główne właściwości ziela pokrzywy (na podst. U. Buhring "Wszystko o ziołach"):
pobudza przemianę materii, działa moczopędnie,
jest stosowane w stanach zapalnych dróg moczowych oraz chorobach skóry. Działa wzmacniająco (w stanach wyczerpania) na nasz organizm, również na kondycję naszych włosów i skóry. Ze względu na wyjątkowo dobrze przyswajalne żelazo posiada również właściwości krwiotwórcze. Oprócz żelaza zawiera również mangan, potas, wapń, ponadto witaminy A, B2, B5, C, E, K, a także: kwasy organiczne (mrówkowy, octowy), nienasycone kwasy tłuszczowe, kwasy fenolowe, flawonoidy i chlorofil.


No , jak widać, warto już dla samej pobudzonej przemiany materii. Zbiera się na wiosnę, tak do czerwca, młode górne listki ( nożyk i rękawiczki i można szaleć ), w suche dni, w miejscach z dala od drogi. Zastosowanie :
Do sałatek, surówek, można do farszu , albo przyrządzić jak szpinak.
Ale my chcemy zupę w wersji  light. No więc:

Tym razem 1 - 1,5  litr wody, 2 większe marchewki , 1 nieduża pietruszka, kawałek selera,  3 listki laurowe,  3 ziarenka ziela angielskiego,  3  - 4 ząbki czosnku,   sól,  pieprz. . Gotujemy 25 min. Odlewamy wywar,  zagotowujemy , dodajemy czosnek , 3 szklanki  listków pokrzywy , które wcześnie dokładnie płuczemy i przelewamy na sitku wrzatkiem, gotujemy przez chwilkę i już. Gotowe miksujemy , zabielamy i mamy  super pokarm
A teraz pora   na fantazje - każdy może sobie coś dodać.
Warzywa możemy zjeść osobno , bo szkoda wywalać, albo zmiksować z pokrzywą.
Możemy dodać kminek, gałkę muszkatułową - do smaku. Albo zamiast tego imbir , ja uwielbiam imbir - świeży, starty na tarce o drobnych oczkach  lub w proszku.
Można szaleć do woli, tylko trzeba pamiętać , że to ma być light.

Mam też sposób na to jak mieć młodą pokrzywę cały rok. Jeśli mamy jakieś zaklepane miejsce z pokrzywami i skończą nam się młode listki bo już mija czerwiec, należy takie miejsce wykosić jak trawę , albo wyciąć. Pokrzywa jest bardzo żywotna i po paru dniach mamy śliczne poletko młodej pokrzywy.
Smacznego.
 AAAAAAAAAAAA , z tego wszystkiego całkiem zapomniałam, że dzisiaj ważyłam 148,2 kg, ale z wpisem poczekam parę dni , bo maja waga potrafi się nieźle bujać.
Pasty do smarowania , następnym razem.






11 kwietnia 2013 , Komentarze (5)
Sporo myślałam przez ostanie dni o tym jaki wpływ ma każda z nas, czy chce tego czy nie chce. Największy oczywiście ma się na najbliższych i to jest w zasadzie najbardziej niebezpieczne, bo nawet o tym nie myślimy. Dodatkowy haczyk jest taki, że 3 razy szybciej przyswajamy złe zachowania niż dobre.
A osoby szukające jakiejkolwiek pomocy sa niesłychanie podatne na wpływy, bo zazwyczaj są zdesperowane.
Osoby takiej pomocy udzielające muszą rozumieć odpowiedzialność jaka na nich ciąży. Ja już dostałam po łapkach, kiedy odkryłam , że widzę u innych różne nieprawidłowości w działaniu organizmu, Zachłysnęłam się tą wiedzą i zaczęłam bezkrytycznie udzielać stosownych informacji napotkanym znajomym , czy tego chcieli czy nie. To znaczy mnie się wydawało, że wszyscy powinni być zachwyceni wiedzą o sobie. Na szczęście znalazł się ktoś , kto w porę mi pokazał, ile mogę narobić nieszczęścia. I jak taka umiejętność powinna być wykorzystywana.
To samo jest z moją wiedzą na temat odchudzania , Doskonale wiem jak to się robi i póki co moja waga stanęła na 149 .Ale
Mówię...nie ważcie się codziennie  a sam właśnie to robię
Mówię.....ćwiczenie są nawet ważniejsze od diety, a sama nie machnęłam żadnym odnóżem od 3 dni.
Mówię ......cierpliwości, cierpliwości.....a sama nie pamiętam jak jak trudno jest wyłapać , gdzie cierpliwość się kończy a gdzie zaczyna zwyczajne lenistwo .....musi skleroza mnie dopada

To co tu piszę, pisałam - bo przecież to już parę ładnych lat tu jestem -  i będę pisać to moje doświadczenia, przemyślenia , wiedza . I to wszystko dopasowuję przede wszystkim do siebie.

Proszę pamiętać , że jeden przepis nie będzie pasował do wszystkich.
To co tu zamieszczam, to nie wyłącznie przepis Doktora dietetyka. Ten przepis to szkielet,  już trochę obudowany, ale sporo tu doświadczeń i przemyśleń z całej mojej teczki pod tytułem " odchudzanie i sprawność"
I mam nadzieję ,że mimo tych wszystkich zastrzeżeń wiele tu do wykorzystania przez innych.
Tyle filozofii, kurde ale mnie naszło, a to wszystko przez Skarba, musiał rano pchnąć auto, żeby odpaliło. Moja wina, zostawiłam na światłach, ale pchnął ciut, bo z góreczki było, a zadychę taką miał , że przez 5 min nie mógł słowa powiedzieć. On też przestał się ruszać bo go plecy bolą i znowu dysk mu wyleci. Wymówka jak każda inna.

 No to teraz :                  ZUPY 

Normalne jest, że jak zaczynamy  w jakikolwiek sposób ograniczać swoje zachcianki kulinarne, w tym wypadku mamy dietę, to nasza podświadomość , natychmiast bije na alarm..............głód , głód........robić zapasy. No i zaczynamy odczuwać głód nawet jak to nie jest zgodne z prawdą.
Ja reagowałam w ten sposób , że wytrzymywałam, wytrzymywałam, wytrzymywałam .............a potem ścinałam się, że właśnie kończę pożerać na przykład jajęcznicę z 3 jaj na boczku.  Zeznałam grzecznie to lekarzowi na kolejnej wizycie i dostałam .................zupy.
To , że można opychać się warzywami do woli , to jak sie okazuje dla zdeterminowanej podświadomości mało ważne jest. Ją można tylko zatkać czymś konkretnym, albo przynajmniej oszukać .

Zupy można spożywać w razie głodu i co jest najcudowniejsze ...............

OPRÓCZ    A     NIE    ZAMIAST   POSIŁKÓW
 
Sporzącdzamy je na bazie warzyw i kostki rosołowej dowolnej firmy, ja używam vegety, dzięki temu są bardzo nisko kaloryczne, Można je zabielać jogurtem naturalnym lub mlekiem. Przepisy są tak skonstruowane, że wychodzi 2,5  - 3 litrów zupy. Świetnie się mrożą, więc ja dziele je na 2 lub 3 części i niepotrzebne w danym dniu zamrażam.
Można też regulować ilość składników i wychodzą gęstsze lub rzadsze. Ja wolę gęstsze, bo to jeszcze lepiej oszukuje podświadomość.

1, Zupa jarzynowa:
zagotować 2,5 litra wody , dodać 1 - 2 kostki knorr lub winiary, do wrzątku wrzucić dowolną mrożonkę warzyw - do wyboru - kalafior, brokuły, seler, ciut marchwi, fasolka szparagowa, brukselka.  Ja wrzucam co akurat mam z tego zestawu,. Gotować aż zmiękną, byle nie za bardzo, doprawić, ewentualnie zabielić łyżka jogurtu i jeść

2. Kapuśniak
Zagotować 2,5 l. wody , dodać 12 kostki, do wrzątku wrzucić 300g kiszonej kapusty, 200 g białej ( ja wolę włoską)  i 150 g startej włoszczyzny, może być mrożona, Doprawiamy do smaku pieprzem , majerankiem i kminkiem, Gotujemy aż zmięknie, na koniec dodajemy duży słoik koncentratu pomidorowego( ja wole pomidory krojone z puszki , dodaje 2 puszki i jest ok) na talerz dodajemy łyżkę jogurtu.

3. Zupa z kapusty pekińskiej. Sama wymyśliłam bo kapusta mnie rozdyma chociaż ja lubię.
 , a Pan doktor powiedział , że przepis jest ok
Zagotować  2 l wody dodać 2 kostki ale rosołowo- warzywne, 1 paczka włoszczyzny mrożonej, Pokrojona 1 średnia kapusta pekińska, . Doprawiamy : pieprz ziołowy, papryka, zioła prowansalskie, sok z połowy cytryny i można dodać w sezonie 2 świeże pomidory. Gotuje sie krótko i jest pyszna.

Zostały jeszcze 4 przepisy na zupy , ale już nie mam dzisiaj czasu, Jutro będę kontynuować.
Wrzucę parę przepisów na pasty do chleba.

I proszę zwrócić  uwagę na to, że w zależności od rodzaju chleba , ilość  kromek mieszczących się w 100 gramach jest różna. To tez jest pole do oszukiwania podświadomości.
no to by było dzisiaj na tyle.





10 kwietnia 2013 , Komentarze (10)
Jest jedna podstawowa, niewzruszona zasada -  jeśli chcesz  pozbyć się kilogramów musisz znać swój bilans energetyczny, czyli całkowite zapotrzebowanie na kalorie w ciągu doby .
 Musisz wziąć pod uwagę ile masz lat, jaki tryb życia prowadzisz i ile ważysz. Jak  to już wiesz to odejmujesz ok  1500 kcal i wychodzi ci średnia , w moim wypadku to było najpierw 2000 kcal, jak ważyłam 161 kg , a później 1700kcal. I ta ilość kalorii powinna pomóc pozbyć się tłuszczu.  1700 kcal to olbrzymia ilość jedzenia zapewniam. Nigdy nie chodziłam głodna. i chudłam. A przecież na diecie 1000 kcal potrafiłam przytyć.
I tu jest właśnie pies pogrzebany.
Musiałam swoje odmęczyć , potem pójść w koszty, żeby się dowiedzieć o co chodzi.
A chodzi o metabolizm.
Mój dzięki wszystkim dietom , opisanym wcześniej , tak zwolnił, że tyłam od przysłowiowego powietrza.
Jestem pewna  , że większość  osób walczących z kilogramami  właśnie sama zapędza się w kozi róg.
Pół biedy jak ktoś intensywnie ćwiczy - ćwiczenia poprawiają metabolizm zdecydowanie.
Ale proszę przyznać się z ręką na sercu, ile z nas ma ochotę na ćwiczenia , jak już dieta to wyrzeczenie. Ja n ie miałam. Uważałam, że jak prowadzę w miarę aktywny tryb życia to wystarczy.
A tu figa z makiem.
Owszem , odpowiednio ułożony sposób żywienia  ruszył z miejsca mój metabolizm, ale tylko do pewnego momentu.
Potem  chudłam coraz wolniej i popadałam w coraz większy marazm , bo wiedziałam doskonale co powinnam, a tak mi się cholernie nie chciało.
Potem zima - kolejna wymówka - no bo ja zawsze zapadam w sen zimowy - no i tak ważę 149 z haczkiem.
Ale ponieważ ta wagę z zakresem do 180 kg oddałam córce, a została mi ta do 150 kg z zaczęła mi się kończyć , to powiedziałam dość. Sama nie dam rady. A jak zaczne pisać , to taką mam naturę, że zacznę też robić.
No i zaczęłam. To by było na tyle jeśli chodzi o dodatkowe wyjaśnienia.
Teraz  wracam do mojego planu żywienia.
Jeszcze uwaga dodatkowa ja mam założone 4 posiłki . Wiem, że niektórzy pracowali w cyklu 5 posiłków na dzień.
No i jeszcze jedno , ważne ......ja ograniczam sól maksymalnie z dwóch powodów. Po pierwsze sól zatrzymuje wodę w organizmie, i waga rośnie a ja miewam skoki ciśnienia , których chcę się pozbyć w czym sól nie pomaga.
Już 
1.  Zawsze zjadaj wszystkie  cztery posiłki.  Nie wolno pominąć żadnego z nich
2. Śniadanie należy zjeść zawsze bez względu na godzinę o której się wstaje i należy je zjeść w ciągu nieprzekraczalnej 1 godziny od obudzenia.
3. Pijemy jak najwięcej powyżej 1,5 litra, ale napojów które są dozwolone.
4 .odu  między posiłkami można się pozbyć dojadając warzywami takimi jak : pomidory, ogórki, kapusta, jarmuż, kalafior- ( świetny gotowany na zimno jako przekąska , tak samo jak brokuł ) sałata, rukola , papryka, seler naciowy, szpinak, rzodkiewka, rzepa, brukselka, cykoria, grzyby, cukinia, kabaczek , dynia, szparagi, bakłażan, cebula, fasolka szparagowa - w sezonie gotuję kilo dziennie i zajadam na zimni z ćwiartkami pomidora.....pycha.
Mogą być surowe , gotowane , kiszone lub konserwowane, bez dodatku majonezu czy śmietany.
Warzywa korzeniowe: marchew, pietruszka, seler, buraki do 600g na dzień.

Tu od razu wpisuję moją uwagę - warzywa na surowo bardzo szybko się przejadają.
Ja mam taki patent : seler, dużo pietruszki bo słodka, i trochę marchwi - kroję w słupki jak na duże fryty i gotuję 15 min na parze. Mam taki garnek to żaden problem . Potem w moździeżu ( dostałam taki kamienny  od córki - super rzecz )  ucieram łyżke ziaren kolendry, łyżeczkę oregano, dodaje sok z połowy cytryny i garść posiekanej zielonej pietruszki.  Wszystko razem mieszam w dużej misce do sałatek. Doskonałe na zimno i ciepło i właściwie bez kalorii. Tylko trzeba dodawać mało marchwi, bo jak się ją ugotuje to zaraz się skądyś biorą w niej kalorie
UFFFFFFFFFFFF no to dalej

5. Pieczywa nie smarujemy ani masłem ani margaryną, Za to smarujemy chrzanem, musztardą i keczupem - naprawdę można odzwyczaić się od masła .
Ja mam jeszcze parę pomysłów na smarowanie pieczywa.
Świetnie się smaruje gęstym jogurtem pod ogórek surowy lub pomidor albo rzodkiewkę, Wszystkie pasty na bazie jajka, kefiru i jogurtu.
No kurde   można fantazjować do woli.

No i teraz mój ukochany punkt .
Pan doktór mi to tak wytłumaczył.
" to że się odchudzamy  nie może być karą ani dla nas , ani dla naszych bliskich, więc może się zdarzyć , że popełnimy grzeszek - byle rzadko - nie ma co szat rozdzierać, Posiłki zaplanowane jemy normalnie , a co najwyżej serwujemy sobie dodatkowe 30 min np.rowerka, No
Ależ się rozpisałam. Starczy na dzisiaj.
Jutro opiszę mój ulubiony temat  -------------zupy. 
Są świetne. i to by było na tyle.






© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.