Wczoraj był dzień 5. Koszmarny dzień.
Nie mam pojęcia co się stało..
Ja - osoba pełna energii (znajomi mówią, że z ADHD) najpierw nie mogłam wyjść z łóżka (opuściłam wyrko dopiero ok 15 !!) przeniosłam tyłek przed komputer i utknęłam tu do 20.
Ok 20 wyszłam (zmusiłam się !!) na rower - po pół godzinie - nieszczęśliwa wróciłam do domu.
Od rana (obudziłam się ok 10 i do 15 leżałam w łóżku - robiąc NIC) chujowy nastrój. Jakaś załamka totalna.
Teraz jest ciut lepiej. Ale tylko ciut. Cały dzień bez uśmiechu :( to mi się nie zdarza.
Po powrocie z rowerka postanowiłam się "zabrać za siebie". Zrobić coś, żeby sobie humor poprawić. Komedii nie lubię. Film więc odpadał w przedbiegach.
Postawiłam na CEBULĘ. Ha! Teraz pachnę cebulowo. Doczytałam się w necie, że wcieranie soku z cebuli (odkurzyłam moją sokowirówkę - pozytyw dnia) poprawia stan włosów, zmniejsza wypadanie. Najlepiej wcierać taki sok z cebuli w skalp wieczorkiem, foliowy czepek do tego ciepły ręcznik i nie zmywać do rana. Ciekawe jak to mój ślubny zaakceptuje jak wróci.. To będzie pewnie pierwszy raz, kiedy będę się cieszyła z jego "super-extra-wrażliwego-nosa".
Do tego wcierania soku z cebuli we włosy, dołożyłam maseczkę z rozgniecionego ugotowanego ziemniaka, z odrobiną mleka, miodu, soku z cytryny, olejku macadamia. Dawno nie miałam tak zdrowo wyglądającej cery. Aczkolwiek z tą papką na twarzy wyglądałam dość odrażająco.
Ponadto zrobiłam sobie peeling kawowy (drobno zmielona kawa, cynamon, imbir, pieprz cayenne, oliwa z oliwek, miód). CUDO !!
Po kąpieli (z której przed chwilką wyszłam - i którą potraktowałam jak Domowe SPA... kąpiel w czekoladzie z płatkami owsianymi - rozkosz dla zmysłów i skóry) wtarłam w nogi i tyłek Żel z Zieloną Herbatą z Bielendy (lubie Bielendę). Gdybym tak codziennie o siebie zadbała - na bank wyszłoby mi to na zdrowie (a przynajmniej byłoby to korzystne dla mojego look).
Idę po coś do picia (stawiam na ziołowe herbatki... na chwilę obecną przydałaby się pewnie melisa.. pomimo całego zabiegu 4 good look wciąż jestem w jakimś dołku)
Rumianek z miodem i cytryną. Garść suszonej żurawiny. Miseczka rzodkiewek.
Mam nadzieję, ze jak wstanę, będę już normalna - ja. Nie lubię siebie takiej. Tym bardziej, jeśli nie wiem, dlaczego taka jestem.
O tym, co wczoraj zjadłam - nawet nie chcę pisać. Dużo za dużo. I głupio. Ale to chyba było konieczne. Gdybym do mojego dupiatego nastroju dorzuciła rygorystyczną dietę.. pewnie by się to hiper-super-mega-totalną załamką skończyło. A tak - nie jest źle.. Dobrze też nie - ale nie jest źle. A przynajmniej nie AŻ TAK źle.
No nic to - z nadzieją na LEPSZE jutro idę się zaraz położyć. Mam również nadzieję na szybki sen. I krzepiący.