Przedprzedwczoraj, w poniedziałek, naprawdę nie było późno, wyszłam z domu koło 15, rowerem pojechałam na cmentarz do mamy. Przed wejściem od Odrowąża mam już „swoje” stoisko, od sierpnia zawsze tam kupuję, zawsze 2 szklane czerwone serca, kilka wkładów do lampionów. Już szarówka. Zanim sprzątnęłam zwiędłe i wypalone, zanim zmyłam płytę, zanim trochę pomyślałam, zanim zapaliłam znicze i lampki . .. Jakoś szybko mrok zapadł. Jeszcze trochę z mamą porozmawiałam, obawiam się pierwszych świąt bez niej, przepisy na rodzinne potrawy wigilijne mam pisane jej ręką. Ehhh.....
Ciemno nagle, jakby zimniej. Jadę do Odrowąża. A tam - ZAMKNIĘTE!!!! Owszem, zawsze zauważam napis, że otwarte do zmroku, ale przecież jeszcze nie ma piątej po południu!!! Jestem zamknięta na cmentarzu!!! Trochę się emocji najadłam. Nie ze względu na nieboszczyków, nastolatką będąc, zaliczyłam noc na cmentarzu, ale w obawie przed zimnem całonocnym.
Brrrrrrr.
Brama od Wincentego też zamknięta! Ale w budce był cieć. Uffff
Staram się robić rzeczy zupełnie inne niż kiedyś, nowe. Żeby mi się nie kojarzyło. Jak pierniczki na święta. U nas była inna tradycja, serniki i najpiękniejsze, bogate makowce. Nikt tego nie zrobi jak mama, nie warto nawet próbować.
A ja nigdy wcześniej nie robiłam
pierniczków, co to na początku są suche, i mają leżeć ponad miesiąc, żeby były
dobre. U nas się tak nie robiło ....
Lalita mnie nakręciła, takie fajne linki pierniczkowe podała. Nabyłam pierwsze w życiu foremki do wykrawania, Pana i Władcę na specjalne, przedpierniczkowe zakupy wyciągnęłam. Foremki, posypki, przyprawy. Miód własny, z tatowej pasieki.
Wieczorem (późnym) zaczęłam ciasto robić. Niedoświadczona. Mam za małą blachę. O 3 nad ranem zdechłam. Kilka blaszek upieczonych. A reszta ciast w kulkoplackach, zawinięta w folię, czeka na dzień następny w lodówce.
Niedoświadczona, coś pochrzaniłam z przyprawami. Noooo, może nie tyle pochrzaniłam, co przeimbirowałam, przegoździkowałam, przekolendrowałam. . . . Pan i Władca, surowe ciasto podjadając, oznajmił - uch, mocne!
Kot córczęcy, gdym z kuchni wyszła, między jedną a drugą blachą, ukradł ze stolnicy surowego pierniczka w kształcie jelonka, tfu, renifera. Dla niego też chyba za mocne, zjadł tylko pół, drugie pół ogryzione na stołku kuchennym, a potem mleko pił i pił.
Dnia następnego do południa piekłam. Naprawdę, mam za mało blach, albo za małe są te blachy, co mam.
Acha, uczciwie będzie, jeżeli powiem, że tak cudnie pachnie w domu, że jeść mi się nie chciało. W ogóle, nie pamiętałam, nic, null! I nagle o 2:30 w nocy TAKI GŁÓD!!! Pasztetowa, resztki szyneczki i pół słoja ogórków konserwowych.
Po 14 godzinach niejedzenia nic dziwnego!
Środowa waga wyższa od wtorkowej tylko o 300 gram. Phi!
Gdy środowym popołudniem z roweru wróciłam ( rower komunikacyjny, byłam na kolejnym suchozębodołowym zabiegu, a potem jakoś dziwnie i naokoło wracałam.. .. ) - w domu tak CUDOWNIE pachniało. To imbiru głównie nadużyłam.
Jeździłam w te popołudnie środowe z zachwytem w oczach. Błękity, szarości, białawe blaski, róże, oranże, pomidorowe smugi. Nawet przegrzana para wodna z kominów Siekierkowych wyglądała cudnie.
Kocham ten stan, gdy świat jest piękny!
Do PIĘCIU TYSIĘCY brakuje mi jeszcze niecałe 37 km.
Śpię dobrze, wyjątkowo. Dwie kolejne noce przespane ciurkiem, jeno tylko z przerwą przedświtową na akrobatykę dwupłciową. Zasadniczo dzisiejszej nocy przespałam ciurkiem 9 godzin.
Tryskam energią, rozdaję uśmiechy.
Nawet widok na wadze nie jest w stanie mi uśmiechu zetrzeć z ust. On jest tylko nieprzyjemny, ale jeszcze nie alarmujący.
57,7 kg
Spodnie luźne.
Dziś wieczorem przedMasówka. Okazja do wieczornego roweru, do wieczornego zachwycania się miastem, do spotkania z rowerowymi współmaniakami.
Za moment wybywam do suburbia warszawskiego, będę toczyła małe potyczki urzędnicze.
ps 1.
Oblot zaprzyjaźnionych pamiętników będzie, w końcu. Trzeci dzień z rzędu zaglądam do kilku, myślę o komentarzu, a potem nagle jest dzień następny.
Joanno, wciąż się zastanawiam nad Sarenkowym przedszkolem.
ps 2
O to dźwiganie chodzi. Ja dźwigam te 20 kilowe paczki z radością. Mogłabym codziennie!!! Chciałabym codziennie!! Bo na każdej zarabiam ponad 7 stów. Warto!
kristensen
23 listopada 2012, 19:03pierniczki
malutka1812
23 listopada 2012, 17:42Akrobatyka dwupłciowa :) umarłam na ten tekst :) muszę go mojemu mężowi sprzedać tak o 3 nad ranem jak dziecię nasze na mleko wstanie ha ha :)
ita1987
23 listopada 2012, 17:32aż miałam dreszcze! następnym razem jak pójdę na cmentarz to sama zastawie brame kamieniem żeby mnie nie zamknęli! ;-)
assezminceetsensible
23 listopada 2012, 16:39jej ale historia z tym cmentarzem :O
loosewaight
23 listopada 2012, 16:05Jeeej! Ale miałaś przygodę. ;o
baskens.
23 listopada 2012, 14:52Jeżeli kot się połasił na pierniczka to zdecydowanie musiał być wyborny :) a że trochę mocny to dobrze :D hehe ten wpis poprawił mi dzisiejszy dzień, dziękuje bardzo ;)
Trolle
23 listopada 2012, 12:55Akrobatyka dwuplciowa ;)))
joanna1966
23 listopada 2012, 11:28A ja nad tym co ci napisać o mamie... bo wszystko co pomyślę g...no jest wartne w gdy w sercu i tak zieje pustka, i tak pustka... Mija własnie miesiąc jak zmarł Marian, ojciec mojego szczęścia - każdego dnia na parapecie okna palimy mu światełko... o tak po prostu, żeby odnalazł drogę na tamtą stronę i żeby się nie bał bo my cały czas o nim myślimy... ale ty to Jolando przecież wiesz, bo jesteś mądra i sama próbujesz to poukładać, to co ja mogę ci napisać...ehhhh....
mikrusek123
23 listopada 2012, 11:20a nie masz blach tych z piekarnika? znacznie więcej sie na nich pomieści :-) jak zostało białka od ciasta - mnie zostaje to używam je jako beza do dekoracji ale dopiero jak pierniczki wystygną
Windsong
23 listopada 2012, 09:03Zapachniałaś mi tymi pierniczkami, uwielbiam i smak i zapach. Niestety muszę poprzestać na ciasteczkach przedświątecznych, bo z moimi chłopcami pierniczki nie przetrwałyby nawet tygodnia. Zostałyby namierzone i wyjedzone tak że na święta nie było by nawet śladu okruszków :)))
ToJaMajka
23 listopada 2012, 06:25Dzięki Jola, przypomniałaś mi o moim świątecznym cieście na koniaku. Zupełnie wyleciało mi z głowy, sama nie wiem dlaczego...
truskawchen
23 listopada 2012, 00:32Uwielbiam Cię czytać, uwielbiam :)
renianh
22 listopada 2012, 23:42W tym czasie to już tak będzie w każdym pamiętniku pierniczki ciasteczka i jak tu się odchudzać gdy od czytania człowiek głodny.
dytkosia
22 listopada 2012, 23:15ja piekę na tej czarnej blaszce z piekarnika, a drugą tyle, że węższą mam dokupioną, ale wsuwa się ją idealnie jak orginalną
BlackHorse
22 listopada 2012, 23:03mnie akurat zamknęli na cmentarzu z narzeczonym. Wszędzie wysoki płot, więc po ciemaku przeszliśmy na stary cmentarz, gdzie był trochę niższy ceglany mur. W jednym ze starych grobów (bez pomnika, tylko płotek i ziemia) klęczał z pochyloną głową stary dziadek i coś mamrotał pod nosem. Obok leżał przewrócony na ziemię rower i tylko przednie koło się kręciło,jakby dopiero co rzucił rower. A my dochodzimy do murku, widzimy już drogę wyjścia i nagle do naszych uszu dochodzi ten mamrot - odwracamy się a tam powyższy obrazek. Jeszcze nigdy tak szybko nie przeskakiwałam muru :)
Anka19799
22 listopada 2012, 20:10Uch! Cale szczescie, ze kot nie zional ogniem z paszczy, bo bys go musiala przechrzcic na Wawelski, hahaha!
mysz57
22 listopada 2012, 18:17Zamkneli cie na cmentarzu?! Dobrze, ze ciec cie uratowal, bo bys musiala przez plot z rowerem skakac! A co do piernikow to one czesto po upieczeniu sa troche mniej intensywne w smaku,a poza tym chyba nie da sie przeprzyprawic :) Im intensywniej, tym lepiej.
Nattina
22 listopada 2012, 16:51ja tez polecam blachy na całą szerkość piekarnika i niestety, jak produkcja ruszy to jedna w piecu na drugiej wykładasz surowe, wyjmujesz, z gorącej zbierasz i nakładasz następne surowe na ciepłą blachę
fiona.smutna
22 listopada 2012, 14:50jolu - bo do pierniczków to najlepsze są takie blachy/pólki do piekarnika, jak ten ruszt na którym stoi Twoja blaszka. Blacha na szerokość p[iekarnika, wsuwana w rowki na ściankach. Ja mam takie "pełne". I z mojego przepisu na 500 g mąki wychodzi mi 5 takich półkoblach.
ilonol
22 listopada 2012, 14:39Cudne pierniczki. Ja za swoje biore sie w niedzielę.....