środa wieczór - córczę przyjechało, nocnym rozmowom nie było końca
czwartek dzień - rower, a jakże!
czwartek popołudnie - z Dani przyleciał córczęcy facet
coś poważnie to wygląda . . . hm.....
czwarte wieczór - z poznańskich PolEko wrócił Pan i Władca
zmęczony, ale tryskający zadowoleniem
stoisko zrobiło furorę
i spożywczych fantów nawiózł, czipsy, ciasteczka, batoniki, orzeszki, krówki, chrupki
aż piszczałam ze spożywczej chciwości - bo jak nie kupuję, to nie ma i nie potrzebuję, ale jak same mi do domu przyszły ?... mniam! będzie rozpusta!!!
na szczęście mam mądre córczę - "Mamo, oddajmy to mojemu bratu, a on da tym dwu kobietom z którymi mieszka, one zjedzą. Niech one będą grube, a nie my."
oddałam, prawie wszystko, znaczy ona myśli, że prawie wszystko, że tylko batoniki dla Staśka zostały
(ale kilkanaście krówek sobie zostawiłam)
piątek - zajęty robotą cały, nie miałam czasu się podrapać
piątek popołudnie - córczęcy facet dostał od Pana i Władcy kluczyki od jednego z volv, pojechali odebrać Staśka ze szkoły
(zastanawiam się, czy córczę doceniło gest ojca . . . to pierwszy "obcy" facet, który dostąpił tego "zaszczytu")
piątek wieczór - rower w grupie, a dokładniej rzecz ujmując comiesięczna akcyjka Godzina Dla Roweru; jeździmy po ścisłym Centrum w grupach niezorganizowanych, jeżdżąc absolutnie prawidłowo i super zgodnie z przepisami, ale ulicami głównymi, trzeba kierowców oswajać z tym, że rower ma wszelkie prawo poruszać się po jezdni
zdjatko końcowe, ci - co wytrwali na wietrznym zimnie do końca
piątek późny wieczór - synalek leci do Brytanni, w Londynie balety z kumplem, w Bristolu oddanie projektu knajpy i rozpoczęcie nadzoru wykonawczego, dziecko trzeba było pożegnać i na drogę wyprawić
sobota przedpołudnie - Pan i Władca magicznie zamieniony w Gotującą Matkę Polkę
bosz! te zapachy!! kurczę w figach, rodzynkach, pomarańczach . . . . prawdziwki z cebulą blanszowaną w prawdziwej śmietanie . .. puszyste ziemniaczane puree.. .
Stasiek dwa razy prosił o dokładkę !
a ja..... ehhhhhhhhhhhh
sobota popołudnie - ze Staśkiem jechaliśmy na rowerowe ognisko, kumple z zabezpieczenia Masy Krytycznej organizowali, bardzo ciekawi byli Staśka, ciekawi, że kobita z nimi jeżdżąca ma wnuka, nikt inny z zabezpieczenia Masy nie ma wnuka!
na zjeździe z kurduplowatego wału Stasiek zepsuł sobie rower, tak nieszczęśliwie zerwał łańcuch, że osłona poszła w diabły i się wszystko zaklinowało . . musiałam pomocy samochodowej z domu wołać . . wieczorem chłopaki z Masy, zawiedzeni, mi wyrzuty czynili na forum i na FiBi
niedziela południe - fajnie się bawić klockami . . przy okazji kompletujemy ze Staśkiem Lego (wielkie) Tomka-lokomotywę, to stare klocki, Stasiek się już nimi nie bawi, a ja mam "pod opieką" dom samotnej matki, gdzie trafiają kobiety, które z domu musiały uciekać z małymi dziećmi, przed rodzicami, przed mężami, oddam tam
niedziela późne popołudnie - Pan i Władca przeszedł samego siebie!!!!
na tyle zaakceptował obecnego wybranka córczęcia, że dał mu/im kluczyki od srebrnego volva oraz volvo z pełnym bakiem, niech se jadą do Torunia samochodem a nie busem . . dał własny samochód obcemu człowiekowi na 4 dni!!!! i przez wszystkie dni, gdy Robert był u nas - ani razu nie rzucił kąśliwości
nosz!, nie poznaję własnego mężczyzny!!!
poniedziałek rano - klienci
jak to jest, że gdy potrzebuję trochę czasu dla siebie - to pełno ich jak mrówków
a gdy jak kania dżdżu ich pragnę - to posucha!
poniedziałek - godzina 14
pogrzeb
Wszystko Czerwone
czerwone szaliczki mieli wszyscy obecni miłośnicy Gurui
największy był czerwony wieniec z czerwonymi szarfami, od TWCh
(nie jestem w stanie teraz o tym pisać . . . to nie było przyjemne . . to było gorzej niż smutne i łzawe, może jutro)
poniedziałek popołudnie i wieczór
w ramach odstresowania popogrzebwego ruszyłam do pobliskiej Arkadii na szoping
kupiłam co chciałam
ciuszki, kosmetyki, książkę
i NIE zjadłam makdonaldowych frytek !
ale, na pogrzeb Gurui, jakżeby inaczej, poszłam w szpilach
chyba zrobiłam sobie nożną krzywdę
boli od ostrogi aż do biodra
*******************************************************
i ALE !! - mimo gotowania pyszności przez domową Gotująca Matkę Polkę i mimo podjadania krówek (już normalnych nie ma, zostały tylko 4 gorsze, gorzkoczekoladowe) to widok na wadze każdego ranka powoduje uśmiechnięte ACH!
3 kolejne dni poniżej 61
1 dzień z waga superpaskową
dzisiaj też poniżej 61
mimo łez popogrzebowych dostrzegam, że świat bywa dobry
ps dziwaczny, bo z zaskoczenia
jedna vitalijka z Bydzi, druga vitalijka z Brytanii
jedna po trzydziestce, druga po czterdziestce
nie są znajomymi ze sobą, ja mam je obie
wzrost, waga, warunki zdrowotne zupełnie inne
stosunek do sportu - absolutnie różny
status życiowy diametralnie inny
ale dziś - rozmawiając z jedną, to, gdybym nie popatrzyła na wyświetlacz - nie wiedziałbym, z którą mówię
takie same rasowe wariatki, najcudowniejsze!, mówiące tak samo, z identycznym akcentem, sposobem urywania zdań, ten sam, nie do podrobienia głos
i natychmiastowe porozumienie duchowe, jakoś tak biegnące po drutach, komórkach i stacjach bazowych
wdzięczna jestem losowi, że mi takie wariatki w życiu zsyła
są lepszą przyprawą istnienia niż bywają faceci
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
otulona
15 października 2013, 17:09Też myślę, że charakter trzeba utemperować, ale mnie to kosztuje potwornie! Wiedziałam, że pójdziesz na pogrzeb...ja rozpaczam w domu. Mam cały jej komplet łącznie z autobiografią (oprócz ostatnich książek, bo kasa na zerze)
baja1953
15 października 2013, 16:01Ale się dzieje...faktycznie dni u Ciebie gęste od zdarzeń, emocji...Ja powoli się nawracam, dziś już był i rower i basen, z michą też ciut lepiej( ale któż wie co będzie później...)...czyli jest dobrze...A na dniu nauczyciela odbierałam komplementy, że "znowu schudłam", nie jest to prawda, nawet wręcz przeciwnie, ale..miło:)) Patrzę na Zosię, łzy rozrzewnienia wciąż i wciąż mi napływają... Pozdrawiam, cmok:))
deepgreen
15 października 2013, 12:30Moje oba dzieciaki takie-jedno u jednej babci siedzi,a drugie u drugiej.Ja wybylam z domu jeszcze przed pelnoletnioscia:-)To w sumie Osa dom rodzinny,bo mieszkal tam od urodzenia.Moze faktycznie wie co robi.Poczekamy,zobaczymy:-)
AuntJemina
15 października 2013, 12:08oooo nie wiedziałam tego o pokrzywie... ale nic to, pita w ciagu dnia tez mi dobrze robi, bo poprawia hemoglobine a ciotka z tych niedokrwitych jest :) ale wieczorem tez sę popije pokrzywy. pewnie będe wstawać w nocy pare razy ale trudno :)
Nefri62
15 października 2013, 08:00co zrobić żeby ten dzień był dłuższy, tyle na tyle rzeczy nie ma czasu. Trzeba się chyba lepiej zorganizować. pozdrawiam i miłego dnia
mania131949
15 października 2013, 07:49No dzieje się U Ciebie, dzieje.... Miłego dnia!
dam.rade.1958
15 października 2013, 07:49powiedzialabym ...zwariowana Rodzinka :))
renianh
14 października 2013, 23:08Faktycznie dzieje się ,a z pracą mam tak samo albo za dużo albo za mało no czasami w sam raz.
zoykaa
14 października 2013, 22:43To juz teraz wiesz ze ja to ja:)
deepgreen
14 października 2013, 22:37Corcze masz madre,ale Matka za to sprytna.Do tego gotujacy Maz i uczynny syn.Fajna rodzinka.
zoykaa
14 października 2013, 22:17Pe.es ma\m pyutanie mowilas o Hanyyzce czy o Matce?:)mam bunt i dla odmiany czytam Krall.pe.es 2 nie mam orientacji w terenie bo mam blednik rozwalony zatem wespol wzespol bedziesz "mie"musiala do Szwajcarii za reke prowadzic..i bedzie fajnie..i w ogole nie moge narazie pisac,bo wzruszenie mnie hamuje...
zoykaa
14 października 2013, 22:13i vive versa:)amen:)