Dzisiaj zaliczyłam swój drugi marszobieg :) 3.26 km, 26 minut, 240 kcal.
Moje menu dzisiejsze było też zadowalające: śniadanie; omlet z 2 jajek z cebulą, szynką z indyka i pomidorkami obiad; ryż brązowy z mieszanką chińska i pieczonym kurczakiem, podwieczorek: jablko, banan i kolacja; sałatka z mięskiem drobiowym (ogórek, sałata, pomidor, pestki dyni, mięsko "z kebaba" tak w menu było.i do tego chlebek czosnkowy).
Dodam, że nie mam w planach prowadzenia jakiejś drastycznej diety tylko zależy mi na zdrowszym odżywianiu. Postaram się pisać tu co zjadam i mam nadzieję, że Wy kochane vitalijki powiecie czy jest w miarę OKEJ ? :D :P pozdrawiam.
A i jeszcze jedno :) wszędzie na internecie piszą, że bieganie trzeba zaczynać powoli, najlepiej po 15-20 minut-bieg przeplatany szybkim marszem no i tak robię. Jednak u mnie w domu nikt nic nie wie na ten temat a jak wracam z biegania to każdy" o już tak szybko", "ale żeś się nabiegała :O". To jest dołujące, jednak nie chce mi się im tłumaczyć tego wszystkiego :( Czy Wy też macie takie demobilizujace sytuacje ??
tulipan2015
4 lutego 2015, 23:42"jednak nie chce mi się im tłumaczyć tego wszystkiego"- popieram. długo z nimi walczyłam, gównie z docinkami taty i ciekawością mamy, oraz ich wspólnym zdaniem ze nie mam co do roboty i czas marnuje.... beznadzieja, olewałam ten system z bólem, ale warto było, robiłam to dla siebie i czułam się szczęsliwa, a teraz gdy się wyprowadziłam, biegam sobie po parku grubo po 21ej i jestem szczęsliwa ;D i Tobie też tego wewnętrznego szczęscia życze i samozaparcia ;)) pozdrawiam
Anitulli
4 lutego 2015, 23:45Dziękuję bardzo :) jak wróciłam po bieganiu do domu i usłyszałam znowu jakieś beznadziejne teksty to powiedzialam sobie właśnie, że robie to sama dla siebie a jeszcze się zdziwią jak trochę pobiegam i w pewnym momencie wyjde i nie będzie mnie godzinkę lub dłużej wtedy to bedą wielkie gały a nie docinki :))