Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
wspomnienia cz.2


Wstyd się przyznać, ale na pierwszą wizytę jadę całkowicie nieprzygotowana. Zgłaszam się do chirurga bariatry z prośbą, żeby mnie zoperował i nic nie wiem na temat operacji. Teraz myślę, że broniłam się do końca, do końca wierzyłam, że sama dam radę uporać się moim problemem, pomimo że doświadczenia z mojego prawie pięćdziesięcioletniego życia mówiły inaczej. 

Na pierwszy ogień dietetyk. Od Pani doktor dowiaduję się, że bez operacji jestem skazana na przegraną. Wyhodowałam sobie ogromną ilość tkanki tłuszczowej, To wprawdzie magazyn energii, ale to także tkanka hormonalnie czynna, produkuje leptynę, hormon sytości . Drugim hormonem jest grelina, hormon głodu, produkowany przez komórki zlokalizowane w dnie żołądka, wydzielany w trakcie głodu, kiedy żołądek jest pusty. Ich wpływ na ośrodki głodu w mózgu to podstawowa przyczyna efektu jo-jo. Dlatego po odchudzaniu, kiedy mija okres świadomej samokontroli, a kontrolę przejmują te ośrodki, zaczynamy podjadać i waga wraca. Przy mojej wadze 166 kg i BMI 60 kwalifikuję się operacji. Pani doktror uprzedza mnie, że do operacji będę musiała schudnąć 10% wyjściowej masy ciała i że chirurg jest bardzo konsekwentny w tym zwględzie. Dla mnie oznacza to 16 kg. Dostaję bardzo ogólne zalecenia żywieniowe: mam mieć w lodówce chudy nabiał, twarogi, twarożki, jogurty, kefir,  chude mięso typu kurczak, ryby, soki warzywne, warzywa. I z tego mam komponować sobie posiłki. Mam przyjmować duże dawki Wit D3 - nawet do 10 tysiecy j. (brałam wcześniej 2 tysiące i uważałam że to dużo), zrobić świeże badania. 

Kolej na panią psycholog. Tu boję się najbardziej, ponieważ zaburzenia odżywiania typu bulimia dyskwalifikują z zabiegu. Zaczyna mi zależeć. Nie rozmawiamy o mojej wadze. Rozmawiamy o przyczynie mojego problemu, gdzie popełniam błędy, dlaczego chcę schudnąć, zakich zmian w życiu spodziewam się po operacji i po schudnięciu. Chcę być zdrowa, to wszystko. Przyznaję się do bulimii i do tego, że od 6 lat już nie wymiotuję. Kilka razy padają podchwytliwe pytania, przez które przechodzę bez problemu. Potem jakiś test wstępny. Jedno z pytań utkwiło mi najbardziej w pamięci i jest do dzisiaj moim mottem przewodnim. Pani psycholog zapytała się na ile w skali od 1 do 10 mam wpływ na swoje odżywianie. Powiedziałam, że na 10. Aż na mnie spojrzała i powtórzyła pytanie. A ja swoje - przecież jestem dorosła, to ja decyduję kiedy, co i jak jem, nikt mi niczego nie wlewa do gardła - na 10. Też dostaję wytyczne: Mam jeść regularnie czyli co 3 godziny. Muszę wygospodarować czas na posiłek w pracy, inaczej nic z tego. W czasie jedzenia mam się skupić tylko na nim, nie oglądać telewizji, nie czytać, nie grzebać w komputerze, nie omawiać problemów z rodziną. Mam powoli jeść, długo żuć każdy kęs. Mam czuć, że jem i cieszyć się tą czynnością, nie robić sobie wyrzutów że jem. I mam przestać jeść kiedy będę czuła, że mam dość. Niby proste. Najgorzej z tym jedzeniem w pracy.

W końcu przychodzi czas na wizytę u chirurga. Dowiaduję się, że z moją wagą kwalifikuję się do by-passu żołądka, ale właśnie przez moją wagę nie zrobi mi go od razu, tylko najpierw muszę mieć zmniejszony żołądek, po tej operacji schudnę, a jak zacznę znowu tyć, to dopiero wtedy by-pass. Czyli dwie operacje. Pierwsza pozwoli mi schudnąć. W  wyciętej części żołądka znajdują się komórki produkujące grelinę, hormon głodu. Dzięki temu łatwiej mi będzie stosować ograniczenia dietetyczne. Niestety duża część pacjentów po tej operacji tyje, ponieważ ciężko im pokonać nawyk jedzenia dużych porcji i rozciągają ten zmiejszony żołądek prawie do pierwotnego rozmiaru. Dowiaduję się, że są to operacje obarczone pewnym realnym ryzykiem zgonu . Doktor opowiada, o dwóch zgonach, które im się zdarzyły. To muszę wiedzieć. No i że do operacji bezwzględnie muszę dać coś z siebie, czyli schudnąc 10 % startowej wagi, ale żebym wogóle została zakwalifikowana do zabiegu mam schudnąć 6 kilo. Mam pokazać że jestem zmotywowana i że potrafię się ograniczyć i dostosować do zaleceń i dopiero wtedy znajdę się na liście oczekujących na operację. Informuje mnie, że prawdopodobny termin operacji to kwiecień 2015. Jeśli się im poddam, to on podejrzewa, że w ciągu 2 lat schudnę do wagi 90 kg. Nie podoba mi się 90 kg, chciałabym najwyżej 70. Ale już wiem, że to zależy tylko ode mnie. Mówię doktorowi, że skoro teraz mam zrzucić tylko 6 kilo, no to do zobaczenia za miesiąc.

Wychodzę z tych konsultacji z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony chcę schudnąć a z drugiej myślę, czy AŻ TAKIE rozwiązanie jest mi potrzebne? Może dam radę sama. Jednak nie rezygnuję z operacji, przecież mogę to zrobić w każdej chwili. Niech czas biegnie. Jest wrzesień, umawiam się ze sobą na styczeń, najdalej luty, na ostateczną decyzję. No i obiecuję sobie, że od dziś zaczynam i kupuję w sklepie kubeczek kefiru na kolację.

cdn :)

  • wiola7706

    wiola7706

    24 stycznia 2016, 00:10

    Bardzo wiele przeszlas . To nie takie proste jak myslalam "idę na operacje i juz" tu nie wystarczy tylko chciec. Tym bardziej podziwiam

  • bratek1970

    bratek1970

    22 stycznia 2016, 12:35

    Mam te same przemyślenia co Ty - co do operacji i tego, czy jestem jakaś ograniczona i sama sobie rady nie dam? No, ale ja tkwię w zawieszeniu. Ty jakąś decyzję podjęłaś:-)

  • CZAS=ZMIANY

    CZAS=ZMIANY

    20 stycznia 2016, 22:16

    Podziwiam bardzo i czekam na każdy kolejny wpis.

  • LastChance1984

    LastChance1984

    20 stycznia 2016, 21:19

    Czekam z zapartych tchem na kolejną część !

    • LastChance1984

      LastChance1984

      20 stycznia 2016, 21:19

      z zapartym ...

  • Cesta

    Cesta

    20 stycznia 2016, 20:05

    Czyżby jednak?

  • Sofijaaa

    Sofijaaa

    20 stycznia 2016, 13:36

    I ja czekam na cd :-)

  • Dadzira

    Dadzira

    20 stycznia 2016, 11:49

    Bardzo dobrze się Ciebie czyta, wiem że to historia z happy endem, więc tym bardziej nie mogę doczekać się cd.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.