Po tygodniu waga bez zmian. Wymiary bez zmian. Szaleństwo tartowe nie odłożyło mi się w biodrach, a jakie pyszne było jedzonko....mniam. Mam coraz mniejszą ochotę na menu z Vitalii - po 4 miesiącach mam wrażenie, że jem ciągle to samo, a nie chce mi się z kalkulatorami ślęczeć. Wczoraj porażka obiadowa - naleśniki meksykańskie. Ciasto się przykleiło do patelni, więc pierwszy wyrzuciłam a resztę usmażyłam na oliwie. Farszu tyle co kot napłakał. A miałam nadzieję, że zjem coś dobrego. Ale dzisiaj zjem je znowu z lenistwa.
W sobotę byłam z małym na basenie i po raz pierwszy w życiu nie zawijałam się kompulsywnie ręcznikiem tylko się namaczałam w komforcie. o pływaniu z hiperkinetycznym dwulatkiem na razie nie ma mowy.
Komplement od koleżanki, że wyglądam jak nastolatka a nie matka dzieciom - bezcenny. Może przez to, że strój mocno sportowy - trampki i krótkie jeansy?