Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Just Lemon Juice

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4348
Komentarzy: 77
Założony: 12 stycznia 2018
Ostatni wpis: 31 maja 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
LemonJuice

kobieta, 36 lat, Opole

167 cm, 83.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 czerwca 2020 , Komentarze (2)

- Wzlatujesz i upadasz jak upośledzony trzmiel. - Zakpiło bezlitośnie, prychając lekceważąco. 

- To i tak daje mi przewagę nad tobą - odparła spokojnie, nie odrywając wzroku od nieba za oknem. - Ty tylko leżysz i się kurzysz. 

- Nie dajesz mi szansy pokryć się kurzem - zauważyło z przekąsem. - Twoja obsesja na punkcie wagi wykończyła by mi kręgosłup - gdybym go miało. 

Lemonka skierowała wzrok na elektroniczne tałatajstwo leżące tuż przy szafce i uśmiechnęła się lekko pod nosem. 

Ciężko było nie przyznać wadze racji. Codzienne ważenie stało się jej rytuałem, żeby nie powiedzieć tikiem nerwowym. Dawało poczucie kontroli, pozwalało lepiej poznawać pewne mechanizmy i zadziwiająco uspokajało. Dzięki swojej niewielkiej obsesji wiedziała, że po spadku zwykle waga stoi dwa, trzy dni i nie ma w tym nic niepokojącego, że po treningu zwykle waży więcej i, że jej organizm nie zatrzymuje już wody nawet przed miesiączką. 

Od stycznia wiele się zmieniło. Nie tyle w jej ciele, co w jej głowie. Nagle wszystkie te wyświechtane frazesy, iż odchudzanie zaczyna się właśnie tam, nabrały sensu. Odkąd przestała marzyć o błyskawicznej i równie niezdrowej, co nietrwałej utracie wagi, wiele rzeczy stało się łatwiejszych. Nauczyła się cierpliwości. Forma na lata, a nie na lato potrzebuje czasu i systematycznej pracy. Można ją osiągnąć tylko poprzez deficyt kaloryczny i zbilansowaną dietę. I żadne cuda tu nie pomogą. Ale to nie tylko to. Lemonka wraz z utratą wagi zyskała coś, co przez większość życia było jej obce. Nauczyła się być dobra dla siebie. I chociaż pewność siebie wciąż wymaga pracy, to z pewnością osiągnęła ona niespotykany dotąd poziom. 

Oczywiście nie raz, nie pięć w ciągu swojego życia osiągała obecną wagę, ale jeszcze nigdy jej ciało tak nie wyglądało. Niby dieta do 70% sukcesu i można schudnąć bez treningów co jest oczywiście prawdą, ale kto by pomyślał, że te pozostałe 30% złożone z treningów, aktywności poza treningowej, redukcji stresu i odpowiedniej ilości snu, mogą być aż tak ważne? 

- Wiesz - odezwała się po dłuższej chwili milczenia. - Trzmiele to niezwykłe stworzenia. Latają chociaż nie powinny. 

- Do czego zmierzasz? - zapytało ustrojstwo z lekką dezorientacją w głosie.

- Do tego, że nie liczy się to ile razy upadnę tylko to, że zawsze wstanę. Nawet jeśli według niektórych jestem jak ten trzmiel co lata, chociaż teoretycznie nie ma do tego prawa. 

***

Witajcie! To niesamowite jak dawno mnie tu nie było. Zresztą nie pierwszy raz, za to pierwszy raz powracam po małym sukcesie, a nie będąc po raz setny na początku drogi. 

Od stycznia udało mi się zgubić ponad 10kg i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. 

Niestety znalazłam się w punkcie, w którym zwykle moja waga się zatrzymuje, a ja zniechęcona cofam się do punktu wyjścia. Tym razem tak nie chcę. Może uda mi się wreszcie zobaczyć te magiczne 7 z przodu? Zobaczymy. 

Wasza Lemonka 🍹


3 lutego 2019 , Komentarze (6)

- Najpierw cały dom śmierdział kapustą, a teraz wszystko wali smalcem! - westchnął Mężny Żonek z dezaprobatą spoglądając na Lemonkę, która nie mając pomysłu na to co by mu to odpowiedzieć, szczerzyła się jedynie jakby reklamowała pastę do zębów.

-Kochanie, taką mam dietę! - jęknęła w końcu, jakby nagle podjęła decyzję o tym, że należy się bronić.

- Ale WSZYSTKO ŚMIERDZI SMALCEM! - powtórzył Mężny Żonek, co najmniej tak głośno, jakby wcześniej tego nie mówił.

- Oj tam, oj tam - mruknęła pobłażliwie sprawczyni smalcowego zamieszania, oddalając się od Przyrzeczonego.

Nie to, że lekceważyła Żonka, ale co miała zrobić? Przecież się nie podda i nie zrezygnuje. Mężny Żonek będzie musiał przywyknąć i tyle.

- Dalej ze mną nie gadasz? - zapytała smętnie, podchodząc do elektrycznego tałatajstwa ukrytego pod witrynką. 

Odpowiedziała jej cisza. Zrezygnowana wyciągnęła wagę spod mebla, włączyła ją i stanęła na szklanej tafli, która w milczeniu błysnęła kolejnym spadkiem.

Z mieszaniną zadowolenia i smutku w sercu, Lemonka skierowała swoje kroki do kuchni, aby przygotować kolejne keto śniadanie. Na smalcu. Oczywiście.

***

Pierwszy tydzień diety ketogenicznej stuknął mi w piątek. Nie mogę się nadziwić jak dobrze jem, nie głoduję i uwaga - chudnę. Straciłam 1,7kg i 10,5 cm w obwodach całego ciała.

Co piękniejsze z dniem 1 luty, wyciągnęłam z piwnicy i wymęczyłam Mężnego Żonka o naprawę i tak oto od trzech dni śmigam na moim ukochanym rowerze. Co prawda staram się nie szaleć, ostatecznie nie jeździłam od października, ale i tak masa dobrej energii buzuje we mnie.

A co tam u Was?

(drink)Wasza Lemon.

31 stycznia 2019 , Komentarze (6)

Znacie to? Odkrywasz nową dietę i jesteś zachwycona #OłMajGadTejJeszczeNiePróbowałam! Zajarana jak stonka pyrką lecisz na zakupy, wydajesz miliony monet na mega drogie, mega eko i co najważniejsze - mega modne produkty. Pełna wiary i nadziei zaczynasz z mocnym postanowieniem: Tym razem mi się uda, tym razem utrzymam efekty i już nigdy moje biemaj nie będzie na okrutnym "Otyła jak świnka Peppa i cała jej rodzinka w jednym".

Na ile starcza Ci zapału? Bo mnie średnio na trzy dni zanim się połakomię i wszystko weźmie w łeb. 

Jednak ostatnio dotarło do mnie, że takie doświadczenia czegoś jednak uczą. Znam swoje mechanizmy przyzwyczajeń, wiem co jest moją słabą, a co mocną stroną. Nauczyłam się słuchać swojego ciała i zrozumiałam jakie zasady jestem w stanie utrzymać a jakie nie. 

Pół roku temu (niektórzy pewnie pamiętają) zrobiłam pełny post Dąbrowskiej. Udało mi się schudnąć 11,5 kg. Niestety wychodząc z postu, rzuciłam się na jedzenie (bolało, oj bolało, ale wpieprzałam, bo ja nie jadłam tylko wpieprzałam dalej). Skutek? "Kilka" (8 kg (loser)) wróciło. 

W międzyczasie próbowałam zostać zupomaniaczką, jej autorka Pani Monika powtarza, że to nie jest dla wszystkich i w moim przypadku miała rację. Lubię zupy, ale bez przesady. KIlka podejść - zero efektów.

I wtedy postanowiłam. Po nowym roku wracam na post, z którego tym razem wyjdę jak należy! Decyzję podjęłam w listopadzie (pójście na dietę przed świętami jest dla mnie torturowaniem i oszukiwaniem samego siebie).

Tak oto 2 stycznia 2o19 rozpoczęłam mój drugi post. Plan był taki, że będę na nim trzy tygodnie. Nie chciałam dłużej, bałam się, że po sześciu znowu rzucę się na jedzenie. Dziewiętnastego dnia postu moje ow się wyłączyło, a organizm zaczął dawać znaki, że dłużej nie da rady. Rozpoczęłam wychodzenie ważąc 7,1 kg mnie i mierząc 40,5 cm mniej w obwodach całego ciała. Wybrałam nową metodę wychodzenia, jednak w jego połowie zainteresowałam się dietą ketogeniczną, na której poniekąd opiera się nowa metoda wychodzenia z postu.

Jutro kończę pierwszy tydzień keto adaptacji. Staram się nie zachwycać jak zawsze, ale póki co trzymam się wszystkich wytycznych. 

Wniosek? Istnieje wiele naprawdę fajnych i skutecznych sposobów odchudzania. Moje doświadczenie i obserwacje pokazują, że wiele osób, które całe życie walczy z otyłością czy nadwagą zawsze ma za sobą szereg huśtawek na sinusoidzie co schudłam to przytyłam. Jednak wiele z tych osób kończy swoją historię podobnym zdaniem "Dopóki nie poznałam (tu wpisz nazwę diety) i schudłam raz na zawsze". Mam nadzieję, że dieta keto będzie dla mnie tą ostatnią. I życzę wam tego, aby Wasze zmagania również przyniosły Wam trwałe efekty :D

(drink)Wasza Niepoprawna Lemon

Keto śniadania rządzą! ]:>

7 czerwca 2018 , Komentarze (8)

- Gdzieś Ty była?! - wrzasnęło z oburzeniem, a w jej wyobraźni już wydymało dolną wargę na znak totalnej dezaprobaty.

Potrząsnęła głową, uśmiechając się krzywo, jakby próbowała odgonić absurdalny obraz urządzonka z wielkimi, czerwonymi wargami umiejscowionymi na samym środku szklanej tafli.

- No?! - poganiało, piszcząc coraz bardziej raniącym uszy falsetem. - Co z  Twoim postem?  Wiem, że sprawdzałaś ile ważysz jak spałem! Co się dzieje do jasnej ch...

- Nie wyrażaj się - przerwała mu, z trudem powstrzymując chichot - Już Ci wszystko opowiadam. 

- Zamieniam się w elektryczny słuch!

- Czyli, że aparat słuchowy? - zakpiła.

- Więcccccc... - kolejny raz ponagliło, ignorując marnej jakości żart Lemonki.

- Więc zrobiłam 40 dni postu, schudłam 11,5 kg i...

- I?

- ... i poległam na wychodzeniu. Dosłownie rzuciłam się na jedzenie, jednocześnie panikując dziko, że zaraz przytyję...

- I tak się oczywiście stało... - mruknęło z przekąsem.

- Wrócił 1,1 kg po czym waga stanęła, a ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Wiedziałam, że jeśli natychmiast się nie ogarnę to z mojej ciężkiej pracy nic nie zostanie... Jednocześnie odkryłam, że na poście było mi dobrze, bo nie musiałam liczyć kalorii, nie wiem jakim cudem dałam radę robić to przez większość dorosłego życia. Potrzebowałam diety, w której będą zasady, ale też będę mogła jeść bez liczenia i ważenia.

- Wnosząc po Twoim uśmiechu, mam rozumieć, że znalazłaś?

- Tak. 

- No i co to za cud środek?

- Zupomania. 

- Zupomania?

- Tak. Zupomania Moniki Honory. Jestem na niej już tydzień i... waga poszła w dół o 1,3 kg!

- Dla mnie nie ważne jest jak to robisz, dla mnie liczy się to, że coraz mniej się pocę, gdy na mnie stajesz... - syknęło wrednie.

- Jak zawsze urocze... - mruknęła pod nosem, wychodząc z pokoju.

***

Tak moi drodzy, z jednej diety na drugą, ale mam się świetnie. Jestem przede wszystkim spokojniejsza psychicznie, że dalej działam.

Nieśmiałe marzenia o 7 z przodu nabierają bardziej wyraźnych konturów, a ja nareszcie według BMI nie jestem otyła! Teraz czas zwalczyć nadwagę. Zatem jestem, żyję i idę po więcej. Tym razem na fantastycznych zupach!

Pozdrawiam cieplutko!

Na koniec zdjęcia mojej dumy! Pierwsze w życiu weki! Zapas fasolowej, białego barszczu i kurczakowej na cały tydzień ;)

(drink)Wasza Lemon

3 maja 2018 , Komentarze (12)

- O o o a ten pasztet z soczewicy wygląda świetnie! I... och, smalec z fasoli! Słyszałam, że jest mega! - wykrzykuje radośnie, zapisując kolejne przepisy.

- Nie możesz ani soczewicy ani fasoli... pamiętasz? - komentuje kwaśno elektroniczny szmelc.

- No wiem, ale jestem w połowie drogi i postanowiłam zbierać przepisy na wyjście z postu. - tłumaczy, nie zrażona, zapisując kolejne strony swojego zielonego notesu.

- Mhm, jasne, a oglądanie programów kulinarnych to hobby? - kpi bezlitośnie.

- Małe zwichrowanie... - mamrocze zawstydzona.

- Małe? Namiętnie oglądasz wszystko co zapiekane z serem, mięsne lub jajowe, a najlepiej wszystko na raz!

- Nie umiem tego wyjaśnić, ale mi to pomaga! - tłumaczy się.

- Tak samo jak wąchanie chleba, chipsów i parówek przed podaniem rodzinie? - drąży dalej.

- Dokładnie!

- To już nie jest normalne...

- Wiesz, chyba potrzebuję nowej wagi...

- O, Lemon, patrz! Pizze robią!

***

Dzisiaj rozpoczynam czwarty tydzień diety WO, a to oznacza, że jestem w połowie drogi, zakładając, że zamierzam wytrwać pełen 6 tygodni.

Z jednej strony mam powoli dość i marzę o czymś bardziej mięsno-nabiałowym, z drugiej zaś gdy patrzę na efekty, to nie mam ochoty się poddawać.

Po trzech tygodniach postu dr Dąbrowskiej ważę 9,2 kg mniej i straciłam łącznie 45 cm w obwodach całego ciała, zatem wielkie wow.

Do tego czuję się świetnie (poza małymi kryzysami ozdrowieńczymi, ale zazwyczaj przechodzą po jednym dniu). Mam doskonały humor, mendorfiny szaleją. Moja cera jest coraz ładniejsza, a wciąż ogromny tyłek wlazł bez problemu w dżinsy, które ostatnio gościły na nim jakieś trzy lata temu. Powoli zaczynam nosić ubrania ze sterty "to jak schudnę" i wszystko zmierza w dobrym kierunku.

Moje BMI spadło z 34,06 na 30,84. Jeszcze 2,5 kg i oficjalnie będę miała nadwagę i zwieję z otyłości!

Działam dalej! Teraz będzie już z górki!

A co tam u Was?

(drink)Wasza Lemon.

A na śniadanie: Mus jabłkowy z grapefruitem i borówkami. Pycha!

26 kwietnia 2018 , Komentarze (10)

- Och, och czy to Ty Lemon? - wzdycha urządzonko teatralnie - Ta lekkość... 

- Bardzo śmieszne - prycha dziewczyna z irytacji, z ledwością powstrzymując uśmiech zadowolenia cisnący się na jej usta - To, że schudłam kilka kilo, nie oznacza, że przestałam być specyficznym gatunkiem orki. Przede mną jeszcze długa droga. 

- To prawda. - mruczy tonem najmądrzejszej elektroniki na świecie - Ale masz również prawo być dumna z efektów, które osiągasz. 

- Chyba tak... - przyznaje z wahaniem, wpatrując się w wyświetlacz znajdujący się pomiędzy jej stopami. 

Skłamałaby gdyby powiedziała, że nie jest szczęśliwa. Cholernie szczęśliwa. 

- Dieta WO - zaczyna niepewnie - Dzień 15, początek trzeciego tygodnia. 

- Śmiało! - zachęca urządzonko. 

- Ale co mam powiedzieć?! - irytuje się. 

- Melduj postępy żołnierzu! - warczy w odpowiedzi niczym najprawdziwszy dowódca. 

Słysząc to, Lemon chcichocze cicho pod nosem i nieco się rozluźnia. 

- 3,3 kg na minusie, a także 16,5 cm w obwodach całego ciała. - recytuje, salutując przy tym. 

- Dobra robota żołnierzu! - chwali gadżet elektroniczny. - A teraz... Marsz na rower! 

- Z przyjemnością! - odkrzykuje dziewczyna, wybiegając z pokoju. 

Uśmiech nie schodzi jej z twarzy. 

***

Nie jestem pewna co mnie w dalszym ciągu zadziwia najbardziej. To, że wytrzymałam już pełne dwa tygodnie, to, że w sumie straciłam już 6,5 kilo i 34,5 cm w obwodach całego ciała, to, że jem całkiem smacznie czy to, że pomimo senności jestem pełna energii i mam naprawdę dobry humor. 

Nawet kaszel i katar, które ostatnio mi dokuczają nie są w stanie mi tego popsuć. Może to słynny kryzys ozdrowieńczy? Nie wiem. Faktem jest, że czuję się świetnie pomimo tego, że brakuje mi jajek, serów i jogurtów. Nawet za mięsem tak nie tęsknię jak za ryżem, makaronem i warzywami strączkowymi. 

Nie zarzekam się, że wytrwam pełne 6 tygodni. Narazie rozpoczynam trzeci. 

Pierwszy raz od ponad roku mam 8 z przodu, do tego wlazłam w dżinsy, których nie miałam na tyłku od co najmniej trzech lat. Moja cera (nareszcie) jest gładka. A drobne niedogodności? Cóż chyba jakoś je przetrwam ;) 

A co tam u Was? 

(drink) Wasza Lemon 

Na koniec garść foteczek ;) 

Wege "kebaby"

Gołąbki warzywne z surówką z czerwonej kapusty i jabłka 

Zapiekanka z czerwonej papryki i kalafiora 

I moja duma, prawdopodobnie osobisty rekord życiowy na rowerze. Ach spalić więcej niż się zjada ;) 

19 kwietnia 2018 , Komentarze (9)

- Nie wiem co mnie bardziej zadziwia - stwierdza kwaśno urządzonko - To, że wytrwałaś na WO cały tydzień bez jednej skuchy, czy to, że schudłaś, czy to w końcu to, że konsekwentnie dzień, w dzień jeździsz na rowerze.

- Też nie bardzo rozumiem, jakim cudem mi to wychodzi. - wzdycha, odkładając centymetr na bok - Ale w obwodach też całkiem fajnie poleciało.

- Naprawdę? Ile?

- Będzie jakieś... - mamrocze pod nosem, przymykając oczy i ignorując złośliwe tykanie wydawane przez urządzonko - ... osiemnaście i pół centymetra na całym ciele.

- Nieźle, ale wiesz, to dopiero pierwszy tydzień. - burczy ostrzegawczo elektroniczny szmelc.

- Tak, wiem. 

- Ale... Tak trzymaj Lemon! 

***

Pierwszy, ponoć najtrudniejszy tydzień diety warzywno-owocowej za  mną i naprawdę pękam z dumy, że wytrwałam. Dzisiaj rozpoczynam tydzień drugi. A efekty?

- 3,2 kg i -18,5 cm dają całkiem ciekawy i zadowalający, a co ważniejsze - motywujący wynik. 

Pomimo chronicznej senności jaką odczuwam i częstego poczucia, że jest mi strasznie zimno, a także kilku niechcianych pryszczy na twarzy, jestem pełna energii i motywacji. Rozpierają mnie mendorfiny (endorfiny mendy, którą jestem z racji charakteru).

Dodatkowo przechodzę samą siebie w tworzeniu menu i mam przy tym mnóstwo pracy, ale i zabawy.

Oto dwa z moich przykładowych posiłków:

Buregery z kalafiora i brokuła

Wegański barszcz

I na koniec moje ukochane cudo, wymarzone i wyczekane. Nareszcie będę mogła zapomnieć o wypożyczalniach miejskich. Przedstawiam wam Neco, cudowny rower trekingowy, z którym od teraz jestem praktycznie nierozłączna.

Pozdrawiam wiosennie!

(alkohol)Wasza Lemon

13 kwietnia 2018 , Komentarze (10)

Zagryza dolną wargę, a palce dłoni wykręca nerwowo. Czeka. A wśród "Dziesięciu autentycznie znienawidzonych przez siebie rzeczy", czekanie zdecydowanie plasuje się w pierwszej piątce. Jednak pomimo całego tego zniecierpliwienia i stresu, które odczuwa, absolutnie nic nie zapowiadało końca.

- Skończyłeś? - jęknęła żałośnie, czując, że nie jest w stanie dłużej wytrzymać.

Odpowiedział jej rechot. Ten sam, który nieprzerwanie od dobrych kilkunastu minut miażdżył jej uszy powodując mini wylew do mózgu.

Ze złością przewróciła oczami.

- Dobrze, już dobrze!- warknęła - Poniosłam porażkę, zadowolone? A teraz jak ta grubaska marnotrawna powracam do ciebie na mych tłustych kolanach. Czy możemy już o tym zapomnieć?

- Podsumowując - westchnęło urządzonko - Twoja dieta potrwała dwa tygodnie, od tego czasu, pasiesz się radośnie, przytyłaś dwa i pół kilo i wracasz z płaczem?

- Zgadza się - wymamrotała zwieszając głowę.

- I co tym razem? Kolejna garść obietnic, że się postrasz? Zegar tyka Lemon, czas skurczył ci się do niecałych czterech miesięcy. Wiesz co to oznacza?

- Że żarty się skończyły i jeśli tym razem zawalę, będę tucznikiem trzydziestoletnim, zamiast hot trzydziechą?

- Dokładnie. Więc jaki masz plan?

- WO...

- To będzie bardzo ciekawe...

***

Zgadza się, grubaska marnotrawna powraca, bo jej się tłusty tyłek zaczyna palić.

Postanowiłam spróbować czegoś co mnie stworzeniu iście mięsożernemu i nabiałokochającemu w głowie się nie mieści: Post dr Dąbrowskiej, znany bardziej jako dieta WO (warzywno - owocowa).

Przyswoiłam zasady. Trzymajcie za mnie kciuki, bo sama nie wierzę, że już drugą dobę o samych warzywach i owocach żyję. 

Minimum na tej diecie to 2 tygodnie, maksimum 6, a potem jeszcze 6 tygodni powolnego wychodzenia z diety. To będzie hardcore...

A co tam u Was?

(alkohol)Wasza Lemon

P.S. Dalej nie palę... Chociaż tyle!


14 stycznia 2018 , Komentarze (5)

Siedzi, a raczej leży w fotelu, a nie, jednak siedzi. Po czym znów leży. Wierci się jak szalona, ewidentnie nie mogąc odnaleźć dogodnej pozycji na ulubionym meblu. Niby wygodny jak zawsze, a jednak zupełnie w dniu dzisiejszym niewspółpracujący. Więc zmienia te pozycje jak w kalejdoskopie, raz po raz wzdychając ciężko i może nawet nieco zbyt ostentacyjnie, rzucając niepewne spojrzenia w stronę T E G O ukrytego jak zwykle pod kredensem. 

Z jednej strony chce, o borze szumiący jak ona chce. Ciekawość ją zżera od środka niczym zaraza, z drugiej zaś - wcale nie bardzo, gdyż jej strach jest równie wielki.

Bo co jeśli starania w tym tygodniu były zupełnie bezcelowe i bezlitosny licznik wskaże zerowy brak poprawy, albo - o zgrozo! - wzrost niechybny?! Czy znajdzie w sobie siłę by walczyć dalej, pocieszając się wyświechtanym frazesem "to normalne" lub "tak się czasem zdarza"? Będzie na tyle silna? A co jeśli nie i podda się w załamaniu, tym samym skazując się na rychłe, niechlubne S T O na elektronicznej tarczy? 

Jej depresyjne myśli przerwa ciche chrząknięcie.

- Sprawdzisz wreszcie? - burczy T O z wyraźnie słyszalną irytacją w skrzekliwym głosiku.

- Boję się. - wyznaje wstydliwie, prostując się na fotelu i spuszczając głowę.

- A czego tu się bać? - zapytuje drwiąco.

- No... wszystkiego? - odpowiada pytaniem na pytanie.

- Ugh... - wzdycha ciężko - Dobrze, więc zacznijmy od rachunku sumienia. Zaniedbałaś? Podjadałaś? Tknęłaś niedozwolone? Jadłaś regularnie, jak należy? Dużo wody piłaś?

Ona zamyśla się przez chwilę, usiłując być jak najbardziej rzetelną w swojej odpowiedzi.

- Nie, nie i nie. - mruczy, udzielając pierwszych trzech - Nie i nie? - traci na pewności.

- Jak to nie i nie? - zapytuje mając na myśli dwa z ostatnich zaprzeczeń.

- Przez trzy dni nie byłam bardzo głodna i prawie nic nie jadłam i przez to, również nie piłam i.. - zaczyna się tłumaczyć, plącząc się nieco.

- Lemon... - gdyby miało głowę, zapewne w tej chwili pokręciłoby nią z dezaprobatą. - Powtórz zasadę pierwszą.

- Muszę? - pyta z niechęcią.

- Musisz. Słucham. - oświadcza tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Zasada numer jeden... - zachęca.

- Chcesz szybko schudnąć i jeszcze szybciej przytyć - nie jedz. - mamrocze - Chcesz schudnąć - jedz.

- Widzimy? Rozumiemy? - dopytuje przemądrzale.

- Tak jest! - wykrzykuje, salutując prześmiewczo.

- Już nie bądź taka do przodu, bo Ci w tyle... a nie, czekaj... trochę jeszcze czasu upłynie, zanim Ci w tyle zabraknie... - chichocze złośliwie w samozadowoleniu.

- Ha ha ha - syczy z irytacją.

- Wskakuj. - zachęca, zmieniając temat.

- Nie chcę... - burczy, nie ruszając się z fotela.

- Bez dyskusji. - rozkazuje - Miej odwagę ponieść konsekwencje własnych poczynań.

- Ale..

- Ale już!

Więc co ma robić? Warcząc coś pod nosem o upartości urządzonka, wchodzi powoli na szklaną taflę, zamykając oczy. Ledwie powstrzymuje wybuch złości, słysząc jego teatralne stęknięcie.

- No i... ? - pyta nie uchylając powiek.

- Sama zobacz.

Więc patrzy i... Na pucołowatej buzi powoli wykwita coraz to szerszy uśmiech.

- 92,5.. - szepcze z niedowierzaniem - Kilogram mniej... 

- Brawo! Oby tak dalej! 

- Oł je! - krzyczy zeskakując z urządzonka i machając biodrami, robi.. coś? Ni to taniec ni to atak padaczki - ciężko stwierdzić.

- Skończ wać panno, wstydu oszczędź... - mruczy zniesmaczone urządzonko - Wciąż za wcześnie być pokazywała to światu...

- Cicho tam! - macha ręką, nie przestając skakać i pląsać po pokoju.

Kilogram... Kropla w morzu tłuszczu... Ale jak cieszy...

***

9 stycznia, waga: 93,5 (-3,1 kg) - nie palę od tygodnia.

14 stycznia, waga: 92,5 (- 1kg) - wciąż nie palę.

Zasada nr 1: Chcesz szybko schudnąć i jeszcze szybciej przytyć - nie jedz. Chcesz schudnąć - jedz.

(alkohol)Wasza Lemon


12 stycznia 2018 , Komentarze (9)

Żałosne piski oraz skomlenia rozchodzą się po pokoju, co w połączeniu z nadmiernie uciążliwym skrzypieniem podłogi i trzaskiem pękającej, szklanej tafli, daje naprawdę okropne wrażenia słuchowe.

- Zejdź ze mnie, błagam! - jęczy, chlipiąc cichutko.

- Czy Ty odrobinę nie przesadzasz? - warczy, zaciskając zęby ze złością.

- Przesadzam?! Ja przesadzam?! Dobre sobie. - oburza się - Widziałaś ten licznik?! Prawie setka! S T O! Czy Ty to rozumiesz?! 

- No i co ja Ci na to poradzę? - syczy z trudem opanowując łzy zawstydzenia - Jestem jaka jestem.

- To sobie bądź, ale zejdź już ze mnie!

- To co mam zrobić, co?! Przecież to nie ma sensu, tyle razy już próbowałam i zawsze kończy się tak samo. Prędzej czy później - zawsze przegrywam. 

- Bo sobie na to pozwalasz. - wzdycha - Słuchaj Lemon, o odchudzaniu i zdrowym żywieniu wiesz niemal wszystko, to nie jest tak, że nie umiesz tego zrobić, tylko Ci się nie chce. Szukasz wymówek, udajesz, że Ci to nie przeszkadza, ale kogo chcesz oszukać w tak oczywisty sposób unikając odbicia w lustrze? Znasz teorie - wciel ją w praktykę.

- Myślisz, że mogę coś z tym zrobić?

- Jestem tego pewne! 

- Ugh... No... No dobrze spróbuję... - wybąkuje niepewnie.

- No i to rozumiem! Do dzieła! Powtórz za mną: Na moje urodziny będę hot trzydziechą!

- Na moje urodziny będę hot trzydziechą - mamrocze.

- Nie słyszę...

- Na moje urodziny będę hot trzydziechą - powtarza nieco śmielej.

- Jak na taką masę, to kiepska jesteś..

- Na moje urodziny będę hot trzydziechą! - krzyczy ze złością.

- Brawo! Ale Lemon...

- Hm?

- Zejdź już ze mnie...

- Och, przepraszam... - szepcze z lekkim uśmiechem, schodząc z urządzonka, które odetchnęło z ulgą.

***

START: 2 stycznia 2018 rok, waga 96,6 KG - od tego dnia również nie palę.

9 stycznia, waga: 93,5 (-3,1 kg) - nie palę od tygodnia.

Witajcie.

(alkohol)Wasza Lemon


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.