I zaczynamy od nowa...schudłam do ślubu ale efekt jo-jo to su*a więc i mnie dopadło.
Tym razem startujemy od 65 kg.....eh...meh...no to zaczynamy po raz enty - tym razem mam pełny miesiąc na schudnięcie.
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (13)
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 2998 |
Komentarzy: | 31 |
Założony: | 10 kwietnia 2016 |
Ostatni wpis: | 24 lutego 2018 |
kobieta, 34 lat, Okinawa
160 cm, 65.00 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
I zaczynamy od nowa...schudłam do ślubu ale efekt jo-jo to su*a więc i mnie dopadło.
Tym razem startujemy od 65 kg.....eh...meh...no to zaczynamy po raz enty - tym razem mam pełny miesiąc na schudnięcie.
Eh...schudłam i znowu przytyłam....efekt jojo...love it for ever.
Ale...znowu zaczynam i tym razem muszę dojść do idealnego 52...tym razem ślub..ale mój.
Chajtam się ;p.
Koleżanki z pracy odradzają "nie chudnij do ślubu, bo większość znajomych schudło a potem przybrało na wadzę dwukrotnie".
Może i możliwe...ale jako człowiek leniwy, potrzebuję motywacji.
Były czasy, że odżywiałam się odpowiednio, ćwiczyłam i ogólnie było super..ale odkąd rozpoczęłam nową pracę nie potrafię zagospodarować czasu...i najczęściej marnuję go przed TV.
Przeraża mnie to, bo kiedyś byłam osobą aktywną, kreatywną. Miałam czas na milion rzeczy. Na czytanie, rysowanie, spotkania z przyjaciółmi, naukę, pracę...teraz mam czas...na...e...na marnowanie czasu ;/.
Boli mnie ten brak produktywności. Boli mnie to ,że nie potrafię się ogarnąć.
Ale najbardziej boli mnie to, że to tylko moja wina...i to, że tylko narzekam.
Taki typowy polaczek cebulaczek. Umiem tylko narzekać.
No nic...koniec z narzekaniem, czas (po raz enty) na działania.
Dzisiaj już ćwiczyłam. Powstrzymałam chęć zjedzenia czekoladowego ciasta, które uśmiecha się do mnie z lodówki. Został mi angielski na deser ;).
Jest dobrze.
Już widzie poprawy tylko po wprowadzeniu diety. Wyglądam jakoś tak...lepiej. A wszytko dzięki WAM (wasze wpisy coś mi uświadomiły), bo w czasie choroby uważałam na to co jeść (choć na początek nic mi się jeść nie chciało). Teraz czas wprowadzić trening. Zobaczymy jak to będzie wyglądało. Na razie się nie zarzekam, bo plany są ambitne ale nauczyłam się , że jest ze mną rożnie. Na pewno będę się ruszać...zobaczę tylko z jaka częstotliwością.
Zważyłam w swoim zachowaniu pewną przerażającą tendencje. Jestem uzależniona od śmieciowego jedzenia i coli. . Zauważyłam, że po odstawieniu tych rzeczy, aż mnie trzęsie na ich widok. Sposobem na to stało się ograniczanie wizyt w barach i restauracjach (na razie oczywiście) dopóty, dopóki nie odzwyczaję się od tego. W domu oczywiście nie można spotkać takich rzeczy. Wyzwaniem są zakupy, ale od tygodnia wygląda to tak, że robię listę i kupuję tylko to co powinnam bez oglądania się na inne produkty...to naprawdę ułatwia sprawę:).
No nic...walczymy dalej!
Zostawię to bez komentarza...akcja przesunięta, aż wyzdrowieję......
Do 30 czerwca piękniejsza, szczęśliwsza i przede
wszystkim ZDRWSZA!!!
Nie che mi się rozpisywać, jako że leniwa jestem. Założyłam bloga by zapisywać gdzieś moje postępy, uwagi i takie tam (jak się nie che w kajeciku i na dysku to w sieć wepchnąć trzeba...a co!). Zatem zaczynamy.
- dedline (czyt. ostatnie ważenie) 30 czerwca;
- dieta redukcyjna; przez pierwsze 3 dni oczyszczająca;
- ćwiczenia co się w necie znajdzie, to się uskuteczni, by ciałko nie zwisało.
i tyle na początek....
...........good luck for me :)
...szkoda, że "cycków" takich nie będę miała :c
...a dzisiaj nie poniedziałek...hm...ciekawe :D...zaczynamy od dzisiaj a nie od poniedziałku Medels ;)