Jest sukces - kolejny krok milowy osiągnięty. Wczoraj waga wskazała 64,9 kg. Ostatnie 2 kg to szło... jak krew z nosa. Ale szło do przodu z jednym małym regresem, który potem ciężko mi było odpracować. To na pewno przez brak ćwiczeń.
Cel odchudzania przesunęłam jeszcze na 60 kg. I to już będzie waga idealna dla mnie. Dalej będzie już tylko stabilizacja.
Teraz próbuję się rozruszać po kontuzji. Małymi krokami, żeby ból znowu nie wrócił. Zaczęłam od strechingu i roweru. Staram się codziennie trochę porozciągać lub wyskoczyć na rower z dziećmi.
Postanowienie na dziś: chwila relaksu z dziećmi i mężem (najlepszym na świecie) na rowerze i przy pysznej kolacji i może wreszcie pójdę wcześniej spać.
Postanowienie na jutro - zanim wstaną dzieci i rzucę się w wir weekendowych obowiązków poćwiczę w KFO.
andzia655
20 czerwca 2015, 07:50O Martusiu jaki piękny cel :-))) Ja muszę też się spiąć i wrócić na dobrą drogę. Po tych wyjazdach ciężko mi się zebrać, ale wiem że chcę.
mjezie
25 czerwca 2015, 08:51Cześć Ania, ja właśnie się spięłam, żeby dokończyć dzieła, bo przez grille i lody, to ten spadek był malutki ostatnio, ale był. Zobaczymy co będzie po moim urlopie, który zaczynam już w sobotę. Całuski. PS. Czekam na Twój zabawny pamiętnik. Coś nic nie piszesz od tego wyjazdu do Sopotu...
angelisia69
19 czerwca 2015, 16:51udanego relaksu z rodzinka ;-) i spadeczkow oczywiscie
mjezie
19 czerwca 2015, 23:31Dzięki. To miło z Twojej strony. Również życzę samych spadków. :)