Trochę wyglądało to tak, jak na tym zdjęciu - zwiałam od diety, odpuściłam, ale co jakiś czas oglądałam się za siebie... Kilogramy, które zrzuciłam, wróciły, nawet z pewną nawiązką. Miałam żal do siebie, że się poddałam, że nie dałam rady. Było trochę trudnych miesięcy - jednak praca dała mi w kość, to wstawanie o 4, zmęczenie. Na wiosnę tego roku coś się zmieniło, powiały wiatry zmian, a we wrześniu się udało - zmieniłam pacę. Wróciłam do swojego miasta, już nie dojeżdżam 120 kilometrów, do pracy mam 20 minut. I... odżyłam! :)
Zapisałam się na angielski, który tak bardzo chciałam sobie powtórzyć, wrócić do niego. Wysypiam się, mam czas na książki, na chodzenie do bibliotek, które kocham, na spotkania z przyjaciółmi, z siostrzeńcem, który za chwilę skończy 2 lata :) I znów zaczęłam myśleć o sobie, o tym, jak źle czuję się ze swoją nadwagą. Nowa praca dała mi możliwość skorzystania z karty sportowej. Pomyślałam - czemu nie? Spróbuję, zawsze mogę przecież zrezygnować...
Nie zrezygnowałam! Mija już drugi miesiąc, odkąd regularnie ćwiczę. Zaczęłam od poszukania odpowiedniego miejsca. Z natury jestem leniem, więc wiem, ze sama nie dam rady. Znalazłam dobry klub niedaleko domu, spróbowałam bodajże 4 rodzajów zajęć i pokochałam jedne - pilates. Fantastyczne! Świetna prowadząca, mała grupa, dobrze się tam czuję, moje ciało się wzmacnia. Dołożyłam do tego siłownię - pewnego dnia, przed pracą, poszłam o 7 i powiedziałam trenerowi wprost, ze nic nie umiem, że się wstydzę, ale chcę coś zrobić. Ustaliliśmy wstępny plan treningowy, którego się trzymam, pokazał mi, jak ćwiczyć na poszczególnych przyrządach. Każda wizyta na siłowni, gdzie zazwyczaj są sami faceci, podnoszący ciężary, jest dla mnie pewnym stresem, ale - co zaskakujące - atmosfera tam jest przyjazna, nikt się na nikogo nie gapi, wszyscy mówią mi "cześć", co sprawia, że stres i wstyd nieco odpuszczają. Chodzę, to najważniejsze :) Ćwiczę kardio i siłowo, żeby wzmocnić ręce, ramiona, mięśnie klatki piersiowej. Dobrze się czuję, przestały mnie boleć plecy, czuję, jak moje ciało się wzmacnia i na pilatesie np. dłuzej wytrzymuję w pozycji, łatwiej mi pewne ćwiczenia wykonać, a na siłowni pokonuję coraz dłuższe dystanse na bieżni (marsz) czy orbitreku.
I tym sposobem do ćwiczeń 2-3 razy w tygodniu postanowiłam dołożyć dietę. Mam nadzieję, że teraz, gdy jeszcze ćwiczę, waga zacznie spadać, a ja będę bardziej zmotywowana. Próbuję, póki mi się chce, bo wiem, ze często miewam słomiany zapał. Mam wielką nadzieję, ze tym razem będzie inaczej :)