Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W sierpniu zdiagnozowano u mnie nowotrów. Wylosowałam nieźle, bo taki przewlekły (mieloproliferacyjny), a nie złośliwe i zabijające ustrojstwo. Po pierwszym szoku postanowiłam, że to właściwie jest niezły pretekst do tego, żeby zacząć żyć tak jak zawsze chciałam. Bez wymówek. Nie marnując czasu. Z pasją i radością. Odzyskanie sprawności i sylwetki jest częścią tego planu;). To ustrojstwo w mojej krwi trochę mnie ogranicza - przekonałam się już, że bardzo lubi suplementy, więc sobie nie pomogę w ten sposób;), ale postaram się podejść do sprawy mądrze i z cierpliwością.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3790
Komentarzy: 447
Założony: 2 stycznia 2025
Ostatni wpis: 9 marca 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Sophia1729

kobieta, 42 lat, Złotów

165 cm, 77.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 marca 2025 , Komentarze (3)

Przespałam... Wstawałam tylko żeby zjeść i wyjść z pieskiem 😁. Biorąc pod uwagę ten fakt, to pewnie tego jedzenia było za dużo, ale jakoś organizm musi się odbudować po chorobie. Piszę po, bo dziś już czuję się normalnie:D. Trochę jeszcze coś mi siedzi w płucach, ale zdecydowanie to już jest stan "po". Taki do zaopiekowania, ale już mogę robić rzeczy swobodnie w miarę. Jogi wczoraj nie zrobiłam, bo spałam. Kroków też nie, bo też spałam. Dziś mam zamiar ponadrabiać delikatnie. Nie tylko w obszarze aktywności. Dużo mam do nadrabiania po tym chorowaniu:D. 

Śniadanie: Serdelki od Gzeli (ale dobre😍 - jak na serdelki 🤣), cammembert z orzechami, awokado rozgniecione z pomidorem, warzywka, majonez i musztarda. 

II śniadanie: Bułeczka z pasztetem i warzywami. 

Obiad: Schab pieczony w garnku rzymskim z cebulką i ziemniakami (jeżeli schab pieczony wychodzi wam suchy, to garnek rzymski robi tak, że jest mięciutki i soczysty. Podobnie robi pieczenie w niskiej temperaturze, ale ja wolę tak, bo sobie wrzucam wszystko do jednego gara i się robi samo i jest pyszne), surówka.

Kolacja: Skyr z odżywką białkową, banan, orzechy, krem pistacjowy, chia. 

Trochę się czuję jakbym pogubiła większość wątków w moim małym żyćku. Tak się obudziłam, patrzę sobie i nie wiem co się dzieje. Chciałabym coś robić, a najlepiej wszystko na raz, ale nie wiem zupełnie co. Chyba zacznę to nadrabianie od wyciągnięcia dużej kartki i flamastrów i przypomnienia sobie gdzie ja jestem i dokąd zmierzam 🤪.  Nietzsche powiedział, że „Najwyższą formą ludzkiej głupoty jest zapominanie o tym, co mamy osiągnąć.”. Życzę wam wszystkim, żebyście nie zapominały. I pozdrawiam wiosennie🥰. 

8 marca 2025 , Komentarze (3)

Nie zapisał mi się wczorajszy wpis:(. No trudno. Jeszcze raz. Niezbyt się czułam lepiej w sposób świadomy, ale chyba jednak lepiej, bo nawet posprzątałam łazienkę i zrobiłam pranie. Dziś chyba czuję powoli koniec tej udręki:). Wypluwam płuca, ale jakoś tak ogólnie nie składa mnie na pół. Może nawet nie mam gorączki? Spróbuję jakąś delikatną jogę dziś zrobić. Łazić jeszcze nie będę za dużo. 

Trochę przesadziłam mówiąc, że będę leżeć z książką w łóżku. Mam jakieś dwa wnioski do złożenia na wtorek i trzeba je przygotować. Ale to sobie powolutku będę robić. W łóżku :D. Miłęgo dnia. 

Śniadanie: Kiełbaski, jajeczko, warzywka. 

II śniadanie: Naleśnik z twarożkiem, miodem i płatkami migdałów. 

Obiad: Makaron w stylu marry me chicken. 

Przekąska: 3/4 bułki z pasztetem.  

7 marca 2025 , Komentarze (3)

W sprawie choroby nic się nie zmieniło. Dalej umieram. Ale przeżyłam ten tydzień! I wreszcie jakiś wolny weekend. Jutro mam zamiar spać i spać i spać. A jak wstanę to pić herbatę z imbirem i czytać książki. A potem spać :D. Z jedzonka wczoraj: 

Śniadanie: Parówki z szynki, jajko sadzone, awokado, warzywka. 

II śniadanie: bułeczki z pasztetem i serem korycińskim. Pomidor, dymka.

Obiad: cieniutkie, francuskie naleśniki (wg. Julii Child) z ricottą i szpinakiem. Surówka z cykorii

Kolacja:  carpaccio z buraków, szpinak, feta, balsamico, pestki dyni, przypieczony chleb żytni

5 marca 2025 , Komentarze (13)

Dziś nie byłam grzeczna za bardzo. Pewnie trochę przez chorobę, a trochę przez owsiankę na śniadanie... Trzeba wziąć na klatę wreszcie, że owsianki się nie je na śniadanie 😂. A przynajmniej ja. Śniadanie białkowo-tłuszczowe jem dopiero od kiedy założyłam ten pamiętniczek. I widzę ogromną różnicę w stosunku do tego co było wcześniej. Jeszcze wyraźniejszą kiedy czasem odejdę od tego założenia, bo mi się wydaje, że chyba nie ma to takiego znaczenia. 

- po śniadaniu czuję się najedzona naprawdę długo. Czasem nawet jak przerwa do następnego posiłku wydłuży mi się z przyczyn losowych o 1-2h, to nie mam potrzeby sięgać po coś co mnie na szybko "zapcha"

- po takim śniadaniu przez cały dzień nie mam potrzeby (?? złe słowo) podjadania pomiędzy posiłkami. Nie mam takich napadów, że chodzę i tylko szukam co by tu skubnąć. Czasem faktycznie przygotowując posiłek coś spróbuję albo skubnę, ale to raczej przez zapomnienie, a nie takie ciśnienie na żarcie, jakie wcześniej miałam. I to nawet jak potem już jem normalnie posiłki z węglowodanami.

- Nie zasypiam po posiłkach! Nie mam takich zjazdów energetycznych jak miałam wcześniej. Ta energia jest w miarę stabilna przez cały dzień. I znowu jest tak nawet jak potem jem normalne posiłki z węglami.

- Jakoś nie mam ochoty na białe pieczywo i wyroby cukiernicze. I na Dare w ciemnej czekoladzie. 

Dla mnie to wystarczające powody, żeby pożegnać się z kanapkami i owsianką na śniadanie. Postaram się już więcej nie robić odstępstw. 

Dalej choruję. Kroków mało, na jogę nie mam siły. Jeżeli chodzi o dietę, to tak jak pisałam, nie byłam do końca grzeczna. Opamiętałam się co prawda w porę i bilans wyszedł ok kalorycznie, choć zdecydowanie za mało białka, ale jednak podjadałam trochę. To co podjadałam jest na tym poglądowym zdjęciu na środku po prawej. Poglądowym, bo sobie tak to podjadałam, a nie zjadłam na raz, no a potem odtworzyłam. Prawie mi się udało, bo tam powinna być jeszcze śliwka, no ale śliwkę zjadłam. Czuję się fatalnie. Oprócz tego, że chora, to jeszcze jakaś opuchnięta. Już dawno powinnam spać. Dobranoc. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej. 


5 marca 2025 , Komentarze (17)

Choroba nie odpuszcza. Wczoraj jeszcze jak cię mogę, ale dziś słaniam się na nogach 😓. Poodwoływałam zajęcia, te które mogłam, i spróbuję odpocząć. Spróbuję. Naprawdę. Zrobię tylko to, co pilne i konieczne 😁 (telefony do szkół, kurs maturalny). Nic więcej. Słowo harcerki (nigdy nie byłam harcerką 🤔).

Wczoraj jedzeniowo ok. Ale jogi i kroków nie dałam rady. Myślę, że dziś będzie podobnie. Raczej w łóżku spędzę dzień. Albo w łóżku z komputerem:D. Ale chyba złamię mój schemat i na śniadanie zjem owsiankę. Taką kremową, na mleku owsianym, z kurkumą. 

Śniadanie: Buratta, pesto, warzywka, orzechy

II śniadanie: Przypieczony na suchej patelni chleb żytni jasny, serek kozi, szynka dojrzewająca, rukola, tapenada z moich ulubionych oliwek z Kalamaty.

Obiad: Zapiekanka farmerska. Nie wygląda może apetycznie, ale przepyszna jest. 

Kolacja: Zupa pomidorowa z ryżem. 

Miłego dnia dziewczynki. 

3 marca 2025 , Komentarze (12)

Chyba jednak łapie mnie jakieś choróbsko. Rano niby czułam się lepiej, nawet znalazłam czas i energię na poranną praktykę jogi. Ale potem jakoś zaczęły mnie boleć mięśnie i znowu ogólne osłabienie. Tym razem, kierowana przeczuciem , zmierzyłam gorączkę i po stwierdzeniu, że moje samopoczucie jest obiektywnym wyznacznikiem aktualnej kondycji organizmu a nie podświadomą wymówką do nierobienia trudnych rzeczy, wzięłam tabletkę i spróbowałam dokończyć ten dzień w miarę bezboleśnie. Prawie wszystko się udało. Kroków nie zrobiłam - tylko 8000 - bo jednak łazić tak przy tym zimnym wietrze z gorączką to niezbyt mądrze. No i jedna ważna rzecz z ostatecznym terminem do jutra mi została, choć miałam nadzieję ją skończyć dziś, no ale trudno. Wstanę wcześniej. Bo teraz to już nie mam siły. Jadłam normalnie dziś już wreszcie. Chociaż zupę pomidorową zaplanowaną na kolację zastąpiłam herbatą z rumem, imbirem, cytryną i kurkumą. Dobranoc dziewczynki 🥰.

3 marca 2025 , Komentarze (10)

Fatalnie się wczoraj czułam. Dzień masakra. Zmęczona, wściekła a pod wieczór zbierało mnie cały czas na mdłości. Do tego stopnia, że nie zjadłam obiadu. Za to zjadłam makaronika od córki. Potwornie słodki mi się wydawał. Chyba się odzwyczaiłam od takich rzeczy. Jedzenie w ciągu dnia oprócz tego makaronika:

Śniadanie: Jajko sadzone, kiełbaski, ser koryciński, warzywka, orzechy. 

II śniadanie: Bułka wysokobiałkowa - pół z pasztetem, pół z salcesonem.

Podwieczorek: Pianka skyrowa, banan, orzeszki, tarta gorzka czekolada

Nawet nie policzyłam tego, bo wczoraj nie miałam siły a dziś nie działa fitatu. Jakiś błąd wyskakuje jak próbuję dodać produkty. Z rzeczy, które się udały, to kroki, bo na jogę nie miałam siły. Wreszcie też udało mi się zrobić analizę połowy weekendowego grania. Udało mi się też pokłócić wściekle z mężem, bo krzywo na mnie spojrzał :D. I pójść na ryneczek i kupić 2 książki za 5 zł i piękny, ręcznie malowany holenderski talerz za jakieś grosze. Bardziej paterę, raczej dekoracyjną niż do używania na co dzień, ale zrobiłam sobie wczoraj na nim śniadanie, żeby wam pokazać. Nie widać łódki, bo zasłania kiełbasa, ani wiatraka, bo zasłania jajko. Na obiad miał być dorsz, to będzie dziś (mężowi zrobiłam, bo to taki spory kawałek był to wystarczyło dla niego na wczoraj i dla nas dwojga na dziś). Dziś chyba już czuję się lepiej na szczęście. To bardzo dobrze, bo mam mega dużo pracy. Drugi taki dzień by trochę bałaganu narobił w moich bieżących sprawach. Miłego dnia dziewczynki. 

1 marca 2025 , Komentarze (8)

Nie miałam dziś kiedy jeść 🤦‍♀️. Od rana do 13:00 zajęcia, dopiero wtedy śniadanie, a po śniadaniu położyłam się na drzemkę małą... mąż obudził mnie telefonem o 16:00 🤦‍♀️. Chyba potrzebowałam wreszcie odpocząć. W związku z tym tylko 3 posiłki i brakuje i kcal i białka. Trudno. Może nie umrę z głodu 🤣. 

Śniadanie (późne): Omlet, taki klasyczny. W środku tuńczyk w sosie własnym, majonez truflowy, czarne oliwki. Do tego warzywka, pesto, orzechy. 

Podwieczorek?: Bułka wysokobiałkowa z lidla, serek kozi do smarowania, szynka dojrzewająca z z ziołami, warzywka.

Obiadokolacja: To nie jest pad thai:). Ale w podobnym stylu. Mniej słodkie, bo bez tamaryndowca. Lekko pikantne. 

Idę na spacer. Potem joga na dobranoc i spać. Miłej nocki.

28 lutego 2025 , Komentarze (15)

Ostatni dzień lutego. Jutro spróbuję zrobić podsumowanie. Zmęczona jestem potwornie. Kroków 8280. Poszłam co prawda na dłuższy spacer, ale mniej dłuższy niż zwykle. Jakieś 40 minut miałam samozaparcia, żeby moknąć, a potem już byłam cała mokra i miałam dość. Czy wiecie, że uczucie zmoknięcia rośnie w tempie logarytmicznym? 🤣 A to znaczy, że od któregoś momentu powinnam być już tak mokra, że jest mi wszystko jedno czy dalej pada 😏. Jogę zaraz zrobię na dobranoc. A jedzonko dziś bez podjadania, kalorie zgodnie z założeniami, białka tylko trochę za mało. Dzień jakiś taki kanapkowy. I sobie przypomniałam, że bardzo lubię matchę. 

Śniadanie: Szakszuka, haloumi, warzywka, orzechy

II śniadanie: Bułeczka z pieczonym kurczakiem, odrobiną majonezu truflowego i warzywkami

W przerwie na oddech: Matcha na mleku owsianym

Przekąska: Chleb żytni z jakąś dziwną niby włoską pieczenią i warzywkami

Późny obiad: Ziemniaczki, groszek, surówka z sałaty lodowej i ogórków kiszonych, fenomenalne polędwiczki duszone z odrobiną portera, czerwoną cebulką i grzybami. Przyznam się, że tego portera wlewałam bez przekonania, ale idealnie się komponuje ze suszonymi grzybami. 

28 lutego 2025 , Komentarze (19)

Prawie się udało 😂. Chciałam zobaczyć 6 na pozycji jedności. Jeszcze cokolwiek mniej i by było poniżej 77 😄. Nie wiem czy to zaliczyć jako sukces, czy jako porażkę tak szczerze. Niby cały czas w dół, ale poniżej zakładanego kilograma na dwa tygodnie. Rachunek sumienia podpowiada, że to nie z winy złego planu, tylko tych drobnych odstępstw. Tej niepitej wody (no próbuję), pitego wina (a tam parę razy ☺️), niewyłażonych kroków... Ale tych odstępstw znowu nie było tak dużo. Choć może jednak? Chyba najuczciwiej będzie założyć, że trochę jedno i trochę drugie. Bo z jednej strony mój plan jest tak na stykuś. Nie daje przestrzeni na odstępstwa. A z drugiej jednak było kilka momentów, że nie trzymałam się go ściśle. Mam więc dwa wyjścia: albo trochę zacisnąć pasa bardziej w założeniach i dać sobie prawo do niedoskonałości, albo trzymać się jednak ściśle tego co zaplanowałam. Jeszcze trochę do zrzucenia mam, parę razy trzeba będzie naprawdę zweryfikować założenia, bo waga się zatrzyma a organizm zbuntuje. To żebym miała wtedy z czego ciąć... Przemyślę to na spokojnie. Dziś jest jeszcze ostatni dzień lutego, więc zrobię sobie wieczorem albo jutro podsumowanie całego miesiąca. Na razie cieszę się i idę robić szakszukę. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.