W sierpniu zdiagnozowano u mnie nowotrów. Wylosowałam nieźle, bo taki przewlekły (mieloproliferacyjny), a nie złośliwe i zabijające ustrojstwo. Po pierwszym szoku postanowiłam, że to właściwie jest niezły pretekst do tego, żeby zacząć żyć tak jak zawsze chciałam. Bez wymówek. Nie marnując czasu. Z pasją i radością. Odzyskanie sprawności i sylwetki jest częścią tego planu;). To ustrojstwo w mojej krwi trochę mnie ogranicza - przekonałam się już, że bardzo lubi suplementy, więc sobie nie pomogę w ten sposób;), ale postaram się podejść do sprawy mądrze i z cierpliwością.
Nie wychodzi mi to nowe okienko żywieniowe:D. Jak patrzę na dzisiejszy rozkład zajęć, to chyba tym razem się uda. Poza tym wszystko nieźle. Kroki zrobione, joga zrobiona, dieta ok. Miłego dnia.
Wreszcie zrobiłam kroki. Prawie wszystko było ok, oprócz nowego okienka. Jeszcze chwilę się będę pewnie przyzwyczajać. Chociaż w starym się zmieściłam (10:00-20:00).
Córa moja jedyna dziś ma występ (śpiewa) i się zastanawiam jak się wyrobić ze wszystkim do tego czasu. I znowu gdzie te kroki będę robiła. Poszłabym do pracy na pieszo, ale dziś mam trochę sprzętu do targania. Najwyżej znowu będę po nocach spacerować po parku.
Dzień dobry wszystkim w ten szary i mżysty poniedziałek. Ja tak szybko, jak zwykle w poniedziałek. Wczoraj było prawie ok. Jedzonko jak na zdjęciach, plus kilka krakersów wieczorem. Kroki nie zrobione, za to lodówka rozmrożona, wielki roz*******ż w mieszkaniu ogarnięty, joga zaliczona.
Obiecałam sobie, że dziś skonkretyzuję plan na formę i sylwetkę do czerwca, więc czynię to niniejszym:
1600 kcal (+ 200 w dni treningowe), śniadania białkowo-tłuszczowe. IF z okienkiem 10:00 - 18:00 (trochę słabo przy moim rozkładzie dnia, często będę jadła ostatni posiłek o 16:00, ale trudno, najwyżej okienko się wydłuży). Zawartość talerza inspirowana dietą SIRT i przeciwzapalną.
Joga, kroki - codziennie. Absolutnie bez żadnych wymówek. 2 x w tygodniu trening obwodowy (jak się uda to 3). W ciepłe weekendy minimum 40km na rowerze. Raz w tygodniu basen+sauna.
ZERO wina (i nawet guinessa), chyba że czerwone bezalkoholowe wliczone w bilans. Zero słodyczy (chociaż to będzie proste).
To jest aż 8 tygodni. Zakładając spadek nieco poniżej kilograma tygodniowo (tak 0,8 kg) mam szansę zrzucić powyżej 6 kg, czyli zmienić cyferkę z przodu. Nie wiem czy to wystarczy do tamtej sukienki, ale jak do tego uczciwie popracuję z ciężarkami (ale w domu, na siłownię nie chcę chodzić. Bardzo nie lubię towarzystwa przy ćwiczeniach) to jest szansa. Zrobiłam prostą tabelkę i będę ją tu wklejać na koniec dnia razem ze zdjęciami żarcia. A żeby się nie stresować kondycją skóry kupiłam zestaw ratunkowy:
Chyba wytrzymam 8 tygodni. To nie tak dużo znowu. Miłego dnia. Dobrego tygodnia.
Poza tym obiad z cateringu na turnieju - taki normalny kotlet z kurczaka, ziemniaki i surówka. Na kolację zwykły chleb (dawno nie jadłam takiego) z pasztetem i szalotką. Przed drogą powrotną czekoladka (kulka lindor) i dużo kawy, żeby nie odpłynąć za kierownicą. Joga zaliczona. Kroki nie zrobione, bo większość dnia grałam i jechałam. Nie chodziłam nawet po sali, bo cały turniej grałam w jednym miejscu 😁. Gra średnia, wynik taki, że wstydu nie było, atmosfera niesamowita. Dawno mi się tak przyjemnie nie grało. A miałam odpuścić sobie ten turniej i tylko kibicować dziewczynkom. Dziewczynki też zadowolone, bo tym razem 24 miejsce na 32 pary. Mam cichą nadzieję, że następne będzie w dziesiątce, bo widzę, że wreszcie coś zaczyna zaskakiwać:))))). Już nawet opowiadają mi o konkretnych rozdaniach po turnieju. Co prawda nie pamiętają dużo, tylko z grubsza co się działo, ale coś już próbują rozkminiać. Umówiłyśmy się na poważne treningi od teraz.
Plan wciśnięcia się w sukienkę napiszę jutro. Dziś dzień pod hasłem wiosennych porządków i domykania wszystkich spraw, które tylko umiem i mogę. A wieczór z winylami i bezalkoholowym winem:D. Przyjdzie znajomy, przyniesie mi płyty i sprawdzi nacisk igły, a potem piwo, wino (0% - to ja) i nocne Polaków rozmowy. Na wszelki wypadek ograniczę przekąski do minimum. Lecę myć okna, jak mam zdążyć do wieczora ze wszystkim:D. Miłej niedzieli.
Nie mam za bardzo czasu się rozpisywać, bo zaraz wyjeżdżam (trzymajcie kciuki za moje dziewczynki, żeby nie zajęły ostatniego miejsca:D). Wczoraj było prawie ok. Kroków więcej, joga zaliczona, choć krótka. Jedzonko ok (tak, to na zdjęciu to są lody - proteinowe bez cukru, co mają 110 kcal w 100g - na miseczce jest ich 70 g i wcale nie były dobre). Miłego dnia.
Waga mnie dziś zaskoczyła. -0,5 kg po tygodniu, idealnie zgodnie z przyjętymi na początku założeniami. Co więcej zmniejszył się zauważalnie tylko obwód brzucha. Bardzo mnie to cieszy. Chyba częstsze checkpointy to dobry pomysł.
Wczoraj rano zrobiłam delikatną jogę na stres i kręgosłup + pranajamę. Kroków nie miałam szans, bo rano zajęcia, a po południu turniej w Poznaniu, na który jeszcze trzeba było dojechać i wrócić. W domu byłam po północy. Z tego też powodu za bardzo nie ogarnęłam jedzenia. Było bez obiadu, zamiast tego bułka z szynką, serem, awokado i dużą ilością warzyw, a zamiast kolacji batonik proteinowy i potem 2 herbatniki przed drogą, żeby mnie nie odcięło (nie przygotowałam się kompletnie tym razem). Powinnam tę bułę zapakować na kolację, a obiad zjeść lekki przed wyjazdem. Ale myślałam, że coś zamówię na miejscu. W końcu nie zamówiłam a potem już było późno. Następnym razem lepiej to ogarnę. A następny będzie w sobotę, ale tym razem obiad jest na miejscu gry, więc będzie prościej. Miłego dnia🥰.
Jeżeli ktoś nie pamięta, to sposób na alcybiadesa ostatecznie okazał się taki, żeby się po prostu nauczyć. A ja po swoim wczorajszym marudzeniu czuję taki niesmak, że chyba się właśnie wezmę za ten ostateczny sposób 🤪. Plan jest taki, żeby kupić dużo dobrego kremu do cycków, wymienić szczotkę do masażu na sucho i zupełnie poważnie schudnąć. W tym celu wyciągnęłam z przepastnych czeluści szafy najmniejszą kieckę, jaka tam była, zmierzyłam, że żeby się w nią zmieścić potrzebuję schudnąć jakieś 15 cm w talii i postanowiłam, że w czerwcu pójdę w niej na imprezę z pracy.
Ona jest co prawda żółta (i to nie tak żółta jak się wydaje na zdjęciu, bliżej jej do kanarkowej czy coś), ale ma fajny krój i jeżeli się z nią zmieszczę, to będę wyglądała za*******e. Tak sobie myślę. A jak się nie zmieszczę, to może chociaż przez podniesienie poprzeczki doskoczę wreszcie do tej, którą poprzednio zawiesiłam tak nisko ;). Każda opcja będzie dobra. A na pewno będzie łatwiej. Jak będę sobie chciała nalać wina, to sobie przypomnę ten mocny kolor i zamiast tego zrobię wodę z sokiem z imbiru i cytryny 😁. Dokładny plan opracuję jednak już po weekendzie.
Wiem, to głupie. Ale można wyciągać przynajmniej takie wnioski, że wracam do siebie, skoro mam takie nierealne plany i głupie pomysły 🤣.
Ps. I obiecuję, że jeżeli się w nią zmieszczę na tę imprezę, to się wam pokażę :D.
Jej, to już 3 miesiące. Wynik mizerny, no ale w dół:D. Niezbyt jestem z siebie zadowolona. Z diety najbardziej (tzn. najbardziej jestem). Jeżeli chodzi o aktywność, to nawet bardzo jestem niezadowolona. Nawet tych moich mizernych założeń nie umiem się trzymać. To tylko kroki i tylko joga - jakakolwiek. To drugie mi wychodzi lepiej, ale dalej nieidealnie. Kroki tak zrywami. Pogadam ze sobą poważnie po weekendzie na ten temat, bo teraz to mnie czeka trochę wyjazdów z kartami, więc bez sensu się jeszcze bardziej na siebie wkurzać 🤪. Kroki dziś znów niezaliczone (i za późno jest, żeby dreptać), a jogę zrobię na dobranoc zaraz. Jedzonko:
Śniadanie: Cukiniowe placuszki, łosoś, pesto, twarzożek, warzywka z olejem z pestek dyni.
II śniadanie: Chleb żytni z pasztetem, sałatą lodową i ogórkiem kiszonym.
Obiad: Risotto na czerwonym winie z pieczarkami, pierś z kaczki (pół), lampka wina bezalkoholowego (tylko 50 kcal w dużej lampce, zero szmerów w głowie i bonus w postaci resveratrolu :)))).
Tyle czasu odpowiadałam na wasze komentarze, że nie mam już czasu się tutaj rozpisywać:D. Wczoraj było prawie ok. Joga zaliczona. Kroki dalej nie, ale już powyżej 6000 chociaż (ostatnio jakieś żenujące wyniki miałam). Jedzonko spoko. To co na zdjęciach + skyr z borówkami i pastą pistacjową. Miłego dnia. Uciekam do pracy.
Wiecie co? To jest jakieś mega dziwne, ale czuję tutaj od was takie ciepło, wsparcie i akceptację, że to wpływa nie tylko na kwestie odchudzania. Wszystkie jesteście tak różne i do tego tak różne ode mnie, a się okazuje, że to nie jest przeszkoda, tylko wartość:D. Takie mam rozkminy dziś od rana. I jeszcze takie, że ja słabo rozumiałam do tej pory naturę emocji. Niby czytałam dużo, ale jakoś nie umiałam odnieść tych wszystkich mądrych rzeczy do siebie. Np. taka tęsknota. Dla mnie to było nieprzyjemne poczucie braku i pustki. Domagające się natychmiastowego zagłuszenia. No i jeszcze skoro za czymś tęsknię, to znaczy, że tego chcę. A to przecież bardzo powierzchowna i pochopna - zarówno interpretacja jak i metoda działania. Zaraz mam zajęcia, więc (być może na szczęście:D) nie rozwinę tych wywodów. Fakty na początek kwietnia są następujące: 1. czuję się o niebo lepiej, 2. czuję, że wiem co mam robić (tak ogólnie, ze wszystkim), 3. wiosna jest podstępna i włącza w człowieku dziwne obszary.
II śniadanie: Bułka szpinakowa z pastą z tuńczyka i jajek, warzywka.
Obiad: Powrót do dzieciństwa. Pulpety w sosie koperkowym (jeszcze słoik został na któryś następny dzień), ziemniaczki, surówka (niby mizeria, ale jeszcze z sałatą lodową), marchewka z groszkiem.
Miłego dnia. Dobrego tygodnia i jeszcze lepszego miesiąca 🥰.