- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
27 listopada 2008, 22:35
piątek, 06:39
Wanda - przesyłam wirtualne siły. Czy wszyscy "prywaciarze" to oszołomy? Poprzedni też nie był normalny. Aktualny cały ciężar własnego biznesu składa na barki 1-2 pracowników i fruwa po świecie. Powinien wam płacić krocie. A to co robi w Twoim wolnym czasie to jest nękanie.
Z drugiej strony - w mojej korporacji niewiele lepiej. Zmienić jej za bardzo nie mogę, więc postanowiłam zadbać o swój dobrostan i od miesiąca jestem na terapii. Pierwsze pytanie pani psycholog: co się stanie jak powiesz "nie"?
Wanda - co się stanie jak powiesz "nie"? Albo wyłączysz telefon?
Problemów zdrowotnych współczuję, zwłaszcza z rodzicami, niewielki mamy na to wpływ. Moja mama też kiepsko i wkurza mnie, że nic nie poradzę.
Edytowany przez jagia piątek, 06:44
piątek, 18:53
O, matko i córko!
To się, Wanduś, u Ciebie podziało. Nie dziwię się, że milczałaś. Nie miałaś pewnie sił ani ochoty, żeby do klawiatury zasiąść. Co do córki - trochę się z Asią zgadzam, a trochę nie. Nie wiem, czy potrafiłabym tak twardo postawić granice. Moje córki nigdy mnie nie zawiodły, nawet gdy na mnie krzyczą, że się nie szanuję i przepracowuję. Od rodziców też dostawałam wsparcie zawsze, więc mam taką szkołę domową.
A propos wyłączenia telefonu - możesz na jakiś czas wyłączyć przyjmowanie wiadomości od wszystkich oprócz kilku wskazanych numerów. Chyba t jest rozwiązanie na urlop. Nie zablokujesz dostępu rodzinie, a odseparujesz szefa. Pracownikowi nie wolno przeszkadzać w czasie urlopu.
piątek, 19:29
Twardość granic zależy od sytuacji.
Moja córka uciekła ode mnie do ojca. Wyszła z drzwiami, nie chciała kontaktu przez dwa lat, a potem też była chamska i opryskliwa. Ojciec, gdy tylko skończyła 18 lat, wystawił ją za drzwi (czytaj: chciał wstawić do matki) - akurat w końcu maja, w czasie jej matur.
Młoda się na mnie za to zemściła, bo odmówiła mi noclegu we Wrocławiu w czasie ostatnich wakacji. Nota bene noclegu w mieszkaniu, które za darmo udostepniła jej na okres studiów moja odwieczna przyjaciółka. No właśnie... łapię dystans...
Wanduś... przypomniał mi się mój szef z czasów pracy na macierzyńskim. Jak coś było nie tak, to do mnie wydzwaniał i mięsem na mnie rzucał. Przestałam odbierać te telefony. Oddzwaniałam tak po kwadransie, pół godzinie i zwykle już nie było mięsa, ani problemu. Wyżył sie na kimś innym lub ochłonął. Także doradzam długie, półgodzinne kąpiele w wannie lub półgodzinne spacery po ogrodzie BEZ TELEFONU ;-)
Remont... zdaje się, że jak sama nie zrobisz, to zrobione nie będzie. Pamietam ile było radości i nadziei z kupna tego domu.
Zastanów się czego po nim oczekujesz, zaplanuj sobie roboty etapami i powolutku je realizuj.
Z własnego, przemocowego podwórka domowego, wiem, że nic bardziej nie wykańcza jak czekanie na ruch i działanie drugiej połówki. M. ma wiele zalet, ale też wiele traumatycznych przeżyć za sobą. Może nie jest w stanie przekroczyć własnego lęku?
Nie czekaj, działaj, odzyskaj sprawczość i siłę.
Mieszkasz w pięknym miejscu, możesz postawić na pomoc wolontariuszy z hepix'a czy workaway. To na ogół są kumaci, otwarci ludzie - najczęściej studenci i to przeróżnych kierunków. Wiele potrafią lub szybko się uczą. Moja koleżanka budując dom miała 4-osobową rodzinę z Izraela - dzieciaki się bawiły, ich mama gotowała, a ojciec przez 2 tygodnie zrobił calutką elektrykę w 3-piętrowym domu. Za nocleg i wyżywienie dodajmy.
Powodzenia - obmyślaj nowy plan :-D
sobota, 21:03
Wandziu, to co teraz czujesz jest podobne do mojego paskudnego 2015 roku. Pieprzyło się wszystko , milion nie rozwiązywalnych problemów . Syn mi wtedy poradził abym wzięła na tapetę jeden problem i go do końca rozwiązała, potem następny i tak mi się udało jakoś prawie wszystkie problemy pozamykać a niektóre pozamykały się same. Rozpisałam sobie problemy od najpilniejszych i odhaczałam . Jak się wali , to się wali wszystko na raz . Przesyłam Ci dużo siły i mimo wszystko nie zapominaj o sobie i zadbaj o Wandę .
sobota, 21:03
Wandziu, to co teraz czujesz jest podobne do mojego paskudnego 2015 roku. Pieprzyło się wszystko , milion nie rozwiązywalnych problemów . Syn mi wtedy poradził abym wzięła na tapetę jeden problem i go do końca rozwiązała, potem następny i tak mi się udało jakoś prawie wszystkie problemy pozamykać a niektóre pozamykały się same. Rozpisałam sobie problemy od najpilniejszych i odhaczałam . Jak się wali , to się wali wszystko na raz . Przesyłam Ci dużo siły i mimo wszystko nie zapominaj o sobie i zadbaj o Wandę .
Wczoraj, 16:58
Dubel
Edytowany przez jagia Wczoraj, 17:21
Wczoraj, 16:58
Zwiedzanie.
1. Lądowaliśmy w Maladze przed 20, mieliśmy zagwozdkę ze znalezieniem miejsca odbioru bagażu, bo jest po drugiej stronie dość rozległego lotniska. Z lotniska bus zabrał nas do wypożyczalni, odebraliśmy auto i po drodze zrobiliśmy szybkie zakupy, gdzie przeżyliśmy pierwszy szok kulturowy. Mniej więcej 1/4 dużego Carrefoura zajmowały lady z szynką iberico i hiszpańskimi serami, myślałyśmy już, że nic innego w tym supermarkecie nie ma.
2. Ronda - sporo do zwiedzania, największa atrakcja to most nad wąwozem dzielącym miasto na 2 części. Tu nie zwiedzaliśmy nic wewnątrz, nie kupowaliśmy żadnych biletów, ogólnie szwendaliśmy się po mieście.
Marbella - punkt obowiązkowy to Plaza de los Naranjos i boczne uliczki, białe domki, na ścianach wiszą kolorowe doniczki, w każdej uliczce inne.
3. Gibraltar - największe rozczarowanie. Nazywane małym Londynem. Hmm. Jedna ulica , przy której sklepy na zmianę z ekskluzywną biżuterią i alkohole. Nic ciekawego. Kilka budek telefonicznych w stylu angielskim. Jedyna atrakcja to skała, na niej małpy przy stacji kolejki, widok na Afrykę i pomnik ku czci Sikorskiego. Wejście na pieszo to kilka godzin pod górę. Albo wjazd kolejką linową, która nie działa jeżeli tylko jest wiatr. Jeżeli kolejka nie działa to już na przejściu atakują naganiacze na wjazd busami, koszt automatycznie dwukrotnie wyższy. Gibraltar to terytorium sporne Hiszpanii i Anglii i często robią sobie na złość kiedy ten spór się wzmaga, wtedy są utrudnienia we wjeździe. Tak było dzień po naszej wycieczce. Najciekawsze dla nas z wizyty było to, że wejście na Gibraltar odbywa się przez płytę lotniska, które jest normalnie czynne i samoloty lądują nad głowami.
Estepona - urokliwe nadmorskie miasteczko, białe domki, kolorowe doniczki na ścianach, tu głównie azul i mozaiki na deptaku. Dużo bieli i niebieskiego. Ładne. Nie polecam obiadu w Casa del Rey. Wysokie oceny m. in. na TripAdvisor, moim zdaniem nieuzasadnione. Obsługa traktowała gości jak klientów do obsłużenia, mimo niezbyt dużego tłoku czekaliśmy ponad 40 minut aby otrzymać prawie surowe mięso i łyżkę rozgotowanych warzyw. Ten posiłek był też najdroższy podczas całego pobytu, za 4 osoby z napojami zapłaciliśmy 95 EUR.
4. Granada - punkt obowiązkowy Alhambra, bilety trzeba kupić wcześniej i to ze sporym wyprzedzeniem. Najlepiej kupić na najwcześniejszą godzinę, bilet jest kilkakrotnie sprawdzany, obowiązkowo z dokumentem tożsamości, obiekt jest chroniony przez policję i wojsko. Po zwiedzaniu głównego pałacu, gdzie wejście jest na wyznaczoną na bilecie godzinę, potem można chodzić gdzie i ile się chce: pałac Carlosa, Generalife, pałac Nasrid, pałac letni, ogrody. Przy Alhambrze są wielkie parkingi. Za obiektem po tej samej stronie jest przystanek autobusowy, nie pamiętam numeru, ale 2 linie jadą do San Nicolas. Bilet kosztuje grosze, jedzie się ok 15 minut, jeśli poprosi się jakiegoś pasażera to z chęcią poradzą kiedy wysiąść. Jest to kościół i punkt widokowy na Alhambrę z klimatycznej dzielnicy arabskiej. Nie proponuję jazdy samochodem, bo ulice są tak wąskie, że jak jedzie auto to piesi muszą przytulać się do ścian domów, o parkowaniu nie ma mowy. Z San Nicolas można wrócić uliczkami z pamiątkami. Po drodze Taberna 22. Dania arabsko-hiszpańskie. Na początek starter, który dostaliśmy bez zamawiania, ale został doliczony do rachunku. Niemniej warto było, bo był pyszny. I do tego wino z pomarańczy. A obsługiwał nas taaaaaki przystojniak. Rachunek ok 50 EUR za 4 osoby. Tymi uliczkami zejdzie się do centrum, gdzie jest przystanek do powrotu. Warto zwiedzić też katedrę w Granadzie, robi wrażenie.
5. Zrobiliśmy sobie dzień ulgowy. Pojechaliśmy do Setenil de las Bodegas, należy do szlaku Pueblos Blancos, czyli białych miasteczek. To jest szczególne, bo prawie w całości wykute w skale. Kawę piliśmy w La Tasca, gdzie kelner nawet nieźle mówi po polsku :)
Fuengirola - ruiny zamku i deptak.
cdn
Edytowany przez jagia Wczoraj, 17:22