Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jako trzylatka byłam tak chuda, że mama ze wstydu zakładała na moje patyczkowate nóżki po trzy pary rajstopek, żeby wydawały się pełniejsze. I komu to przeszkadzało?! Rodzinie i znajomym chyba. Zostałam oddana pod opiekę niani, która "rozjadła" mnie tak, że już w wieku ośmiu lat przechodziłam pierwszą zaordynowaną przez lekarza restrykcyjną dietę odchudzającą. Nie pamiętam tego, ale podobno płakałam z głodu. Efekt był taki, że przy wizycie po trzech miesiącach lekarz kazał mamie wrócić "z tamtym" dzieckiem. Od tamtej pory nieustająco borykam się z nadwagą. Diety, depresje, zrzucanie i efekt jojo i tak od nowa. Chyba mam dość. Stawy wysiadają, ale na złość lekarzom nie mam nadciśnienia ani cukrzycy. Pracuję w nietypowych godzinach (samozatrudnienie), nigdy nie byłam fanką ćwiczeń fizycznych i kondycyjnie sięgnęłam dna. Do tego funkcjonuję jako sówka, wstaję późno i późno się kładę. Z tego powodu dla mnie zjedzenie ostatniego posiłku o 18:00 - jak bywa, że wracam z pracy o 21:00 lub później, a kładę się rzadko przed północą - wydaje się mrzonką. Jestem sama dla siebie 'trudnym przypadkiem".

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2886
Komentarzy: 31
Założony: 12 maja 2014
Ostatni wpis: 16 lipca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
BeeS61

kobieta, 63 lat, Warszawa

161 cm, 80.10 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 czerwca 2014 , Skomentuj

Prawie połowa drugiego tygodnia. Ciało zaczyna ze mną dyskutować, żeby nie rzec - wykłócać się. Ono nie lubi, żeby mu coś narzucać. Ma wymagania. Żelazne kaprysy i gumową dyscyplinę wewnętrzną. Chce poleżeć w wannie z książką, poleżeć na kocyku - z książką, poleżeć na kanapie z książką i winkiem, pobyczyć się rano z ciasteczkiem.... i jest okropnie rozczarowane, że mu tego odmawiam. I jeszcze te ćwiczenia, które je męczą, a potem wszystko je boli! Zgłupiałam chyba?! Nigdy nie zmuszałam go do tak regularnego wysiłku! Tłumaczę, że robię to, bo je kocham, ale ono tupie nogami i wrzeszczy. Znacie to? Pewnie, że znacie.

Sypiam za to jak zabita. Nie, żebym kiedykolwiek miała problemy z zasypianiem, ale teraz trąby na Sąd Ostateczny musiałabym wspomóc budzikiem. Wieczorem padam na łóżko i zasypiam w locie. Rano wypijam szklankę wody i sprawdzam, czy dam radę wstać. Kot mi nie ułatwia, bo kocha miziać się o poranku, udreptać mnie, wytrykać czółkiem... Za to jak już wstanę, dostaję szwungu... do kuchni, po kawę. Zgubny nałóg, ale jaki przyjemny!

I tak to idzie. Waga małymi kroczkami w dół. W treningach coraz lepiej idą mi...rozgrzewki. Chyba zacznę biegać na dworze (co ja tu wypisuję?!).

I zwracam honor pani psycholog. Z poślizgiem, ale wsparcie dostałam. Lepiej mi, bo przynajmniej nie czuję się traktowana z automatu.

1 czerwca 2014 , Komentarze (1)

Większą część weekendu spędziłam na działce. Cicho (no powiedzmy, pustynia to nie jest, sąsiedzi mają dzieci, kosiarki, psy, motory, quady, kolegów i piwo i nie wahają się ich używać), zielono, niebo nad głową, grządki do obrabiania pod kolanami... Kocham to! Minus jest jeden - świeże powietrze zaostrza apetyt, utrzymanie diety staje się ponad miarę trudne. Złamałam reżim dwiema dużymi truskawami i jednym kawałkiem babki piaskowej (ale naprawdę malusim) na deser, kieliszkiem wytrawnego, białego wina wypitym przed kominkiem wieczorem i żelkami Frugo wynalezionymi w szafce i wsuniętymi mimochodem przy porannej niedzielnej lekturze w łóżku. No i pękło mi morale, psia kostka!(loser)

 Ale odpoczęłam, wyspałam się, ubabrałam w ziemi i nabrałam energii. A waga wskazuje, że mimo wszystko schudłam, czego i innym życzę!:)

30 maja 2014 , Komentarze (2)

Miałam wczoraj ogromnego doła na skutek tych zawirowań z oceną wagi i osiągnięć pierwszych dni. Tak ogromnego, że wyżaliłam się pani psycholog i pani dietetyczce. Oczywiście zero odpowiedzi. A dzisiejsza Vita-motywacja od pani psycholog to myśl Władysława Grzeszczyka "Niektórzy tak bardzo pamiętają o celu, do którego zmierzają, iż zapomnieli o ruszeniu z miejsca." No jasne, bo przecież nie schudłam,tylko (wg systemu) przytyłam! No, teraz to się dopiero poczułam zmotywowana! Chyba sobie gdzie indziej poszukam psychologa. Kogoś, kto przynajmniej postara się zrozumieć, o co mi chodzi i poradzi coś, zamiast dołować jeszcze bardziej!

29 maja 2014 , Komentarze (3)

Kiedy trzy tygodnie temu zapisywałam się tutaj, zważyłam się na mechanicznej wadze, a dietę zamówiłam od 26/05, bo po drodze wypadały moje urodziny i czułam, że sobie odpuszczę, jeśli już będę na diecie. Tę wagę ma zapisaną moja pani dietetyk. Kiedy startowałam z dietą w poniedziałek, zapisałam wagę początkową jeszcze raz - tym razem wyższą, już po ekscesach i z wagi elektronicznej, zatem zapewne dokładniejszej. Ale to tylko w moich wpisach - u pani dietetyk nadal widniała ta pierwotna. No i dzisiaj dumna wpisuję spadek wagi  - całe 0,9kg, a info dostaję "Niestety, nie udało ci się schudnąć w tym tygodniu". Całe powietrze ze mnie zeszło razem z dumą i motywacją. Może to i błąd  systemu, ale humor odebrał mi całkowicie!;(

28 maja 2014 , Komentarze (2)

Mam za sobą pierwsze dwa treningi. Staram się, ale z całą pewnością daleko mi do perfekcji. Ciekawe, bo nie mam zakwasów, za to bolą mnie przyczepy mięśni, zwłaszcza nóg (rany, kiedyś robiłam niemal pełny szpagat, a teraz...szkoda gadać! :(). Żyję nadzieją, że to minie, jak się trochę roztrenuję. Pojawiło się za to lepsze samopoczucie - robię coś dla siebie. No jasne, że to dopiero trzy dni i w ogóle, a wczoraj zaliczyłam małą wpadkę dietetyczną - ale jestem dobrej myśli. Po pierwsze szykowanie posiłków - w diecie nie ma "weź serek i kawałek chleba" - każdy przepis jest złożony i trzeba mu poświęcić chwilę, a to jest coś, co lubię! Po drugie - zaczęłam ćwiczyć, a to dla mnie nowum - lata temu trenowałam, potem jedyna aktywność fizyczna to kopanie działki i prace domowe, z małym incydentem z nordic walking po drodze. A teraz dwa dni pod rząd 40 minut. Zziajana, ale szczęśliwa - tak bym podsumowała.

26 maja 2014 , Komentarze (2)

No i zaczęłam!

Jedzonko zaproponowane w diecie - dobre, z jednym wyjątkiem: zielony koktajl imbirowy to coś, co zdołało mi przypomnieć, że jako dziecko potrafiłam spędzić z kęsem w buzi nawet godzinę. Nigdy więcej nie wezmę tego do ust! Never!

Trening wykonałam w całości i nawet bez zawału (wypociłam za to z litr tej wody, co ją tak zasysam pracowicie). Chyba trener dobrze ocenił moje możliwości i/lub nie chciał mnie zniechęcać na starcie. Co do ewentualnych zakwasów, wypowiem się jutro.

No a poza tym tak, owszem, zdaję sobie sprawę, że to prawdopodobnie entuzjazm neofitki, ale autentycznie lepiej się dziś poczułam w własnej, porządnie podbitej sadełkiem skórze.:D

25 maja 2014 , Komentarze (4)

Dostałam już plan diety i ćwiczeń i mam tremę, jakbym miała się przymierzyć do jakiegoś poważnego egzaminu. Zrobiłam sobie listę zakupów na dwa najbliższe dni, zaraz schodzę do sklepu. No, teraz już nie ma odwrotu ani łatwych usprawiedliwień. Ciekawa jestem, jak mi pójdzie z treningami, bo jestem zastała jak kobyła po zimie.;)

Jak sobie radzicie z przygotowaniem i porami posiłków w pracy? Ja pracuję w godzinach nietypowych, najczęściej o 14:00 wychodzę, a wracam koło 21:00. W pracy nie ma kuchenki, jest mikrofala, ale serdecznie nie cierpię żarcia z mikrofali. Przyjdzie z termosikiem jeździć, dobrze, jak tylko z jednym. A, do licha, nikt nie mówił, że będzie łatwo!:)

15 maja 2014 , Komentarze (1)

...i taka już jestem nakręcona, że się prawie doczekać nie mogę! Jeszcze nie mam rozpisanej diety (chciałam zacząć od 26 maja) i reszty, ale już się staram ograniczać pieczywo (ciemne, jasne odstawiłam, żeby nie było), a zwiększać ilość warzywek. Najgorzej będzie z kawą - jestem uzależniona. Bez buły mogę żyć, bez kawy będę się przez pół dnia snuła jak zombie. 

Trochę się martwię o treningi - od kilku tygodni pobolewają mnie mięśnie, jak po wysiłku, tylko bez wysiłku. Z trudem wstaję z przysiadu, z reguły z podpórką, bo kolana i biodra rwą. Barki i łokcie chwilami też. Zaczynam poważnie myśleć o zrobieniu sobie badań w kierunku boreliozy (incydent z kleszczem był, a jakże, kilka lat temu). Chociaż... jak się wkurzyłam, że paskudne cielsko mnie nie słucha i poćwiczyłam trochę z zaciśniętymi zębami, to jakby zrobiło się troszkę lepiej. WTF?!

12 maja 2014 , Komentarze (4)

Dobra, podjęłam decyzję - chcę schudnąć. Raz na zawsze. Skutecznie. I wiem, że bez wsparcia sobie nie poradzę. Dlatego tu jestem - pani w średnim wieku (ha, w "średnim"! - jak miałam naście, to mój obecny wiek była już poza skalą!), po różnych dietetycznych, nieskutecznych przejściach, niezdolna wykonać ani jednej poprawnej pompki. Co prawda w najlepszych czasach też byłam w stanie zrobić ich ledwie kilka - ręce mam słabe, to widać po tricepsach i tym, co wisi pod nimi....:(.

To cud, że do tej pory zdrowie mi nie szwankuje (nie licząc zadyszki po szybszym wejściu na moje wysokie trzecie piętro). Zresztą może to tylko niewiedza w tym względzie, będąca efektem unikania lekarzy - nie ufam im. Nie wierzę w ich dbałość o dobro pacjenta. Za bardzo przy pracy są w pracy, za dużo mają przypadków, a za mało pacjentów. Nieważne, to inna bajka.

Za dwa tygodnie zaczynam.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.