Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

.......

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 15860
Komentarzy: 66
Założony: 26 maja 2010
Ostatni wpis: 17 marca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Grubasek1984

kobieta, 40 lat, Warszawa

162 cm, 87.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 czerwca 2010 , Skomentuj

Po wczorajszych odwiedzinach nie było tak źle. Trochę się pokłóciłyśmy, ale nie skończyło się na trzaskaniu drzwiami. Po jakimś czasie doszłyśmy do normalnej rozmowy. A to już sukces, bo sądziłam że będzie jeszcze gorzej niż ostatnio. tak się przyjanmiej zapowiadało. Umówiłyśmy się nawet wstępnie w przyszłym tygodniu na zakupy :)

Ale chociaż z dietką cały czas jest całkiem nieźle, wczoraj wieczorem tylko mnie złapała więlka chęć na jedzenie, ale poratowałam się wafelkami ryżowymi i jakoś przeszło. A byłam już blisko tego żeby pójść do szafki i zjeść pyszne wafelki familijne które tam zalegają i czekają tylko na mnie, bo mój P. ich nie lubi :( Wogóle trzymanie słodyczy w domu i niezdrowych przekąsek jak jest się na diecie  jest bardzo złym pomysłem. Ale przecież nie będe mojemu kochanemu P. ograniczać dostęp do czegoś co lubi, skoro on się nie odchudza.

Wybieram się dziś na siłownię i jakieś zakupki ciuchowe, bo muszę sobie jakieś rybaczki sobie kupić, bo nie mam co na dupę założyć. te zeszłoroczne są już za duże, a w poniedziałek wyjeżdżam na integrację i by się coś przydało. Może uda mi się coś ciekawego znaleźć. Już się jedna boję chodzenia po mieście w ten skwar, chociaż bardziej się boję iść na siłownię, przecież ja się tam rozpłynę.

9 czerwca 2010 , Komentarze (1)

Jestem z siebie dumna po wczorajszum dniu, odmówiłam toru, no może nie dokońca, bo mnie brali pod włos, to stanęło na tym że spróbowałam łyżeczkę od mojego kochanego P. Był przepyszny, biszkoptowy z masą truskawkową. wie tym bardziej się cieszę że nie zjadłam całego kawałka. Cały wieczór przeżyłam na coli light :):)

A tak poza tym że się oparłam pokusie to było super, dowiedziałam się że znajomi się zaręczyli. Super pierścioneczek z białego złota, z małym brylancikiem. Sama bym chciała dostać od mojego P. taki piękny pierścionek. Może się kiedyś doczekam ;P Wróciliśmy do domciu chyba około 23, więc dziś ciężko było wstać do pracy, ale jakoś mi się udało zwlec z łóżka. Już niedługo weekend więc jakoś jeszcze wytrzymam te 2 dni. Odrobie sobie w sobotę i niedzielę. No chyba że znów nas gdzieś wyciągną.

Jadę dziś do mamy, pierwszy raz po ostatniej zeszłotygodniowej kłótni, trzymajcie kciuki za to spotkanie. Mam nadzieje że daruje sobie tym razem prawienie mi morałów i wreszcze uda nam się porozmawiać normalnie. Chociaż jak do niej dzwoniłam ostatnio to nie miała najlepszego humru, wręcz przeciwnie była cały czas na mnie zła. Ale ja nic na to nie poradzę, nie będę żyła tak jak ona chce tylko tak jak ja chcę.

8 czerwca 2010 , Skomentuj

Po wczorajszym dniu jestem zadowolona z dietkowania, nie złamałam się, nic nie podjadałam. Byłam na siłwni zaliczyłam trening w 100 %. Wogóle uważam wczorajszy dzień za udany. W pracy czasmi zleciał błyskawicznie, to było chyba spowodowane pogodą. Jest tak pięknie na dworku że aż chce się żyć i jest motywacja do odchudzania. Im ciepleć tym więcej ciuchów z siebie zrzucamy, więc dobrze by było dobrze wyglądać.

Zrobiłam sobie na dziś do pracy sałatkę owocową, wyszła pycha. Niby same owoce bez rzadnych dodatków, ale była pycha. Skutecznie się tym najadłam, niby dietetyczne a zapełniłam żołądek tak że nie chciało mi się jeść. Chyba się przerzucę na sałatki, przynajmiej w pracy, a tylko w domciu będę jadła jakiś obiadek.

Ale po południu czeka mnie kolejne wyzwanie, bo kolega, u którego byłam w piątek na urodzinach zaprosił dziś na spóźnniony tort. Boję się trochę tego, bo idę prosto pop racy, co będzie skutkowała brakiem obiadu, czyli pójdę na głodniaka. to dopiero będzie wyzwanie. Trzymajcie kciuki za moją silną wolę, która poraz kolejny będzie wystawiona na próbę.

7 czerwca 2010 , Skomentuj

Po weekendowym ważeniu 1 kg na minusie :)

Niestety skończył się długi weekend, było tak miło i wogóle. Z dietką szło tak jakoś średnio, ale starałam się mimo wszystko trzymać się. Na pewnio nie udawało mi się jeść regularnie, za dużo się działo. Ciągle gdzieś jeździliśmy w ciągu dnia pozałatwiać zaległe sprawy a wieczorem codziennie jakies imprezy się nam trafiały.

W czwartek znajomi nas zaprosili na grilla, za co im bardzo serdecznie dziękuje, bo gdybyśmy zostali w domciu to stacilibyśmy samochód. Przez tą nawałnicę złamało się drzewo i spoadło dokładnie w miejscu gdzie powinien stać samochód. uffff

W piątek kolejna impreza. Tym razem urudziny kolegii. Zaprosił nas do klubu, za którym średnio przepadam. Szłam tam z takim nastawieniem jakby mieli mnie tam zabić. jest to typowy klub dla metalowców, gotyków i innych fanów mrocznej muzyki. Lubię rocka, ale bez przesady. Ale chyba w związku z tym że był to długi weekend to poza 5 osobami w klubie byli tylko goście kolegi, który jednoczesnie był dj na tej imprezie, więc się bardzo dostosował do swoich gości i grał bardziej stonowaną muzykę :) Dzięki czemu bawiłam się przednie do białego rana.

No a w sobotę to dopiero była impreza, wieczór panieński, to chyba był najlepszy dzień tego weekendu jesli chodzi o imprezy. Zaczęłyśmy z dziewczynami w domu gdzie atrakcją był striptizer. Bardzo fajny występ godny polecenia na żdy wieczór panieński. A później ruszyłsmy w miasto jak na imprezowiczki przystało. Zaczęłyśmy od clubu 70, było fajnie, muzyka spoko, ale to że było tam oprócz nas jeszcze z "1000" wieczorów paniński i prawie zero facetów to stwierdziłyśmy że zmieniomy lokal i tym sposobem zaliczyłyśmy jeszcze orgaze i lemonta. wieczór ogólnie uważam za udany.

Wreszcie ostatniego dnia jak przystało na przykładowego pracownika odpoczywałam i nabierałam siły na poniedziałkowy powrót do pracy. Ale przez to że spędziłam cały dzień w domciu to naszły mnie gastronomiczne zachcianki co skończyło się zjedzeniem mega wielkiej porcji lodów bakaliowych grrrr

Ale dziś jest poniedziałek i od rana znów zaczęłam dietkować i wybieram się na siłownię, więc będzie dobrze i trzego się będe trzymać :)

2 czerwca 2010 , Komentarze (1)

Wczorajszy dzień nie należał jednak do najlepszych, pokłóciłam się z mamą, ale dawno tak nie było, wyprowadziła mnie z równowagi do tego stopnia że nie przyjełam od niej prezentu z okazji dnia dziecka (kasy). Zaczęło się już przy obiedzie, bo niechcący dorwała się do mojego wyciągu z banku i przejrzała moją historię konta. Już jej się nie podobało to ile wydaję. nigdy jakoś nie miałam żadnych pretensji że spojrzy mi na wyciąg, w końcu jest upoważniona,ale nigdy też nie robiła mi awantur z powodu tego na co ja wydaję pieniądze. a że przy okazji cały czas chodzi jej o to samo, że mieszkam z chłopakiem przed ślubem, ona nie może tego przeboleć. Bo nie tak mnie wychowała. Że niby on mnie buntuje, bo za rzadko do niej przyjeżdżam, a ja poprostu nie mam czasu, a z drugiej strony jak mam za każdym razem wysłuchiwać jaką jestem wyrodna córką to nie mam na to po prostu ochoty. Obie się nakręcamy i kończy się na tym że zwyczajnie wychodzę wcześniej niż planowałam.

Ale jest też pozytywna strona, chrześnica była zadowaolona z prezentu, od razu rozpakowała i zaczeła się bawić. Cieszę się że jej się podobało, bo teraz ciężko jest trafić w gusta dzieci, bo one wszystko teraz mają.

Jakby tego wszystkiego było mało to jak wróciłam do domu to okazało się że sąsiedz zmienili kłódkę w bramie i mogłam wjechać na podwórko. To już jest regularna wojna. Im się nie podoba że my parkujemy 2 samochody. Inni moga sobie parkować tylko my nie. Bo to przecież takie gówniarstwo, a rozbijamy się dwoma samochodami. Grrr oszaleję z tymi ludźmi.

Ale chociaż dzietka calkiem nieźle mi poszła, mam nadzieję że w tym tygodniu będzie spadek wagi, przynajmiej tak czuję, ale to się okaze w weekend, mam zaplanowane 2 imprezy i może być ciężko, wiec trzymajcie kciuki za moją silną wolę.

 

1 czerwca 2010 , Skomentuj

Wczoraj wieczorem trochę zawaliłam dietkowanie, na obiadek były gołąbki i tak mi zasmakowały że trochę przesadziłam z porcją, a późnej jak sobie siedziałam sama w domciu i czekałam na mojego misiaczka to tak mi wpadł do ręki czekoladowy cukiereczek. Ale w ramach pokuty posprzątałam całe mieszkanie i poszłam z koleżnaką na spacerek, więc może trochę udało mi się to odpokutowac, może nie do końca, ale to zawsze coś.

Cóż za piękny dzień, dostałam dziś z rana życzenia od tatusia na dzien dziecka, aż się zdziwiłam że pamiętał, zawsze zapominał, a tu taka niespodzianka.

Dziś po południu znów może być ciężko z dietką, bo jadę po pracy do mamusi, a mamusia jak to mamusia nakrmi mnie jakiś wysoko kalorycznym obiadkiem, muszę chyba pomyśleć nad czymś co będę mogła u niej sobie sama zrobić do jedzenia. A później idę do chrześnicy w odwiedziny z okazji dnia dziecka i pewnie znów będą mnie kusić jakieś niedozwolone przekąski, musze się chyba opancerzyć żeby uniknąc pokusy. A jutro koniecznie pojechać na siłownię, bo już za długą przerwę sobie robię od treningu to później mam za duże zakwasy i ruszać się nie mogę.

Cały czas nie mogę się zmobilizować do ćwiczenia w domu jak nie idę na siłownię, ale zawsze znajdzie się jakieś zajęcie i brakuje mi czasu, a tak jakoś mam opory żeby ćwiczyć przy misiaczku, czuje się jakaś taka skrępowana, nie wiem dlaczego, nigdy tak nie miałam. A może poprosty zaczym wymyślać jakieś głupie preteksty, bo mi się zwyczajnie nie chce.

31 maja 2010 , Komentarze (2)

No i weekend za nami. Myslałam że spędze go trochę lepiej, ale niestety nie udało się. W piątek była u nas właścicielka mieszkania zaalarmowana przez sąsiadów, bo niby ciągle zalewamy klatkę. Po długich naradach skończyło się na tym że mój ukochany zdemontował pół łazienki, a konkretnie to niby brodzik i kabinę prysznicową. I faktycznie okazało się że brodzić zaczął przeciekać, podłoga była totalnie mokra, więc trzeba było poświęcić weekend na suszenie tego wszystkiego. A wczoraj wieczorkiem próba ponownego montażu. Oczywiście nie jest to wcale takie proste zadanie, jakby się pozornie wydawało. Przecież to tylko z powrotem włożyć brodzik na swoje miejsce, zeszlo nam, no w sumie to za dużo powiedziane nam, mojemu okochanemu jakieś 5 godzin i narazie brodzik stoi na swoim miejscu i jest wstępnie uszczelniony. a czeka nas jeszcze montowanie drzwi do prysznica. Proprostu fantastyczne warunki bytowe. Dziś już kapituluje i mam dosyć mycia się w misce, pojedziemy się wykąpać do rodziców.

Z dietką idzie jakoś do bani, bo wieczorem zaczynam podjadać, ale na szczęście nie jakieś bomby kaloryczne tylko owoce, wiem że to też nie jest dobre, ale lepsze te owoce niż bym miała zjeść jakieś paluszki, chipsy czy inne śmieci. Ale i tak jestem z siebie dumna, bo jak byliśmy na obiedzie i przyszłej teściowej to nie skusiłam się na ciasto ani inne słodkości mimo, że usulnie próbowała mnie poczęstować. Cięzkie życie człowieka na diecie ;) Z ciekawości zważyłam się w niedzielę, ale niestety zawiodłam się bo waga cały czas pokazuje 68, musze chyba zacząć bardziej szczegółowo zwracać uwagę na to co jem, w jakich ilościach i o której godzinie. No i oczywiście regularnie ćwiczyć. Ale dziś oczywiście wszystko daje w łeb, bo zamiast na siłownię to jadę do domciu i musze pomóc mojemu misiaczkowi.

28 maja 2010 , Skomentuj

Dzięki temu chyba że zaczęła być aktywna w pamiętniku mam więcej silnej woli, albo poprostu moja podświadomość działa. Nie chcę okazać słabości. Mam nadzieje że to będzie trwało bardzo długo :) choć przede mną pierwsze wywanie weekend. Zawsze wtedy zaburza się cykl odchudzania, plan dnia jest inny. A to jakaś imprezka wyskoczy czy coś takiego.

W sumie to już się boję przyszłego weekendu bo czeka mnie wieczór panieński. Najpierw posiedzimy w domciu u przyszłej panny młodej cośzjemy i wypijemy (i tego się boje), a później ruszamy na miasto limuzyną gdzie obejrzymy sobie striptiz :)

Wczoraj jak byłam na siłowni postanowiłam znów wrócić do ćwiczeń również na górne partie ciała, ostatnio to sobie odpuściłam i robiłam tylko nogi i dziś jużzaczynają mi doskwierać zakwasy. Skoro już mnie polą ręce i klatka to już się boje wieczora, bo zazwyczaj pełne zakwasy wychodzą po 24 godzinach, ale skoro czuje te zakwasy to znaczy że trening nie poszedł n marne, czyli jest ok :)

 

27 maja 2010 , Skomentuj

Jak zwykle w czwartek czeka mnie ciężki dzień, najpierw praca, a później na siłownię pojadę. Zaczęłam się zastanawiać czy nie zmienić tej siłowni. Niby jest wszystko fajnie, miła atmosfera chodzę tam od 1,5 roku, ale te dojazdy na ursynów mnie wykończą. Za dużo tracę czasu przy tym, ale i tak najgorsze są korki. Brak mi cierpliwości. Mogłabym chodzić na siłownię niedaleko pracy, ale waham się jeszcze, byłam tam kilka razy ale brak tam tego klimatu jaki jest na ursynowie. dyby jeszcze ktoś chciał ze mną chodzić, było by mi raźniej. Jak zaczynałam chodzić na ursynów to koleżanka mi towarzyszyła, a teraz mnie olała, mówi że nie ma kasy na karnet :(

Jeśli chodzi o moje nastawienie do jedzenia jest całkiem nieźle, udało mi się przetwać wczorajszy dzień bez podjadania, no może nie do końca bez podjadania. Jak moje kochanie po obiadku na deserek wcinało czekoladę to ja się oparłam pokusie i tylko później zjadłam 2 wafalki ryżowe. Starał się mnie trochę podenerwować i wciskać na siłę to czekoladkę, ale to raczej na zasadzie żartu, powiedziałam mu dosadnie że ma przestać mnie dokarmiać czymkolwiek i basta ;)

Musze jednak znaleźć jakieś inne przekąski małokaloryczne, bo te wafelki szybko mi się nudzą i trzeba je czymś zastępować. Dobrym rozwiązaniem byłoby podjadanie surowej marchewki, ale nie przepadam. Macie moze jakieś pomysły na oszukanie żołądka. Albo co zrobić żeby nie mysleć tyle o jedzeniu.

Odkryłam ostatnio coś fantastycznego, jak mam wielką ochote na słodycze to zjadam sobie batonika musli z Biedronki, są one bardzo smaczne, a do tego mają tylko ok 100 kcal. Byłam dziś rano na zakupkach przed pracą. Przy okazji zrobiłam drobne zakupki do domku, nie będę musiała jeszcze w drodze powrotnej do domu wstępować do sklepu.

 

 

26 maja 2010 , Komentarze (2)

Rozpoczym kolejny dzień silnego postanowienia, od kilku dni nie mogę się ogarnąć, niby jak jestem w pracy to trzymam się diety, ale jak wracam do domu poza obiadem zaczynam podjadać, bo oczywiście moj misio podstawiam mi pod nos jakieś przekąski, a to czekoladę, a to pistacje albo inną przekąskę. Muszę mu wreszcie przemówić do rozsądku i przekonać go żeby mnie nie dokarmiał bo to się dla mnie źle skończy. Ale jak słyszę: kochanie zjedź chociaż jedną kostę, zebym nie miał wyrzutów sumienia że zjadłem całą czekoladę, to mimo starań nie potrafię się opamiętać.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.