Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 25851
Komentarzy: 336
Założony: 5 sierpnia 2010
Ostatni wpis: 13 marca 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
savannah1974

kobieta, 50 lat, Płock

164 cm, 86.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 listopada 2013 , Komentarze (1)

Po przerobieniu wszystkich pytań przykładowych zrobiłam sporo testów i wszystkie pozytywne. Jeszcze jutro rano zrobię kilka dla utrwalenia i powinno być dobrze. Jest kilka pytań, z którymi mam problem, ale istnieje nadzieja, że trafi mi się jedno, góra dwa i jakoś zdam:))))

18.00 - frytki warzywne + jogurt naturalny z koperkiem (N)

A w piekarniku odchodzi eksperyment. Pieką się flądry, które marynowały się przez pół dnia w specjalnym sosie na bazie octu balsamicznego i miodu z dużą ilością przypraw. Ozdobione kilkoma plastrami ananasa i podlane sokiem z ananasa. Strasznie jestem ciekawa, co z tego wyniknie. Oby były zjadliwe:)))

Przedstawiam Wam nasze kocury:

 
Nie ma to jak błogie lenistwo - też się mu zamierzam teraz oddawać. Zasłużyłam ostatecznie siedząc cały dzień przy testach, więc nawet nie zamierzam teraz zaczynać zlecenia, chociaż dosyć gwałtownie się dopomina zainteresowania. Trudno, musi poczekać do jutra. 
Poczytam sobie pamiętniki Vitalijek, poszukam fajnych przepisów, pooglądam TV. Zresztą wiele czasu już nie zostało, bo pewno koło 22 odmelduję się spać. Ale nie omieszkam zdać relacji z walorów smakowych fląderek (lub ich braku, lol, walorów oczywiście, bo fląderki wyparować raczej nie powinny... ale licho je tam wie).

EDIT: 20.00 - dwie flądry pieczone z ananasem
Upiekłam trzy małe fląderki, ale zjadłam dwie i mi styknęło, więc trzecia zostanie na jutro. Ale wbrew moim obawom wyszło pysznie! Jednocześnie słodko i pikantnie. Super sprawa.

14 listopada 2013 , Skomentuj

No trochę już się pouczyłam i zaczynam mieć nadzieję, że może (przy odrobinie szczęścia) nie będzie porażki.
Zrobiłam 1 milę, nie wiem, czy dam radę wcisnąć dzisiaj coś więcej, bo jeszcze sporo siedzenia przede mną, a jutro po 11 muszę być na egzaminie (trochę powstało zamieszanie, ale chyba się wyjaśniło). 

14.30 - 150 g steka z wołowiny + sałatka lombardzka (boczniaki i pieczarki przesmażone z czosnkiem i cebulą, do tego siekana pietruszka i rukola) (B)


Zgodnie z postanowieniem, dzisiaj i jutro więcej białek w diecie, nieco mniej błonnika (co widać po obecności sałatki, hehe). Zobaczymy, czy coś drgnie.

Czas lecieć po młodego do szkoły, a potem znowu rycie...

14 listopada 2013 , Skomentuj

Bardzo mi się chce do tych testów zabrać, oj bardzo, tak bardzo, że aż do Kauflanda po zakupy poszłam, lol, i łaziłam po sklepie chyba z godzinę, lol. A propos zakupów i diety w ogóle, moja mama dała mi się namówić, żeby spróbować i już ma problem, bo niestety ma męża debila (nie, nie to nie mój ojciec, tamten sobie wziął i umarł wiele lat temu, ale jakoś mu to chyba już wybaczyłam). Już skomentował, że sobie DOGADZA. Idiota skończony, no po prostu nóż się w kieszeni otwiera. Rozumiem, żeby ciastka żarła, albo kawior i krewetki na okrągło. Nie, głównie warzywa przecież, czasami owoce czy ryba (zresztą w sumie niewiele się to różni od normalnego jedzenia, tyle, że nie wszystko na kupę), no bez przesady. To, że on wpieprza chleb z wędliną, to czy wszyscy tak muszą? No po prostu szkoda gadać...

11.30 - grejpfrut (kupiłam sobie odmianę sweety i w szoku jestem - czegoś równie słodkiego dawno nie jadłam! polecam wszystkim zamiast słodyczy, rewelacja po prostu) (B)

14 listopada 2013 , Skomentuj

Hm, waga mnie rozczarowała, na razie bez zmian. Nie wiem, w czym dzieło. Ale może tak po prostu musi być. Może zrobię sobie jutro dzień bez warzyw, bo już trzeci dzień z rzędu odwiedzam wc w temacie "poważnym" kilka razy dziennie, to chyba nadmiar błonnika. Do tej pory było go mało, teraz organizm dostaje dużą dawkę codziennie i wariuje. Taaa, to może być to. Tylko dlaczego nie przekłada się to na wagę? Nic nie rozumiem. Jem nie więcej niż 1500-1800 kalorii dziennie, zaczęłam ćwiczyć, piję dużo wody, a tu nagle ZONK. Ale nic to, potraktuję to jako normalną kolej rzeczy. Musi się ruszyć. Ruszy się na pewno. W sumie, dieta od tygodnia, zrzucone 1,6 kg, więc nie mogę narzekać. Ale reakcje mojego organizmu trochę mnie wytrącają z równowagi, bo nie wiem, jak to rozumieć, lol. Nie zamierzam jednak niczego zmieniać. Jak nie schudnę, mówi się trudno. Ale odpowiada mi takie jedzenie i nowy tryb życia, więc zamierzam przy tym zostać. 

8.30 - mleko melonowe (rozdrobnione pół melona, pół szklanki mleka, trochę soku z pomarańczy - MNIAM, pychotka) (B)

Trochę mnie mięśnie brzucha pobolewają, znaczy ruszyłam je w posadach, lol. Jutro znowu spróbuję trochę im dokopać. A dzisiaj pewno 1 mila i może jakieś ćwiczonka, ale lekko, na ręce, chociaż sama nie wiem, bo przedramię nadal dziwnie boli - chyba skończy się na lekarzu.

13 listopada 2013 , Komentarze (4)

Zaniedbałam tyle spraw, że włos mi się jeży. Owszem, kiedyś się zapewne z tego wszystkiego wykaraskam, ale ile to potrwa i ile będzie mnie kosztowało (już nawet nie w sensie finansowym, ale przede wszystkim psychicznym), tego chyba nikt nie jest w chwili obecnej ocenić. Musze zacząć jakoś to wszystko porządkować i to jak najszybciej, bo się nie ogarnę. Byłam głupia i nieodpowiedzialna. Nie wiem, co ja sobie w ogóle myślałam. Inaczej. Wiem, po prostu chyba nic nie myślałam, bo inaczej tego nie potrafię wytłumaczyć. Jedno wielkie bagno. Mocno cuchnące na dodatek. 
Ale nie dam się. Nie ucieknę znowu w niebyt i udawanie, że jakoś to będzie, wystarczy tylko ignorować sytuację. Bo nie wystarczy. Trzeba się po prostu za to wszystko zabrać i zacząć ten cały MESS porządkować. Kroczek po kroczku. Z rozsądkiem. W miarę możliwości. To nie będzie łatwe, nie mam złudzeń. I sama jestem sobie winna. Aż za dobrze o tym wiem, żeby czuć się sama ze sobą dobrze. Ale dam radę. Bo zwyczajnie nie mam innego wyjścia.

1. Nie piję, bo wszystkie moje kłopoty są tak naprawdę przez alkohol.
2. Idę jutro na rozmowę z moją przyszłą wspólniczką (w pewnym sensie, lol) i zabieram się za robotę - kilka godzin dziennie powinno przynieść relatywne efekty, tylko trzeba się za to porządnie zabrać.
3. Biorę zlecenia i realizuję, po prostu.
4. Wydaję rozsądnie.
5. Spłacam możliwie jak najwięcej długów.
6. NIE ROBIĘ NOWYCH DŁUGÓW PO TO, BY SPŁACIĆ STARE! (nie sprawdza się, tylko przybywa kłopotów).

Czy naprawdę musiałam aż tak się zakopać, żeby mnie w końcu otrzeźwiło?! Co ja, do cholery, mam zamiast mózgu? Galaretę jakąś czy co?

A najgorsze, że jestem z tym wszystkim zupełnie sama i to na własne życzenie. Otoczyłam się takim murem kłamstw, że gdybym teraz komukolwiek z bliskich wyznała, co i jak, masakra. Nie wybaczyliby mi tego nigdy. To już lepiej spakować plecak i w Bieszczady. Tylko, ze tego nie mogę zrobić. Za dużo zobowiązań, za stara jestem, by po raz kolejny uciekać przed odpowiedzialnością. Sama sobie zafundowałam ten bałagan, sama muszę go posprzątać. 
Głowa mnie od tego wszystkiego rozbolała. Na domiar złego te cholerne testy idą mi coraz gorzej. Szansa na zdanie wewnętrznego jest mniej więcej jedna na milion. Ja po prostu nie rozumiem tych pytań. Głupia jestem najwyraźniej bezdennie. Jutro ostatnia szansa. Ile zrobię, tyle zrobię, w piątek rano idę zdawać. Może się uda. Chociaż z moim szczęściem... 
I waga stoi w miejscu trzeci dzień. Jak jutro coś nie drgnie, to nie wiem...
Znaczy wiem. Nie ugnę się. Nie dam się. Nie ma takiej opcji. 

JESTEM TWARDA!
JESTEM SILNA!
NIE DAM SIĘ!
BĘDĘ WALCZYĆ!
NIE PODDAM SIĘ!
CHOĆBY NIE WIEM CO!!!!!

13 listopada 2013 , Komentarze (1)

Po basenie poczułam się jakaś taka wykończona, lol, że jakoś się do tych testów nie mogę zabrać. Obejrzałam jeden odcinek Ugotowanych, popichciłam i chyba jednak będzie trzeba się przemóc. Jak mus to mus. 

18.00 - chlebek otrębowy z twarożkiem i kiełkami, a do tego kolejna sałatka (rukola, ogórek, pomidor, sparzony por, pietruszka, kolendra, starta rzodkiewka wiórki żółtego sera, sos jak zawsze) (N)


21.00 - zupa-krem z cukinii i selera naciowego (właśnie dochodzi, trzeba będzie ją blenderem potraktować) (N)

13 listopada 2013 , Komentarze (3)

Przeczytałam przed chwilą wpis 21-dziewczyny, która umiera na raka po amputacji obu piersi. Sytuacja beznadziejna. Niedawno czytałam o 13-letnim Jaśku, którego zaatakował straszny nowotwór, ale na razie jest jakaś iskierka nadziei, jego stan odrobinę się poprawił...
Nie zostawiam komentarzy pod takimi postami. Nie wiem, co mozna powiedzieć. Ale wiem jedno,. 
ŻYCIE JEST ZBYT CENNE, BY JE SOBIE WŁASNORĘCZNIE ZMARNOWAĆ.

A niewiele, naprawdę niewiele brakowało, żebym to właśnie zrobiła. I nadal jestem na krawędzi, nie ma się co oszukiwać. Wystarczy jeden nieopatrzny krok i znowu będę tam, gdzie byłam, a nie chcę już tam trafić. Do mojego własnego, prywatnego piekiełka. Tym bardziej, że tylko samodyscyplina może mnie teraz wyciągnąć z kłopotów finansowych. Jeśli będę pracować, nie zawalać terminów i żyć w miarę oszczędnie, to powinnam za jakiś czas uporać się ze wszystkimi problemami finansowymi. Nie będzie to łatwe i zajmie sporo czasu, ale jest nadzieja. Tylko muszę się trzymać z dala od alkoholu, żeby znowu nie popaść w ten wir. Nie wiem, czy potrafię napić się trochę wina wieczorem i po prostu odpuścić, nie ciągnąć tego dalej i nie mieć ochoty następnego dnia. I nie wiem, czy każdego dnia bez wyjątku będę w stanie przejść obojętnie obok półek pełnych piwa w sklepach, w których robię zakupy. Nie wiem. Ale chcę, żeby tak właśnie było, a podobno myśl ludzka jest wielka i potrafi zdziałać niemal wszystko.


Toczy się walka. Na szali jest moje zdrowie i życie, a tym samym dobro mojego dziecka. Wygram. Inaczej być nie może. HAWK!


13 listopada 2013 , Skomentuj

Ja nie wiem, czy to tylko na tych płytach tak jest, czy na rzeczywistych testach też, ale to samo pytanie i te same odpowiedzi do wyboru, a inna jest poprawna na kolejnych testach. I weź tu człowieku bądź mądry i pisz wiersze. Tego się nawet nie idzie nauczyć w takim razie, a jedynie liczyć na łut szczęścia. Masakra. Po co mi to było?!

11.00 - 1/2 porcji sałatki z mozzarelli, pomidora, łososia wędzonego i cebulki (z wczoraj) (N)

Zaraz zrobię przerwę i poćwiczę, bo mnie inaczej szlag nad tym paskudztwem trafić może...

EDIT:
Przerwa odfajkowana: 1 mila walkingu + 10 minutowy program na brzuszek (który uświadomił mi, o zgrozo, jaką mam słabą kondycję i w jakim stanie są moje mięśnie - martwi mnie to prawe przedramię, bo nie bardzo wiem, co z nim jest nie tak, ale coś na pewno nie gra).
Dobra, wracam do testów. W kuchni pyrka woda na makaron pełnoziarnisty na obiad, warzywka przygotowane, wystarczy dodać gorgonzolę i obiadek przed wyjściem będzie cymesik.

13 listopada 2013 , Skomentuj

Niechętnie, ale siadam do testów. Okropieństwo trzeba mieć wreszcie za sobą. Dopiję tylko kawkę i startuję. Co prawda miałam się za to zabrać od samego rana, ale jakoś mi zeszło. Miałam małą robótkę, no i w ogóle. Ale koniec wymówek. Dwie godzinki pracy z testami, przerwa na ćwiczenia, dalej testy, a potem na basen dla relaksu. Taki plan.

8.30 - twarożek wiejski z rzodkiewką i szczypiorkiem (N)

12 listopada 2013 , Skomentuj

Moja kolacyjka:
Ja chyba jestem uzależniona od awokado:))) Jakby nie wolno go było jeść, to chyba bym nie wytrzymała na tej "diecie", lol.
Sałatka: pieczarki, dojrzałe awokado, cebulka i pomidorki koktajlowe. Zalewa z oliwy, polewy gourmet, sól selerowa, pieprz cytrynowy i świeża kolendra. Najpierw trzeba skropić awokado sokiem z limonki, potem polać połową dresingu. Pieczarki też skropić sokiem z limonki, wymieszać  pomidorkami i cebulą i polać resztą sosu. Wyłożyć do miski. Bardzo dobre. 

Resasumując dzień:
10.00 - sałatka z mozazarelli, pomidora i łososia (N)
12.30 - owoce (B)
15.00 - ryba w owocach i sałatka z roszponki (B)
17.00 - chleb otrębowy z twarożkiem i sałatka z roszponki (N)
21.00 - sałatka z awokado, pieczarek i pomidorków (N)
Fitness: 30 minut (2 mile z ćwiczeniami)

POWOLI 
ACZ WYTRWALE ZMIERZAĆ NALEŻY 
DO CELU

Mam nadzieję, że niedługo zobaczę 8 z przodu i że jutro waga okaże chociaż ociupinkę mniej. Ale nawet jeśli nie, to i tak się nie poddam. Dobrze mi z tym wszystkim. Z brakiem alkoholu, ze smacznym, urozmaiconym jedzonkiem, z ćwiczeniami i nawet z czasem spędzanym w kuchni, lol. Z nową sobą. Ta nowa JA nawet da się lubić, bo tej starej to już zaczynałam mieć serdecznie dość. 

Jutro wkuwam do testów wewnętrznych na prawko. WRRRR... Te nieszczęsne testy są takie głupie, że to normalnie przerażenie ogarnia. Ale dam radę. Ze wszystkim dam radę. Mam jakiś taki power, że aż się boję. 

Jutro postaram się też zrobić 1 milę i jakieś ćwiczonka na bebzunek, bo trzeba się za niego ostro zabrać. Na razie delikatnie, bo przypuszczam, że moje mięśnie zapadły w letarg kompletny i zanim się wybudzą chwilkę potrwa. Ale co nas nie zabije, to nas wzmocni, więc do dzieła, towarzyszko. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.