Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Cenię szczerość, kocham zwierzęta, hoduję rośliny owadożerne. Słucham rocka, jeżdżę na woodstock, uczę się starogreki i jestem pozytywnie zakręcona:) Razem ćwiczy się raźniej a trzymanie diety idzie łatwiej:) Grunt to wsparcie:) Popiszemy?

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 25393
Komentarzy: 73
Założony: 23 września 2010
Ostatni wpis: 13 sierpnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
sivuha

kobieta, 39 lat, Krosno Odrzańskie

160 cm, 61.40 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: jeśli uda mi się schudnąć- utrzymać wagę! nie ulegać pokusom!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 czerwca 2011 , Komentarze (6)

czy ja wiem... chyba sobie daruję rozmowy z nimi- mam 26 lat, a może życie nadal wygląda tak, jakbym miała z 16... tyle, że mieszka ze mną narzeczony... mieszkamy razem, dokładamy się do rachunków i sobie nie przeszkadzamy nawzajem z rodzicami (my np: my jesteśmy cicho, naszego kochanego metalu sluchamy na słuchawkach...w pokoju gadamy prawie szeptem) ale mam zasadę- każdy ma swoje życie niech się więc jego pilnuje a nie wpieprza się do czyjegoś innego i na siłę się go zmiania... ostatnio z narzeczonym gadaliśmy sobie z mamą i aż trwoga mnie wzięła jak ona bezmyślnie szufladkuje ludzi. Wg niej normalny człowiek nie zalicza się do żadnej subkultury bo np: ci co noszą skóry to sami nastolatkowie a jak chcą założyć rodzinę to muszą się zacząć normalnie ubierać (np: w jasne jeansy i bluzeczkę) i zacząć sluchać normalnej muzyki wg niej czyli spokojnej, np: budki suflera... ja powiem tak: jeśli ktoś metalem i porzuci tą muzykę- znaczy, że nigdy nim nie był i wszystko co wceśniej robił było na pokaz...czemu? bo nie da się przestać być metalem... tak z dnia na dzien porzucić to, co się kocha? nagle ubierać się w ciuchy, których się nie trawi? (ja np: nie lubię ubierać się kobieco i kolorowo, ponieważ czuję się sztucznie. Lubię swoje czarne jeansy i skorę... po prostu w tym czuję się swobodnie i nie mam zamiaru tego zmienić.... kiedyś zaczęłam się z kimś spotykać ale trwalo to tylko 3 dni- czemu? ta osoba powiedziała, że on ze mną będzie jeśli zacznę się normalnie ubierać i przestanę nosić skórę i czarne jeansy... chcial mnie przerobić na bląd-róż na który mam uczulenie..po prostu nie nawidzę bląd- różu, nie jestem taka i nigdy nie będę. Nie nawidzę diamencików, cekinów i innych badziewi... do mnie to po prostu nie pasuje... a on mi chciał wciskać takie rzeczy, że aż słów brakuje :/ )

Reasumując- jesteśmy tak uciskani przez moich rodziców że szok... do wszystkiego się wtrącaja, wszystko im nie pasuje- nasza muzyka, nasze ubrania, nasze uczesanie, nasze wybory, nasze zwierzęta, praca mojego narzeczonego... i można by tak wyliczać dalej...

Sfiksuję jeśli tej góry się szybko nie wybuduje... Jak na razie szansa na jej budowę jest realna... 


O dziwo- poki znów nie zamieszkałam z rodzicami- do tego czasu "kwitnęłam"... wszyscy to widzieli... byłam szczęśliwa, dużo się ruszałam, bylam chuda i zadowolona... jaki z tego wniosek- musimy z narzeczonym mieszkac SAMI.

3 czerwca 2011 , Komentarze (3)

Nom:) W tytule jest wszystko... 

   Po pierwsze primo- oj muszę się udać po anty... dlaczego? Od jakiegoś czasu jestem tak nerwowa, że kiedy niz gadzam się z mamą- najczęściej wybucham!!! kiedyś byłam w stanie się powstrzymać, puścić pewne rzeczy mimo uszu- teraz nie mogę... tracę cierpliwość- po kłótni płaczę i aż się trzęsę... pamiętam, że kiedy brałam microgynom czułam "większy wewnętrzny spokój", byłam bardziej skora do robienia rzeczy męczących (niestety męczę się bardzo szybko:(  mam to od urodzenia i nie wiem z czego to wynika... mniejsza z tym). 

Mój stres wynika z różnicy pokoleń- mieszkam z rodzicami, którzy są przepracowani i znerwicowani. Nie mam żadnych znajomych... niby mam, w swoim mieście znam aż 2 osoby, ale nie mogę się z nimi spotykac, ponieważ mam zakaz zapraszania do domu kogokolwiek (chyba że to rodzina) a nie mogę się z nikim spotkać na mieście, bo albo nie ma gdzie albo po prostu jestem tak zawalona obowiązkami domowymi, że nie mam kiedy.

    Smutne... Nie mogę się realizować, nie mogę iść na wymarzone studia (brak kasy, czasu i moi się nie zgadzają) Jedyne co wg rodziców mam robić w domu  to sprzatać i gotować obiady. kiedy czegoś nie zrobie- robi się wielka wojna, np: nie zrobiłam dzbanka herbaty na obiad- koniec świata!! i co teraz!! ja pier**** a wystarczy poczekac 5 minut i herbata będzie, ale nie, bo lepiej ponarzekać i mnie zgnoić.... wkurza mnie to, że moje zdanie jest nie ważne dla nikogo... kiedy mamy gości i chcę coś powiedzieć- nie mam szans- zawsze wchodzą mi w słowo, nawet nikt nie zauważa, ze coś mowię... jest dużo innych dołujących rzeczy, ale nie będę już o tym pisać- ziemia jest w trakcie sprzedaży, więc jest szansa, że do konca roku wyniosę się do własnego piękra domu:) zawsze chcialam mieszkać na poddaszu:) i będzie wolność- ja, moja połówka (i nasze zwierzęta:)  )

 (i będę sama sobie ustalić rozkład dnia, a nie że o tej godzinie mam sprzątac, bo o innej to będzie źle....a odkurzać mam od tej strony, bo od innej to jest źle i tak się nie sprząta...)


    Po drugie primo- postanowilam zasiąść w końcu do mojej antycznej greki:) moi wychodzą z założenia, że to mi do życia nie potrzebne, więc po co marnuje na to czas, lepiej żebym się zajęła czymś dochodowym- aha... więc ja niemoge mieć zainteresowań wg nich- fajnie... dlatego wstaję prze 8 rano, włączam cichutko eskę rock i przerabiam lekcje z greki klasycznej- w koncu placę za to prawda?? a nie po to płacę, zeby kolejna kasa poszła w błoto. Lubię antyczną grecję i chcę poznać dialekt attycki z okresu klasycznego. Myślę też o wykonaniu kolejnego tatuażu (w języku starogreckim- bedzie to napis "Pan jest Pastrzem moim", albo "Mój Pan mnie strzeże"- dlaczego- może nie biegam w każdą niedzielę do kościoła, ale każdego dnia staram się zatrzymać i pomyśleć o Bogu, o wierze... to jest dobre- pozwala odzyskać równowagę... wierzę w Boga i chcę to wyrazić robiąc sobie tatuaż. Czemu po starogrecku- jest to jeden z pierwszych języków, w jakim przepisywano Pismo Święte, poza tym nikt nie musi wiedzieć co oznaczają te słowa- ważne, że ja wiem:)

    A tak poza tym, to moimi wymarzonymi studiami jest Filologia Klasyczna na U. Wrocławskim. Mam nadzieję, że znajomośc języka starogreckiego będzie pomocna (poza tym czytam też lektury wymagane przez uczelnię, historię grecji starożytnej, zaznajamiam się z myślą filozoficzną, kulturą oraz historią wychowania. :) Lubię to:)

    po trzecie primo- postanowiłam ograniczyć spożywanie jasnego pieczywa. Jem albo chlebki wasa albo chcleb graham (ale w malej ilości) piję dużo wody (czasem zaprawiam ją odrobiną mięty i cytryną) Sama nakładam sobie porcje obiadowe- wtedy mam pewność, że nie dadzą mi za dużo. Ograniczam też mięsa- czuję się ocieżała przez nie.... I staram się nie jeść tego, co wzdyma- np: cebula!!!! (a szkoda, bo lubię:(  ) 

jem sery- biały i żółty i ostatnio dużo ważyw (polskich:) heh) ostatnio są to pomidory, kapusta i por, także brokuł

na śniadanie dziś zjadłam tylko 3 plasterki sera i czuję się pełna!!!! na nic innego nie mam ochoty, mimo, że lodówka ocieka kielbasami, pasztetem i serkami topionymi:/ tych rzeczy nie jem.  

codziennie staram się rozciągać, ćwiczyć, chodzić z psem na spacer, bawić się z nim i ruszać... (drugi psiak niestety biegać nie może :/ chore stawy i kości :(  ) chcialabym zacząć a6w.


Jeśli ktoś interesuje się antyczną greką to zapraszam na mojego chomika- Antyczna_Grecja:)

hmm..nie ma to jak zakręcony wpis....



23 maja 2011 , Komentarze (2)

Napisalam ten post do polowy i skasowal się mi... fuck :/ trudno... pisałam o tym, że po miesiącu dbania o siebie nic sie nie zmieniło, procz tego, że moj brzuch stal się bardziej miękki...

Zaczęłam też pić wodę, której to teraz piję najwięcej, a nie jak wcześniej- herbaty.

 Pomyślałam tak: nie ruszam się zbyt wiele a co jem i piję: pieczywo= cukier, herbata= cukier, kawa= cukier.. i wiele innych rzeczy... wszystko to niezliczone ilości cukru. Tak więc teraz staram się go ograniczać. Staram się też jeść mniej... zwykle albo nie jem śniadania, albo kolacji- zależy od dnia... (dziś za dużo zjadłam niestety, jeszcze mnie namówiono na lody :/ ale wzięłam najmniejszego jaki był)

 Jutro moje 26urodziny- i nw dopada mnie myśl, że ćwierć wieku minęło i niczego nie dokonalam..niczego nie zrobilam ani nie skończyłam.... nawet pracy nie mam... czuję się jak życiowy nieudacznik... chyba mam depresję (ale to już niestety gruba sprawa, ktora nazywa się znerwicowanie spowodowane mieszkaniem z rodzicami) same powiedzcie- mam 26lat a mieszkam z rodzicami, babcią, narzeczonym, 2 psami i gekonem... do dyspozycji mamy 1 pokój... masakra i pełna inwigilacja... ale nie będę o tym pisać, bo nie od tego jest ten dziennik..

 Postanowienie na jutro-

--brzuszki!! 

---zjeść mniej niż dziś!!! 

----wypić więcej wody niż dziś!!!!


p.s. ...od miesiąca waga jest zepsuta:/ ciekawe ile ważę?????????? bye kochane:)


A to link dla was- polecam tę dietę!!!! Tę książkę świetnie się czyta:) 

http://zdrowie.onet.pl/profilaktyka/baloniku-nie-rosnij-dieta-flat-belly,1,4257893,artykul.html

17 kwietnia 2011 , Komentarze (3)

Wciąż leżę niestety..ale muszę się pochwalić czymś. W piątek przyjechał do nas mój brat z rodziną- z żona i rocznym synkiem. Był wieczór i jak zwykle- ja leżę i klepię coś w photoshopie a mój luby męczy swój komputer. Zawołali nas na kolację (zadowolona nie byłam, bo musiałam pójść, a ja przecież nie mogę siedzieć...) ok. Poszłam. Wchodzę do kuchni a tu na stole: 5 piw (a ja nie mogę, bo jem antybiotyk), talerz z nakrojoną kiełbasą i boczkiem (a ja zbytnio kiełbas nie jem), talerz z OBFICIE posolonym pomidorem (a ja nie jem solonych warzyw) i prócz tego 2 wielkie misy z chrupkami i chipsami. Byłam zła... Tak samo jak nikt nie zwracał na mnie uwagi przy obiedzie, tak samo wszyscy mieli w dupsku moje odchudzanie i to, że nie jem słodyczy chipsów i kiełbas.... cóż. Wzięłam kawałek chleba, posmarowałam masłem, położyłam żółty ser i zjadłam... popijając WODĄ... po czym podziękowałam i wróciłam do łóżka. Nie chciało mi się z nimi siedzieć. Czemu? Bo brat- programista w dużej firmie- cały czas nawija.... ok- powodzi mu się, jest mądry- i bardzo dobrze... ale nie ma w sobie za grosz skromności, czego nie lubię w ludziach... gada, gada i gada i nikt nie może nic powiedzieć, bo zaraz mówi "nieprzerywaj mi..." i kontynuuje swoje ble ble ble.... chce, żebym robiła mu grafikę, a tymczasem nie ma dla mnie żadnego szacunku... całe życie czuję, że w jego oczach jestem gorsza niż on.... 

Pytanie z innej beczki: znacie kogoś, kto szuka ziemi na sprzedaż? mam do pilnej sprzedaży działkę budowlaną w stęszewie 20km od poznania. Nie daleko jest las i jezioro...dosłownie 3 min drogi. Ziemia ma 280m2 i jest to zabudowa szeregowa... powiedzcie znajomym, a oni niech powiedzą swoim znajomym... jeśli nie sprzedam ziemi, nie będę mieć pieniędzy na dobudowę swojego mieszkania:( to bardzo pilne, pomóżcie!!!

16 kwietnia 2011 , Skomentuj

8.04 pojechalam na kontrolę do szpitala... I zostałam tam aż do poniedziałku. Rozeszły mi się szwy... A na oddziale kazali mi zostać w sumie za karę- żeby lekarka miała pewność, że leżę i nic nie robię... Tak więc przemęczyłam się w szpitalu parę dni, dostałam dużo antybiotyków... w poniedziałek spaliłam jedną fajkę (przed tym dniem nie paliłam od 2 tyg. i po poniedzialku też nie paliłam...-uważam że to kolejny mały sukces odnośnie przechodzenia na zdrowy tryb życia...

Przez to wszystko straciłam apetyt. Jem 1 kromkę z czym kolwiek na śniadanie (np: z zółtym serem), piję dużo wody...

(apropos wody to w sobotę, jak bylam w szpitalu to wypilam 4litry płynów (2litry soku jabłkowego bez cukru i 2 litry wody) dziwne...mam zrobić badanie w kierunku cukrzycy, co też zrobię ale dopiero kiedy będę mogła już chodzić. ) piję mniej kolorowych i słodkich rzeczy- np: żadnych tanich sztucznych oranżad, żadnych zagęszczonych soków z herbapolu (po nich mój żołądek w nocy wywija się i skręca dosłownie... :/ nie wiem co to za dziwna reakcja, ale tak mam. 

Kolejna dziwna rzecz: zaczęłam pić kawę...sypaną, czarną, mocną gorącą kawę... nigdy nie lubiłam sypanej... a teraz tak...???????

Tak więc wracając do jedzenia: na obiad jem małą porcję tego, co akurat kto ugotuje (np: mała miseczka zupy albo ziemniaki+gotowana marchew+ kawałek kotlecika....

Z kolacją natomiast podobnie jak ze śniadaniem: coś skubnę tylko i koniec.

Odrzuca mnie od jedzenia na myśl o tym, że mam w siebie wpychać przetworzone, pełne konerwantów i chemii śmieci, które są sprzedawane jako żywność... Te wszystkie konserwanty, utrwalacze... Na żarcie wydjemy mnóstwo kasy, opychamy się do rozpuchu a potem narzekamy, że coś nas boli.... wszystko z własnej glupoty lub po prostu chorobliwej przyjemności jedzenia... Jakim cudem mogę się powstrzymywać przed jedzeniem? Gadam ze sobą. Myślę sobie tak: Chcę schudnąć do woodstocku i szanse, że się uda są coraz mniejsze... ale caly czas są. Nie mogę mieć żadnego wysiłku fizycznego teraz. Tak więc skoro musze leżeć cały czas to nie potrzebna jest mi taka ilość kalorii, jak osobie o normalnym trybie życia- szczególnie- nie potrzeba mi tyle cukru. Takie tłumaczenie sobie wszystkiego pomaga wytrwać. Mam nadzieję, że za 2 tyg będę mogła wstać.

We wtorek jadę na kontrolę do szpitala... oby mnie znów nie zatrzymali...:(

P.S. ...wyżej wymienione objawy to nie ciąża (gdyby komus przyszło to do głowy:)  

7 kwietnia 2011 , Komentarze (2)

Jutro jedę do lekarza na kontrolę. hmmm... aż się boję... Ale pocieszeniem jest dla mnie myśl, że im lepsze będą ich wieści dla mnie- tym szybciej zacznę ćwiczyć i się odchudzać... Dziś mama robiła galaretę i dostałam "przykazanie " by zjeść kawał golonki... protestowałam, więc dostalam tylko chude mięsko a resztę zjadl mój narzeczony:) kochany miś znów mnie uratował... Bezsensem jest to, że mam 25 lat (już niedługo 26 ło boże...) a wciąż dostaję przykazania jak małe dzidzi- idź zrób to czy tamto, chodź jeść, idź już spać, ble ble ble... nawet mi mama ciuchy ostatnio kupiła... wszystko, byle bym przestała chodzić ubrana na czarno... tak, fajnie, tyle, że ja w "pięknych" rzeczach czuje się strasznie sztucznie... a swoją czarną skórę to po prostu kocham:) i już:) (i dlatego dostałam parę dni temu "letnią kurteczkę" jak to mówi mama... grrr.... póki mieszkałam w poznaniu- czułam się dorośle- sama wszystko robiłam, pracowałam i zarabiałam na swoje utrzymanie. A teraz? bezradnośc i bezrobocie w małym mieście... zero perspektyw... nie mogę ani spłacić gigantycznego kredytu, ani nawet wyjśc za mąż bo pracy ni ma.... wyjść gdzieś też nie:( no przecież nie pójdę na dyskotekę... nie trawię ani techno, ani hip-hopu...i tu macie odpowiedź dlaczego kocham woodstock- tam jestem sobą:) tam wcale nie trzeba szaleć i się zapijać, bo nie na tym ta impreza polega. Jedzie się tam po zabawę. Wypić parę piw (albo i nie), posłuchać fajnej muzyki, poznać nowych ludzi, posiedziec przy grillu... Znacie tą woodstockową magię? Jest takie uczucie... kiedy wracasz nad ranem do namiotu, marzysz o śnie... już świta, a po polach unosi się gdzieś z daleka "mówią o mnie w mieście, co z niego za typ...." Whisky- Dżemu.... aż łza kręci się w oku.

 Oglądałam rozmowy w toku ostatnio na onet vod. I tam był odcinek o punkach... z tego co mowili możnaby wywnioskować, że na woodstock jeżdżą tylko punki i że to impreza, gdzie pije się na umór i spędza każdą noc z inną osobą... I to mnie bardzo wkurzyło. Ja na przyklad jestem zaręczona a w ubiegłym roku na woodstocku byłam całkiem sama.... i nie bałam się. Kiedy ktoś chciał się ze mną zbyt spoufalić (np: zaczynał flirtować) pokazywałam dumnie pierścionek i mówilam, że jestem zaręczona i nie przyjechałam tu flirtować. Możemy wypić razem 1 piwko, pogadać i się pobawić, ale nic więcej. Moglabym zdradzać tam ile popadnie... ale po co? Cenię się, swoje ciało (choć w rozsypce i przed tuningiem heh) i kocham moją połówkę:) zbyt łatwo można stracić swoje szczęście- dlatego nie zdradziłam ani razu nikogo... i nigdy nie będę:)


ok... znów za dużo myśli... dziwne że mój odchudzający pamiętnik nie zawiera jeszcze wpisów o odchudzaniu... Ale nic nie szkodzi:) Zdjęcia brzuszka prawie gotowe. Wstawię jutro, jak wrocę ze szpitala:) Jeśli nie wrócę- znaczy, że mnie polożyli na oddział:/

dobrej nocy kochane:)


7 kwietnia 2011 , Skomentuj

nom... 

Leżę w łóżku i nie mogę wytrzymać ze śmiechu...dlaczego? Mój narzeczony spogląda na to, co teraz piszę i podpowiada mi teksty do napisania tutaj... śmieje się, że powinnam zacząć "mój kochany pamiętniczku"... Ja tymczasem chcialam pisac o czymś zupełnie innym, ale przez to rozśmieszanie teksty uciekają mi z głowy... Tak więc spoglądam na tytuł, by sobie przypomnieć...

Primo: włosy... farbuję je od paru lat. Nienawidzialam swojego "mysiego" koloru... zaczęłam więc farbować na machoń ale jak kiedyś moja przyjaciółka (mieszkająca 20km ode mnie, więc widzimy się bardzo rzadko) powiedziała  "ojej, madzia, ruda jesteś" to się wku****am i przefarbowalam na czarno... i tak zostało. Zawsze chciałam mieć czarne włosy, na co nie chciala się zgodzić mama, ponieważ mam bardzo jasną karnację i głupio by to wg niej wyglądało... (jazna karnacja do czarnych wlosow- ale mi się podoba:) nie wolno się mi opalać... moja skóra źle reaguje na to- zaraz dostaję poparzenia i wyskakują mi pieprzyki, nie piegi ale pieprzyki! Dlaczego pisze o wlosach? Ponieważ mam mały problem. Nigdy nie lubiłam używać zbyt wielkiej ilości kosmetyków tzn: był czas kiedy moje koleżanki w technikum podniecały się kupując nowe cienie za 40zł a avonu a ja śmiałam się z nich w duchu, ze nie mają na co wydawać (i tak w dużej mierze przeze mnie ich biznes przestał kwitnąć) Tak więc w ty czasie wiecie- dziewczyny kochały gadać o kosmetykach, tuszach, kremach, pomadkach, szminkach, lakierach do paznokci itd... a ja miałam pastę do zębów, krem nivea, szampon i mydło. I po co mi więcej? Zawsze im mówiłam, że balsamuje to się zwłoki i mi wystarczy zwykły krem... 

 Teraz, po latach mój stosunek do kosmetyków się ciut zmienił. Nadal nie trawię avonu, ale mam np: dobry krem ujędrniający skórę... jedwab w płynie do włosów itd... kontynuując- po latach farbowania stan moich włosów jest fatalny. Farba trzyma się 3 tygodnie i to nie całe, a przy każdym myciu spływa fioletowa woda i ręcznik jest także fioletowy.. Używam farb z garniera lub palette. Raz miałam ze syosa (nie pamiętam jak się to pisze) ale więcej nie kupię- była droższa, a nie trzymała się dłużej niż te tańsze. 

 Co można zrobić, by odżywić włosy? żeby były mniej kruche, mniej się przetluszczały i wypadały?... i żeby farba trzymała się jak dawniej z 2,3 miesiące... (teraz po 3 tyg od farbowania moje odrosty mają 2cm- tragedia) Czy są jakieś tanie, sprawdzone sposoby? 

 Inne pytanie: chcę zrobić z siebie "nową mnie" może  zmienić kolor włosów znów na machoń?? Jak przefarbować włosy z czerni na machoń? Chyba trzeba je rozjaśnić najpierw? Nigdy tego nie robiłam, więc nie wiem. W sierpniu, po woodstocku moja kuzynka wychodzi za mąż... to będzie "iście miedzynarodowy" ślub..chcę błyszczeć chociaż raz w życiu... żeby ktoś się mną zachwycił... nawet już włosy obcięłam:) sama:) tzn, zrobilam sobie "krzywą grzywkę" taką nachodzącą na jedno oko, jak miałam kiedyś.:) 

ciut się rozpisałam więc reszta w skrócie- wymyśliłam dobrą sałateczkę, którą można jeść do obiadu:) Może nie jest aż tak bardzo dietetyczna, ale ja jeszcze się nie odchudzam... Do tego musze się nastawić. Tak więc najpierw(zawczęłam od wczoraj) postanowiłam nie tyle jeść mniej, co jeść zdrowiej:) a przyznajcie, że to także bardzo ważne. Tak więc żadnych ciast, nic z mojej czarnej listy i... uważać na produkty silnie przetwożone! Tak więc- sztuczne sosy w proszku (a szkoda:(  ) i inne produkty,które można zrobić samemu. Np: budyń! można zrobić go samemu i bedzie o wiele zdrowszy:)  

Co do grafiki: potrzebuję pracy:( jeśli ktoś z was potrzebuje grafika to dajcie znać:) robie wizytówki, ulotki, reklamy, bannery na www, fotomontaże, koloruję stare zdjecia, robię albumy ze zdjęciami (np: zdjęcia powstawiane do różnych ramek)

mam zamiar powstawiać na mój profil troszę nowych zdjęc, tak więc już zrobiłam sobie zdjęcie mojego brzuch-potwora:) to wygląda jak 6 miesiąc ciąży normalnie! aż mi wstyd. Wszystkie zdjęcia powstawiam w ramki, żeby wyglądało ciut bardziej optymistycznie. Wstawię też zdjęcie sałatki:) (może pare moich ulubionych i sprawdzonych przepisów?...

a... odnośnie leżenia..... tu nic się nie zmieniło, prócz tego, że wypadl mi dziś szew, ale podobno tak ma być.

Ciao kochane:) 

5 kwietnia 2011 , Komentarze (2)

Smutno mi... jest piękna, wiosenna pogoda. Jest ciepło, świeci piękne słoneczno, wokół słychać śpiew ptaków. Wzeszły kwiaty, a na drzewach pojawiły się pąki... A ja nawt nie mogę wyjść na dwór. Muszę leżeć w lóżku, na lewym boku, nawet nie mogę siedzieć, bo zaraz krwawię :( w poniedziałek jedę na kontrol do szpitala. Boję się, ze znów mnie położą. :(

 Boli mnie głowa i wszystkie kości... najbardziej biodra... to od nie ruszania się... 

Teraz oddałabym wszystko, zeby mc wyść na spacer i sobie poćwiczyć...znów poczuć się lekko i atrakcyjnie.


Miłego dzionka.


p.s. ..jedyne co dobre to to, że nie przytyłam przez to leżenie.. mniej jem, zrezygnowałam z rzeczy przetworzonych i tłustych. jem więcej warzw i owoców.

3 kwietnia 2011 , Komentarze (3)

Zapraszam do grupy "Razem schudniemy do woodstocku". Nazwa mówi sama za siebie. Odchudzamy się i ćwiczymy od 1 maja do 1 sierpnia i spotykamy się na Przystanku Woodstock 4 sierpnia i świętujemy nasze sukcesy:) Zapraszamy wszystkich:)

3 kwietnia 2011 , Komentarze (1)

Wczoraj wyszłam ze szpitala. Dopadł mnie znów gruczoł Bertoliego (czy jakoś tak) miałam w czwartek zabieg, ale trzymali mnie tyle, bo mam bardzo niskie ciśnienie (90na60), bardzo krwawiłam i bardzo mnie bolało- po 2 kroplówkach przeciwbólowych, które nie pomogly nic dali mi morfinę. Kiedy się obudziłam czułam się lepiej. Od dłuższego czasu czuję, że zaczynam nie dawać rady...życiu. I fizycznie i psychicznie... Kiepsko z kasą, kiepsko ze zdrowiem, kłócenie się z rodzicami, że moja połówka mieszka z nami a nie ma pracy, mimo, że szuka...upominanie, żeby coś zrobił, wyprowadził psa, albo się wykąpał... sprzedaż ziemi... wszystko jest na mojej głowie... a jak rodzice mają jakieś zastrzeżenia do nas- znów wszystkie "achy i echy" muszę wysłuchiwać ja.... mam tego serdecznie dość... 


 Więc tak wygląda ostateczność w wydaniu mojego organizmu: albo się poddam i załamię... albo zacznę walczyć i zmienię w życiu wszystko, co tylko można. Dopiero co leżałam na ginekologii a teraz mam pójść do innego szpitala i lażeć tam 3 czy 4 dni, żeby porobili mi badania diagnostyczne czy nie mam astmy... do tego moje wiecznie bolące biodra... niemoc zrobienia czegokolwiek.... Fakt- wyjazd do poznania postawił mnie na nogi, dał mojemu życiu powiew świeżości i normalności... ale to za mało. Nie ćwiczyłam, nie miałam diety... nie zrobiłam nic, żeby się odchudzić podczas wyjazdu... zmarnowałam kolejny miesiac... 

Jedynym pocieszeniem jest to, że mam tytuł grafika komputerowego:) i mogę pracować w tym zawodzie, bo mam zaświadczenie na druku MEN. (no i zainteresował mnie flash)

Jak to wzystko pogodzić? Grafikę, prace domowe, bo wciąż ja gotuję i sprzątam, jak nauczyć się flasha,ćwiczyć trekking (bo chcialabym zacząć) i do tego wytrwać w nauce starogreckiego? Wszystko mi mowi, że powinnam rzucić grecję... wszystko i wszyscy tak mowią... bo to jest "niepotrzebne do nieczego"... ale czy wszystko musi być potrzebne? Czy nie mozemy uczyć się czegoś dla samej przyjemności uczenia się? dla satysfakcji, że dokonaliśmy czegoś, na co nie każdy może się porwać? Dołuje mnie brak wsparcia... i to, że według moich bliskich powinniśmy się zajmować tylko tym co jest potrzebne... ALE JA MAM TO W DUPSKU!! tak!! w dupsku mam to, że greka jest nie potrzebna... ale uczę się jej bo chcę! wiecie co jest niesprawiedliwe? całe życie wszyscy mi smęcili, że się nie uczę, że mam same dostateczne, że nieczym się nieinteresuję prócz muzyki, że tylko jem chipsy, oglądam filmy i tyję, że się nie ruszam... Ale jak już teraz po latach, probuję coś robić, czegoś się uczyć co im akurat nie pasuje to nagle jest "a po co ci to", "a po co ty to robisz"... no kuźwa po co???? co za kretyńskie pytanie!! chyba nie z nudów, albo po to żeby się pytali... robię to bo lubię... LUBIĘ!! bo się tym interesuję!!

tak... ciekawe, że ktoś taki jak ja może się czymś interesować... albo tak też jest z odchudzaniem. Kiedy mialam 16 lat mowili: zrób coś ze sobą, jesteś gruba.... kiedy schudlam mówili "ale jesteś chudziutka, choc zjedz coś"... a teraz jak doprowadzili mnie znów do stanu z przed lat znowu jest "zrób coś ze sobą bo jesteś gruba"... Przecież takie postępowanie jest chore!! Najszczęśliwszym okresem w moim życiu był czas kiedy byłam szczupła... a schudlam tylko dlatego, że dużo pracowałam i nie miałam czasu jeść. Po prostu o tym nie myślałam. Codziennie stosowalam też kremy na poprawę jakości skóry i raz na tydzień bralam tabletkę LINEA. I co? schudlam 10kg...

Ok.. kończę, bo podglądają co piszę..... musiałam się wyżalić, bo okropnie się czuję..te wszystjie przemyślenia błąkają się po mojej glowie i nie dają spokoju. 


Jeśli chociaż jedna osoba to wszystko przeczytala to respect:)




© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.