koniec/ a właściwie początek
Dobra koniec tego nie pisze już o nim! już mi przeszło.. przynajmniej tak mi się wydaje. Prawie dwa tygodnie rozpaczy i lamentów. Teraz mam to w dupie.
Pora się skupić na chudnięciu..i walce o wymarzone ciało!
Przynajmniej tyle teraz mogę zrobić.. bo to nic nie kosztuje..i jest na wyciągnięcie ręki..wystarczy tylko trochę charakteru, silnej woli, wytrwałości, systematyczności i się uda !!!
wraca rozum
Pogadałam wczoraj z tym kumplem.. przynajmniej teraz wiem na czym stoję. Fajnie się gadało bo zna całą sytuację i jest w stanie zweryfikować to co mówię. Sam mówi że jest tym wszystkim zaskoczony i że takiego go nie zna.
Teraz już się nie łudzę że G się odezwie.. nie ma szans..on teraz korzysta i cieszy się życiem. Jest bardzo niedojrzały. Teraz to faktycznie widzę. To nie miało szans się udać..a ja za bardzo chciałam za nas dwojga.
Jakoś to będzie..dobrze że wraca mi rozum..już za długo kierowałam się emocjami
tydzień bez niego
Cały dzień spędziłam z przyjaciółką piłyśmy wino śmiejąc się i płacząc na zmianę..
Mój humor jak sinusoida.. raz lepiej raz gorzej..
Nadal staram się dużo robić..i wypełniać jakoś te dni..
W piątek mam rozmowę w sprawie pracy, ale już się nawet nie nastawiam..co ma być to będzie..
Ciągle czekam na jakiś znak od niego, ale chyba się nie doczekam.. ja nie zamierzam pisać, duma mi nie pozwala.
Strasznie się w tym wszystkim czuję samotna.. nie wiem jak to będzie.. nie wyobrażam sobie bycia z kimś innym niż on, zresztą jak tu w ogóle kogoś poznać..
Poza tym poprzeczka została zawieszona dość wysoko.. on był moim ideałem:( Nie sądzę, że ktoś mu dorówna.
Wszystkie koleżanki zaręczone albo już po ślubie ewentualnie w szczęśliwych związkach..ostałam się tylko ja:(
Nikt nie obiecywał że będzie pięknie i kolorowo.. może też tak być, że już zawsze będę sama, może mój pakiet szczęścia się już wyczerpał..
Taki mnie lęk o przyszłość ogarnia...
Nie chcę już o tym wszystkim myśleć, chciałabym poczuć obojętność..spokój, bezpieczeństwo..
retrospekcja
Są dwa wyjścia.. albo się pogrążę, albo się wyzwolę..
Na razie pogrążanie się idzie mi lepiej...zwierzyłam się już chyba każdemu komu mogłam.. nic to nie dało, nic mi lepiej.. żadnej złotej rady wszyscy mówią to samo.. czas, czas, czas! zajmij się sobą itd..
Jutro minie tydzień od rozstania.. jakoś przeżyłam.. chociaż i tak się czuję jakbym śniła.. to jest wszystko takie dziwne.. takie nierealne.. takie nieprawdopodobne..takie bolesne i rozczarowujące..
Przecież 3,5 roku to kupa czasu, przecież zdążyłam go poznać, przecież byliśmy bardzo blisko, przecież się kochaliśmy..przecież nie mam już 15 lat żeby się głupio w kimś zakochać...przecież sobie tego wszystkiego nie wymyśliłam!!
Więc CO JEST GRANE?
Tak nagle z dnia na dzień "nara" i koniec..żadnej poważnej rozmowy..żadnego szacunku..żadnych przeprosin, żadnego kajania się..
Nie zasłużyłam po tym wszystkim?
Ja nie wiem jak można być jednego dnia takim kochanym, a drugiego takim okrutnym.. to jest dla mnie nie pojęte!
Nóż w serce od najbliższej osoby..
Jak mały chłopczyk, który nabroił i ucieka przed konsekwencjami..
To mnie po prostu przeraża, że nie zaświeciły mi się żadne kontrolki!
Jak tu w ogóle mieć do kogoś zaufanie?!
raz lepiej raz gorzej
Okropny dzień.. jak w nocy jeszcze miałam pewność że "zdrady nie wybaczam" to rano dopadł mnie straszny kac moralny.. strasznie byłam roztrzęsiona..zaś płakałam co chwilę, i chciałam go z powrotem. To wszystko co się wydarzyło w tym tygodniu, te wszystkie okoliczności, ten brak możliwości porozmawiania z nim..ten brak informacji.. Przecież ja go trochę znam.. wiem że mnie jeszcze kocha, wiem że też teraz cierpi, wiem że sobie tego nie umie wybaczyć..wiem że robi teraz wszystko żeby zapomnieć,wiem że to nie jest tylko jego wina, wiem że nam się nie do końca układało.. Wiem że może zrywając zrobił nam największą przysługę - bo ja bym nie umiała tego zrobić..
Teraz pod wieczór trochę się uspokoiłam.. pomyślałam co ja mogę teraz zrobić ze sobą.. Do głowy przyszedł mi pomysł żeby zrobić magistra zaocznie.. już rok temu myślałam żeby kontynuować studia..ale wtedy było to nie realne byłam strasznie zmordowana pracą licencjacką.. musiałam odpocząć...i wiadomo chciałam mieć więcej czasu dla niego:/ Do tego muszę znaleźć pracę (mam tylko dorywczą) żeby sobie jakoś opłacić te studia..
Coś próbuję myśleć dalej.. bo to straszne że w ciągu jednego dnia mój cały świat legł w gruzach i teraz muszę myśleć jak wybudować nowy..
Myślę, że ta niepewność i brak pomysłu na przyszłość napawały mnie tym lękiem, to że nie wiem co ze mną będzie, to że nie wiem co ze sobą zrobić bez niego..
Nie umie sobie wyobrazić że jeszcze kiedyś z kimś będę, nawet tego nie chcę :(
on był ten jedyny i wymarzony..
znieczulica
Wypiłam troszkę i zupełnie inny pogląd na świat.. jak to możliwe że się w ogóle zastanawiałam nad wybaczeniem zdrady?! Nie ma szans!!!!! Zwłaszcza że ten osobnik w ogóle o to nie zabiega!! jednak dobrze się czasem znieczulić.. nie dość że wszystko jedno.. to i myśli się klarują.. zobaczymy co będzie jutro:D
galopujące myśli
Piszę żeby to z siebie wylać bo mam już dość.. ciągle to do mnie wraca! Są chwile, że jest naprawdę dobrze.. potem zaś gonitwa myśli i oczekiwanie na jakiś znak..
Każdy sms każdy telefon pierwsza myśl, że to on..
A przecież ON NIE ZADZWONI!!!
Ciągle walczę z sobą, to takie nienaturalne.. nagle staram się robić milion rzeczy... jakieś spacery, książki, wyjścia.. NIE CHCE MI SIĘ ! Nie chcę mi się robić tych tysiąca rzeczy, ale wiem, że jak się czegoś nie chwycę to zwariuję! Wszystko mnie wkurwia! Po co to wszystko..
Odezwał się do mnie nasz wspólny kumpel (tzn bardziej jego kumpel) jak się trzymam .. eh gówniano się trzymam co mam mu powiedzieć:/ Fajnie że chociaz pamiętał że tu jeszcze w ogóle jestem..Musiałam się powstrzymać przed palnięciem czy wie jak On się trzyma.. Zachowuję się jak jakiś dzieciak! Żałosne
Narobiłam sobie jakiejś głupiej nadziei.. że skoro mnie kocha to może jakoś to skleimy, a rozstał się z poczucia winy po tym co zrobił. I że jakby wiedział że ja chcę to wszystko posklejać to by wrócił..Tylko czy faktycznie kocha..
Zresztą miłość nie ma nic do rzeczy!
Zawsze myślałam że jak się ludzie kochają to jakoś znajda drogę do siebie! Naiwne myślenie! Miłość nie wystarcza żeby być razem:/ To jest wszystko takie skomplikowane..:(
Wiadomo najbardziej to bym chciała żeby tu przybiegł i wyznał że żyć beze mnie nie umie... taaaaaaaaa niedoczekanie.. Z drugiej strony ta rozsądniejszą część mnie wie, że może on słusznie zrobił.. Z trzeciej zaś strony mam myśli, że może to zerwanie było dobre żebyśmy oboje zrozumieli jak dużo dla siebie znaczymy.... i tak w koło! NIECH MNIE KTOŚ ZATRZYMA!
Mam już dość tego stanu a nie umiem się z niego wyplątać.. przecież wiem że musi minąć czas.. ale on tak wolno płynie..
Wybaczcie że się tu tak ciągle żalę, i że mam swoje humory.. ale jakoś tak nie chcę być z tym sama:/ Wiem że nic się nie da zrobić i trzeba to przetrawić..
Nie krzyczcie za bardzo na mnie za to co piszę! Wiem że powinnam być twarda i nie miauczeć za nim, no ale się nie da:(
dzień 5 bez niego
Widzę że z dnia na dzień jest ciut lepiej.. przynajmniej nie budzę się z płaczem..przynajmniej w ogóle śpię..
Zaś mi się śnił.. szkoda że ta moja chora podświadomość nie wie że się rozstaliśmy i śnią mi się szczęśliwe chwile:(
Bardzo wolno mija czas.. staram się robić co się da żeby minął szybciej..ale i tak dopada mnie ta gula strachu która rośnie w brzuchu i rozlewa się na całe ciało.. Poza tym mam jakieś nerwobóle ciągle boli mnie serce przypominając o tym co się wydarzyło..
Idę dziś na piwo wieczorem z kumpelą..może trochę się oderwę, zapomnę na chwilę.. eh i gdzie tu pójść jak w każdej knajpie byłam kiedyś z nim..
Wiem jak to żałośnie wygląda.. ale po 3,5 roku względnego szczęścia teraz muszę zmierzyć się z takim cierpieniem.. ciężko jest
Nie chcę mieć tej nadziei że kiedyś się zejdziemy, ale ona ciągle jest.. niby wiem że nie, ale cały czas czekam a może napisze, zadzwoni, może myśli o mnie itd:/
Wszystko przez to że to on mnie porzucił:/ nie powinien.. po tym co zrobił ja miałam do tego prawo, ja powinnam zdecydować! Spowodował że straciłam poczucie własnej wartości czuję się nie dość, że sponiewierana to niechciana:/
Jeszcze dwa tygodnie temu planowaliśmy naszą przyszłość, jakieś gadanie o ślubie.. JA NIE NADĄŻAM!!
czas na zmiany
Mamy pewne sprawy jeszcze do rozwiązania więc gadałam z nim dziś na gg, na początku zaś ta jego skorupa (chłód, opanowanie, brak emocji), potem zmiękł i widać było, że mu nie łatwo.. ale nie o tym chciałam.. Pogadaliśmy chwilę tak szczerze o tym wszystkim i myślę że dużo mi dała ta rozmowa..
Zamiast kolejny raz roztrząsać sytuację pora coś zmienić..zrobić coś dla siebie..
Więc może zrobię tu sobie taką listę.. coś dla duszy i ciała..
1. zawsze marzyłam żeby schudnąć pora to zrobić!
2. także teraz dieta i kontrolowane jedzenie
3. ćwiczenia /chodakowska/ bieganie/basen
4. balsamy/peelingi/ kąpiele/ solarium - wiadomo z umiarem
5. zadbam o paznokcie.. zawsze wkurzał mnie ich kształt zrobię coś z tym!
6. fryzjer? myślałam o grzywce.. zmianie koloru.. pora się odważyć!
7. hmm ciuchy.. chyba teraz za wcześnie na zakupy.. najpierw wyrzeźbię sobie ciałko, a potem kupię jakieś sexi ciuchy i buty na które nigdy się nie odważyłam z obawy że przecież w takim obcasie i tak nie będę chodzić!
8. musiałabym iść do dentysty.. odkładam to w nieskonczoność
9. porządek w szafie.. wywalę niepotrzebne rzeczy
10. przemeblowanie pokoju
11. namaluję coś.. na ścianie, albo jakiś obraz obraz żeby się wyżyć
12. przeczytam jakąś wartościową książkę
13. wydrukuje CV i zacznę intensywnie szukać pracy!
14. odnowię kontakty ze znajomymi
15. podszkolę swój angielski
16. kurs hiszpańskiego albo włoskiego.. czemu nie
17. zacznę chodzić do kościoła.. bo oddaliłam się od Boga
18. pomyślę o rodzinie, skupię się na tym jak można im pomóc
19. popracuję nad sobą.. nad swoim charakterem, nad pewnością siebie
20. poszukam sensu i celu do życia
Jak macie jakieś pomysły co jeszcze mogę zrobić żeby się oderwać to piszcie!
show must go on
A może to wszystko nie jest tak jak myślę.. może on jest po prostu złym, niedojrzałym, nieodpowiedzialnym żyjącym chwilą Piotrusiem Panem, który już zawsze będzie zdradzał swoje dziewczyny i najzwyczajniej w świecie mnie już nie kocha.. takie rzeczy się przecież zdarzają. uwierzyłam że jesteśmy jacyś wyjątkowi.. może wcale nie jesteśmy.. jesteśmy po prostu jedną z par która się rozstała..
Wyidealizowałam sobie w głowie ten związek..widziałam tylko jego zalety, żyłam marzeniami i planami na przyszłość zamiast skupić się na teraźniejszości.
Rozsypałam się na milion części...muszę się jakoś z tego pozbierać, znaleźć tą siłę w sobie..
Są momenty (ale niestety trwają tylko chwilę), że wyżalę się tu, poukładam myśli i jest ciut lepiej, czuję ulgę.
Potem zostanę chwilę sama i na nowo zaczynam wszystko analizować, wałkować. Pomału dociera do mnie co on tak naprawdę zrobił..jak on mógł!? Tyle razy o tym gadaliśmy, że to było by najgorsze na świecie, że straszne to uczucie jest potem itd.. On ma chyba jakiś problem ze sobą bo jego poprzednie związki też kończyły się zdradą..pojawiają się problemy i jemu odwala..
A ja naiwna myślałam, że MNIE tego nie zrobi:(
Nie wiem jak można znać kogoś tak dobrze, a jednocześnie nie wiedzieć o nim niczego.. MIŁOŚĆ JEST ŚLEPA