A ja znowu mam zaległości w pisaniu. Ostatnie dni były strasznie zabiegane, nawet nie miałam zbytnio czasu żeby coś naskrobać.
Wracając do tematu Świąt, to trochę sobie pozwoliłam na odstępstwo od diety.
Hmm.... no w sumie może jednak nie takie małe? Było sporo ciasta głownie
z kremem, toffi, mazurki, babki, kruche... a oprócz tego jeszcze sałatki z majonezem. Waga przed Świętami wskazała 53 kg, natomiast po Świętach 54 kg. Czyli po takim "obżarstwie" przybyło mi tylko/ aż (?) 1 kg.
Chociaż wzrost był niezbyt duży, to zmotywowało mnie to do tego, aby jak najszybciej pozbyć się tej nadwyżki. Tak więc od tamtego czasu dawałam z siebie naprawdę dużo, dieta była prawie że idealna.
A ćwiczenia? Ćwiczyłam najwięcej jak tylko dałam radę, pobiłam nawet swój
rekord na stepperze - 1,5 godz bez przerwy
Prawie że czułam jak mój tłuszczyk się topi
Wczoraj weszłam na wagę z nadzieją, że nie tylko zgubiłam tą poświąteczną nadwyżkę ale ubyło trochę więcej. I bardzo się rozczarowałam. Pokazała
znowu 53 kg.
Nie wiem, może liczę na zbyt wiele? Może powinnam się cieszyć i z tego?
Z tym że ta waga utrzymuje się już ze 3 - 4 tyg i za nic nie chce
przekroczyć tej granicy. To jest naprawdę demotywujące, bo staram się
jak mogę a ona nic, nawet 0,5 kg mniej
Staram się jeść ok. 1200 - 1300 kcal, same zdrowe produkty bez żadnych
słodyczy, fast foodów i innych tego typu rzeczy. Owszem, w weekend
jadłam trochę więcej ale było to max 1600 kcal i same zdrowe rzeczy,
nic zakazanego.
Już sama nie wiem co robię nie tak, że waga nie spada. To ważenie trochę
mnie podłamało i jakby tego jeszcze było mało, to wieczorem zjadłam
dwie kolacje
Najpierw był serek wiejski z pieczywem chrupkim, a pół godz później jeszcze
omlet z szynką i znowu serek wiejski + wasa.
Teraz zważę się dopiero na koniec miesiąca, wtedy też dokonam pomiarów
i zobaczymy co dalej. Jeżeli nic się nie zmieni, waga nie ruszy to już nie wiem,
po prostu nie wiem....