Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jedzenie niestety mi smakuje ;). Lubię coś przeżuwać i pogryzać w czasie pracy - najchętniej słonecznik, orzeszki itp.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 18720
Komentarzy: 91
Założony: 24 listopada 2011
Ostatni wpis: 4 marca 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
sierpniowaAga

kobieta, 53 lat, Wrocław

166 cm, 65.90 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: 5-tka z przodu :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Spalone kalorie

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

12 grudnia 2011 , Komentarze (4)

A no tak. Pokus nie zabrakło i niestety nie oparłam się wszystkim, chociaż starałam się umiarkowanie zjadać to, co się znalazło na urodzinowym stole mojej córki

Zaczęło się w piątek - chociaż w piątek tylko przygotowania były.

Zrobiłam owsiane ciasteczka (dietetyczne chyba). Przepis znalazłam w necie http://zbieramliscie.blogspot.com/search/label/ciasta%20i%20ciasteczka.
Bardzo dobre, choć wyglądem bardzo nie zachęcają. Plus jest taki, że jednym można się najeść i np. z jogurtem naturalnym jako śniadanko mogą służyć. Oto one:
przed upieczeniem:


a tu po upieczeniu:


Mało wyraźne te zdjęcia, ale te z linka zachęcają do upieczenia :)

Po ciasteczkach zabrałam się za kandyzowaną skórkę z pomarańczy w czekoladzie - hmmm, pycha. Tym razem się udało i nie spaliłam ani skórki ani garnka .
Skórka w trakcie suszenia po kandyzowaniu, ale przed oblewaniem w czekoladzie:


Ale ładnie w domu pachniało cynamonowo- pomarańczowo .

W sobotę dalsza część przygotowań do wieczornej imprezy urodzinowej.
 Taki torcik zrobiłam - wiśniami i bitą śmietaną przekładany:


Oprócz wymienionych słodkości na stole znalazł się jeszcze sernik, który babcia wnuczce upiekła (baaardzooo dooobryyy niestety ).

No a po tych słodkościach - jeszcze kolacja: chleb, wędlina, sałatka jarzynowa (2 rodzaje, obu do dietetycznych bardzo daleko), śledzie po wiejsku i ślimaczki z ciasta francuskiego z szynka żółtym serem i koperkiem (na ciepło - pychotka)
 
I tak minęła sobota - nawet mi się nie chce liczyć tych kalorii. Dobrze, że chociaż chałupę posprzątałam i a6w zrobiłam - zawsze to coś na minus.

Niedziela z racji pełnej lodówki też do dietetycznych nie należała, ale na spinning poszłam, to trochę wytopiłam :D

No to tyle, jakiś kulinarny mi ten wpis wyszedł

Pozdrawiam Was serdecznie

PS. Aha, może jeszcze link do strony z przepisami na skórkę i tort (znaleziony na forum Vitalii): http://mojewypieki.blox.pl/2009/12/Kandyzowana-pomaranczowa-skorka-w-czekoladzie.html 





12 grudnia 2011 , Skomentuj

Skopiowałam sobie od Magialeny (dziękuję :))

Nie ma się co martwić, gdy trzymamy dietę, a waga stoi w miejscu. Zamieszczam  cytat z książeczki: "
Kalorie

Gdy rozpoczynamy odchudzanie:
Waga lekko spada- przy ograniczaniu pokarmu i spożywaniu większej ilości warzyw, przewód pokarmowy jest prawie pusty, co natychmiast uwidacznia sie na wadze.

Waga stoi w miejscu- trzymamy dietę, kiszki marsza rżną, a mimo to ciężar sie nie zmienia. Dlaczego? ano dlatego, że organizm jeszcze chroni swój magazyn tłuszczowy.

Waga lekko spada- Dobra nasza- organizm zaczyna czerpać zapasy z "magazynu" czyli z tkanki tłuszczowej.

Waga znów stoi w miejscu- Pełna mobilizacja organizmu, który przestawia sie na oszczędne spalanie energii. Wszystkie mechanizmy obronne pracują na pełnych obrotach.

Waga skokiem rusza w dół- Organizm zaakceptował kryzysową aprowizację. Czerpie energię z zapasów.

Waga stoi w miejscu- Kryzys- kryzysem, ale wszystko ma swoje granice. Włącza się alarm: przestawiamy się na jeszcze oszczędniejsze gospodarowanie energią.

Waga stoi w miejscu- Organizm przyzwyczaja sie do nowej wagi.

Waga skokowo idzie w dół- Organizm sięga jednak po zapasy energii do tkanki tłuszczowej.

Waga stoi w miejscu- Organizm przyzwyczaja sie do nowej wagi, uznaje ją za coś normalnego. Akceptuje też zmniejszone zapasy magazynów.

Ważne:

Rezygnacja z odchudzania- kiedy wskazówka wagi stoi w miejscu, jest najbardziej niewskazana, ponieważ organizm zmobilizowany jest wtedy do maksymalnej oszczędności energii, a także do obrony zapasów w tkance tłuszczowej. Warto też pamiętać, że w takim momencie za zjedzenie kawałka smakowitego ciasta jesteśmy karceni najsurowiej, ponieważ każdy gram białka, energii z masła, jajek, orzechów itd. jest skrupulatnie wychwytywany, wchłaniany i odkładany na "czarną godzinę"

9 grudnia 2011 , Komentarze (6)

Hi :)

Wczoraj to się nie obijałam :)
Wróciłam do domu po 17-tej, zjadłam obiad, nastawiłam pranie, odebrałam córkę z siatkówki, upiekłam spody do tortu - ledwie zdążyłam przed spinningiem, poleciałam na spinning - jest coraz lepiej - daję radę podnieść tyłek z siodełka i chwilę pokręcić na stojąco . Po powrocie rzuciłam się na dywan (21:30), żeby zrobić pierwszą serię z 15 dnia a6w.
Przed drugą serią nastawiłam skórkę z cytryny do kandyzowania. Znowu rzuciłam się na dywan i zrobiłam drugą serię. Potem obliczyłam córce dwa logarytmy w ramach zadania z matematyki - przygotowywała się do sprawdzianu z historii, to dałam się namówić....
W międzyczasie poczułam słodkawy smrodek dochodzący z kuchni... NO KURZA TWARZ... a taka dobra miała być ta kandyzowana skórka z cytryny!!! wpadam do kuchni, w garnku zamiast pięknej żółciutkiej skórki - brązowa przypalona breja, a skórka (czarna) pięknie przywarła do dna!
Zalałam garnek wodą i rzuciłam się na dywan zrobić trzecią serię, potem pobiegłam do łazienki wykąpać się. I już byłam szczęśliwa, że zaraz sobie spokojnie zasnę, kiedy przypomniałam sobie, że w lodówce rybka czeka, żeby ją przyprawić na dzisiejszy obiad. NO KURZA TWARZ po raz drugi! Dobra zrobiłam i to... Potem powiedziałam mężowi (wieszał pranie -dzięki mu za to wielkie), że to ja już jednak może pójdę spać... "No czas najwyższy - 5,5 h ci zostało" - taa, pierwsza godzina...A miałam pójść wcześniej spać...

Ufff, jakoś żyję jednak , chyba mnie trzyma świadomość, że piątek dziś...

A dziś muszę jeszcze kupić, to czego brakuje do tortu (dziecię starsze 16 lat kończy ).
No i drugie podejście do kandyzowanej skórki zrobię. O, nie poddam się tak łatwo!
Tylko tym razem zrobię pomarańczową w gorzkiej czekoladzie. Ale już teraz to będę nad nią stała .
Może jeszcze ciasto na pierniczki zagniotę, czas najwyższy, żeby przed świętami upiec
A i jeszcze fajny przepis na ciasteczka owsiane znalazłam - może zdążę upiec dzisiaj, byłyby oprócz tortu na jutrzejszą mini imprezę urodzinową córki.... tylko kiedy ja to wszystko zrobię... dziś to już na pewno wcześniej spać pójdę... taaa.... 2-ga w nocy jak nic

Pozdrawiam Was serdecznie przedweekendowo

PS. Dietę MŻ cały czas stosuję, nie pogryzam czegokolwiek, słodkości sporadycznie


8 grudnia 2011 , Komentarze (1)

Cześć Kochani.

I tak to Mikołaj już za nami... Dziewczynki (już nie małe, duże raczej ) znalazły swoje paczki koło łóżka, które to mąż w środku nocy podkładał chodząc na paluszkach i starając się workiem nie szeleścić... Hmm, jakie to śmieszne - córki już dawno przecież wiedzą, że to rodzice, ale jak miło rano słyszeć "Oooo, Mikołaj do mnie przyszedł..." (szczególnie z ust 16-latki, haha). I choć mikołajowe prezenty to przede wszystkim słodycze + jakiś aniołek czy inny świąteczny drobiazg, to sprawiają tyle radości, że trudno sobie wyobrazić, rezygnację z tej tradycji.

I ja w tym roku okazałam się grzeczna, Święty mnie nie ominął i zostawił pod poduszką paczuszkę ze słodyczami i owocami... Jak miło... To moja Mama kochana, tak dobrze tą poduszką nakryła, że zauważyłam dopiero, gdy wybierałam się do spania. Zresztą wszystkich nas obdarowała (mnie, męża, no i wnuczki przede wszystkim). Jak dobrze, że jest...

Zostały jeszcze "Mikołajki" w szkole. U starszej córki tradycyjnie - losowanie, a potem kupno jakiegoś drobiazgu...
A u młodszej (4 klasa) ciekawie w tym roku... W ramach Mikołaja poszli cała klasą do sali zabaw (jeszcze się wiekowo "załapali"), byli przeszczęśliwi z tego powodu. Ale... prezentami też się chcieli powymieniać. To pani powiedziała "zgoda", pod warunkiem, że będą to prezenty wykonane własnoręcznie, nie kupione...Uważam, ze to bardzo fajny pomysł. I oto co moje dziecko przygotowało (chwalę się, a co ).



6 grudnia 2011 , Skomentuj

Hej :)

Poprawiłam się :). Znaczy się poszłam wczoraj na aerobik, bo mi te weekendowe chipsy, migdały i słonecznik spokoju nie dawały. Od razu lepiej . 11 dzień a6w też zaliczyłam.
Kupiłam kolejny karnet, żeby przypadkiem zbędnych przestojów nie było . Tym razem na 20 wejść w ciągu 40 dni czyli dwa razy więcej niż na obecny karnet.
Noo, ale zważywszy, że święta tuż tuż zdwojony ruch zdecydowanie jest wskazany.

Bo ja na pewno nie oprę się żadnej potrawie z  wigilijnego stołu, a już tym bardziej makowcom z odstającą skórką (mniam...) albo posypywanych kruszonką, sernikom, pierniczkom, ciasteczkom serowym i innym świątecznym smakowitościom. I tak przez 3 dni, bo rodzina duża i każdy w te święta chce mieć u siebie gości.... i cieszę się niezmiernie, że tak jest.
Kocham ten czas, kiedy razem zasiadamy do stołu, kiedy śpiewamy kolędy, idziemy na pasterkę, a pod nogami skrzypi śnieg i skrzy się w światłach ulicznych latarni... Czas kiedy w uszach i sercu rozbrzmiewa "Bóg się rodzi...." i cała dusza napełnia się jakąś nową nadzieją....
Hmmm, rozmarzyłam się......Też tak macie?

Pozdrawiam Was cieplutko....

5 grudnia 2011 , Komentarze (1)

Cześć 

Ale tytuł! W życiu nie myślałam, że będę zadowolona z końca weekendu. A no tak - za dużo pokus w domu.
W sobotę bilans kaloryczny nie był taki zły (ok 1300kcal), ale jakość jedzenia do bani - nażarłam się chipsów, migdałów i słonecznika na jakieś 450 kcal, dobrze, że chociaż słodycze ominęłam szerokim łukiem
Niedziela jeszcze gorzej, co prawda bez chipsów, za to słonecznika więcej. Kolacja zbyt obfita. ale urodziny teścia były, to sobie wybaczam
Plus jest taki, że do tej pory najedzona jestem.

Sobotnio-niedzielna aktywność też nie powalająca - tylko 9 i 10 dzień a6w zaliczony. Dobre i to.

 I tak to właśnie zaczynam tydzień z niewielkim wyrzutami sumienia, bo co będę płakać nad rozlanym mlekiem?
No to do booojuuuu!!! Ruchy kluchy!

Pozdrawiam Was serdecznie i miłego dnia życzę

2 grudnia 2011 , Komentarze (1)

To jednak zmienię ten pasek.
Zważyłam się powtórnie - równo tydzień od pierwszego ważenia - w tym samym stanie ducha i ciała (prawie) tzn.poszłam na shape i przed zajęciami stanęłam na wagę.

 Jest 1,1 kg mniej czyli SUPER.

Wczoraj waga pokazywała 1,6 kg mniej, ale zważyłam się zaraz po spinningu, czyli tak jak przewidziałam -0,5 kg to woda.
Z ciekawości stanęłam na wagę zaraz po shapie, a ponieważ zapomniałam dziś zabrać wodę to dokładnie wiem, ile jej wypociłam. Otóż 0,3 kg podczas 50 min ćwiczeń (no może troszkę tłuszczyku też tam było)

aktywność dzisiaj:
- shape 50 min
- 8/42 a6w zaliczon
y

Aha i jeszcze kolejny dzień bez słodyczy i pogryzaczy (razem już 3). Tego to się po sobie wcale nie spodziewałam.

Ale mam dobry humor

To jeszcze się pomierzę, żeby pełny obraz był.

Dobrej nocy Kochani

2 grudnia 2011 , Komentarze (4)

9. dzień zdrowszego życia...

Znaczy się tak myślę, że zdrowszego, bo:
- nie przejadam się, ale głodna nie chodzę (myślę, że jest ok. 1300 kcal dziennie - to chyba przyzwoicie, jak na siedzący tryb pracy i poruszanie kilkoma palcami po klawiaturze ;D),
- zaczęłam trochę myśleć co jem, a nie wrzucać do żołądka co popadnie,
- nie podjadam landrynek, paluszków, kamyczków, orzeszków solonych itp. w czasie pracy, tylko rozkładam śniadanko na części i co jakieś 2-3 godzinki zjadam w sumie 2 kanapeczki i 2 owoce), a w domu obiad i kolacja jeszcze,
- ruszam się - i to mnie najbardziej cieszy

wczoraj:
- spinning 55 min
- 7/42 a6w zaliczony

I na koniec....  wczoraj (równo po tygodniu)
weszłam na wagę. Przyznaję, że z mieszanymi uczuciami - i z niedowierzaniem ujrzałam 66,1 kg. Hurrraaaa! 1,6 kg mniej, ale niech nawet będzie, że tylko/aż 1kg, bo reszta to woda pewnie, to jest SUPER.
Myślę, że tempo -1kg na tydzień jest wystarczające...

Ale się cieszę

Pozdrawiam Was serdecznie


PS. Ale paska jeszcze nie zmieniam, bo nie dowierzam (chociaż 2 razy na tę wagę wchodziłam, wejdę jeszcze raz i wtedy zaktualizuję pasek)



30 listopada 2011 , Komentarze (1)

7. dzień od postanowienia, że coś z tym brzuchem i zupełnym brakiem kondycji trzeba zrobić.

6/42 a6w zaliczony

Jutro 3 serie po 8 powtórzeń - spoko dam radę , dywan przed telewizorem doskonale się do tych ćwiczeń nadaje, dzisiaj jak się zapatrzyłam w ten szklany ekran, to chyba w jednej serii zrobiłam 7 powtórzeń... nie byłam pewna, czy mi się nie machnęło, więc powtórzyłam, żeby nie zabrakło

Ilość zjedzonego pokarmu w miarę przyzwoita, chociaż z okazji imienin kolegi Andrzeja zjadłam 1 ptasie mleczko (wedlowskie waniliowe - pychaaaa, uwielbiam) i 1 wafelka - tym sposobem 100 kcal pochłonęłam w krótką chwilę, ale wyrzutów sumienia specjalnie nie mam
Dodatkowo schrupałam ok.20 paluszków Lajkonik, ech tam... czyli dnia bez słodyczy nie mogę sobie zaliczyć, ale nie koniecznie muszę codziennie bezsłodyczowo...

Generalnie przyjęłam zasadę, że nie stosuję żadnej wymyślnej diety, bo wszystko weźmie w łeb i zamiast kilogramów stracę humor... postanowiłam tylko nakładać na talerz mniej niż do tej pory, a w szczególności nie objadać się chlebem... kocham chleb - cebulkowy, z ziarnem wszelakim, orkiszowy... mniam, pycha... ale ograniczyłam, żeby nie było...
Aaa i mimo, że mniej jem - nie czuję się głodna - wcześniej jadłam za dużo. Teraz po pierwszej kanapce daję szansę swoim szarym komórkom zarejestrować, że już się najadłam i to działa bardzo dobrze

Mam nadzieję, że ten wpis nie podziałał na Was jak demotywator

Pozdrawiam Was serdecznie

A miało być krótko...


29 listopada 2011 , Komentarze (3)

Dobrze jest

Zaliczyłam kolejny dzień a6w czyli jest 5/42 i spinning.

Mój M. śmieje się, że ten rowerek to wodny jest.   Coś w tym jest, skoro cała mokra po tej jeździe jestem . Ale to dobrze - jest szansa, że działa.

A i jeszcze jeden mały sukces - nie zjadłam nic słodkiego dzisiaj, żadnego trufelka (mam słabość do tych cukierków), żadnego ciasteczka chociaż, na ławie stoi i kusi, ani żadnych innych pogryzaczy typu paluszki Lajkonik lub chipsy.

Tylko warzyw zdecydowanie za mało zjadam, hm... Muszę znaleźć jakiś sposób, żeby je skutecznie do diety wprowadzić. Dzisiaj to zupełna porażka - kilka pasków czerwonej papryki i troszkę szczypiorku

A owoce? chyba też za mało - 1 jabłko i 1 grejpfrut...

Co myślicie?

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.