Jakoś wykończył mnie dzisiaj ten dzień. Totalny spadek formy. Co prawda zaliczyłam dzisiaj 30 min zumby, ale później przyszedł zgon. Odezwały się też zakwasy po wczorajszych ćwiczeniach. Okazało się, że ja mam jakieś mięśnie;) i malutka dała mi dzisiaj w kość troszkę.
Na śniadanie zdążyłam zjeść tylko kromkę chleba (tak wiem szał...) bo leciałam z malutką do lekarza (dzidzia zdrowa to najważniejsze, swoją drogą to zmęczenie też wynika po części, bo stres ze mnie schodzi) Zeszło nam się bardzo długo bo było jakieś zamieszanie i przez to opóźnienie (uwielbiam państwową służbę zdrowia). Potem poleciałyśmy jeszcze do tesco po zakupy na serniczek.
Zjadłam jeszcze dzisiaj 2 kanapki ze schabem gotowanym i serkiem pleśniowym, kefir
Potem było jeszcze wczorajsze leczo i podobne 2 kanapki. A na kolację kawałek mojego dzieła dzisiejszego serniczka na zimno, kilka paluszków słonych i 2 lampki mojego ulubionego wina różowego carlo rossi.
No nie był to najbardziej udany dzień pod względem dietetycznym, ale było mi ciężko...
A teraz idę już spać... dobranoc