Pamiętnik odchudzania użytkownika:
agulina30

kobieta, 47 lat, Kraków

172 cm, 71.60 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: wreszcie wytrwać na diecie!!!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 marca 2016 , Komentarze (8)

Witajcie!

Pierwszy kryzys mnie dopadł. W zeszłym tygodniu zwyciężyła głodomorra 

i opanowała mnie na kilka dni - bilans? +3 kg /tak, tak - w czasie dni folgowania sobie moje komórki tłuszczowe zachowują się po prostu jak gąbka i pochłaniają wszystko w szybkim tempie. I znów zadziałał u mnie mechanizm - dziś ostatni dzień folgowania sobie - od jutra znów dieta. I taki schemat trwał tydzień /aż, albo tylko/ - od tego poniedziałku całe szczęście wreszcie się opanowałam i znów dieta na 100%!

Całe szczęście - bo waga zdążyła spaść - teraz u mnie w sumie ponad 11 kg na minusie. UFFF!!! Dobrze, że się opamiętałam!

Co poza tym? Oczywiście wiosenne i przedświąteczne porządki

- tym bardziej, że  kilka dni siedziałam na opiece - najpierw z synem, potem z córą - grypa żołądkowa. Więc wykorzystałam każdy dzień na uporządkowanie każdego pomieszczenia w domu - niby z wierzchu bałagan nie jest widoczny, ale zawsze coś nie odłożone jest na swoje miejsce, albo powinno być wyrzucone, a nie jest i tak zaczyna powoli opanowywać nas chaos. Takie przeglądanie papierów, drobiazgów, przeglądanie szafek, szuflad jest trochę pracochłonne - dlatego jeden dzień przeznaczałam na jedno pomieszczenie /oczywiście nie cały - bo codzienne obowiązki też trzeba było wykonać/. I tak w kilka dni mam znów wszystko na swoim miejscu. Kolejne plany przedświąteczne: wczoraj ogarnęłam łazienki -

dziś rozprawiam się z kurzami i myję podłogi w całym domu. Jutro - pieczenie i gotowanie.

Świąt pod względem dietkowania się nie boję - upiekę sobie dietetyczny sernik, zrobię sobie sałatkę jarzynową z jogurtem zamiast majonezu, będę jeść chude wędliny, warzywka i powinno być OK. Mam nadzieję, że ten kryzys już mnie nie dopadnie - muszę być bardziej czujna i nie zaprzepaszczać tego co osiągnęłam...

Kochane! Z okazji zbliżających się Świąt życzę Wam sukcesów w dietkowaniu, pogody ducha, spełnienia marzeń, spokoju i wyciszenia i oczywiście mokrego śmigusa-dyngusa! Trzymajcie się!

4 marca 2016 , Komentarze (15)

Witam Was!

Mija kolejny tydzień mojej diety - i mam już w plecy prawie 9 kg! Jak to cieszy i motywuje do dalszej walki! 

Jeszcze bardziej cieszy mnie to, że zaczęłam się lepiej ubierać - wreszcie mogę założyć bardziej obcisłe bluzeczki /a mam zapas nowych, kupionych na "chudsze czasy"/. Wczoraj nawet wybrałam się do fryzjerki i zafundowałam sobie wiosenną, krótszą fryzurkę - asymetryczną a'la Magda Mołek.

Dziś wskoczyłam w jasne jeansy, ubrałam jedną z moich "nowych/starych" bluzeczek, założyłam niewielki obcas - i od rana zbieram w pracy komplementy. To naprawdę uskrzydla i daje power do dalszych zmagań z kilogramami. Do tego zbliżająca się wiosna - cóż chcieć więcej! Nawet szczególnie nie psuje mi humoru zbliżające się co weekendowe sprzątanie w domu - kurde tu odzywa się we mnie oglądana "perfekcyjna" - w wersji brytyjskiej i polskiej - nie potrafię nie wziąć się za to i owo w weekend. Wkurza mnie kurz na meblach, plamka na posadzce itp. Więc biegam ze ścierą, mopem i innymi akcesoriami, a potem dziwię się, że znów w weekend nie odpoczęłam.

Żałuję tylko, że tak długo zwlekałam z dietą. Nawet nie zwlekałam - oszukiwałam samą siebie i żyłam w ciągłym kompulsie. Na razie trzymam się dzielnie i wypatruję szósteczki z przodu!

Miłego dnia i weekendu wszystkim!

29 lutego 2016 , Komentarze (17)

Hej! Witajcie!

Dziś mija miesiąc od mojej ponownej walki o super sylwetkę. Bilans? Prawie 8 kg zrzucone! Bardzo się cieszę, choć nie powiem, nie jest łatwo. Nawet wczoraj - dopadła mnie wieczorna głodomorra i byłam pewna, że rzucę się na moje ulubione buły z serem i na czekoladę.

Chwilę się pomęczyłam, a potem zapomniałam o jedzeniu /wciągnął mnie program w telewizji/ i nawet nie zorientowałam się, kiedy przestałam czuć ochotę na co nieco. Znów małe zwycięstwo! 

Mam nadzieję, że wytrwam i nic mnie nie skusi. Zabierałam się przecież do dietkowania z dwa lata! Próbowałam, próbowałam i zawsze buły i słodycze wygrywały - i to wieczorem - najgorsze jest przecież wieczorne podjadanie. Miesiąc za mną - nawet nie wiem jak szybko to zleciało. Żal mi trochę, że nie znalazłam motywacji wcześniej. Ale lepiej późno, niż wcale. 

Niestety nadal nie ćwiczę, choć w ciągu dnia ruszam się dosyć sporo. Przed telewizor zasiadam dopiero ok. 21.00. Choć myślę, że niedługo trzeba będzie się przeprosić z ćwiczeniami - żeby ciałko było bardziej zwarte.

No cóż - walka trwa nadal... Oby była zwycięska - czego i Wam życzę!

23 lutego 2016 , Komentarze (13)

Witajcie!

Wreszcie się odzywam - bo wreszcie chyba nadszedł mój czas. Mój czas na wytrwanie na diecie. Bujałam się z powrotem na odpowiednie tory chyba kilka lat. Wytrzymywałam na diecie dzień, dwa i wracało obżarstwo. Aż nastał 01 luty tego roku i powiedziałam sobie: albo teraz, albo nigdy. A zmotywował mnie ten 01 luty, bo był pierwszym dniem miesiąca i wypadał w poniedziałek - czyli podwójne zaczęcie "nowego życia".

Jak na razie trzymam się bardzo dzielnie - od 01 lutego -7 kg. Niestety nie mam czasu i siły na ćwiczenia - cały dzień pochłania mi praca, rozwózka dzieci do szkoły, ze szkoły, na zajęcia pozalekcyjne /czasem czuję się jakbym dorabiała w taxi/, w domu dopilnowanie lekcji, sprzątanie, gotowanie, itd.

Naprawdę wieczorami mam "po kokardę" i padam... Mam nadzieję, że wreszcie wytrwam - ale co najważniejsze - utrzymam upragnioną wagę. Na razie marzę o szósteczce z przodu. Jak to mi się uda, pomyślę o wadze docelowej. Trzymam kciuki za siebie i za WAS!!! MUSIMY DAĆ RADĘ! No bo "jeśli nie my, to kto?"

Miłego dnia!

3 grudnia 2015 , Komentarze (9)

Witajcie!

O diecie dziś ani mru, mru, bo mam jak zwykle wzloty i upadki /ale trwam nadal, przynajmniej próbuję/. 

Dziś mój 11-letni syn dowiedział się, że nie ma św. Mikołaja (strach). Od jakiegoś czasu zastanawiałam się, czy mu o tym nie powiedzieć, ale chciałam, żeby jeszcze "dziecięco" w niego wierzył. Czasem podpytywał mnie, czy on naprawdę istnieje, więc jeszcze podtrzymywałam w nim tą wiarę. Ale dziś, nastał dzień, kiedy już nie miałam wyjścia. Stanął przede mną i poważnym tonem powiedział: "Mamo, proszę odpowiedz mi jak dorosłej osobie - czy ten Mikołaj istnieje, czy jednak wy kupujecie prezenty?" I pewnie jeszcze bym próbowała utrzymać go w przekonaniu, ale syn dodał: "bo u mnie w klasie wszyscy mówią, że Mikołaja nie ma". I wtedy stwierdziłam, że już czas... Potwierdziłam, że to my /ja z mężem/ kupujemy dla niego /i córci/ prezenty,

ale dodałam, że i tak według mnie Mikołaj istnieje. Że Mikołaj istnieje w naszych sercach i woli kupowania prezentów i chęci sprawiania innym przyjemności! 

Myślę, że chyba mój syn jakoś łagodnie to "przełknął" i chyba zrozumiał co chciałam mu przekazać. Mam taką nadzieję.... Troszkę i mnie jest przykro, że tak wyszło, no ale przecież nie może wierzyć w Mikołaja do 18-tki, prawda?

18 listopada 2015 , Komentarze (33)

Witajcie!

Dziś są moje urodziny(impreza) :(. Trochę się smucę, bo jestem w wieku, w którym urodziny już trochę wkurzają. Jestem jeszcze bardziej smutna, bo wciąż nie mogę się ogarnąć i wrócić na dietkowe tory /dlatego tak długo nie pisałam/. Nie będę Was przynudzać ile mi przybyło i od jak dawna próbuję zwalczyć wieczorne podjadania;(.

Dlatego też z okazji urodzin, robię sobie sama prezent:

- dzień urodzin, jest pierwszym dniem zepnięcia przeze mnie pośladów i przejścia w 100% na dietę. Jak teraz zawiodę - nie widzę dla siebie ratunku, motywacji i wytrwałości. Ten dzień musi mi pomóc i być jak talizman! 

Życzę sobie i Wam drogie Vitalijki sukcesów w dietkowaniu! 

21 stycznia 2015 , Komentarze (16)

Dziś są moje imieninki. 

I wiecie czego sobie życzę? Tylko tego, abym wreszcie zapanowała nad swoim obżarstwem i chęcią zajadania. I wreszcie schudła, na wieki!

20 stycznia 2015 , Komentarze (21)

JESTEM BEZNADZIEJNA!!!

NIE POTRAFIĘ OPANOWAĆ SWOJEGO OBŻARSTWA, ZWŁASZCZA WIECZORAMI. PASEK WAGI JUŻ MAM BARDZO NIEAKTUALNY. NA DIECIE WYTRZYMUJĘ MAKSYMALNIE 4 DNI. POTEM NASTĘPUJE ZNÓW ZAJADANIE. MAM SIĘ JUŻ DOSYĆ!!! CZASEM CHCIAŁABYM DOSTAĆ JADŁOWSTRĘTU!

18 listopada 2014 , Komentarze (36)

Witajcie!

Dziś są moje urodziny... I powiem Wam, że jest mi przykro...

Dlaczego? Z roku na rok coraz bardziej przeżywam ten dzień. Bo tych lat tak szybko przybywa... Mam jeszcze 3 lata do 40-tki i chciałabym, aby czas jak najwolniej płynął, żeby ta 40-tka jak najpóźniej mi stuknęła... Ale czas, jak to czas, zapier...la  jak najęty!

Drugim powodem mojego smutku jest to, że myślałam, że urodziny "powitam" w mniejszym rozmiarze. Niestety, stoję w miejscu, z siódemką na przodzie /dokładnej wagi nie chcę podawać, bo po prostu mi wstyd/. I jestem na siebie mega wkurzona!!!

Dziś /jak zwykle/ zaczynam od nowa, mam nadzieję, że już na 100%, bez oszukiwania siebie samej. I mam nadzieję, że właśnie ten dzień - dzień moich urodzin - będzie magiczny i wreszcie spełnię swoje marzenie o super sylwetce!

Trzymajcie się!!!

16 października 2014 , Komentarze (15)

Witajcie!

Długo znów się nie odzywałam, ale nadal u mnie chroniczny brak czasu :(.

Na przykład wczoraj - nie byłam w pracy, bo musiałam z synem wybrać się do dermatologa. Teoretycznie miałam dzień wolny. Hurra ?!!! 

Jak go spędziłam?:

Rano odwiozłam dzieciaki /mam jeszcze córkę/ do szkoły, wróciłam na chwilę do domu. Po godzinie "tył na lewo" z powrotem do szkoły, po syna, potem do lekarza. Po lekarzu do apteki. Po aptece do hipermarketu na zakupy. Nienawidzę zakupów br....... Mój mąż często się dziwi, cóż to takiego zakupy. To mu kiedyś wyliczyłam:

  1. wybrać rozsądnie to co każdy w rodzince lubi /bo np. jogurty to każdy je inne/ i to jeszcze w rozsądnej cenie, bo w tych czasach to chyba nikomu się nie przelewa,
  2. wyładować zakupy na kasę,
  3. władować zakupy do siatek,
  4. siatki z powrotem do koszyka,
  5. potem z koszyka do samochodu,
  6. z samochodu do domu /kilka kursów/,
  7. w domu jeszcze zakupy trzeba posegregować, pochować.

No nikt mi nie powie, że zakupy to taka błahostka!

Po zakupach, już w domu mogłam mieć już wolne /mój mąż na pewno zasiadłby z pilotem w ręce przed telewizorem/, ale ja wzięłam się wreszcie za rozmrażanie i czyszczenie lodówki. Lód z zamrażarki wychodził już dosłownie na drzwiczki. Zaczęłam ok. 12.00, skończyłam 16.30! Zanim to wszystko pomyłam , wysuszyłam, w międzyczasie musiałam biec po córkę do szkoły, po jej powrocie zagonić syna do przepisywania zeszytów z lekcji, które opuścił, dać "Bąblom" obiad - to tak zeszło.

Myślicie, że po "lodówce" miałam już spokój? O nie! Trzeba było ogarnąć chaos domowy, dać mężowi obiad /po jego powrocie do domu/, odnieść pożyczone zeszyty od koleżanki syna. I czekało mięsko, aby zrobić kotlety. 

I tak zeszło mi do wieczora. Jak zwykle czułam, że "padam". Dobrze, że małżonek troszkę mi pomógł - zmył gary i poprasował. 

Miałam jeszcze wieczorem poćwiczyć, ale jeszcze dopadł mnie rozstrój żołądka i co chwilę biegałam do toalety.

I tak minął mi wolny dzień - po prostu "bajka"!

O dietę nie pytajcie! Tragedija!

Trzymajcie się - PA!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.