- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (95)
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 75318 |
Komentarzy: | 1328 |
Założony: | 18 lipca 2012 |
Ostatni wpis: | 9 kwietnia 2020 |
kobieta, 48 lat, Częstochowa
166 cm, 87.20 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Zrobiłam sobie krótka przerwę w zagladaniu na Vitalię, ale jestem.
Zdrowie powoli powraca, słońce zaczęło na nowo świecić, wiec bardziej chce sie żyć!.
Osiągnięcia wagowe minimalne, bo w piatek było 0,4 kg mniej niz tydzień temu. Zawsze to lepsze niz zastój lub wzrost, wiec NIE Poddaje sie. Walczę dalej. Wiadomo, różnie to jest. Niby jem zgodnie z dietą, ale czasami cos innego w menu sie pojawi, ale działamy, działamy. Co do sportu to ostatnio- ZERO, choroba mnie położyła na całego, ale wrócę na dobra droge - Obiecuję!
Efekty odchudzania nie są jeszcze spektakularne, ale czy tak czy siak musze wskoczyc w jakis kostium, bo MAZURY CZEKAJĄ! Namówiłam męża i jade trochę pożeglować. Sprawdziłam pogodę, ma byc pięknie, wiec olać wstyd przed znajomymi- trzeba cieszyć sie latem, jeziorami, hałasujacymi kormoranami i okropnie gryzacymi komarami, He,he
Będzie pięknie- zawsze mogę żeglować w koszulce, co by się nie spiec za bardzo. Dobry bajer -pół roboty. A do wyjazdu na wczasy, popracuje nad soba i może lepiej sie będę prezentować. Więc jeszcze jutro i od czwartu- ŻAGLE i wiatr we włosach
Chyba złapałam anginę. Boli mnie gardło, w zasadzie wszystko mnie boli, kiepsko się czuję. Niestety już prawie tydzień zero fitnessu. Stresy z pracy położyły mnie na łopatki. Dietę niby trzymam, ale i tak wątpię, że będą jakieś efekty na wadze. Jak tak, to stracę chyba resztkę chęci na tą dietę. I teraz ten kiepski stan zdrowia, bee
Nawet nie wiem co pozytywnego napisać, bo jestem w kiepskim stanie psychicznym i fizycznym. Oby szybko mi przeszło, bo wolę działać niż użalać się nad sobą.
Jakby ta waga troszkę się ruszyła i wskazała mniej, to byłaby najlepsza motywacja dla mnie- zobaczyć "6"z przodu. Och, byłoby pięknie
W Częstochowie pada, ale to nic. U mnie pięknie zaczęty dzień. Wreszcie od bardzooo dłuuugiego czasu, po zawiezieniu dzieci, mogłam przyjechać do domu i nikogo w nim nie ma. Co za relaks. Mąż wreszcie zabrał swoje 4 litery i pojechał rano na jakieś spotkanie. Cisza, spokój i telewizja śniadaniowa, zielona herbatka i dietetyczne śniadanko.
Ale tak jeszcze bym coś wrzuciła do brzuszka z tego luzu i pomyślałam o zajrzeniu tutaj, tak się poinspirować. He,He
Jeszcze mi się nie ode chciało jeść, ale idę do kuchni, zrobić II śniadanko i spadam do pracy. Jak się zajmę robotą, to o jedzeniu nie będę myśleć.
OJJJJ, bardzo potrzebuję kopa, inspiracji i chęci do kontynuacji mojej walki o piękną figurę . Urlop się zbliża, a moja waga stoi.
tak przyglądam się temu mojemu paskowi wagi i myślę sobie, że zaczyna mnie denerwować to, że od dwóch tygodni wygląda tak samo. Nic się nie zmienia. Waga stoi. Dzisiaj miałam ściśle przestrzegać diety, ale znów się wkurzyłam i ...zjadłam kawałek tortu z wczorajszej imprezy. Może tak dla poprawy humorku, zmienię chociaż kolory na pasku, jak wagi nie mogę?
A teraz dlaczego się wkurzyłam: od trzech lat prosiłam męża o kupienie szklarni szklarnie, no i w tym roku udało się. Piękna mała szklarenka , w której hoduję sobie pomidorki. Po przyjściu z pracy do domu, moja kochana mamusia( była u mnie ugotować coś na obiadek) radośnie oznajmiła mi, że poobrywała dolne liście na moich pomidorkach. Nie wiem kto jej taką głupotę do głowy wlał. Obrywa się "dzikie" rozgałęzienia (były oberwane) a nie liście o 1cm grubości. W efekcie, całe roślinki poniszczone, oberwała też rozgałęzienia od góry, które specjalnie zostawiłam. Koszmar!!!! Całe rośliny zniszczone, pokaleczone. No i w konsekwencji prawie 100 % pewność, że w pomidory w te poranione miejsca wda się zaraza i po pomidorach. Jestem załamana!!!Szklarnia, to było ostatnie miejsce, gdzie nikt mi się nie wcinał, było moje i tylko moje, a teraz- napiszę karteczkę ZAKAZ WSTĘPU i NIE RUSZAĆ ROŚLIN
Niestety po czwartkowej rozmowie w pracy nie mogę się zebrać. Dietę szlag trafił, sport odszedł w zapomnienie. W piątek była impreza, dzisiaj również. Trudno. Ale chyba już wszystko wypłakałam, sporządziłam oczyszczającego maila do Szefowej. A do tego zaczął się okres. Oczyszczenie pełną parą. Ale obiecuję- BIORĘ SIĘ W GARŚĆ!!!!. Drukuję dietę na kolejny tydzień i biorę się do roboty. Obiecuję to Sobie i Wam, tym którzy na mnie liczą.
Jutro zdam relację z moich starań.
Fajnie ciepło na dworze. Radość o tyle wielka, że w pracy klima, w samochodzie również, w domu rekuperator- da się przeżyć.
Jutro ważenie, więc wiem, że zamiast radości będzie wkurzenie.
Ale dzisiaj jeść mi się nie chce, bo chyba stracę robotę. Nie chcę się zgodzić na nową propozycję( niby lepszą- dyrektorską), ale dla mnie nie do końca. Alternatywa albo przyjmę i się zgodzę, albo stracę to co mam. Wiem, że może dziwnie to brzmi. Ale posiadając troje dzieci w wieku szkolnym, raczej potrzebuję czasu na rodzinę, a nie dla firmy w której pracuję. Pełny etat plus....wyjazdy po 600km odległości, jakoś nie dla mnie.....Zostawmy to. Dochodzę do wniosku:
mam nerwy to jem, a jak nie chce mi się jeść to, to pewnie jakaś depresja.
Może przyszła pora na zmianę. W końcu trzeba robić coś co się lubi, co sprawia satysfakcję, a nie na siłę ciągnąć beznadziejną sytuację. Muszę to chyba przetrawić i poszukać jakiś innych rozwiązań, jak nie mogę wykonywać swojej pracy tak jak chcę. Ale po pięciu latach w jednym miejscu, jakoś dziwnie...ale może właśnie przyszedł ten czas... Na totalną metamorfozę! Nowa figura, nowa praca, nowa szczęśliwsza JA!
Jak wszystko dobrze pójdzie to stanie się to w podobnym czasie i po wakacjach, wypoczęta, piękna, szczupła zacznę mowy etap życia.
Co do wczoraj: z 220 brzuszków, przejażdżka rowerowa. Dzisiaj na razie tylko przejażdżka, później poćwiczę, trochę mnie to ukoi.
Dzisiaj od rana w takim sobie humorku. Nieopacznie weszłam na wagę, a tam nie to co bym chciała. Humor całkiem mi siadł! Od razu pomyślałam, że bez słodyczy do kawki sie nie obejdzie!
Rano byłam na zakupach, w sklepie kupiłam nowe wydanie Super Lini( bardzo lubie to czasopismo). Przejrzałam go jeszcze przed wyjściem do pracy, a tam na jednej ze stron widze: " KREM Rafaello", od razu mi się lepiej na samą myśl zrobiło. Przeczytałam i poleciałam do sklepu po składniki. Ale nie bujcie się- przepis jest z Super LIni, wiec zdrowy i niskokaloryczny:
- Puszka białej fasoli
-wiórki kokosowe- szklanka( ja dałam 4 łyżki)
- 1/2 szklanki mleka( ja dałam mleko sojowe waniliowe)
- odrobina cukru waniliowego
- 2 Łyżki cukru ksylitol( ja dałam 1 łyżkę fruktozy)
Wszystko zmiksować i schłodzić
No i teraz piję kawkę w pracy i podjadam kremik. REWELACJA!
Dodam, że całość ma jakieś 330Kcal. Myślę, że da się zjeść na raz 1/3 więc tylko się cieszyć i od czasu do czasu zamiast przekąski. Pysznie polecam
Jeśli chodzi o wczoraj: Krótka wycieczka rowerowa, 220 brzuszków( 6W), 155 squats.
Notabene, mam nadzieję, że tylko od wzrostu mięśni waga idzie lekko w górę zamiast w dół, bo ciuszki jakby luźniejsze, brzuch prawie płaski. Tylko ta waga chyba zepsuta!
Strasznie nudzi mnie dieta, ciągłe pilnowanie co jem i ile. A tu lato: pyszne lody i słodkie truskawki, czereśnie! Wiem, że można, tylko na kilku sztukach się nie skończy! W moim przypadku, muszę omijać produktów z wysokim IG. Cierpię od dłuższego czasu na hipoglikemię a stąd malutki krok do cukrzycy ( to też był powód do odżywiania się właściwie, 5 posiłków o niskim IG).
No właśnie- przypomniałam sobie właśnie- po co mi ta dieta! Nie tylko dla szczupłej figury, ale dla zdrowia!
ale i tak mi ciężko, muszę wziąć się w garść! Idę poćwiczyć!
W końcu do zrobienia brzuszki, squats. Chodzenie sobie dzisiaj odpuszczę- trochę czuję jeszcze zmęczenie po wczorajszym wyścigu.
No i przyznam się: ten weekend trochę poszalałam- dieta przeplatana lodami, itp.
Ale dzisiaj jakoś się trzymam, może dam radę. Ta zatrzymana waga mnie zniechęciła w piątek
Pechowe sznurówki, ale nie dzień
Dzisiaj byłam na zawodach w Nordic Walking! Kolejna, już czwarta runda Jurajskiego Pucharu. Zostały jeszcze cztery, a później znowu zima. BRRR!.
Rano pogoda na Jurze przepiękna- 27 stopni. Nastrój super, nic nie boli i czuję chęć do walki. ( Jak pisałam Wcześniej).
20 minut przed startem organizatorzy zorganizowali uczestnikom rozgrzewkę w rytmie Zumby- Dziewczyny, rewelacja!!! Śmiechu było co nie miara. Starzy, młodzi, chudzi i Ci z brzuszkami- wszyscy kręcili tym co chciało się kręcić( bioderka, oponki, nóżki, baleroniki itp.) Nigdy nie byłam na takich zajęciach, ale chyba się zapiszę dla odmiany fitnesowej .
Wystartowaliśmy o 10-tej, i dawaj...6km w pełnym słońcu, trasa pagórkowata( jak to na Jurze), szło mi całkiem dobrze, ale z 500m od startu rozwiązała mi się sznurówka( nigdy tego nie robiła wredna), musiałam się zatrzymać i zawiązać. Straciłam ładne parę sekund, i dalej do przodu gonić. Dogoniłam tych co mi uciekli. Po 2km, sznurówka zrobiła to samo, potem jeszcze koło 4km. Ogarnął mnie śmiech zamiast nerwów. Pomyślałam sobie, że czasami tak jest, że coś nam chce przeszkodzić w osiągnięciu sukcesu( np. w odchudzaniu), jakiś goferek, budka z lodami, pizzeria, ale my z uśmiechem na twarzy pędzimy do przodu. Tak jak ja dzisiaj!
Zobaczcie efekt:
Ta w szarej bluzeczce to ja!
Więc Dziewczyny! Niezależnie ile razy będziemy musiały się zatrzymać, zawrócić, to pędzimy dalej Naprzód!!!! Do zwycięstwa i dla własnej satysfakcji! Życzę Wam sukcesów i radości z życia i z uprawiania jakiegoś sportu. Tak jak ja go mam! Dodam, że moje starsze dzieci zajęły po trzecim miejscu w swojej kategorii wiekowej, i córka i syn