Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Po wielu perypetiach związanych z odchudzaniem ktoś rzucił w mojej obecności hasło: dieta przyspieszająca metabolizm. Zaczęłam czytać i z dnia na dzień padła decyzja. Jak się okazało: zbawienna. Na diecie jestem już jakiś czas, waga leci, a ja w końcu czuję, że mogę wyglądać tak, jak w wieku dwudziestu paru lat.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 49833
Komentarzy: 670
Założony: 20 września 2014
Ostatni wpis: 28 października 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
aniab2205

kobieta, 41 lat, Tomaszów Mazowiecki

164 cm, 57.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 października 2020 , Komentarze (3)

Przez ostatnie dni trzymałam się jadłospisów, piłam sporo wody, trenowałam niemal codziennie przez minimum 40 minut, a standardowo raczej przez godzinę, brakowało jedynie relaksu i konkretnej dawki snu. I tyle wystarczyło, żeby waga zaczęła wariować, żebym zatrzymała w organizmie wodę i zarejestrowała konkretną opuchliznę ciała. Dopiero dziś, po dwóch spokojniejszych nocach, waga znów ruszyła w dół, a ja czuję się lepiej i fizycznie, i psychicznie. 

10 października 2020 , Komentarze (7)

  Od tygodnia konkretna dieta redukcyjna rozpisana przez dietetyka. Po ogarnięciu prywatnych spraw, po przemyśleniu wielu kwestii pojawiło się postanowienie, żeby wytrwać i pociągnąć temat do upragnionego celu. Piję dużo wody, włączyłam czystek, pożegnałam codzienną kawę (wczoraj wypiłam jedną maleńką filiżankę po tygodniowym detoksie😂). Trzymanie diety ok., czasem mam ochotę na coś dodatkowego, ale szukam sobie zajęć, by przetrwać ten moment). Po 5 dniach diety jest -1.5kg. Jedzenie smaczne i jadłospis wart jest takiego niewielkiego wydatku. 

18 maja 2018 , Komentarze (2)

  Na początku mojej diety motywacją było odpowiednie BMI. Odpowiednie do czego? Do zajścia w upragnioną ciążę. No ok., w ciążę zachodzą przecież i otyłe wręcz dziewczyny, ale niestety nie zmienia to faktu, że jest to jedna z przyczyn niepowodzeń w temacie. No ale do sedna. Wtedy się udało. I z dietą, i z celem dla mnie osobiście ważniejszym. Teraz motywacja nieco się zmieniła. Chcę fajnie wyglądać, być zgrabną mamą przy fajnym dziecku, seksowną żoną swego męża, no po prostu kobietką, na której możnaby zawiesić oko ;) Powoli, powoli, ale cel ten osiągam. Od pewnego czasu waga utrzymuje mi się na poziomie 60 kg i mimo wyskoków, kilka dni diety załatwia sprawę równowagi. To duży plus. Ostatni wyjazd standardowo przyniósł takie odchylenia, więc po powrocie dietka Pomroy. Po 4 dniach nie tylko zrzuciłam 2kg, które przybyły, ale i spadł dodatkowy kg, czyli w sumie zeszłam do 59. To dało mi kopa i rozbudziło apetyt na więcej, więc bez ściemy pilnuję posiłków, wody, ćwiczeń. Niedługo zdam relację jak tam na froncie. Teoretycznie motywacją powinien być zdrowy i stały styl życia i poniekąd tak faktycznie jest, ale nie czarujmy się. Jem warzywa, owoce, odpowienią ilość węgli i tłuszczy a szału nie ma. Trzeba jednak diety a nie tylko właściwego odżywiania się. 

Ps. Z treningów narazie głównie rower stacjonarny, górski, kilka ćwiczeń na uda i pośladki, rzadziej na brzuch.

25 października 2017 , Skomentuj

Oj, opornie idzie mi zrzucenie tych kilku kilogramów. Obecnie waga wskazuje 62.4 kg. Czemu? Bo chociaż pilnuję posiłków, by były odpowiednie do wskazówek Pomroy, zawalam często porę śniadania- zanim ogarnę młodego, mija ponad pół godziny; nie zawsze udaje mi się wypić wymaganej ilości wody- zapominam w nawale obowiązków; nie ćwiczę regularnie- wieczorem zazwyczaj ogarniam dom i posiłki na kolejny dzień, bo moje dziecko jest mocno absorbujące, albo spędzam czas z mężem i zwyczajnie nie mam już siły albo ochoty na nic innego. 

Minusem tego podejścia jest też rutyna. Niestety brak mi czasu na wymyślne posiłki, szperanie po necie za nowymi przepisami, a przez to popadam w schematyzm. Wracam ciągle do sprawdzonych przepisów i tylko czasem wpada jakieś urozmaicenie. Walczę z tym jak się da, ale łatwe to nie jest.

Jestem po pierwszych zakupach po okresie ciąży i stwierdzam, że tragedii nie ma, choć cel nie znika mi z oczu. Koszulki zakupiłam w rozmiarze M, S, XS,  aktualny rozmiar spodni to 40. To ujawnia nad czym konkretnie muszę popracować. Kłaniają się ćwiczenia brzucha i ud. Tradycyjne, co? Od czasu do czasu sięgam po chińskie bańki i masuję drażliwy celulit na udach, brzuch, ale marzy mi się jakiś porządny zabieg pobudzający spalanie i ujędrniający. O ile kasa może by się jeszcze na to znalazła, to już czasu absolutnie brak, bo małego niestety nie mam z kim zostawić :( Zostają więc domowe sposoby.

Z ostatnich nieschematycznych dań był makaron z duszonymi warzywami (na deser figa), drobiowe zimne nóżki z fasolką i papryką.

Tutaj makaron orkiszowy z pesto pietruszkowym i kiszoną kapustą a niżej sałatka kolacyjna :) i danie obiadowe- kasza z faszerowanym bakłażanem (farsz ciutkę przysmędzony, bo odgrzewałam to w piekarniku zamiast w mikrofali).

A tu dwie przekąski z imprezki, na której ostatnio byłam: naleśnik faszerowany szpinakiem i łososiem i sałatka z mięsem, pestkami dyni i suszonymi pomidorami.

13 września 2017 , Komentarze (4)

  Tak, jak pisałam w poprzednim wpisie, powrót do diety odbił się niekorzystnie na moim gagatku. Od tamtego czasu trochę wody upłynęło, jemu dojrzał nieco układ trawienny, no i jesteśmy w momencie, kiedy stopniowo rezygnujemy z karmienia piersią, więc mogłam zrobić kolejne podejście. Jestem w trakcie drugiego tygodnia diety. Po pierwszym tygodniu zarejestrowałam 2 kg na minusie, teraz waga chwilowo stoi w miejscu. Zdaję sobie sprawę z tego, że będę zrzucać wolniej niż poprzednio ponieważ w 2. fazie jem jakieś małe ilości owoców z 3. fazy, co jest normalnie niedozwolone. To dlatego, że restrykcyjna faza 2. mogłaby mi zatrzymać albo zmniejszyć laktację, co się zaczęło dziać przy poprzednim podejściu. 

Nie sądziłam, że powrót tutaj sprawi mi tyle frajdy. W miarę możliwości nadrobię Wasze wpisy. Sukcesów życzę i wrzucam kilka fotek jedzonka. Może ktoś się zainspiruje. Buziole

Naleśniki kokosowe z węgierkami i pomidorkami koktajlowymi

Fasolka po bretońsku

Brownie dyniowe z brzoskwinią i malinowymi z mojej szklarni- mniam.

Pizza owsiankowa

Kasza pęczak z grzybami leśnymi, fasolka i surówka

Sałatka z pieczonym podudziem z kurczaka (bez skóry)

Zupa paprykowa z podgrzybkami i mięsem z kurczaka

Fasolka duszona z maślakami i mięsem z kurczaka

14 czerwca 2017 , Komentarze (4)

Dokładnie tak. O dziwo, do diety łatwo było mi wrócić bez spoglądania w kajet żeby sobie przypomnieć co z czym, ile i kiedy. Posiłki udało się zrobić szybko i najadłam się do syta. Pod tym względem myślałam, że będzie gorzej. Niestety nie obyło się bez niemiłego zaskoczenia. Mój maluch ucierpiał na skutek jedzenia przeze mnie surowych owoców i warzyw. Mogą mnie zakrzyczeć Ci, którzy twierdzą, że jedzenie matki absolutnie nie ma wpływu na jej mleko, bo powstaje ono z krwi a nie z treści żołądkowych. Ja jednak widzę, że przez ostatnie dwa dni mój maluszek ma znacznie więcej kup i nieustannie męczą go gazy. Nie podoba mi się to. Dietę póki co ciągnę dalej, bo waga już leci w dół, jednak zastanawiam się co zrobię gdy ten tydzień się skończy. Być może trzeba będzie parować/gotować/piec warzywka i owoce. Nie wykluczam też rezygnacji z diety na kolejny miesiąc. Nie chciałabym, ale dobro dziecka jest tu najważniejsze.

13 czerwca 2017 , Komentarze (4)

 Od wczoraj ponownie jestem na diecie przyspieszającej metabolizm. To, co zostało mi do zrzucenia po porodzie, to 7.5kg- efekt pozwolenia sobie na słodkości i białe pieczywo. Powoli, mam nadzieję, że osiągnę ten cel. Maluch ma obecnie 9 tygodni i jest mocno absorbujący, dlatego z szykowaniem posiłków jest ciężko, ale jakoś postaram się dać radę, choćby z uproszczonymi daniami i lekkimi modyfikacjami. Trzymajcie kciuki. Nadrobiłam już część Waszych wpisów, widzę, że wiele z Was walczy o lepszą siebie z wiosenno- letnim zapałem. Oby była to dla mnie jeszcze jedna motywacja do dietowania.

Ps.Jak znajdę chwilę, zdjęcia porównawcze. 

1 kwietnia 2017 , Komentarze (4)

     Witam po kolejnej długiej nieobecności. Jeszcze chwilę i razem z Wami będę się zmagać sama ze sobą w walce o ładną wiosenno- letnią sylwetkę. Dieta Pomroy wróci nieco zmodyfikowana ze względu na plan karmienia piersią, ale też i bagażu kilogramowego będzie tym razem dużo mniej do zrzucenia, nie zraża mnie więc perspektywa dużo wolniejszej redukcji. 

Z nowości u mnie, na dietę, ze względów zdrowotnych przeszedł mój mąż. Okazało się, że wysportowany facet bez nałogów może mieć skłonność do cukrzycy określaną w tym momencie jako insulinoooporność- IO. W ostatnim czasie próbuję więc ogarnąć jego żywienie, zmodyfikowaliśmy mocno jego jadłospis i czekamy na powtórkę badań. Mamy nadzieję, że obędzie się bez leków. Wskazówek na temat diety IO jest ogrom, niestety choroba ma wiele twarzy i choć istnieją ogólne wskazówki, nie u każdego spraddzają się zalecane schematy. 

Podumowując: wiosna będzie pracowita, ale nastawienie mamy pozytywne :)

24 stycznia 2017 , Komentarze (9)

Strasznie długo nie mogłam zebrać się do kolejnego wpisu, bo u mnie teraz żywienie zdrowe, ale nie zawsze dietetyczne. Co to znaczy? Nadal jadam regularnie, sporo warzyw i owoców, bez objadania się aż do potrzeby poluzowania paska i z mocnym ograniczeniem produktów mlecznych i z mąką pszenną. No ale przy tym wszystkim wskakują mi od czasu do czasu jakieś ciasta domowej roboty, czy unikane przez wiele z Was białe pieczywo. Ba! Sama to pieczywko kilkakrotnie upiekłam. Cóż, nie będę bić się w klatę, taki przywilej tego stanu, że można się czasem zbałamucić czymś słodyczowym ;) Jeszcze przyjdzie chwila ogarniania sylwetki. Narazie, chociaż jestem mocno na plusie, zdradzę, że dietowanie z Pomroy uchroniło mnie przed kolosalnym obrastaniem w niepotrzebny tłuszczyk, co potwierdza mój lekarz, który z uwagą śledzi moje przyrosty wagi. Raz mnie opierniczył, oczywiście w okolicy Świąt Bożonarodzeniowych, ale to chyba do przewidzenia było. Mało mam dla Was fotek z jedzonkiem, więc wrzucam to, co mam akuratnie w telefonie. Niech dietujący nie obrażą się na mnie i nie krzyczą ;)

Na święta zrobiłam babeczki z makiem, pierniki w czekoladzie, paszteciki z kapustą i upiekłam chleb

Mój mąż uwędził wtedy szynki i polędwiczki. Muszę go pochwalić.Sklepowych nie mam już ochoty kupować.

Ostatnio pierwszy raz upiekłam bułki (mało estetyczne, ale smaczne) i chałkę- żyrafę

A żeby nie było, że tylko grzesznie jest, to wrzucam też fotkę dzisiejszego obiadu- miały być gołąbki bez zawijania, a wyszło coś w rodzaju pulpecików. Za to smacznie i zdrowo

Na koniec chciałabym tu jeszcze podkreślić, że nadrabiając lekturę Waszych wpisów bardzo ucieszyły mnie powroty kilku dziewczyn- do pisania i dietowania. Trzymam za Was wszystkie kciuki i powolutku zaczynam odliczanie do chwili, kiedy zacznie się wracanie do osiągniętej niedawno wagi. Będę się wtedy motywować Waszymi sukcesami. Pozdrawiam gorąco. Gorące buziole.

20 października 2016 , Komentarze (9)

 Na zewnątrz deszczowo, więc plan na dziś to nadrabianie zaległości w sprzątaniu, czytaniu, no i pisaniu na Vitalii. Po wstępnym ogarnięciu prania była lektura kryminału Remigiusza Mroza , a teraz chciałabym podzielić się z Wami przepisem na małą, witaminową bombę: pesto z pieruszki. Jadłyście może? Poniżej krótko o samej pietruszcze naciowej:

Nać pietruszki jest bogatym źródłem witaminy C, PP, A, witamin z grupy B oraz soli mineralnych. Pietruszka naciowa pobudza wydzielanie śliny i soków trawiennych oraz działa moczopędnie.

Dla mnie to roślina stworzona do tego, żeby dobrze wpływać na kobiecy organizm. Przytargałam od mamy całą wiąche tego zielonego cuda i powoli wykorzystuję. Dzisiaj zrobiłam wspomniane pesto (pęczek pietruszki, 5łyżek podprażonych nasion słonecznika, 1 ząbek czosnku, 5 łyżek oliwy z oliwek, 1 łyżeczka octu balsamicznego, 3 łyżeczki drobno startego parmezanu, 10 łyżek wody z gotującego się makaronu, sól, pieprz; wszystko oprócz parmezanu i wody blendujemy, potem dolewamy wody i parmezanu, mieszamy dokładnie i doprawiamy; pesto mieszamy z ugotowanym makaronem, ja dodałam jeszcze podduszoną pierś z kurczaka). Efekt końcowy wygląda tak jak niżej. U mnie makaron żytni.

  Przy okazji dzisiejszego wpisu, jeśli wpadłaby Wam kiedyś do głowy taka chętka na inkę czekoladową, jak mnie ostatnio, to szczerze odradzam. Stracone pieniądze. Zawsze kupowałam karmelową z uwagi na najmniejszą ilość dodatków w składzie, dlatego nie wiem co mnie podkusiło, żeby czekoladowej spróbować. Odstraszający jest już widok inki po otwarciu paczki- mnóstwo cukru, jakby go było pół na pół z kawą.

Smaku możecie się domyślać. Nie dałam rady tego wypić. 

Tyle na dziś. Nie będę się już rozpisywać. Buziole dla Was.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.