Nastrój dziś taki, że lepiej nie mówić, ale walczę ze sobą, żeby się nie nakręcać jeszcze bardziej, tylko czekać, aż przyjdzie to lepsze jutro. Może ten Nowy Rok przyniesie mi w końcu spełnienie największego marzenia ostatnich 5 lat... Staram się o tym za wiele nie myśleć. Lekarstwem na doła jest sprzątanie, pichcenie dla rodziny, zakupy, odwiedziny Vitalii.
Kupiłam mężulkowi prezent. Wymarzony. Po kilkunastu nadgodzinach i przyłączeniu się do zrzuty obu mam, w końcu zrealizuję jego małe marzenie. Oto ono:
Żeby było zabawnie, przez 2 ostatnie dni gadał ze swoim kolegą, że może po nowym roku kupi sobie w końcu jakiś zegarek. Oglądali coś na necie. Wybrał taki za 1/3 ceny tego, który kupiłam, więc powinien być mega zadowolony. Od kolegi dowiedziałam się przez przypadek o temacie, bo jak nie mogłam się zdecydować na to jaki ma być pasek, zadzwoniłam do niego po poradę. Pełna konspiracja. A mąż po powrocie z pracy włączył laptopa i mówi: chodź, pokażę ci co oglądaliśmy z A..... Z trudem,ale udało mi się wykazać zainteresowanie i zachować pokerową twarz. Oczywiście wypytałam o funkcje i inne takie- poza na totalnie niezorientowaną w temacie:)
Ps. Wpis całkiem niedietetyczny, więc, żeby nie było. Kupiłam dziś do pracy taką wysoką szklankę typu long drink do picia wody. Nie wiem czemu, nie lubię pić wody z kubka, czy z dużej butelki, tak, jak nie lubię pić kawy czy herbaty ze szklanki- kawa musi być w filiżance, a herbata w kubku. No i nie wiadomo kiedy, dzięki szklaneczce, udało mi się wypić do 14.00 1 i 1/2 litra wody. Sukces:)