Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zanim wyślesz mi zaproszenie do znajomych, proszę pozostaw po sobie jakiś ślad! Nie przyjmuję zaproszeń od "kolekcjonerów" z 300 znajomymi, osób nieprowadzących własnego pamiętnika, osób, których pamiętnik jest dostępny tylko dla nich oraz od tych, których sposób prowadzenia pmiętnika po prostu mi nie odpowiada. Ponadto regularnie robię porządki w znajomych i usuwam osoby nieudzielające się w moim pamiętniku.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 122409
Komentarzy: 3687
Założony: 31 sierpnia 2013
Ostatni wpis: 3 listopada 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
UlaSB

kobieta, 36 lat, Karlsruhe

174 cm, 79.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

12 maja 2014 , Komentarze (38)

Dobry wieczór!

Dzisiejszy dzień... to po prostu poniedziałek, nie ma co się rozpisywać. "Poniedziałek" powinien powiedzieć Wam wszystko... Ale nie powie, co pokazała rano waga. Otóż zanotowałam wzrost o 700 g. Czyli waga pokazała 84,2 kg :( Trochę mnie wmurowało w podłogę, bo nigdy nie popłynęłam aż tak z jedzeniem, żeby zanotować taki wzrost. Właściwie to w ogóle nie popłynęłam. Ćwiczyłam co prawda trochę mniej (dopiero od wczoraj dałam więcej czadu), ale taki skok...

Staram się jednak nie martwić (jasne, łatwo powiedzieć), bo moim zdaniem to efekt moich rewolucji żołądkowych. Tak mi przewiało system pokarmowy, że się po prostu broni. Dlatego też nie zmieniam paska, poczekam spokojnie aż waga znów spadnie do tych 83,5. A miałam nadzieję małymi kroczkami zacząć się zbliżać do 7...

Tak więc taki nius na dzień dobry. Później się nie wyrobiłam na pociąg i na uczelnię pojechałam samochodem - czyli ze spaceru też dzisiaj nici. Wróciłam do domu, poleciałam do banków i po zakupy. Tak trochę przebimbała ten dzień. Najgorsze jest to, że im więcej mam do roboty, tym dłużej odkładam to na później i efekt jest taki, że cały czas chodzę podenerwowana, bo ciągle coś muszę zrobić. Postaram się trochę nadrobić zaległości w tym tygodniu, żeby chociaż w niedzielę odsapnąć...

Dobra, dość tego marudzenia, jedziemy z fotomenu. A propos - wczoraj wieczorem padł mi czytnik kart i dziś dyrdałam do Media (nienawidzę tego sklepu, ale nie ma nic innego w okolicy) po nowy. Śmiga jak złoto :)

Śniadanie: powtórka z rozrywki, czyli owsianka waniliowa, tym razem z cieciorką :) Przypominam, że przepis znajdziecie na moim blogu :)

Na drugim obrazku widać miód "Flotte Biene", czyli w luźnym przekładzie "Chyża pszczoła" :D Ech, ci Niemcy to jednak debile...

II śniadanie: duże jabłko, moje ukochane orzeszki z ciecierzycy i trochę żurawiny ^^

Obiad: kasza jaglana (i wygląda na to, że będę ją jadła przez następny tydzień, bo ugotowałam całe 100 g...) z meksykańskimi warzywami, surówka z marchewki, rzepy i ogórka z sosem koperkowo-ziołowym (dupy nie urywała) i 3 wczorajsze kotlety cieciorkowo-fasolowe z odrobiną sera, co by nie były suche :) Przepis na kotlety znajdziecie oczywiście tutaj :)

Podwieczorek: truskawkowa activia. Zdjęcia nie robiłam, bo byłam zbyt głodna ;)

Kolacja: zielony oczyszczający koktajl, tym razem w wersji z rzepą i marchewką. Ohydny :) To znaczy mnie już się te koktajle prze...piły :) Wolę swoje warzywka pod normalną postacią albo chociaż jogurt :) Z wierzchu posypałam je odrobiną nasion chia, które to nasiona zakupiłam dziś za horrendalną cenę i jak babcię kocham, jeśli nie okażą się takie cudowne, jak mi dziś obiecywali, to ten sklep będzie fruwał! Skonsumowany niestety przed kompem, bo robiłam zadanie domowe z fonetyki :)

Aktywność fizyczna: zakupy i bank... jakieś 2,500 kroków, znaczy się nic. Poza tym:
- domowy aerobik odc 5 tv Morąg
- domowy aerobik odc 6 tv Morąg
- domowy aerobik odc 10 tv Morąg
- domowy aerobik odc 1 tv Morąg

łącznie jakaś godzinka :) Później jeszcze boczki z Tiffany i czwarty dzień wyzwania abs. Słabiutko dzisiaj, ale jutro się odkuję.

Tymczasem lecę dalej czytać o fonetyce i robić referat na chorwacki :)

Trzymajcie się cieplutko i do jutra! :*

Ula

11 maja 2014 , Komentarze (48)

Dobry wieczór!

Dzisiejszy dzień zaliczam do zdecydowanie udanych – zarówno jedzeniowo jak i ćwiczeniowo ^^

Zaspałam co prawda, bo wstałam dopiero kilka min. przed 07:00, ale co tam ;) Zrobiłam sobie owsiankę, pogapiłam się co u Was, wypiłam przy tym dwie kawy z mlekiem – czekoladową (taka sobie) i waniliową (całkiem niezła), posprzątałam po śniadaniu... I zaczęłam ćwiczyć :D Dzisiaj dałam czadu, praktycznie 1 h aerobiku (oczywiście TV Morąg, cóż by innego?), połączyłam sobie 4 odcinki w jeden... Padałam po nim, ale czułam się fantastycznie.

Później był czas na II śniadanie, które w przeciwieństwie do wczorajszego było naprawdę udane :) Później trochę nauki, Skype z Braciszkiem, obiad – czysta improwizacja, ale zakochałam się w nim :D Fajne obiady ostatnio robię ;)

No właśnie, skoro już jesteśmy przy temacie... Lecimy z fotomenu!

Śniadanie: owsianka waniliowa z fasolą ;) Przepis taki sam jak na tę z ciecierzycą, tylko w roli głównej fasola. Różnica jest taka, że moim zdaniem fasolka jest mocniej wyczuwalna (ale fakt, że dodałam ponad 100g, a to nie jest mało). Mimo wszystko polanie gotowej owsianki miodem i posypanie wiórkami neutralizuje jej smak i naprawdę podnosi walory smakowe całości ;)

II śniadanie: jabłko, rozmrożony kawałek mojego fasolowo-czekoladowego zakalca i smoothie truskawkowo-winogronowe z suszoną żurawiną ^^

Obiad: no tu miałam pole do popisu. Pisałam Wam wczoraj, że zaopatrzyłam się w różnego rodzaju kasze. Dziś właśnie zastanawiałam się, co z nimi zrobić. Wymyśliłam, że zrobię jaglankę z sosem pomidorowym... ale chciałam coś jeszcze. Zaczęłam więc szukać fajnego przepisu na jakieś wege-pulpety, żeby zrobić coś a la wege "meatballs", ale nic fajnego nie znalazłam. Jak to ja, zaczęłam kombinować. Szczerze mówiąc w połowie eksperymentu zaczęłam trząść gaciami, bo przestraszyłam się konsystencji ciasta... Ale wyszło naprawdę pysznie i jak na pierwsze... kotlety, placki, nazwijcie to jak chcecie, muszę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona ^^ Poza tym 4 zjarane nachos, bo ten pieprzony piekarnik... a, nie będę się denerwować. Ale jedno muszę przyznać – takie przyfajczone były genialne ^^ 

Zrobiłam kilka normalnych i kilka mini-kotlecików, które wrzuciłam do sosu pomidorowego ^^

Danie może mało fotogeniczne, ale naprawdę mi smakowało :) Przepis wrzuciłam na bloga, w razie gdyby ktoś był zainteresowany ;)

Do tego zjadłam trochę orzeszków z cieciorki, bo doomynyka pisała kilka razy w swoim pamiętnik, że ma coś takiego w menu :) Pogapiłam się w necie, z czym to się je, trochę oczywiście zrobiłam na swoją modłę, musiałam piec dwa razy, bo ten cholerny piekarnik znowu szalał... ale w końcu wyszły pyszne :))

Kolacja: miała być truskawkowa activia i resztki warzyw, ale po namyśle stwierdziłam, że mój żołądek nie zniesie za dobrze połączenia activii z korniszonami i sałatką buraczkową... ;) Tak że activii w końcu nie zjadłam :) Jutro trzeba by zrobić jakieś małe zakupy, bo owoce też wywiało...

Kupiłam nowy czytnik i wstawiam zaległe zdjęcia :)

Aktywność fizyczna:
- domowy aerobik TV Morąg odc. 1
- domowy aerobik TV Morąg odc. 2
- domowy aerobik TV Morąg odc. 3
- domowy aerobik TV Morąg odc. 8
łącznie ok. 1h ^^

po obiedzie:
- Toned, Lean Arms Workout -- Rhomboids, Shoulders, Bicep, Tricep, and Chest Workout (zwiększyłam obciążenie i omdlewają mi ramiona :)), ok. 20 minut

po kolacji będą:
- brzuszki z Tiffany (już mi się trochę znudziło, bo w końcu ile można..?)
- 3. dzień wyzwania abs – wczoraj mnie słuchajcie tak mięśnie rypały po tym pierwszym dniu, że myślałam, że mi trzasną przy ćwiczeniu drugiego dnia :) Ciekawe, co to dzisiaj będzie... ;)

Co poza tym? Głosowałam wczoraj na naszych (pierwszy i ostatni raz w historii), a tu dupa – wygrało... to austriackie coś. Ja jeśli chodzi o Austriaków w ogóle byłabym ostrożna, już jeden dewiant w historii był, tylko trochę mniejszy i z wąsami zamiast brody... ;) Mimo wszystko gratuluję naszym, pierwszy raz nie musiałam się wstydzić :)

Nic to, lecę obejrzeć film o planie Marshalla (fascynujące...) na jutrzejsze zajęcia i jeszcze go przeanalizować. Dzięki Bogu, że kiedyś siedziałam trochę w przemyśle filmowym, bo bym kurna w ogóle nie wiedziała, o co chodzi – ustawienia kamery, zoomy, perspekrywy, total, półtotal, sekwencje, subsekwencje, edycja... Koszmar. Ale na szczęście mam jakie takie pojęcie, przynajmniej na tyle, żeby ten film przeanalizować. A studiuję germanistykę... :/

Trzymajcie się cieplutko. Jutro niestety poniedziałek... i ważenie. Boję się. Boję się, że stanęło w miejscu (zawsze się boję), ja pierniczę... Życzę Wam wszystkim spokojnego i dietetycznego tygodnia i jak najwięcej silnej woli :*

Ula

10 maja 2014 , Komentarze (28)

Dobry wieczór!

Dzisiejszy dzień, przynajmniej pod względem kulinarno-zdęciowym nie należał do szczególnie udanych. Śniadanie jak śniadanie, owsianka nie może być niedobra :) Ale później byłam na zakupach, wróciłam spóżniona, na szybko zaczęłam robić planowane od wczoraj placuszki. W tym momencie do kuchni wpadł E i zaczął ze mną prowadzić ożywioną dyskuję, mimo że delikatnie kazałam mu spier...ać, bo się skupić muszę. I oczywiście gdzieś się walnęłam, bo nie byłam skoncentrowana (zawsze tak jest, ale to zawsze!) i ciasto wyszło za rzadkie, tak że placuszki, o których marzyłam porozlewały się po całej patelni... Z reszty ciasta zrobiłam po prostu omleta, bo nic innego nie przyszło mi do głowy :/ Byłam wściekła, zjadłam, a właściwie pochłonęłam (byłam głodna jak pies) za dużo na to II śniadanie i w ogóle.

Później w końcu przejechałam się (rowerem) do Ruskich po ogórki i kasze. Ogórki kupiłam ruskie, bo polskie były tylko jedne, w ogromnym słoiku i nie bardzo wiem, co miałabym zrobić z taką ilością :) Kasze też kupiłam ruskie, bo polskich w ogóle nie było... Ale to nic, takiego zatrzęsienia kasz dawno nie widziałam ;) Kupiłam kaszę gryczaną, jaglaną i jakiś specjalny chyba rodzaj jaglanki (się okaże w praniu). Marzę jeszcze o pęczaku, ale było go mnóstwo i nie wiedziałam, który wybrać ;)

Wróciłam do domu, na szybko zrobiłam pyszny, ale niestety kompletnie niefotogeniczny obiad... Tak że ja Was bardzo przepraszam za wyjątkowo średnie zdjęcia, to chyba po prostu nie mój dzień.

Lecimy z fotomenu:

Śniadanie: owsianka czekoladowa z daktylami, przepis znajdziecie oczywiście tutaj :)

II śniadanie: omlet i 3 nieudane placki z dżemem malinowo-jakimśtam, sosem bananowo-truskawkowo-jogurtowym, żurawiną i goji. Strasznie tego dużo wyszło... Popłynęłam, nie ma co :/

Obiad: bardzo szybki i bardzo pyszny makaron pałnoziarnisty (50 g) z sosem jogurtowo-szpinakowym. Rewelacja jeśli chodzi o smak, ale KOMPLETNIE niefotogeniczne. Poza tym sos był tak pyszny, że dosłownie zalałam nim makaron zanim kapnęłam się, że muszę jeszcze zrobić zdjęcie :)) Sosu wyszło sporo i resztę po prostu zeżarłam bez niczego ;) Przepis na sosik wzięłam stąd, tyle że ja na końcu oczywiście go zblendowałam, poza tym nie użyłam śmietany a jogurtu greckiego z owczego sera - jest fantastyczny w smaku i ma tylko 6 g tłuszczu (w porównaniu do krowiego - 10 g). Zawsze teraz będę go kupować, bo smakuje jak ricotta :)

Kolacja: jak zwykle pyszny, kolorowy warzywny talerzyk :) Mniam!

Co poza tym? Wczoraj wieczorem zrobiłam boczki z Tiffany i ćwiczenia na łydki. 

Poza tym zaczęłam wczoraj 30-dniowe wyzwanie abs :) Ktoś się dołącza? ^^

Wczoraj wieczorem zamiast zrobić sobie cheat-day zrobiłam sobie chill-day :) Nareszcie poleżałam w wannie, wypilingowałam się, wymaseczkowałam i w ogóle ^^ Dziś kupiłam sobie Women's Health i przed snem zamierzam się trochę odmóżdżyć :) Niemiecka edycja polskiej do pięt nie dosięga, ale czasem mają fajne pomysły na ćwiczenia ;)

Ewentualnie zrobię sobie wieczór

Jeśli chodzi o dzisjejszą aktywność, no to zakupy, jazda rowerem (wg VTrackera spaliłam na nim prawie 400 kcal, co jest wierutną bzdurą, bo jechałam może 25 min... Poza tym nie bardzo... Wieczorem zrobię boczki z Tiff, 2 dzień wyzwania i mam nadzieję, że kopnę się w dupę, żeby zrobić coś jeszcze. W końcu w poniedziałek ważenie...

I na dziś to chyba wszystko. Jutro niedziela, cholera trzeba by się trochę pouczyć, a mnie się robi zimno na samą myśl... Nic to, trzeba przetrwać ten ostatni semestr.

Trzymajcie się cieplutko i do jutra! :*

10 maja 2014, Skomentuj
jazda na rowerze,2027,44,308,2747,0,1399724115
Dodaj komentarz

9 maja 2014 , Komentarze (62)

Dobry wieczór! :)

Dzisiejszy dzień był w miarę udany :) Nie bardzo się wyspałam, bo poszłam spać przed 24:00, a wstałam o 06:30, ale ogólnie było okay :) Zjadłam owsiankę, przyszłam się pogapić co u Was, wypiłam dwie kawy, połaziłam trochę po necie i poszłam zrobić II śniadanie... Miało być megapysznie, bo miałam fajny pomysł, a się okazuje, że tu dupa, bo nie ma w domu jajek... Ostatnie dwa zeżarłam wczoraj :/ Nic to, jutro po śniadaniu muszę lecieć do sklepu i nadrobić, bo nie przeżyję po prostu :) W końcu ad hoc wymyśliłam coś innego, ale wiecie jak to jest - człowiek ma na coś ochotę i dupa.

Poza tym trochę dzisiaj poćwiczyłam. Po II śniadaniu najpierw ponad godzinę prasowałam,a później zrobiłam:
- domowy aerobik TV Morąg odc. 05
- domowy aerobik TV Morąg odc. 06
- domowy aerobik TV Morąg odc. 08

To były głównie ćwiczenia na brzuch i nogi, nie powiem, dały mi trochę do wiwatu ;)

Po obiedzie były 20-minutowe ćwiczenia na ręce. Mimo wszystko posłuchałam Caramelcoffee i trochę zwiększyłam obciążenie na niektórych ćwiczeniach (do 1,5 l), przynajmniej na tych, na których dawałam radę w ogóle te butelki podnieść ;) Nie jest jednak tak źle z moimi mięśniami, po raz pierwszy patrzyłam na siebie w lustrze podczas wykonywania tych ćwiczeń i coś tam jednak jest ;)

Później zrobię jeszcze boczki z Tiffany :) Jakoś fajnie mi się ostatnio ćwiczy, a im dłużej macham odnóżami, tym bardziej mi się chce :))

Lecimy z fotomenu:

Śniadanie: owsianka truskawkowa z żurawiną i odrobiną czerwonej fasoli. Wyszła mi niesamowita ilość i chociaż była dość rzadka, naprawdę się najadłam :)

II śniadanie: niezupełnie to, co chciałam... ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma :) Polubiłam więc brzoskwinię i kiwi z jogurtem greckim i rodzynkami oraz małą kolorową sałatkę :)

Obiad: zapowiadany wczoraj eksperyment z kuchnią indyjską. Był przepyszny, naprawdę dawno nie jadłam czegoś tak pysznego! To pomidorowe curry z własnoręcznie zrobionym indyjskim serem panir - najbardziej orgazmiczny obiad ever :D Mogłabym co prawda rozłożyć tę ilość na dwa razy, ale było tak pyszne (chociaż wcale nie do końca dietetyczne), że w ogóle nie było szans ;) Do tego niecałe 50 g brązowego ryżu i wczorajsze falafele, o których na śmierć zapomniałam... Dopiero komentarz Grubaski.Anety mi o nich przypomniał i chociaż zdążyłam pożreć prawie całe curry, to poleciałam szybko odgrzać falafele w mikro :) Mniam!!! Przepis (bardzo szybki i prosty) znajdziecie na moim blogu :)

Kolacja: dla odmiany leciutka: kolorowy talerzyk po brzegi wypchany warzywami :)

Co poza tym? Obejrzałam dzisiaj kilka odcinków "Kości", który to serial uwielbiam (zawsze chciałam być patologiem sądowym, a w końcu poszłam na filologię ;)), a książki w ogóle są mega... Jako że z kąpieli wczoraj nic nie wyszło (pokazywałam E. teledysk Cleo i Donatana, mało mu język do dupy nie uciekł ;)), będę się dziś relaksować :) Czeka mnie kąpiel w melisce lub płynie jogurtowym, maseczka peelingująca, peeling z mango, a na koniec prysznic z żelu CD z lotionem i lulu ^^ 

Na koniec postanowiłam pokazać Wam w końcu swoją facjatę :) Stwierdziłam, że jestem tu na tyle długo i na tyle poważnie podchodzę do kwestii odchudzania, że nie chcę być dłużej tak całkiem anonimowa - w końcu wiele z Was wstawia tu swoje zdjęcia :)

Fotkę reszty wstawię, jak zejdę wreszcie do 79 kg - gdzieś mam zdjęcia z 89 kg (tylko muszę je znaleźć), więc idealnie nadadzą się na porównanie :)

Tymczasem idę trochę poczytać, później do wanny i oglądać jakieś głupoty, co by mi się znowu naśniło :)

Trzymajcie się cieplutko! :*

ula

8 maja 2014 , Komentarze (54)

Dobry wieczór! :)

Dziś snów nie będzie, bo nie pamiętam, co mi się śniło :) Noc jak zwykle z przerwami, budziłam się regularnie co 2 h i patrzyłam na zegarek ;)

Dzień minął raczej spokojnie, spotkałam się z dawno nie widzianą przyjaciółką, pogoda też była okay, tak że bez przeszkód udało mi się dziś zaliczyć dłuższy spacer łącznie z zakupami :) Kupiłam truskawki (jutro owsianka truskawkowa, bo się stęskniłam), jakieś wege-salami (które salami z wyglądu w ogóle nie przypomina, mam nadzieję, że w smaku też nie, bo chciałabym jedynie coś w miarę ostrego i dobrze doprawionego :)

Dobra, lecimy z fotomenu, bo spać mi się chce ;P

Śniadanie: owsianka czekoladowa z czerwoną fasolą, ale głupia cipa zapomniałam dodać banana i spieprzyłam... Nie mogłam jej dosłodzić :/ Na dniach spróbuję jeszcze raz i wtedy podam Wam dokładny przepis, ale ogólnie jest dość podobna do tej z ciecierzycą :)

II śniadanie: ostatnie ogromne jabłko i 2 maleńkie kanapeczki z pełnoziarnistego chleba orkiszowego z Philadelphią i ogórkiem.

Obiad: własnoręcznie zrobione pieczone falafele sztuk 4, dip z jogurtu greckiego, koperku i pieprzu czosnkowego i trochę warzyw. 

Falafele w smaku były bardzo dobre, ale suche jak jasna cholera. Następnym razem ustawię wyższą temperaturę i nie będę ich tak długo trzymała w piekarniku. Niestety mój piekarnik ma to do siebie, że ma mnie kompletnie w dupie i albo potrzebuje 5 h tam, gdzie w przepisie jest napisane 20 minut, albo fajczy wszystko w 5 min. Wk...urza mnie tylko. W każdym razie będę jeszcze kombinować z falafelami, może gdzieś znajdę pomysł, co zrobić, żeby były - za przeproszeniem - bardziej wilgotne :P Poza tym nie doczytałam, że przed pieczeniem trzeba je posmarować olejem - popękały jak wielbłądzie bobki na pustyni i późniejsze smarowanie olejem nic nie dało ;) W końcu pomogłam im trochę na suchej patelni, co by się chociaż trochę zarumieniły... Ale jak mówię, w smaku były niezłe :)

Podwieczorek: mało atrakcyjna wizualnie sałatka z pomidorków, papryki, cieciorki, rzodkiewki i ogórka kiszonego z niezdrowym czosnkowym sosem ;)

Kolacja: 2 jaja na (prawie) twardo (gotowałam dziwki ponad 15 minut, a i tak nie do końca były takie, jakie chciałam), jedna młoda cebulka ze szczypiorkiem, szklanka mleka owsianego. Szczypiorek położyłam na jajach... Ekhm... obsypałam nim jaja... Jeszcze gorzej... Część pokroiłam, a resztę pochłonęłam "na sucho" ;)

Aktywność fizyczna:
- ponad 10.000 kroków i 750 spalonych kcal,
- domowy aerobik TV Morąg,
- ręce i brzuch z Mel B. 

Wczoraj nie ćwiczyłam, przed wczoraj tylko ręce i łydki, więc mogę powiedzieć, że wracam powoli do ćwiczeń ;) Dziś będzie jeszcze Tiffany z boczkami, a poza tym to zobaczę.

Jeśli wszystko dobrze pójdzie, jutro wstawię kolejny przepis na bloga - tym razem na wegetariańskie danie indyjskie, które uwielbiam, ale jeszcze nigdy sama nie robiłam :)) Trzymajcie kciuki, bo to będzie czysta improwizacja. Przepisem nie dysponuję, będę starała się odtworzyć smak dania z indyjskiego lokalu w Heidelbergu (w którym od kiedy znalazłam włos w jedzeniu już nie jadam, ale sentyment pozostał ;)).

Na koniec mam dla Was naprawdę śliczną piosenkę - ze ślicznymi dziewczynami (przynajmniej 3 pierwsze, reszta to kwestia gustu... Zresztą wszystko to kwestia gustu, ale figury mają jak marzenie ;)). Facet, który to śpiewa jest wręcz nieprzyzwoicie brzydki, ale ma bardzo przyjemny głos, a ta piosenka jest moim zdaniem najpiękniejszą w ich karierze.

Teraz idę nadrobić zaległości w Waszych pamiętnikach, potem pomęczę boczki... i hop do wanny ^^

Trzymajcie się cieplutko i do jutra! :*

Ula

8 maja 2014, Skomentuj
krokomierz,10726,107,750,15307,5363,1399571528
Dodaj komentarz

7 maja 2014 , Komentarze (45)

Wiecie, co mi się dzisiaj śniło? Że toczyłam zażartą dyskusję z siedzącą za kierownicą naszego samochodu jałówką, która chciała tym samochodem odjechać, a ja zdecydowanie nie chciałam się na to zgodzić. Tyle w temacie snów.

Nie piję, nie palę, nie jaram, nie ładuję w kanał. Może trzeba zacząć, może wtedy będę miała normalne sny..? 

Oczywiście dziś też obudziłam się w przeświadczeniu, że natychmiast muszę wstawać, ale na szczęście wpadłam na to, żeby spojrzeć na zegarek... Była 03:26 :/ I tak do rana co kilka godzin...

Poza tym doszłam do instytutu kompletnie mokra, bo to, co było mżawką, kiedy wychodziłam z dworca mniej-więcej w połowie drogi przerodziło się w ulewę. Elegancko połamało mi parasol, zmoczyło portfel, chciało zatopić tablet (na szczęście był w etui). Ot, typowy początek dnia.

Lecimy z fotomenu:

Śniadanie: zapowiedziana wczoraj owsianka czekoladowa z czerwoną fasolą. Fajna, kremowa i w ogóle, jutro postaram się zapisać składniki i wrzucić na bloga ;)

II śniadanie: ogromne jabłko i kilka winogron (w lunchboxie):

Obiad: kanapka z białkowego chleba z pomidorem, ogórkiem, roszponką i serem bonbel, do tego trochę warzyw :)

Podwieczorek: sałatka z pomidorów, cieciorki, fasoli, papryki i rzodkiewki z lekko zmodyfikowanym sosem earned-not-given :)

Kolacja: truskawkowa activia i truskawkowy jogurcik 49 kcal/100 g ;) Do tego ostanie jagody goji i żurawinka :))

Ćwiczeń dzisiaj niet, bo jestem wykończona. Wczoraj zrobiłam 20 minut ręce i też padłam :( Tyle tylko, że połaziłam trochę.

Co do apelu: od kilku dni dostaję od Was masę zaproszeń do znajomych. Bardzo Wam dziękuję za ogromne zainteresowanie, dodawanie pamiętnika do ulubionych i w ogóle - super sprawa :) Ale... Część zaproszeń przyjmuję, część nie. Zaproszenia od osób nieprowadzących własnego pamiętnika, prowadzących pamiętnik dostępny tylko dla nich, będących na diecie poniżej 1000 kcal (!), kolekcjonerów (z tysiącami znajomych) oraz osób, których styl prowadzenia pamiętnika zwyczajnie mi nie odpowiada (Wasze święte prawo prowadzić pamiętnik jak chcecie, moje prawo, że mi się może nie podobać) po prostu kasuję. Nie wysyłajcie mi proszę pięciu zaproszeń dziennie - do mnie te wiadomości dochodzą i skoro nie przyjęłam zaproszenia, to tak już jest. Selekcjonuję znajomych, bo nie jestem typem zbieracza. Staram się wpierać Was tak jak mogę i szczerze mówiąc liczę na wsparcie z Waszej strony. 

Wiem, że temat jest już nudny, ale jeśli trzeba, będę go powtarzać do usranej śmierci :)

Na koniec jeszcze co pozytywnego - tęcza, która pojawiła się wieczorem za moim oknem :) Mam nadzieję, że jutro będzie lepszy dzień ;)

Teraz lecę robić falafele na jutro, bo szykuje się kolejny dłuższy dzień na uczelni, a muszę coś jeść ;)

Trzymajcie się cieplutko i do jutra! :*

Ula

7 maja 2014, Skomentuj
krokomierz,8500,85,595,7641,4250,1399474022
Dodaj komentarz

6 maja 2014, Skomentuj
krokomierz,9861,98,690,14307,4931,1399410328
Dodaj komentarz

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.