Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Gruby brzuch i uda, cellulit, tłusty tyłek i drugi podbródek - tak siebie widzę. To musi się zmienić. Chudnę, by poczuć się dobrze ze sobą :)

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4179
Komentarzy: 64
Założony: 1 maja 2014
Ostatni wpis: 10 maja 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kheil

kobieta, 34 lat, Wrocław

170 cm, 70.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 maja 2014 , Komentarze (2)

Wczorajsze menu:

Śniadanie: musli + mleko ryżowo-sojowe

Obiad: makaron szpinakowy z pomidorami, kiełbasą, rukolą i bazylią

Podwieczorek: 3x lód świderek (chyba się uzależniam)

Kolacja: kilka gałązek winogron

Ćwiczeń brak, bo brak czasu. Chyba nigdy nie zacznę porządnie tego 30 day shred :/


Dzisiaj na razie biednie, bo jestem na samym śniadaniu. Dodatkowo pierwszy dzień okresu, więc czuję się jak balon, nabieram wody, więc nawet nie wchodzę na wagę. Nie wiem czy będę dzisiaj w stanie ćwiczyć (chory)

Zdaje się, że muszę sobie dzień wcześniej przygotowywać plan posiłków na kolejny dzień, żeby tak jak dzisiaj nie stać przed lodówką i nie zastanawiać się - co zjeść? Po czym nie wpadając na żaden pomysł, odkładać zastanawianie się na później - tym sposobem odwlekam posiłek i chodzę głodna :/

Dieta z jadłospisem ma ten plus, że zawsze wiesz, co masz zjeść.

8 maja 2014 , Komentarze (11)

Po wczorajszych przemyśleniach postanowiłam zakończyć dietę kopenhaską. Powód był jeden - miałam dosyć monotonnych posiłków.

Podsumowując 5dni diety - fizycznie ani psychicznie nie dolegało mi kompletnie nic. Uczucie głodu nie było prawie w ogóle uciążliwe. Jedyne co mi przeszkadzało to jednostajność smaków - być może gdybym miała więcej kulinarnej fantazji i przygotowywała te same posiłki na różne sposoby - może bym to jakoś przełknęła. Pole do popisu jednak było zbyt małe ;) Całkiem możliwe, że kiedyś do niej wrócę.

Przez 5 dni na diecie kopenhaskiej zgubiłam ok 5kg.

Diety ani nie odradzam, ani nie polecam. Wszyscy macie swój rozum - poczytajcie o niej tak wiele, jak możecie i zdecydujcie, czy chcecie jej spróbować :)

Trzymam kciuki za wszystkich, którzy wciąż są na kopenhaskiej - życzę wam powodzenia! 8)



Z dniem dzisiejszym przeszłam na dietę MŻ + dużo ćwiczyć. Docelowo mam zamiar spróbować diety South Beach jednak muszę się do niej nieco przygotować. Zastanawiam się też nad Smacznie Dopasowaną z Vitalii.

Śniadanie: 3 kromki pumperniklu z serkiem chrzanowym + kawa

Lunch: kawa

Obiad: jabłko + mleko sojowe (brak czasu na coś lepszego)

Kolacja: jajko x2  z pomidorami + 2 kromki pumperniklu z serkiem

Ćwiczenia: 30 day shred (planuję zrobić dziś jeszcze raz :D)

Waga na razie stoi w miejscu, ale ma to zapewne związek z nadchodzącym okresem (pot)



Mała aktualizacja

Dla informacji osób, które piszą, że zjadłam dziś zdecydowanie za mało kalorii. 

Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.

Jednakże po 5 dniach przyjmowania ok 600kcal nie jestem w stanie następnego nagle wcisnąć w siebie dwa razy tyle. Nawet gdybym mogła - nie chciałabym. Mam nadzieję, że żołądek zdążył mi się choć trochę skurczyć i nie chcę go rozepchać w 2 dni ;) 

Stopniowo, z dnia na dzień, będę zwiększać kaloryczność posiłków - nie mam najmniejszego zamiaru głodować (cwaniak)

7 maja 2014 , Komentarze (5)

Wpis będzie aktualizowany

Na śniadanie zjadłam dzisiaj przetartą marchewkę z sokiem z cytryny + koperek + natka pietruszki. Dzisiaj dzień bez kawy, co trochę boli, zwłaszcza, że za oknem mokro i ponuro. Wkrótce czas na resztę posiłków, które w porównaniu z poprzednimi dniami będą super obfite - obiad to 300g ryby, którą usmażę bez tłuszczu, jakoś nie przemawia do mnie wizja gotowanej. Kolacja jeszcze lepiej - pierś z kurczaka + sałata + brokuły. Zdaje się, że jedno z warzywek przerzucę sobie na obiad.

Czuję się dobrze i dzisiaj po obiedzie zabieram się za kolejną serię ćwiczeń 30 day shred.

Waga na razie nie zmieniła się od wczoraj.

Aktualizacja

Zaczyna mi przeszkadzać w tej diecie jedna, konkretna sprawa. Nie jest to o dziwo uczucie głodu, osłabienie itd. - przeszkadza mi brak różnorodności w smakach. Czasem mam ochotę zjeść coś tylko dlatego, że mam ochotę na inny smak niż szpinak, sałata, kurczak, marchew.

Jestem już na półmetku, co sprawia, że nie chce zaprzepaścić tylu dni. Z drugiej jednak strony zaczynam widzieć swoje własne minusy w tej diecie.

Nie tracę w żadnym wypadku motywacji, ale zaczynam się zastanawiać nad sensem tej konkretnej diety. Doskonale wiem, że przejście na MŻ albo na planowaną South Beach nie byłoby złym pomysłem, ale męczy mnie to, że przerwę przed końcem ;) To wymaga głębszych przemyśleń (mysli)

Co do posiłków - obiad zniknął we mnie i nie poczułam żadnej różnicy w odczuciu głodu. Jakbym w ogóle go nie jadła. Ryba + sałata, ale ryba wyszła mi totalnie bez smaku, także zadowolona nie byłam.

Na kolację pierś z kurczaka + pół szklanki szpinaku. Szału nie ma, ale czuję się najedzona.

Nie miałam do tej pory czasu poćwiczyć, więc albo się zbiorę późnym wieczorem, albo jutro muszę zacząć od nowa.

6 maja 2014 , Komentarze (4)

Wpis będzie aktualizowany

Jestem po śniadaniowej kawie z cukrem (+ cynamon).

Waga dzisiaj pokazała... 69,5 ! Nie wiem czy to wciąż woda, czy już tkanka tłuszczowa, ale liczba cieszy. Zwłaszcza, że to dopiero 4 dzień (mała dygresja - mogę przysiąc, że wczoraj, gdy leżałam już w łóżku coś mi bulgotało w brzuchu i szczypało na tyłku - to pewnie tłuszcz się spalał ]:> ). Chyba powinnam się znów zmierzyć.

Czuję się całkiem dobrze. Chyba przyzwyczajam się do towarzyszącego mi często lekkiego uczucia głodu. Na razie nie czuję się osłabiona, nie mam żadnych mroczków, z włosami ok, ze skórą ok. 

Powinnam chyba dodać, że do tej pory (i prawdopodobnie przez resztę diety) mam dni prawie całkowicie wolne od wysiłku fizycznego. Tzn. przez większość czasu jestem w stanie siedzieć w domu. Przed rozpoczęciem diety kopenhaskiej takie zaplanowanie czasu na jak najwięcej wolnego jest wręcz zalecane - możliwe, że między innymi dlatego nie czuję się osłabiona - potrzebuję aktualnie dużo mniej energii do funkcjonowania niż normalnie, w aktywne dni.

Dzisiaj jest zdaje się najgorszy pod względem jedzenia dzień. Śniadanie standard, ale obiad to tylko jajko, twaróg i marchew. 

Będzie ciężko, ale teraz na pewno tego nie zaprzepaszczę, nie ma mowy. Szczerze - już nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła ćwiczyć.

To są ostatnie miesiące, w których jestem gruba.

Aktualizacja

Pomiary się wiele nie zmieniły - jeśli już to spadłam z bioder + tyłka (zawsze to coś). Ale nie od razu Rzym zbudowano, a ja na razie jestem po 3 pełnych dniach diety + zero ćwiczeń, więc lepiej być nie mogło.

Podczas przeglądania się w lustrze zauważyłam jedną znaczącą zmianę w wyglądzie - mam dość mocno podkrążone oczy - nie wiem jednak czy to ma związek z dietą.

Aktualizacja

I już po obiedzie - o dziwo był sycący. Sałatka z twarogu, jajka na twardo+ marchewka gotowana na parze, do tego sporo pieprzu, natki pietruszki i koperku - całkiem dobre! Co prawda wzięłam trochę więcej twarogu, niż w jadłospisie, ale mam nadzieję, że nie będzie miało to większego znaczenia - szczerze mówiąc spokojnie wystarczyłaby mi ilość z jadłospisu.

Całkiem możliwe, że wezmę się dziś za ćwiczenia - czuję się dobrze, więc nie widzę przeszkód.

Aktualizacja

Ćwiczyłam! Zaczęłam zestaw ćwiczeń 30 day shred. Mam nadzieję, że dam radę to kontynuować, mimo, że wg. prognoz w kolejnym tygodniu diety będę zbyt słaba. ALE wg. prognoz dzisiaj powinnam zdychać z głodu, mdleć, nie mieć nawet dość siły by wstać z łóżka, włosy powinny mi lecieć garściami i nie wiadomo co jeszcze, a tymczasem czuję się dobrze, a po ćwiczeniach nic się w tym względzie nie zmieniło :D Oprócz kilku chwil większego głodu i lekkiego uczucia osłabienia (którego wcale nie jestem pewna, czy naprawdę istnieje, czy to tylko siła sugestii, że przecież powinnam się czuć słabiej) do tej pory nic mi nie jest. 

Oczywiście nie rekomenduje nikomu ćwiczyć podczas tej diety - ja ćwiczyłam tylko dlatego, że czułam się na siłach.

Zaraz czas na kolację: kompot z owoców, który zastąpię po prostu jakimś owocem + 2/3 szklanki jogurtu naturalnego.

W ogóle zauważyłam pozytywną rzecz - w momentach głodu przestaję mieć ochotę  na podjedzenie czegoś słodkiego/niezbyt zdrowego. Na blacie w kuchni stoi sobie pyszna babka, a ja, mimo chwili głodu wcale nie myślałam o tym, że chcę ją zeżreć, pochłonąć, "och, jak marzę o tej babce" - jak myślałam jeszcze do wczoraj. Pomyślałam o niej raczej w kategoriach pokarmu, który służyłby po prostu do zniwelowania tego uciążliwego ssania, ale tak samo zadowoliła mnie dietetyczna kolacja.

I kolejny dzień minie niemalże na luzie.

5 maja 2014 , Komentarze (4)

Wpis będzie aktualizowany

Dzisiaj na śniadanie kawa z cukrem + kromka chleba. Akurat miałam pod ręką pumpernikiel, więc wybrałam to zamiast białego pieczywa. Szczerze - nie jestem pewna co ma więcej kcal, jednak pumpernikiel jest na pewno duuużo zdrowszy.

Obiad dzisiaj będzie biedny - trochę gotowanego szpinaku (może zastąpię brokułem) + owoc + pomidor. Kolacja nie zapowiada się dużo lepiej.

Dodatkowo mam dzisiaj trochę biegania po mieście, także jestem przygotowana na to, że dzisiaj głód będzie mi bardziej doskwierał i ciężej będzie przetrwać ten dzień. 

Dzisiaj waga pokazała 72kg. Zastanawiam się, czy nie zacząć trochę ćwiczyć, póki jeszcze czuję się całkiem dobrze.

Aktualizacja

Dopiero gotuje mi się obiad. Troszkę brokułów na parze, troszkę pomidora i do tego jakiś owoc, pewnie jabłko. 

Dzisiejszy dzień jest na razie dosyć ciężki. Miałam dość silne załamanie, dlatego, że byłam zmuszona odwiedzić dwa markety i dosłownie WSZYSTKO mi się podobało. Do tego zapachy na ulicach, przy każdym przejściu obok jakiejś knajpki wręcz mnie skręcało. No i ten obiad tak późno nie pomógł - ciężko mi powiedzieć, czy dzisiejsze chwile zwątpienia były stricte przez dietę czy przez długą przerwę między posiłkami.

Tak czy owak dużo mi nie brakowało żeby zamiast zapasu sałaty kupić sobie takie same klopsy, jakie wziął mój chłopak ;( 

Mała rada - mi w tym momencie pomogło wypicie pół małej butelki wody - pomogło na tyle, żeby się powstrzymać, dojechać do domu (omijając zjazd do McDonalda ]:>) i wziąć się za obiad. 

Daję radę.

Obym się zapchała tym obiadem.

Aktualizacja

Nie spodziewałam się, że połączenie jabłka z pomidorem + koperek i natka pietruszki jest takie dobre. Do tego trochę brokułów przyprawione czym tylko miałam pod ręką + wielka szklanka wody do popijania.

Brakuje mi do tego wszystkiego tylko bułki tartej z masełkiem/sosu serowego do brokułów i panierowanego kotleta z piersi kurczaka (szloch)

Aktualizacja

Obiadem się "zapchałam". Zapchałam to dobre słowo, bo nie było to uczucie błogiego najedzenia dobrym posiłkiem, a po prostu zapełnienie żołądka. Resztkę brokułu już ledwo dojadałam - niezbyt smakował taki bez niczego. No, ale czułam się zapchana aż do kolacji, którą niestety zjadłam troszkę zbyt późno. 

Kolacja składała się z "sałatki" z sałaty (oliwa+sok z cytryny) + szynki z przyprawami, do tego podjadałam 2 gotowane jajka. Czuję się najedzona. 

Z nadprogramowych dodatków wypiłam 2 dodatkowe kubki czarnej kawy bez cukru.

Jutrzejszy dzień będzie chyba najbardziej rygorystyczny, ale podsumowując dotychczasowe dni, w których niemalże całkowicie trzymałam się jadłospisu - nie jest tak źle, jak myślałam, że będzie.

Co do osłabienia - były chwilę, w których czułam, że czuję się słabsza, ale tak jak pisałam - nie wiem czy to przez dietę, czy przez zbyt dużą przerwę między posiłkami. Innych skutków ubocznych diety na razie nie zauważyłam.

Daję radę.

4 maja 2014 , Komentarze (6)

Wpis będzie aktualizowany

Przede wszystkim dziękuję za wszystkie motywujące wiadomości pod ostatnimi wpisami :) Założenie dietowego pamiętnika to był dobry pomysł. Niby takie nic, ale każde parę zdań, które mogę napisać ze świadomością, że piszę całkowitą prawdę - (np, że się nie obżerałam ^^) bardzo motywuje. Wasze wpisy dodatkowo pomagają :) Dziękuję!

Jestem w trakcie "śniadania" - dzisiaj ponownie kawa z cukrem. Chciałam wymienić cukier na miód, który nie dość, że ma mniej kcal (nie, żeby to przy tej diecie było potrzebne, ale jednak) to dodatkowo zawiera witaminy, minerały i białko. Niestety, nie mam w lodówce - muszę dokupić.

Sytość po wczorajszej kolacji czułam wiele godzin. Lekki głód złapał mnie tuż przed spaniem, ale to pewnie dlatego, że kładłam się ok. 2:00.

Cieszy mnie dzisiejszy obiad - ponownie kurczak + sałatka z sałaty, a dodatkowo owoc, który planuję sobie przełożyć na kolację (co by nie było za obficie :D).

Dzisiaj trochę zjadła mnie ciekawość i się zważyłam. Wagę mam jeszcze starą, nieelektroniczną, więc dokładne ważenie co do grama nie wyjdzie (może to i lepiej? ;)). Waga pokazała 73kg, także spadło 2kg (wody ale ćśś :D)

Zaczynam się trochę obawiać tego, że mogą mi zacząć wypadać włosy, czym wiele osób straszy. Niby jem suplementy witaminowe, ale wątpię, żeby to wystarczyło. Z wypadaniem włosów walczę już wiele lat i naprawdę nie chcę, żeby problem się nasilił. Przy diecie kopenhaskiej można pić dodatkowe kubki kawy i zielonej herbaty - zastanawiam się, czy mogę wymienić zieloną herbatę na wywar ze skrzypu i pokrzywy, który piję właśnie na wypadanie. Ma ktoś jakieś rady?

A teraz... byle do obiadu.

Aktualizacja

Zrobiłam sobie chwilę temu zdjęcia i zmierzyłam swoje wymiary. Wyniki i ten widok z różnych stron mnie wręcz załamał. 

Jak mogłam doprowadzić się do takiego stanu?

Prawie odechciało mi się jeść obiadu, no ale nie będę się wygłupiać. 

Naprawdę, polecam zrobić sobie zdjęcia w bieliźnie, z każdej strony i mieć je pod ręką kiedykolwiek najdzie nas ochota na obżarstwo. Dają mega kopa do motywacji.

Aktualizacja

Jak przewidywałam - obiadem czuję się najedzona do tej pory. Nawet nie zjadłam dozwolonego owocu, przełożyłam go sobie na "podwieczorek" i tak oto dopiero teraz chrupię jabłko - nie z głodu, a po prostu jako przekąskę.

Jak na razie nie czułam się ani razu porządnie głodna. Nawet jeśli czułam lekkie ssanie - szklanka wody skutecznie je zagłuszała.

Na kolację szykuje mi się 5 chudych plastrów szynki + 2/3 jogurtu naturalnego, także również nie będzie źle.

Jutrzejszego dnia jestem dość ciekawa, dlatego, że jedynym mięsnym posiłkiem będzie kolacja, jednak będzie to tylko szynka. Jutro może być trudniej. Zobaczymy.

3 maja 2014 , Komentarze (9)

  • móc przejrzeć się w lustrze bez obrzydzenia. Aktualnie mój brzuch, gdy usiądę, wygląda jak druga twarz z oczami zamiast cycków. Obleśne. Gdy stoję, wcale nie jest lepiej - wyglądam jakbym była w pierwszych miesiącach ciąży. 
  • w wakacje móc w końcu wyjść na plażę bez wstydu. Od kilkunastu lat nie miałam na sobie dwuczęściowego stroju. Pobyt na plaży jest średnią przyjemnością, bo gdy tylko muszę wstać z koca - źle się czuję.
  • dobrze wyglądać w ubraniach - już nawet nie mówię o tym, że większość ubrań, które mam w szafie nie dopina się na mnie. Rzeczy, które jeszcze 2-3 lata temu ubierałam i niektóre z nich miały nawet luz - dzisiaj nie mogę włożyć. Nie mówiąc już o tym, że już te 2-3 lata temu to nie były wcale małe rozmiary. Poza tym dzisiaj cokolwiek nie włożę - wyglądam po prostu źle. Widać odstającą oponkę, przy siadaniu widać każdą fałdę na brzuchu. W sukienki i spódnicę mogę ubrać się tylko wtedy, gdy pod spód założę rajstopy, inaczej po kilku krokach obcieranie się ud o siebie staje się nieznośne, nie mówiąc już o odparzeniach skóry. Nie lubię wychodzić z domu, bo wyglądam po prostu źle we wszystkim, co nie jest obwisłymi "dresami po domu".
  • zmienić rysy twarzy - mam serdecznie dosyć drugiego podbródka. Chcę zobaczyć w końcu swoją linię żuchwy! Chcę zobaczyć, że mam kości policzkowe. Chcę zobaczyć jakiekolwiek kości na twarzy, bo teraz mam wrażenie, że moja twarz jest po prostu jednym wielkim klopsem.
  • poczuć się atrakcyjna - to się wiąże oczywiście z wszystkim powyżej. Warto nadmienić, że brak poczucia atrakcyjności odbija się również na relacjach z chłopakiem. Jesteśmy razem 8 lat i nigdy nie miałam dość odwagi, żeby mu się pokazać bardziej
  • odzyskać kondycję - wejście na 3 piętro sprawia mi trudność. Jestem zdyszana i zaczynam się pocić. Serce bije jak głupie. W sumie każde wejście pod trochę wyższą górkę wygląda podobnie. Nie ma mowy o żadnych większych aktywnościach fizycznych, wycieczkach, bo po prostu po krótkim czasie przestają mi sprawiać przyjemność.
  • zacząć korzystać z życia - wiele rzeczy nie robię, do wielu miejsc nie chodzę/jeżdżę, bo uważam, że nie warto. Nie czuję się dobrze, ze sobą i tym samym nie chce mi się robić nic, przede wszystkim dla siebie. Wiele rzeczy odkładam na "dopiero gdy schudnę". 

Podsumowując, motywację wydaje mi się, że mam dość silną. Dodatkowo powinam chyba zrobić sobie zdjęcie i ustawić na tapetę na pulpicie. Myślę, że częsty widok mojego spaślakowego brzuchola da mi niezłego kopa w razie chwili zawahania czy wątpliwości ;)

O dziwo dopiero podczas pisania powyższych punktów zdałam sobie sprawę jak mocno te negatywne emocje we mnie siedzą, jak bardzo mi przeszkadzają. Przez tyle lat nie zwracałam na to większej uwagi, uważałam, że tak po prostu mam. 

Czas najwyższy zmienić swoje życie.

3 maja 2014 , Komentarze (17)

Wpis będzie aktualizowany

Jestem dopiero po "śniadaniu" - kawa z łyżeczką cukru. Normalnie nie piję kawy z cukrem, więc średnio mi to smakuje. Zastanawiam się, czy mogę wymienić cukier na miód - muszę znaleźć jakieś info :)

Zaraz biorę się za obiad - 2 jajka na twardo, szklanka szpinaku/brokułów i pomidor. Niezła odmiana od wczorajszych ziemniaczków, kotleta mielonego i surówki z czerwonej kapusty (slina)

Dobrze, że na kolację mogę zjeść kawałek mięska - mam nadzieję, że powstrzyma to wieczorne ssanie w brzuchu, które często miewam, jak nie zjem czegoś przed spaniem - kolejny zły nawyk, ale karmiony wiele lat :/

Aktualizacja

Obiad zjedzony. Szczerze mówiąc tuż przed jedzeniem poczułam, że jestem już naprawdę mocno głodna i zaczyna mnie mdlić. Akurat to, że mnie mdli, gdy czegoś dłużej nie zjem mam już od dawna, to nie pomaga :/ Najwyraźniej organizm przyzwyczaił się do sporej ilości jedzenia w krótkich odstępach czasu...

Tak czy owak - ugotowałam na parze szpinak, wymieszałam z pomidorem, doprawiłam suszonymi ziołami, do tego dwa jajka. Co kilka kęsów popijałam wodą.

Nie powiem, żebym czuła się najedzona. Z żalem patrzyłam na coraz to mniejszą ilość na talerzu, nie czując wcale nasycenia.

Cóż, przynajmniej kolacja zapowiada się bardziej pożywnie.

Aktualizacja

Kolacja była dużo bardziej obfita niż się spodziewałam. 200g befsztyku wołowego zastąpiłam ok 250g piersi z kurczaka. Kurczaka dobrze doprawiłam, przyprawy w końcu zabijają apetyt, do tego zjadłam sałatkę z sałaty z oliwą i sokiem z cytryny. 

Jadłam odkrawając małe kawałki i dokładnie, powoli przeżuwając. Co kilka kęsów popijałam wodą, co też pomaga szybciej poczuć się najedzonym. O dziwo już w połowie piersi poczułam, że się najadłam :? 

I to już koniec jedzenia na dzisiaj. Zwykle przede mną byłby jeszcze przynajmniej jeden posiłek + podjadanie różnych smakołyków w międzyczasie. Mam nadzieję, że nie poczuję głodu przed spaniem.

Jedyna dodatkowa rzecz, na jaką sobie dzisiaj pozwoliłam to kolejny kubek kawy bez cukru/mleka.

Co więcej - piję dużo wody, czasem dodaję do niej trochę soku z cytryny i, jak większość zaleca, wzięłam dzisiaj witaminowe suplementy, które zamierzam brać przez cały okres diety.

Zobaczymy co przyniesie jutro :)

2 maja 2014 , Komentarze (6)

Dzisiaj postanowiłam ograniczyć nieco ilość jedzenia, żeby przygotować organizm do znacznego spadku przyjmowanych kalorii, który go czeka.

Najbardziej obawiam się jutrzejszych mdłości - czasem jak nie zjem czegoś długo to tak mam i jest to nieznośne :/ 

Ale jak pisałam - nic na siłę.

Dzisiaj się dokładnie zmierzę, po raz ostatni zważę - kolejne ważenie w połowie diety.

Po Kopenhaskiej myślę przejść na dietę South Beach, która wydaje się być zdrowa i zbilansowana. Ćwiczenia już postanowione - 30 day shred z Jillian Michaels :)

1 maja 2014 , Skomentuj

3 maj 2014 - 15 maj 2014

3 maja zaczynam Kopenhaską, w pełni świadoma wad i zalet.

Przede wszystkim mam postanowienie - jeśli poczuję, że cokolwiek źle się dzieje przerywam dietę i żrę :D
A tak na poważnie - Kopenhaska ma mi dać "kopa" do zajęcia się w końcu moją rosnącą tuszą. Przy 170cm ważę 75kg i czuję się jak ostatni spaślak.
Jeśli wytrzymam te 13 dni, przechodzę na zbilansowaną, zdrową dietę i biorę się za ćwiczenia. Jeśli nie wytrzymam - też się biorę, ale mam jednak nadzieję, że się nie poddam. To tylko 13 dni!

Zobaczymy co to będzie (mysli)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.