Dobra, trochę mi się plany pomieszały co do diety xD Tak na prawdę nie miałam szans się tego trzymać, zwłaszcza jeżeli chodzi o jedzenie podczas dnia, bo rano były śniadania tam gdzie jedliśmy, a później jechaliśmy i trzeba było sobie samemu coś kupić. Ale wiecie co? Nie mam wyrzutów sumienia. Bawiłam się jak nigdy, zwłaszcza nocą
Było po prostu przecudownie i chciałabym zostać tam jeszcze kilka dni, ale żeby był tam mój miś
A nauczycielki? Totalnie inne niż w szkole i bardzo dobrze
Nawet kierowca autobusu był zajebisty, dostał oklaski, śpiewaliśmy mu, on z nami przez mikrofon, aż się chciało wczoraj tylko jechać i jechać, a nie wracać do domu ![:D :D]()
1 dzień Kraków. Nawet nie mam zdjęć. no chyba ze 30*C było w cieniu może więcej, prawie zemdlałam przez tą pogodę. Chodziliśmy 4 godziny po Wawelu w słońcu. Przez to w nocy do nas karetka przyjechała, bo dużo osób słabo się czuło, 1 dostała kroplówkę.
2 dnia wjechałam kolejką linową na Kasprowy Wierch. Czemu nie weszłam? 5 godzin włażenia pod górę, nie na moją kondycję, padłabym po drodze. Dużo osób nie poszło i nawet po drodze niektórzy musieli wracać na dół, bo by nie dali rady wejść dalej.
Jakie widoki na górze?
![]()
Nie, to nie niebo. To po prostu chmura. Ale jak trochę przewiało to były jakieś tam widoczki.
![]()
![]()
Jak widać leżało troszkę śniegu, ale to w niczym nie przeszkadzało, żeby sobie leżeć na leżakach w krótkich spodenkach ![:D :D]()
![]()
Ale i tak nasza grupa chodziła tam na szczycie gdzie się dało.
Zjechaliśmy, jeszcze przeszliśmy z jakieś 2 km do autobusu i od razu pojechaliśmy do siebie na obiadokolację.
3 dzień i ostatni pojechaliśmy na Gubałówkę. Nikt nie byłby w stanie wejść o własnych siłach, więc nauczycielki stwierdziły, że po prostu wjedziemy sobie. No to wjechaliśmy, przeszliśmy się trochę ok 1 km może trochę więcej i zjechaliśmy.
![]()
![]()
Potem 2 godziny na chodzenie po stoiskach, kupiłam kilka prezentów i wróciłam do autobusu. Boże... mimo że się nie wspinałam tak po górach to i tak coś sobie zrobiłam. Chyba lekko nadciągnęłam coś w łydce. Nie mogę normalnie chodzić, wszystko mnie boli. Jeszcze tak się spiekłam... i to tego ostatniego dnia! Ledwo zasnęłam przez ten ból wczoraj, ale misiu mnie jakoś przytulił i dałam radę. Gorzej było wstać... tak cudownie mieć pobudkę przez wiertarkę
... Ale mniejsza.
Co do wagi... nic mi nie przybyło, a szczerze troszkę ubyło. jak przed wyjazdem było 87,2 to dziś 87. Ale to jeszcze zobaczymy, bo może przybyć ![:p :p]()
Dzisiaj dzień nauki mnie czeka... ech dobrze, że to już koniec będzie. W weekend jadę do Kozienic się odstresować.