Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Czasem mam wrażenie że zagubiłam się w tym świecie, który często mnie przerasta. A kiedy przerasta, to jem.., żeby zajeść nerwy, stresy i wszystko inne z czym sobie nie radzę, schudłam już 25 kg marzę jeszcze o kilkunastu...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2503
Komentarzy: 17
Założony: 21 grudnia 2017
Ostatni wpis: 2 stycznia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
AlicjaWkrainieDeszczu

kobieta, 37 lat,

161 cm, 81.80 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

2 stycznia 2018 , Komentarze (6)

Te święta nie były zupełnie takimi jakich się spodziewałam, ani trochę. 

Zaprosiliśmy znajomych, kuzynów. Wszystko było pięknie i do czasu póki nie zaczęli pić wódki. Pech chciał że w ten wyjątkowy dzień w jednym pokoju spotkało się dwóch facetów którzy kiedyś rywalizowali o moją najlepszą przyjaciółkę, jeden ją rzucił a wtedy drugi zaczął do niej podbijać, najśmieszniejsze jest w tym to, że kiedy ten który ją rzucił zauważył że ktoś inny się nią interesuje, znów zaczął zawracać jej w głowie, a warto dodać że złamał jej życie. 

Prawdę powiedziawszy jest alkoholikiem, ma 32 lata a nie wytrzymuje dnia bez picia. W pracy nie pije, ale przed i po, ładuje po całości. Nie wiem czemu ona tak go kocha, wie że nie ma szans na poprawę. 

On traktował ją jak prawdziwą ścierkę, podejrzewał o to że zdradza go z kim popadnie, nawet gdy wychodziła ze mną na kawę, ale za to przypominał sobie o niej kiedy potrzebował seksu.

Jego rodzina nie wie że pije, a kiedy jedzie do rodziców jest grzecznym synkiem, który wpada do pl popić i pobalować z rodziną, ostatecznie zaczął już sięgać po cięższe rzeczy, pytanie nadal brzmi czemu nie przestaje rujnować życia tej dziewczynie. 

Któregoś dnia nie wytrzymałam i powiedziałam mu co myślę, odparł że jego życie jest już spisane na straty, jest samotny, nieszczęśliwy nie ma rodziny nic. 

Zapytałam go co z nią, czemu nie ułoży sobie z nią życia, powiedział że jest idealną do tego osobą, ale on i tak chce wracać do Polski,  a ona nigdy nie wróci więc po co. A on jak wróci pewnie i tak będzie pił w tajemnicy przed rodzicami i zapije się kiedyś na śmierć. 

Proponowaliśmy mu pomoc, z każdej możliwej strony. Ale jak pomóc komuś kto po przebudzeniu wypija na śniadanie 3 piwa. Najbardziej wkurwia mnie to, ze namawia do tego jeszcze mojego męża, w końcu to kumple. 

Niedawno dowiedziałam się że jestem najgorszym złem wcielonym jakie chodzi po ziemi bo uwiązałam swojego męża na smyczy. Prawda jest taka że nigdzie go nie wiązałam, po prostu ma dość gówniarskich zagrywek kolegi, który nie umie iść wypić, on musi się nawalić w trupa. Jemu z czasem to przestało odpowiadać, po porostu powiedział dość, woli spędzić czas w domu, niż włóczyć się nocą po pijaku z narżniętym jak szpadel kolegą. 

Wracając do świąt.., kolega nr 1 (wspomniany) spał koło północy, kolega numer dwa odpadł przed 22, kolega nr 3 zgon na podłodze zaliczył lekko po pólnocy. Zaczynałam żałować że w ogóle kogokolwiek zaprosiliśmy, dla mnie święta zawsze kojarzyły się z ciepłem rodzinnym i miłością, nigdy nie były to pijackie imprezy, ale widać niektórzy nie potrafią inaczej. 

Jadąc do pracy rozmawiałam ze znajomym małżeństwem.. Śmiali się że tak się nawalili w święta że wszyscy wymiotowali, a ktoś tam usnął pod ścianą w korytarzu. Starają się o dziecko, a każdy weekend oboje są nawaleni kompletnie, dla nich to jedyny sposób na relaks, nawet pijani się starają. Kolejna koleżanka zaszła w ciążę po pijaku, druga niedawno urodziła, ta sama historia.

Mam wrażenie że taki sposób bycia wśród młodych to teraz norma. Czy tylko mnie to tak szokuje, nie potrafię tego pojąć :( mam wrażenie że świat zmierza w najgorszym możliwym kierunku.

27 grudnia 2017 , Komentarze (2)

Do nowego roku jeszcze kilka dni a ja już zastanawiam się jak się w końcu zorganizować, żeby wziąć się za siebie i przestać sobie popuszczać. 

Jestem takim typem człowieka że jak raz sobie pozwoli to później pozwala sobie codziennie, już dawno sobie uświadomiłam że robię to bo to nawyk, uzależnienie i wszystko co podobne do tych właśnie dwóch wstrętnych słów. 

JESTEM SŁABA. Zdaję sobie z tego sprawę ale wiele rzeczy które wokół mnie się dzieją właśnie prowadzą do tego cholernego żarcia. Nie obiecuję sobie diet cud, nie obiecuję sobie czekać do nowego roku, nie obiecuję sobie generalnie nic, oprócz małej choćby poprawy. 

Walczę sama ze sobą, czasem nie daję rady, mąż dzielnie mnie wspiera, ale czasem też zdarzy mu się popłynąć, jak to facet, często ma ochotę na to na co nie powinien, a jak płyniemy z nurtem to już oboje. Przekonuje mnie że raz mi nie zaszkodzi ale nie jestem co do tego aż tak pewna jak on, bo nigdy na jednym razie się nie kończy.

Kraina deszczu to miejsce gdzie zalewa nas żywność wysoko przetworzona, obrzydliwa, słodycze za grosze, fast foody za grosze, jedyny grzech którego nie popełniam to nie piję nic słodzonego, ani żadnych sztucznych napoi. Czy mogę być z tego powodu z siebie dumna? Chyba nie do końca. 

Podchodziłam do tego tematu 2 miesiące, może trzy. 

Przemyślałam to z każdej strony i wcale nie chodzi tu o świadomość grubasa, bo tą świadomość ma większość z nas. 

Nie chodzi o wybory, dobre czy złe, bo w życiu jak na karuzeli, nigdy nie wiesz gdzie i jak wylądujesz. 

Nie chodzi o to by robić to co robią inni, bo tak trzeba i taki właśnie trend kreuje rynek, by żreć tylko organic i być fit. 

Chodzi tylko i wyłącznie o to co nas uszczęśliwia. 

Czekolada uszczęśliwia większość kobiet. Zasadniczo.

Dlatego toniemy w tej czekoladzie..., pod każdą możliwą postacią. 

W kawałeczku cukru szukamy szczęścia którego akurat w danej chwili nam brakuje, naukowo to udowodniono. Potem już nie szukamy szczęścia, jesteśmy stadem narkomanów którzy wypełniają portfele producentów i tym uszczęśliwianiem się pracujemy bardzo hardo na cukrzycę i inne tym podobne...

Człowiek jest tak zaprogramowany że nie będzie czynił niczego, co go nie uszczęśliwia, no chyba że ma z tego jakieś benefity. Jeśli nie, zapomnijcie, większość z nas jest tak leniwych że nawet gdyby nam dopłacali za chodzenie na siłownię to byśmy nie poszli. 

Od dziś, po przeczytaniu tony książek, obejrzeniu wielu programów i felietonów na ten temat, z pełną świadomością daję krok na przód ku robieniu wszystkiego co mnie uszczęśliwia. 

Nawet zrobiłam sobie listę uszczęśliwiaczy, w kilku kategoriach, poprzysięgłam sobie że każdego dnia przynajmniej 5 z nich musi się zdarzyć. Rzeczy tych które sprawiają mi przyjemność znalazło się na tej liście niezmiernie wiele od jedzenia ogórków i czerwonych buraków, poprzez mandarynki i wodę z cytryną, po kąpiele z aromatycznych olejkach, picie pysznej herbaty, czytanie blogów, książek, spacery, leżenie w łóżku i leniuchowanie itp.  

Codziennie zjem coś co uwielbiam ( co jest zdrowe)

Codziennie wybiorę aktywność fizyczną którą lubię i mnie nie męczy.

Codziennie znajdę czas na relaks (wanna, książka, leniuchowanie w łóżku)

Będę wdzięczna za to co mam.

Nie poddam się.

Nigdy.


23 grudnia 2017 , Komentarze (2)

Święta coraz bliżej, lekko dotknąć bo już jutro. Wczoraj zrobiłam już część potraw, rybę po grecku, sałatkę, reszta leży już naszykowana, zostało ugotować zupę, usmażyć karpia. 

Świąt nie spędzimy w Polsce, chociaż zawsze wolałabym spędzić je z rodziną, nie jestem w tym sama, bo wiem jak wiele rodzin nie wyjeżdża do Polski, większość znajomych tak naprawdę. Tylko nieliczni wyjeżdżają, reszta zostaje z różnych względów.

Życie w krainie deszczu zmienia człowieka i jego mentalność, niby zachowujemy w sobie ta polskość ale jednak chłoniemy część deszczowej mentalności, najczęściej tej która nam najbardziej pasuje, która jest najwygodniejsza, począwszy od śmieciowego jedzenia, bo szybko gdy nie ma czasu, po leniwe dni w piżamie, tony herbaty i kawy a na zakupach dla leniuchów przez internet kończywszy. 

Jestem niesamowicie wdzięczna że przyszło mi poznać tak inny świat, który na początku ostro nazywany leniwym i gównianym, potem w moich oczach zmienił się w świat ludzi mających wiele rzeczy gdzieś, żyjących na luzie, nie zaglądającym sąsiadom w okna, fakt - nie dotyczy to Polaków, którzy nadal swoją mentalność zachowują, na szczęście nie, nie wszyscy.

Zanim wyjechałam utarło się powiedzenie że Polak za granicą to najgorsze co może się trafić - oczywiście jeśli chodzi o współpracowników. Powiem Wam że przekonałam się że dużo w tym prawdy, niektórzy upodlą się jak najbardziej by osiągnąć cel, inni natomiast są wspaniałymi wartościowymi ludźmi. Jednak to nie temat na dziś, bo długo można by o tym pisać, była by to zapewne niezła telenowela.

Póki co życzę Wam Wesołych Świąt, aby były spokojne i wolne od zmartwień, dużo uśmiechów na zbliżający się rok, jak najmniej trosk, niekończącego się szczęścia!

21 grudnia 2017 , Komentarze (6)

Moje życie nigdy nie było łatwe, ale byłam szczęśliwym dzieckiem. 

Moi rodzice zawsze o nas dbali, jak mogli, nie raz odmawiając sobie wielu rzeczy byśmy my mogli mieć wszystko. Prawdopodobnie moi rodzice należą do tych najlepszych na świecie, którzy ponad wszystko kochają swoje dzieci.

Zanim dalej pociągnę moją historię muszę zaznaczyć jedno, ten pamiętnik będzie anonimowy, musi taki być bo inaczej nie będę mogła być 100% szczera w nim a mam takie przeczucie że może właśnie to jest mi potrzebne.

Jak każdy pamiętam lepsze i gorsze czasy, kiedy było dostatnio ale i te kiedy czasem brakowało wielu rzeczy, dziwiłam się temu  że moi rodzice tak ciężko pracują, a tak trudno im związać koniec z końcem, niestety takie czasy nastały dla polskiego rolnictwa, a dla niektórych ciągną się po dziś dzień, że trudno jest przetrwać, już wtedy w myślach budowałam sobie drogę w chmurach, do jakiegoś kraju za morzem, los tak chciał że w końcu, w najmniej oczekiwany sposób w życiu wylądowałam w krainie deszczu. 

Zanim jednak moja noga stanęła na angielskiej ziemi, zdążyłam kilka lat przepracować w ojczyźnie, przekonując się jedynie o tym że bez znajomości niewiele można mieć, nie ważne ile uniwersytetów skończyłaś, bo ktoś nie skończył żadnego, doświadczenia też nie miał żadnego, ale wójt był jego sąsiadem, a kogoś innego mama była w stanie zapłacić 20 tyś łapówki by jej córkę zatrudnili w urzędzie miasta. Miałam wrażenie że tylko w taki sposób zdobywa się pracę w mniejszych miasteczkach tego kraju. Ja żadnych znajomości nie miałam...

21 grudnia 2017 , Komentarze (1)

Hej to ja, Alicja z krainy deszczu,  w przenośni i dosłownie bo życie zawiodło mnie do Wielkiej Brytanii kilka lat temu i już tak zostałam. 

Swego czasu posiadałam tu konto i obserwowałam kilka dziewczyn, jednak potem z braku czasu, chęci i innych powodów konto skasowałam i postanowiłam zrezygnować z pisania. 

Dziś powracam jak córka marnotrawna, zaczynam od nowa.

Czuję że bez tego nie dam rady dalej ruszyć z miejsca, a ostatnimi czasy naprawdę cholernie mi ciężko się zmobilizować. 

Może za dzień lub dwa, tak to moje ulubione zdanie które powtarzam sobie codziennie, na powtarzaniu się oczywiście kończy. 

Trzymajcie kciuki bym dała radę w końcu pozbierać to co rozsypane w moim życiu.

Pozdrawiam was serdecznie, sobie i wam życzę powodzenia!

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.