Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Po kilku latach znowu wracam tutaj. Poprzednio nie zdołałam osiągnąć zaplanowanego efektu. A potem życie się skomplikowało, przestałam ćwiczyć i... waga powróciła do ciężkiego poziomu. Ale dość tego! Od teraz zaczynam kolejny sezon bitwy o zdrowie :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 39754
Komentarzy: 1556
Założony: 9 lutego 2018
Ostatni wpis: 12 września 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Amas9

kobieta, 48 lat,

177 cm, 114.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 stycznia 2019 , Komentarze (6)

Cześć wszystkim :D

U mnie ostatnie dni to ciągła walka o zdrowie. Dietę trzymam, ale nie mam zbyt siły na ćwiczenia. Stąd waga bez zmian... No ale nic na siłę. Najważniejsze, że nie poddaję się i już się nastrajam do treningów ;) Trzymajcie kciuki za mnie :D

Ściskam Was mocno i wracam się kurować :D Buziaki :*(pa)

12 stycznia 2019 , Komentarze (9)

Czeeeeeeść Skarby :D:*

Wracam do Was po naprawdę sporej nieobecności. Biję się w piersi :D Ale wierzcie mi, to był dość męczący dla mnie okres. W skrócie pisząc byłam chora, potem nadeszły święta (i całe zamieszanie związane z przygotowaniami), a później znowu się rozchorowałam. Naprawdę nie sądziłam, że sylwestra spędzę w poczekalni u lekarza ;)(balon)(impreza)  Ma się ten pociąg do ekstrawagancji, co? :D:D:D Ciągle niestety kaszlę (oczywiście antybiotyk nie pomógł, a jakże), ale już przynajmniej mam energię i wróciłam do normalnego trenowania :)(puchar) Oj, brakowało mi tego! W tym ostatnim miesiącu miałam dni, gdy naprawdę solidnie ćwiczyłam, ale były też takie, kiedy nie miałam na nic siły i ochoty. Przed świętami osiągnęłam wagę 96,0 kg, ale po świętach podskoczyłam do 97,0 kg. Och, można się było spodziewać, skoro tyle pyszności przyszykowałam :D Czy było dietetycznie? Wątpię :PP Nawet nie sprawdzałam kalorii :p Planowałam potem solidnie potrenować, ale jak już wspominałam, dopadło mnie choróbsko i dopiero wracam do siebie. Na szczęście teraz udało mi się zbić nadbagaż i dziś mogę się znowu cieszyć wagą 96,0 kg. Hurraaaa :D

To oznacza, że naprawdę mogę być zadowolona z ostatniego tygodnia, bo powoli wskakuję w dobry rytm :) Jeszcze kaszel mocno mi przeszkadza i mam chwile, gdy myślę tylko o wskoczeniu pod ciepła kołdrę, ale jednak wyciągam matę... Potem patrzę na nią, zerkam na swoje odbicie w lustrze i zaciskam zęby. Nie mogę się przecież poddawać! Najważniejsze, że mam w końcu siłę do ćwiczeń i to naprawdę mnie bardzo cieszy :)

Za mną już 48 tygodni diety i niedługo stuknie mi pierwszy rok walki o swoje zdrowie. Na ten rozpoczęty 2019 rok nie mam specjalnych postanowień. Po prostu chcę dalej jak najlepiej realizować to, co robię i mam nadzieję, że wcześniej, czy później mi się uda spełnić marzenie <3 Wiele litrów potu muszę przelać, ale na pewno warto! Kupiłam sobie trochę ciuchów, które wymagają zmniejszenia obwodów tu i ówdzie - taka motywacja ;) Więc rozumiecie, że obijać się nie mogę :D Dziś w planie mam pół godziny na rowerze i 1,5 godz. ćwiczeń siłowych. Oj będzie się działo ;) Znowu muzyka dodaje mi adrenaliny i aż się nie mogę doczekać, kiedy zacznę wyginać swoje obfitości :D:p Jest ich naprawdę jeszcze bardzo dużo, ale czuję wielką satysfakcję, gdy podczas ćwiczeń widzę tu i ówdzie swoje mięśnie. Naprawdę ten widok dodaje mi takiego mega przyjemnego kopa :) I to też mnie nakręca do kolejnych treningów :)

A jak jest u Was? Mocno trenujecie, czy ciągle jedynie planujecie odkładając ćwiczenia na kolejne jutro? Oj, jeśli macie lenia, to popatrzcie na siebie w lustrze i zadajcie sobie pytanie, czy macie ochotę coś zmienić? Jeśli tak, to jazda! do roboty! bo nikt za Was tego nie zrobi! Ściskam za Was kciuki i życzę Wam wszystkim powodzenia :) Buziaki, miłego weekendu :):*(pa)


"Follow the thread of gold
Drift on its tide
It's a path of stars
Ride on the golden stream
And break the waves
In a gilded trail of stars"

1 grudnia 2018 , Komentarze (16)

Cześć wszystkim (dziewczyna)(kwiatek)


W ostatnich dniach nie miałam niestety czasu by się tutaj pokręcić wśród Was, ale dziś planuję nadrobić zaległości :) Za oknem piękne słońce się pojawiło i mimo mrozu -14 st. i tak chcę trochę się poruszać na zewnątrz. Mam tylko nadzieję, że smogu nie będzie :D W ostatnim tygodniu udało mi się bardziej zoptymalizować mój dzień po pracy i byłam w stanie kłaść się do spania przed 22.00 ;) Oczywiście ze spaniem różnie to bywało, ale mój organizm woła teraz o większa dawkę odpoczynku. Hmm... albo czuję zimę, albo się starzeję :D

Jak w każda sobotę wskoczyłam dziś o świcie na wagę i... po raz 4-ty w tym miesiącu zaliczyłam spadek o kolejne 0,5 kg. Jejku, jaka ja jestem regularna :D W tej chwili dobiłam do wagi 96,5 kg i coraz śmielej zbliżam się do granicy, między otyłością a nadwagą :)(bomba) Jeszcze mi zostało 3,5 kg i wierzę, że wkrótce dam radę :) Powiem Wam, że to jest wspaniałe uczucie, gdy od 2 miesięcy nie widzi się 1-ki na początku wagi :) CUDOWNIE <3 I wierzcie mi, ja naprawdę się do tego przyzwyczaiłam :)

 A skoro mamy już 1 grudnia, to mogę podsumować mój listopadowy wynik. Jak wyżej wspomniałam, miałam 4 spadki po pół kilograma, czyli łącznie zrzuciłam 2 kg. W pomiarach najlepsze wyniki osiągnęłam w biodrach i brzuchu (po -3 cm), oraz w talii -2 cm. Zawartość tłuszczu zmniejszyła mi się o 2%. Czyli całkiem, całkiem przyjemne wyniki :) Wiadomo, że chce się więcej, ale jestem cierpliwa (staram się). Najważniejsze, że waga regularnie spada i z tego powodu jestem mega zadowolona :)<3

W ostatnim okresie miałam bardzo fajne dania w moim menu, które Wam podsyłam na poniższych fotkach. Przyznam uczciwie, że zdarzało mi się w tym miesiącu zgrzeszyć małym ciastkiem, ale potem zaraz starałam się więcej z siebie dać podczas ćwiczeń. W tej chwili mam dietę 2.200 kcal ale sprawdzę, czy w tym tygodniu nie będę się lepiej czuła z kalorycznością 2.300 kcal. Bo jednak mam wrażenie, że mi kalorii trochę brakowało w jedzeniu. Może to ta nadchodząca zima? No zobaczymy ;)


Zapiekany naleśnik serowy z musem jabłkowym


Kaszotto z indykiem, marchewką i groszkiem


Kuskus z jabłkiem i migdałami


Pierś kurczaka z pieczarkami i ryżem brązowym


Polędwiczki wieprzowe z ryżem i surówką Colesław



Mam do Was także pytanie poboczne, związane może również z odchudzaniem. Czy Wy macie problem z wypadającymi włosami? Zastanawiam się, czy u mnie jest to spowodowane dietą, czy innymi czynnikami. Nie zażywam żadnych leków, witamin, biotyn itp. ale może powinnam? Jem tylko to, co na diecie, czyli warzywa, owoce, kasze, chude mięso, trochę ryb. Może jednak teraz powinnam się trochę wspomagać, bo wiadomo, ze w zimie nie ma wielu składników odżywczych w warzywach. Myję włosy delikatnymi szamponami, używam od prawie 2 miesięcy wcierki Jantar i maski drożdżowej Agafia. Zaczęłam teraz pić siemię lniane. Ale ciągle nie widzę baby hair. Coś możecie mi poradzić? Włosy mam krótkie, więc na pewno nie są obciążone. Ale mam ich coraz mniej...

Już jest po 9 godzinie, więc pora szykować się na zakupy ;) A potem frrrr i lecę do ogarniania domu, jak to pewnie się dzieje również w Waszych domach :D Pozdrawiam Was serdecznie i życzę dużo słońca za oknem i ciepła w domach :) Buziaki, paaaa (pa):*

20 listopada 2018 , Komentarze (19)

Cześć Kochani (dziewczyna)

Ponieważ martiniss! mnie wyzwała, no to podejmuję rękawicę :D Dla pełniejszego obrazu mojej skromnej osoby, poniżej zamieszczę Wam kilka ploteczek o mnie ;) Tylko pamiętajcie, nikomu ani słowa! :D:D:D

1) Kiedy byłam mała nie byłam typową dziewczynką, która bawi się lalkami, albo w dom. Od najmłodszych lat uwielbiałam bawić się klockami i żołnierzykami. Moja wielka miłość to budowanie zamków z klocków, albo toczenie wielkich bitew. Miałam żołnierzyki z czasów średniowiecznych - rycerzy na koniach. Inne serie to żołnierze z czasów II wojny światowej, marynarze, indianie i kowboje. Były ładniejsze, kolorowe figurki, ale także zwykłe lizakowce z kiosku. 

(zdjęcie z internetu)

Miałam też takie miniaturki żołnierzy wielkości około 1 cm. Och, jakie ja toczyłam bitwy! (smiech):p A do tego lepiłam z plasteliny rycerzy w zbrojach z czekoladowych sreberek  i wywoływałam u mojej Mamy palpitację serca wciskając namiętnie plastelinę w dywan i parkiet (smiech) Miałam na przykład taką wielką platformę z klocków PeBe, z których budowałam okręt piracki i nawet po rozłożeniu na części później potrafiłam ułożyć niemal identyczny. Maszty robiłam z bierek, do których plasteliną mocowałam nitki z kawałkami materiałów. A na okrętach oczywiście królowali piraci z plasteliny :p Gdy któryś okręt został zajęty przez królewskich rycerzy, to piraci szli na szafot... :D Dużo główek plastelinowych potem mi się gubiło w dywanie (smiech) W późniejszym okresie doszły klocki Lego oraz lepienie postaci z modeliny.

I wiecie co... ja jeszcze te żołnierzyki mam schowane :D:D:D I do tego wiem dobrze gdzie ;) Razem z figurkami zwierzątek, które też się w tamtych czasach namiętnie zbierało ;)

Aha, a na podwórku oczywiście zabawa w żołnierzy czy Indian była na porządku dziennym. Moje indiańskie imię to... Skacząca Puma (smiech) Howgh!


2) Miłość do rycerzy, żołnierzy, piratów i wielkiej przygody na zawsze została w moim sercu. Przez te zabawy wciągnęłam się w namiętne czytanie książek przygodowych. W mojej biblioteczce nadal znaleźć można wszystkie książki Karola Maya, czy Juliusza Verna. Była w latach 80-tych taka seria w kiosku Ruchu: "Biblioteka Podróży, Przygody i Sensacji". I ja namiętnie zbierałam wszystkie zeszyty i czytałam po wiele, naprawdę wiele razy. Mam je do dziś :D

(zdjęcia z internetu)

Po wielu latach do wyżej wspomnianej tematyki doszły książki fantasy i akcji, oraz historyczne.A w moich pokojach szafy się wręcz uginają od tomów i tomików ;)


3) Mimo zaczytywania się w milionach książek, zawsze znajdowałam czas na podwórkowe mecze w piłkę nożną. Później doszła jeszcze koszykówka i siatkówka, ale jednak piłka nożna była zawsze na pierwszym miejscu. A ponieważ od 7 roku życia byłam już okrąglutkim dzieckiem, idealnie nadawałam się na bramkarza :D Chyba dzięki temu wyćwiczyłam sobie refleks ;) Oczywiście kibicem sportowym pozostałam nadal i telewizor służy u mnie tylko do oglądania sportu :D


4) Zawsze byłam bardzo pilną uczennicą ;) I później to ode mnie się pożyczało notatki z zajęć ;) W czasach mojego dzieciństwa (lata 80-te) nie korzystało się ze zmazików, tylko albo drapało się kartkę żyletką, albo się wyrywało kartkę i przepisywało. Moje zeszyty zawsze były idealne :D A w liceum robiłam na lekcjach polskiego notatki, za to później w domu przepisywałam wszystko na czysto z dodatkowymi moimi opracowaniami ;) Mój zeszyt był wielkim hitem w klasie :PP

Na studiach mi się całkiem odmieniło 8):x(bomba)


5) Jako dziecko byłam bardzo chorowita i często łapałam przeziębienia. Za to w liceum byłam bardzo ambitna - przez 4 lata nie opuściłam ani jednego dnia zajęć :D W nagrodę dostałam "Małego Księcia" i musiałam przeżyć wywołanie na środek podczas końcowej akademii w szkole :p To był dramat... :D


6) Jeśli ktoś z Was pamięta okres PRL, to kojarzy, że muzyki było jak na lekarstwo. Jedynie czasem coś w Koncercie życzeń w telewizji puścili. A ja byłam głodna muzyki. Więc kiedy na początku lat 90-tych zalała nas muzyka zachodnia, stałam się wielką fanką popu ;) Trwało to jakieś 4-5 lat, kiedy zetknęłam się z muzyką mocno rockową i zakochałam się w latach 70-tych. Do teraz na mojej półce mogę znaleźć Deep Purple, Uriah Heep, czy Black Sabbath. A pop stał się dla mnie dalekim wspomnieniem. Później na studiach mieszkałam z ludźmi, którzy byli fanami metalu i osłuchałam się z tymi klimatami. Aż w końcu sama zaczęłam krążyć po internecie i zagłębiłam się w coraz cięższe odmiany :D Teraz słucham metalu, klasycznego rocka, rocka progresywnego, a także bluesa i jazzu. 


7) Jedną z moich nowych pasji jest w zasadzie powrót do dzieciństwa - puzzle :D Ostatnio parę pudełek układałam z wielką przyjemnością. I nieważne, że wieczorem niewiele widać - brałam komórkę i podświetlałam sobie dodatkowo każdego puzzla, żeby dostrzec różnice odcieni. I pal licho, że mam iść spać, albo poćwiczyć - kurcze, no jak mi zostało tylko 200 puzzli ułożyć, to przecież nie odpuszczę! :D Maniaczka :p


8) Pierwszy komputer kupiłam na studiach (koniec lat 90-tych) i poza zainteresowaniem samym komputerem i jego funkcjonowaniem pochłonęły mnie gry komputerowe. I chyba Was nie zdziwię, jeśli podam, że zaczęło się od rycerzy? :D Głównie moja pasja to gry strategiczne, RPG, MMORPG i RTS. Kupowałam pudełkowe wersje, ale też grałam w sieci. Na przykład: Starcraft, Warcraft, Baldur's Gate, Neverwinter Nights, Might&Magic, Age of Empires, Wiedźmin, Shayia, AION, Blade&Soul, Black Desert.

I... na tym się skończyło. Od kilku lat nie grałam w żadną grę.


9) Moi ulubieńcy:

  • cyfry: 3 i 9 :D Np. jako dziecko nie wzięłam 1 lub 2 cukierków, tylko 3 ;)
  • kolor: zielony, choć za czasów studenckich przeważał u mnie czarny ;) 
  • ubranie: powyciągana bluza i dżinsy ;)
  • danie obiadowe: gołąbki (zakochany)
  • danie świąteczne: karp panierowany <3
  • picie: woda mineralna bez gazu 
  • alkohol: nie przepadam. Mogę się napić, jak mnie coś najdzie, ale barek mam pełny i przez wiele miesięcy mogę go nawet nie otworzyć ;)
  • samochód: nie mam, chodzę na nogach.

I to by było chyba tyle na dzisiaj ;) Mam nadzieję, że pośmialiście się trochę, bo nie ukrywam, pisanie powyższego sprawiło mi wiele radości :D

Czy kogoś teraz wskazuję? Każdego, kto ma ochotę podzielić się ciekawostkami o sobie, a może małymi sekretami? Piszcie i dajcie innym trochę rozrywki :) Bo przecież nie tylko dietą się żyje, prawda? :D

Buziaki, ściskam Was mocno i życzę Wam dużo uśmiechu (pa)(kwiatek)

17 listopada 2018 , Komentarze (26)

Cześć Kochani :)(kwiatek)

Za oknem mróz, ale właśnie słońce wychyliło się zza chmur (slonce) Przyjemny dzień się rozpoczyna. Zaraz pora wyruszyć na zakupy, ale jeszcze chwilę poplotkuję, co u mnie ;)

Jak to zwykle w sobotę, pierwsze kroki po pobudce kieruję na wagę. I co dzisiaj zobaczyłam? O rany, znowu -0,5 kg:) Cudownie :D A co najlepsze, oznacza to wspaniałą, idealną połowę do mojego wielkiego celu :) Jejku, jak ja się cieszę :D(puchar)

Zajęło mi to nieco ponad 9 miesięcy i już nastawiam się na kolejną część batalii ;) Na szczęście motywacji mi nie brakuje, więc mam nadzieję, że uda mi się zrealizować mój plan :)

Może ktoś powiedzieć, że zrzucenie 0,5kg w ciągu 7 dni to nie jest wiele. Ale ja sama się dziwię, że aż tyle mi się udało :p Ten tydzień był znowu mało standardowy ;)

Zaczęło się od zeszłej soboty, kiedy to w planie miałam ambitne trenowanie, ale... nic z tego nie wyszło ;) Poszłam do sklepu i piękna słoneczna pogoda natchnęłam mnie do szalonych porządków w domu (smiech) Wiecie, mycie okien, pranie i prasowanie firanek, pucowanie podłóg... I tak dalej ;) Dzień zwariowany, który skończyłam późnym wieczorem. I wierzcie mi, na trening nie miałam najmniejszej ochoty :D Ale co najlepsze, okazało się, że porządki w domu, to naprawdę niezła wyćwika. Podczas gdy w dniu treningowym osiągam do ok. 3.300 spalonych kalorii, porządki wypaliły u mnie znacznie więcej :D I zaskakująco duży mam dom, skoro nabiłam aż tyle kilometrów (smiech)


Kolejne dni były mniej aktywne u mnie. Raptem 2 dni udało mi się spędzić na ćwiczeniach, ale za to inne spędziłam na... imieninach (smiech) Oczywiście nie obyło się bez częstowania smacznymi ciastkami, więc chyba rozumiecie już moje zdziwienie, że mimo wszystko udało mi się wagę zrzucić, a nie na odwrót :p Oczywiście nie ukrywam, że jestem z tego powodu mega zadowolona :)<3

Dziś planuję odbyć normalny trening i już się go nie mogę doczekać :) Ale to dopiero wieczorem ;) Na razie uciekam do sklepu, a później zaglądnę co też u Was słychać :)(kwiatek) Buziaki, ściskam Was mocno i trzymam kciuki za Wasze sukcesy (pa):*

10 listopada 2018 , Komentarze (13)

Cześć Skarbeńki :D(klaun)

I znowu zrywam się o świcie, żeby negocjować dobry wynik z moją szklaną :D Ostatni tydzień ambitnie przepracowałam i liczyłam na łagodny wymiar kary ;) Widziałyście pewnie w moich poprzednich dwóch wpisach, że przechodziłam trochę problemów ze sobą. Ale w końcu wzięłam się w garść i znowu jest dobrze :)

Kiedy wiec dziś wstałam, pierwsze kroki skierowałam na wagę, bo już nie mogłam się doczekać werdyktu. W tym tygodniu jeszcze mnie @ dopadła, więc kontrolny pomiar wagi wprawił mnie w konsternację (przybyło mi sporo). Ale mimo wszystko ćwiczyłam ambitnie, dietę utrzymywałam i miałam nadzieję na pozytywny wynik. Nie myliłam się - w tym tygodniu zrzuciłam 0,5 kg, czyli w końcu dobiłam do 98 kg :)<3 Och naprawdę jestem bardzo szczęśliwa, że oddalam się od setki :) Krok po kroku idę w dobra stronę :D


Pisałam Wam o moim kryzysie z ćwiczeniami. Udało mi się całkiem nieźle zmobilizować i ćwiczyłam tak, jak planowałam.

Piątek (2.11): spalonych 3.226 kcal
Sobota (3.11): spalonych 3.112 kcal
Niedziela (4.11): spalonych 3.074 kcal
Poniedziałek (5.11): spalonych 3.183 kcal
Wtorek (6.11): spalonych 2.428 kcal - dzień bez treningu
Środa (7.11): spalonych 3.287 kcal
Czwartek (8.11): spalonych 3.062 kcal
Piątek (9.11): spalonych 2.626 kcal - dzień bez treningu

Codziennie piję naprawdę dużo wody. W pracy jedna butelka 1,5l to mało. W domu druga piję, więc w sumie mogę powiedzieć, że wróciłam na dobre tory :) Czasem przed treningiem wpadam w euforię, jak dawniej (o czym Wam często pisałam), a czasem miewam gorszy dzień, ale się przełamuję i potem już jakoś idzie. Najfajniej się czuję, gdy widzę, że podczas treningu aktywnie jestem w stanie spalić nawet 900 kcal. Nieźle :D(bomba)

Ziarnko do ziarnka, jak to mówią. Tempo spadków nie jest u mnie teraz zbyt duże (0,3-0,5 kg), ale wciąż mam cichą nadzieję, że do świąt BN dobiję do 93 kg, czyli u mnie do granicy pomiędzy otyłością i nadwagą. Już nie mogę się doczekać :D A że ogólnie nawet w święta jestem w stanie zrzucić wagę (jak to było wcześniej), wiec nie boję się zbyt wielki zachwiań ;)

Ostatnio znowu spotkałam się z miłymi komentarzami na swój temat. Parę osób zjechało na Wszystkich Świętych i chociaż przelotnie się z nimi widziałam. Za każdym razem było wielkie WOW, co nie ukrywam, sprawiło mi dużą frajdę ;) Jak wiecie, każde dobre słowo potrafi niesamowicie zmobilizować i dodać sił :) Dlatego nie poddaję się i wierzę, że jeszcze niejednego zaskoczę, do czego będę w stanie dojść ;)

A w pracy usłyszałam ostatnio komentarz, że naprawdę fajnie już wyglądam. Tylko dalsze pytanie trochę zasiało ferment w mojej głowie. Bo usłyszałam, że skoro tak się zmieniłam, to chyba już nie potrzebuję więcej wagi zrzucać. Taki był przekaz tego komentarza. W sumie staram się wyciągnąć pozytyw z tej wypowiedzi, ale mogłoby to tez trochę demotywująco zadziałać, no nie? Ale ja oczywiście cel wielki wciąż mam przed sobą i walczę dalej :D

Dziś doszło do mnie, że właśnie mija równych 9 miesięcy odkąd zaczęłam dietę. O rany, a cóż to się w tym czasie urodziło? :PP Może więc warto trochę powspominać? Jak u każdego, moja historia to zarówno wzloty, jak i potknięcia.


Miałam 3 przypadki, gdy waga mi wzrosła (nawet do 1 kg), ale poza tym tendencja była jak najbardziej prawidłowa. W trakcie całej diety nie miałam wielkich kryzysów dietowych. Najgorsze chwile tak naprawdę miałam teraz, po urlopie we wrześniu. Tryb życia przed 2 tygodnie urlopowe był całkiem odmienny od schematu jedzenia 5 razy dziennie co 3 godziny, jedzenie było bardzo różne, a do tego kolacje późno wieczorem. To mnie mocno rozbiło, a do tego doszły problemy ze zdrowiem i dołująca chwilowo pogoda. Więc sumarycznie miałam ciężkie chwile z powrotem do normalnego trybu diety. Ale przełamałam się i z nowymi siłami walczę dalej :D

Co się u mnie zmieniło poza wagą? Na pewno jem inaczej, niż przed dietą. Kiedyś były to szybkie 3 posiłki: o 7 jogurt, potem o 10 śniadanie (najczęściej 2 kromki z serem żółtym i szynką) i o 16 obiad (najczęściej łyżka ziemniaków, jakieś mięso, surówka). Do tego wieczorami oczywiście głód mnie wypędzał po różne przegryzki typu paluszki, albo cukierki. Ale sobie wmawiałam, że przecież mało jem, to czemu waga rośnie? Dopiero podczas diety nauczyłam się, że pierwsza rzecz to śniadanie, które jem o 6 rano. Do pracy biorę przygotowane dzień wcześniej drugie śniadanie i lunch (jem o 10 i 13), a potem obiad ok. 16-16.30 i po treningu przekąska wieczorna ok. 20-20.30.

Jak jem? Oczywiście zdrowo, jedzenie nieprzetworzone. Dużo serów chudych i jogurtu naturalnego. Trochę owoców i dużo warzyw. A do tego najczęściej kasze, czasem makarony i ziemniaki. Oczywiście mięso, chude szynki i ryby również są w mojej diecie. Moje posiłki są naprawdę obfite i nie głoduję. Zaczęłam dietę od 2.600 kcal dziennie, a teraz jestem przy 2.200 kcal. Przyznajcie, że to naprawdę sporo. Ale przy mojej wadze i ilości ruchu to jak najbardziej ilości odpowiednie. Czasem mam wenę na gotowanie, ale sporadycznie :D Raczej lubię szybko coś zrobić, bo nigdy nie mam tego czasu za wiele ;) Ale na szczęście ogarniam wszystko :D(puchar)

Moja dieta, to też inne zmiany. Cały czas walczę o dobry sen. Wcześniej nie kontrolowałam tej kwestii i chodziłam spać koło północy, a ponieważ wstaję zawsze przed 6 rano, więc nigdy nie miałam dość energii do życia. Teraz, dzięki opasce wiem ile śpię, oraz jaki był ten sen. Opaska o 21.30 daje mi sygnał, że już pora wskoczyć pod kołdrę. I czasem udaje mi się już o 22 zasnąć, ale to sporadyczne przypadki. Jakość snu też jest różna, bo mam dużo pobudek w nocy. Chyba muszę sobie coś kupić na wyciszenie ;) Ale ogólnie i tak jest lepiej, niż to dawniej bywało.

A jak to wszystko przekłada się na wyniki w centymetrach po tych 9 miesiącach?

  • Szyja: -1,5 cm
  • Biceps: constans (co w sumie mnie cieszy, bo bałam się wielgachnych mięśni przy ćwiczeniu sztangielką)
  • Piersi: -10 cm
  • Talia: -21 cm
  • Biodra: -20 cm
  • Uda: -9 cm
  • Łydki: - 1,5 cm


Mam jeszcze duże zapotrzebowanie do zrzucenia w piersiach, talii i biodrach, ale wszystko przede mną :D A kiedy tak patrzę na powyższe wyniki, to aż mnie coś chwyta za serce, gdy przeliczę, do jakich wymiarów powinnam dość za kolejnych 9 miesięcy ;) No cóż, marzenia są po to, by je realizować :D I ja to robię! :p

Kochani, trzymam mocno kciuki, by i u Was walka przynosiła wielkie, pozytywne przemiany :) Na pewno nie u każdego tempo jest wielkie, ale pamiętajcie, że musicie być konsekwentni i nie poddawajcie się, gdy coś nie idzie po Waszej myśli :) Ściskam Was gorąco i życzę Wam cudownych efektów :):*

Buziaki! (pa)(kwiatek)

1 listopada 2018 , Komentarze (7)

Cześć Wam (pa)

Ostatnio zanikłam na dłuższą chwilę, ale wierzcie mi, nie mam weny do pisania, ani w ogóle przesiadywania przed komputerem. Praca, dieta, życie... pochłania mnie to wszystko ogromnie ;) I chyba jakieś jesienne znużenie mnie ogarnęło, bo z ćwiczeniami trudno mi się zmobilizować. Yhy, niestety (szloch) Jednego dnia jestem w stanie spalić łącznie 3.500 kcal (aktywność 140 minut), a innego 2.500 kcal (bez ćwiczeń). I tych drugich wyników mam jednak o wiele więcej. Z trybu 5 treningów spadłam do maksymalnie 3 w tygodniu. Czyli słabiutko. Ale cały czas wierzę, że w końcu się naprawdę zmobilizuję :D



Dietę spokojnie utrzymuję, ale mam teraz zachcianki na to i owo (jak to przed @). Obywam się bez podjadania, no chyba, że już nie wytrzymuję, to skubnę plasterek szynki, albo kilka winogron ;) Na szczęście waga powolutku spada i przy ostatnim sobotnim pomiarze zeszłam poniżej 99 kg - mega się cieszę :) Mam nadzieję, że będę dalej szła w dobra stronę :p

Szukam natchnienia... :D To znaczy szukam czegoś, co mnie oderwie od lenistwa i porwie do częstszego ruchu :) Macie jakiś pomysł? Wszystko siedzi w naszych głowach, a moja ciągle jest zaspana:D Na dziś mobilizację mam na wysokim poziomie, fajnie się czuję, pogoda piękna i nie mam wątpliwości, że poćwiczę. Obym ten stan utrzymała tez jutro i w następnych dniach :) Trzymajcie kciuki :)

Buziaki, ściskam Was mocno i do następnego razu (pa):* Paaaa (kwiatek)

21 października 2018 , Komentarze (9)

Cześć Kochani :*

Południe mija, a ja wciąż jestem senna - też tak macie? Gdy w końcu nadchodzi jesienna szarówka, ja zamieniam się w misia :D Obijam się po domu i próbuję się ogarnąć ;) Jestem w takim stanie od piątku i ciężko mi się zmobilizować. Tak wiec na dziś krótki wpis, bo zaraz padnę na klawiaturę (smiech)

Wczoraj zaliczyłam cotygodniowe spotkanie ze szklaną i zobaczyłam jakże przyjemne -0,5 kg :)<3 Och, powolutku, krok za krokiem, zaczynam się oddalać od setki. Nie jest to zabójcze tempo, ale najważniejsze, że tendencja się utrzymuje :) Początek tygodnia miałam mocno aktywny, ciężko ćwiczyłam i wynik mógłby być lepszy, ale im bardziej robiło się pochmurno, tym moja aktywność zaczęła spadać ;) No cóż, mam nadzieję, że w końcu się obudzę - macie jakiś dobry sposób? :D

W tym tygodniu dopadły mnie też zdradliwe słodkości - jeden kolega przyniósł do pracy ciastka weselne... dla każdego pudełko! Ech, no coś tam skubnęłam, niestety. Ale mobilizuję się i wracam na dobre tory :) Tylko trochę za mało teraz piję wody w domu. W pracy 1,5 litra spokojnie, w domu drugie tyle też jeśli mam trening. Ale gdy nie ćwiczę, to mi zimno i pić się nie chce... Muszę się wziąć w garść!

Ale na razie otulam się kocykiem i powolutku odpływam ;) Nawet muzyka, która zazwyczaj mnie pobudza, dziś mnie usypia :p Na obiad mam rozgrzewający rosół... no to mogę pospać (smiech) Ściskam Was ciepło i życzę Wam, mimo marnej pogody, dużo radości i przyjemnego popołudnia :)

Buziaczki! (pa):*


14 października 2018 , Komentarze (10)

Cześć skarbeńki :D:*

Bardzo Wam dziękuję za przemiłe komentarze pod moim ostatnim wpisem :)<3 Sprawiacie, że czuję się lekka jak piórko :D No dobra, do piórka jeszcze daleka droga, ale mój duch mocno wzleciał do góry :) Dostałam dzięki Wam takiego zastrzyku energii i sił, że w mój wieczorny trening włożyłam szczególnie dużo serca. Spalenie prawie 1000 kcal podczas ćwiczeń to dla mnie naprawdę jeden z najlepszych wyników (puchar)  To dowodzi, jak bardzo pochwały wpływają na dobre nastawienie (zakochany)


Dzięki Wam dostaję nowych sił i wiem, że na Wasze dobre słowo zawsze mogę liczyć :)(kwiatek) Jeszcze raz Wam bardzo dziękuję - czuję się mega zmotywowana :) 

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę Wam wspaniałego, pełnego świetnych wyników tygodnia :) Walczymy razem i nie odpuszczamy! :) Pa pa (pa):*

13 października 2018 , Komentarze (37)

Cześć Kochani :):*

Jak pamiętacie zapewne, tuż przed urlopem osiągnęłam wagę 99,9 kg, a po powrocie podskoczyłam do 100,5 kg. W ostatnim tygodniu jeszcze nie miałam zdrowia na normalny trening, ale za to dużo więcej chodziłam i zapewne dlatego udało mi się w tym tygodniu zaliczyć spadek 0,8 kg :) SUPER :D<3 Jejku, wróciłam do dwucyfrówki, hura! :DCo za niesamowite uczucie! :) Aż się chce szaleć z radości :PP


No to pora zakasać rękawy i szybko odsunąć się od setki :) Teraz moim najbliższym celem jest waga 93 kg, czyli przejście z chorobowej otyłości do nadwagi. Nie stawiam sobie czasu do osiągnięcia tego celu, ale mam cichą nadzieję, że do świąt BN mi się uda ;) Trzymajcie kciuki :)


Nie wiem, czy Wy też tak macie po urlopie, ale ja wciąż mam problem z uregulowaniem jedzenia. Owszem, posiłki jem o wyznaczonych porach, ale wieczorami mam ciągle ochotę na COŚ. Kończy się na jedzeniu orze chów i daktyli, ale to i tak nie jest dobre podejście. Jak być może kojarzycie, na urlopie miałam późne obiadokolacje i chyba jeszcze mój organizm nie zdołał się przestawić. Łatwiej by mi było, gdybym regularnie ćwiczyła wieczorami, jak wcześniej to robiłam. Bo ruch nie dość, że pozwala spalić kalorie, to jeszcze zabija ochotę na podjadanie. Przynajmniej tak u mnie bywało. Mam nadzieję, że w najbliższym tygodniu zdołam w końcu normalnie ćwiczyć :) Brakuje mi tego :PP

W ostatnim tygodniu zdobyłam się na pewne ryzyko - kupiłam sobie spodnie rozmiar 44 (smiech)(smiech)(smiech) Wiecie co, dla osoby, która przed dietą nosiła rozmiar 54/56 kupno TAKIEGO rozmiaru spodni to trochę szok ;) Chodziłam sporo po sklepach przez ostatnie dni, ale... nie wiem dlaczego wszystkie spodnie były za krótkie. Powiedzcie mi, czy to jest normalne? Przecież nie jestem jakaś super wysoka (177cm), a i tak nie mogę na siebie kupić spodni! Dziwne... W końcu kupiłam wysyłkowo, ale naprawdę liczyłam na to, że przy rozmiarze 44 nie będzie żadnych problemów... I wiecie co, jak do mnie dotarła paczka wyjęłam takie malutkie spodenki :D Znaczy z mojego punktu widzenia :PP I gdy w końcu je założyłam poczułam wielką radość :)<3 Wiem, że mam szczególnie w biodrach dużo do zrzucenia (jak to u jabłka bywa), ale to i tak o 20 cm mniej, niż miałam na początku tego roku :) Cudowne uczucie <3 Uwielbiam nosić spodnie, ale one też podkreślają mankamenty figury. Jednak wolę spodnie, niż przejmować się otartymi udami - kojarzycie? Jejku, jak fajnie, gdy człowiek widzi efekty swojej walki :)


Tak, to ja w moim nowym zakupie :D Jak widzicie mam jeszcze dużo pracy przed sobą, ale wciąż jestem mega zmotywowana i na pewno nie osiadam na laurach ;)

Buziaki dla wszystkich :D:* Lecę do sobotniego ogarniania chaosu :D Pięknego i przyjemnego weekendu Wam wszystkim życzę :) Papa (pa)(kwiatek)(slonce)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.