Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Po kilku latach znowu wracam tutaj. Poprzednio nie zdołałam osiągnąć zaplanowanego efektu. A potem życie się skomplikowało, przestałam ćwiczyć i... waga powróciła do ciężkiego poziomu. Ale dość tego! Od teraz zaczynam kolejny sezon bitwy o zdrowie :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 39802
Komentarzy: 1556
Założony: 9 lutego 2018
Ostatni wpis: 12 września 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Amas9

kobieta, 48 lat,

177 cm, 114.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 października 2018 , Komentarze (31)

Cześć Kochani :D(kwiatek)

Pamiętacie mnie jeszcze? ;) Kilka dni temu wróciłam z urlopu i powoli wracam do normalności ;) Włochy są przepiękne i za moment wrzucę Wam kilka zdjęć, ale najpierw poplotkuję :D Wycieczka objazdowa, jak sama nazwa wskazuje, to dużo jazdy i raczej spore tempo zwiedzania. Ale wiedziałam na co się decyduję, bo chciałam jak najwięcej miejsc zobaczyć, żeby innym razem wiedzieć, gdzie warto wrócić na dłużej :)Zwiedziłam północne rejony Włoch, a dokładniej mówiąc niesamowitą Wenecję, Florencję z jej słynnymi rzeźbami, przecudne nadmorskie Rapallo i Portofino, portową Genuę, średniowieczne miasteczko Cervo, byłam również w San Remo i Monte Carlo (tak, nawet wstąpiłam do kasyna, ale nic nie wygrałam (szloch)), zobaczyłam operę La Scalę w Mediolanie i słynną katedrę, oraz najstarsze i chyba najsłynniejsze centrum handlowe na świecie - Galerię Wiktora Emanuela (z XIX wieku) z luksusowymi sklepami ;) Byłam również w Bergamo i Weronie, a na koniec pływałam po jeziorze Garda. Tak więc program wycieczki był bardzo atrakcyjny i na pewno wspomnienia na długo zostaną w mojej pamięci :) Porobiłam masę zdjęć i wiecie co, ja ich jeszcze na spokojnie nie obejrzałam :D Nie było kiedy, bo codzienność mnie pochłonęła ;) Ale może w ten weekend ogarnę :D

Pogoda była wspaniała. Podczas, gdy w Polsce zaczęły się mrozy i nawet śnieg gdzieniegdzie się pojawił, ja miałam upalną i słoneczną pogodę, cały czas chodziłam w cienkich bluzkach, krótkich spodniach, sandałach, a spałam po prześcieradłem i z włączoną klimatyzacją w pokoju :D W cieniu w dzień było ok. 26 stopni, więc idealnie na zwiedzanie. Oczywiście trochę opalenizny złapałam, choć chroniłam się kremami SPF 50, bo mam bardzo jasną cerę i nie tęskno mi do poparzeń. Tak więc relaks na maksa i wygrzewałam się z przyjemnością, szczególnie w nadmorskich okolicach (slonce)(fala)  Za to powrót do Polski to był hardcore, bo niestety nie miałam grubych ubrań ze sobą i wracając do domu nieco zmarzłam :p Ach, jak ja tęsknię za włoskimi upałami :D(slonce)Ostatecznie przyjechałam chora do domu :PP I to nie szokująca zmiana temperatur na mnie wpłynęła, tylko klimatyzacja we Włoszech (smiech) No niestety, musiałam parę dni odchorować i jeszcze jestem na lekarstwach, ale idzie już ku dobremu :)

Z Włoch przywiozłam jeszcze jedna "pamiątkę" - kolca z palmy, którego sobie wbiłam do palca :D Musiałam pójść do chirurga na zabieg i doczekałam się szwów, choć kto by pomyślał, że taki drobiazg wymaga tyle zachodu ;)

Stąd, moje trenowanie po powrocie do domu tymczasowo zawiesiłam na kołku. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu pokonam przeziębienie, a ręka wróci do sprawności. Bo po urlopie troszkę mi przybyło na wadze, ale można się było tego domyślać :D

Jak to było z moja dietą we Włoszech? ;) Oczywiście nastawiłam się, że nie będę sobie odmawiać i popróbuję miejscowych przysmaków. Śniadania hotelowe były zazwyczaj europejskie - chleb, ser, szynka, dżem, słodka bułka. W ciągu dnia nie było szans trzymać się posiłków co 3 godziny ;) Ale wiecie co, batony z Polski to był strzał w dziesiątkę (Bakalland BA! 100% Natury) - w ciągu dnia niemal codziennie się nimi wspomagałam. Oprócz nich oczywiście w moim menu były: lasagne, tortellini, pizze, focaccia, cannelloni, lody, kawa :D


(pizza z pieca - bresaola z rukolą)


(lody w przeróżnych smakach)


(pizze i focaccia sprzedawane na wynos)


(przeróżne ciasta, ciasteczka i słodkości)


Ale moje największe odkrycie, to cudowna owocowa macedonia <3:) To nic innego, tylko kubek z pokrojonymi owocami za około 3-3,5 euro. Moim najcudowniejszym wspomnieniem będzie pomarańczowy melon oraz macedonia w Weronie, gdzie na wierzchu była słodka truskawka, poniżej połówka najsmaczniejszej w życiu brzoskwini, a poniżej kawałki melona, ananasa, kiwi i arbuza. CUUUDOO (zakochany)<3


Natomiast kolacje w hotelach były największym hardcore dietowym. Najczęściej rozpoczynały się około 19.30-20.00 i kończyły godzinę później (smiech) Na pierwsze danie była zawsze pasta (makaron) w sosie pomidorowym. Oczywiście dla chętnych była zawsze dokładka :D Później było drugie danie - mięso w sosie, różne wersje ziemniaków (także smażonych w panierce) i sałatki. A na koniec deser - lody lub ciasto ;) Człowiek wygłodzony po całym dniu nie patrzył na to, co podają - wierzcie mi, jadło się wszystko:D

Nie wspomniałam jeszcze o piciu. Woda oczywiście to podstawa w ciągu dnia. Ale skusiłam się także na kawę w kilku odmianach. Ja nie jestem kawoszką, ale musiałam skosztować espresso z dodatkami np. lodami i czekoladą :p


Oprócz kawy jeszcze oczywiście warto spróbować włoskie wina - tu wybór jest ogromny :D A także słynny drink aperol spritz (Aperol, Prosecco, woda gazowana, plasterek pomarańczy i kostki lodu) lub aperol soda (bez pomarańczy i Prosecco). Polecam również lemoniady (np z cytryny lub granatów), a jeśli ktoś lubi sorbety to warto skosztowac granitę - mrożony syrop o ziarnistej lodowej strukturze, tworzony na bazie wody, soku owocowego i cukru :)


(aperol soda)



Skoro tyle jadłam i piłam, to pewnie jesteście ciekawi, jak to było z gimnastyką? ;)Oczywiście na ćwiczenia nie było żadnych szans, a nawet ich nie planowałam. Pomimo objazdowego charakteru wycieczki, była ona jednak mocno wymagająca. Wyobraźcie sobie, że pobijałam na niej swoje rekordy w chodzeniu i spalaniu kalorii! Wynik 3,5-4 tys. palonych kalorii miałam prawie codziennie :D Stąd wierzcie mi, jedzenie kolacji było koniecznością, bo miałam wielkie braki (smiech)


A jak to wszystko się przełożyło na moja wagę po powrocie? Oj, naprawdę jestem w szoku, że nie ma dramy :D Poskoczyłam do 100,5 kg, więc powinnam dość szybko sobie z tym dać radę :) Trzymajcie kciuki, bo oczywiście dwucyfrówka znów jest moim najbliższym celem :D Na razie ze względów zdrowotnych jeszcze treningi odłożyłam, ale za parę dni wracam na całego, bo przecież nie mogę zbyt sobie pofolgować :p

To na razie tyle ploteczek ode mnie :D Poniżej wrzucę Wam parę fotek (z kilku tysięcy :D), a w najbliższym czasie pozaglądam, co u Was słychać :) Gorąco Was ściskam i życzę Wam cudownego weekendu (pa):*(slonce)


Wenecja


Florencja - katedra Santa Maria del Fiore

Baptysterium - złote drzwi


Portofino

Santa Margerita

Rapallo

Cervo


Monaco 

Kasyno w Monte Carlo


Mediolan - katedra

Galeria w Mediolanie

21 września 2018 , Komentarze (20)

Cześć wszystkim :)(balon)

Za godzinę wyjeżdżam do Włoch, ale jeszcze krótki wpis ;) Wczorajszy dzień to było szaleństwo... Wzięłam sobie wolne w pracy, żeby się na spokojnie przygotować do wyjazdu - ha ha ha :p Powiem Wam, że spokoju nie było ani przez chwilę :D Rano zakupy, potem wybieranie ubrań, prasowanie, pakowanie... Wszystko mega czasochłonne. Po drodze jeszcze pichcenie obiadu... i znowu szykowanie się na drogę... Aż w końcu wieczorem zaczęłam przygotowywać jedzenie na drogę. Zabrałam się za ciasteczka owsiane (po raz pierwszy je robiłam), ale wiecie, krojenie ręczne zajmuje także sporo czasu ;) Ostatecznie zajęło mi 1,5h zanim ciastka były gotowe - masakra (smiech)(smiech)(smiech) Ale spróbowałam i są pyszne :) Na pewno będą mega syte :)

Do tego wzięłam na drogę warzywa (marchewkę, rzodkiewkę, paprykę, pomidory, kalarepę) i owoce (banany, jabłko, brzoskwinie ufo). Szarpnęłam się nawet na robienie tortilli i kilku kanapek. I to by było wszystko na drogę na 2 dni - chyba aż nadto :D

Całe te przygotowania wczoraj były masakrycznie absorbujące i oczywiście nawet nie pomyślałam, żeby poćwiczyć :D A i tak moja opaska wskazała najlepsze wyniki, odkąd ją mam :p

Kroki: 11.944
Kalorie: 3.562
Aktywne spalanie: 106 minut
Dystans: 8,75 km
Ilość pięter: 14

A do tego powyższe wyniki nie uwzględniają godzinnej przerwy, kiedy opaska się ładowała;)

Dziś wskoczyłam też na wagę (zamiast w sobotę) i... jest w sumie constans. Dziś też 99,9 kg, ale to możliwe, bo nie miałam pełnych treningów. Ciekawa jestem, co będzie, jak wrócę z urlopu :D To się okaże już w październiku ;)

Niestety muszę już powoli kończyć... Tak więc ściskam Was gorąco i do zobaczenia za kilkanaście dni :)Trzymajcie się ciepło i niech moc będzie z Wami :D Buziaki, paaaaa (pa)(slonce):*

17 września 2018 , Komentarze (33)

Cześć wszystkim :D:*

Godzinę temu wróciłam do domu po krótkim wypadzie na Śląsk do rodziny. Było miło i chwilami daleko od diety ;) Ale pomna nauczeń Vitalii starałam się dozować dobra, którymi byłam raczona :D(tort)(lody) A ponieważ miałam obawy, co do mojej wagi, postanowiłam zaryzykować i powiedzieć: sprawdzam ;) Chociaż nie jest to właściwa godzina ważenia (zazwyczaj robię to z samego rana, a nie po 2 posiłkach), ogarnęła mnie radość, wielka radość :)<3

Ta daaaaaam:


Czy Wy widzicie to samo, co ja? Bo aż przecieram oczy ze zdziwienia! Rany, jest pięknie, rewelacyjnie :D Jak można schudnąć bez ćwiczeń i z menu, w którym pojawił się choćby tort, albo kluski z sosem? :D Szok! Ale naprawdę bardzo, bardzo przyjemny :D Jeszcze wiele może się zdarzyć, szczególnie, że za 3 dni jadę na urlop :D Ale wierzę, że już niedługo dwucyfrówkę będę miała na stałe :) Jejku, naprawdę jestem przeszczęśliwa, bo takiej wagi nie miałam od wielu lat :) I to znaczy, że ponad 20 kg za mną... Ale mi lekko teraz... a będzie jeszcze lżej!!! Jak mnie rodzina zobaczyła, to zaczęli w żartach mówić, że taka bidulka ze mnie... wychudła... :p Ale oczywiście wszyscy się cieszą razem ze mną i mocno mnie dopingują do dalszej walki :) Jest moc, jest nadzieja i wielki cel wciąż przede mną!:D(bomba)

Kochani, na razie powoli lecę dom ogarnąć, a później zaglądnę do Was, co w Waszych pamiętnikach się pojawiło :) Buziaki dla wszystkich i dużo słonecznego uśmiechu Wam życzę :D(slonce) Paaaaa (pa):*

8 września 2018 , Komentarze (34)

Cześć Kochani :)(kwiatek)

Jeszcze nie tym razem, ale tuż tuż... Dziś na mojej wadze zobaczyłam jakże wspaniałe, zachwycające 100,4 kg :D<3 To naprawdę niesamowity wynik, bo ostatni tydzień miałam nieco odchodzący od normy, ale o tym za chwilę ;) Dziś stawałam na wadze z lekkim stresem, bo nie wiedziałam czego się spodziewać, a po wczorajszym dniu, to nawet obawiałam się wzrostu wagi. A tu co? Szklana mnie oczarowała, bo -1,0 kg nie jest częstym wynikiem u mnie :D Wierzcie mi, naprawdę odczuwam wieeelką, przeogromną radość! Już za chwileczkę, już za momencik... w końcu pyknie ta setka ;) Trzymajcie kciuki, błagam :D


W porównaniu z zeszłym tygodniem w talii mam mniej o 1 cm, w biodrach 0,5 cm, a w udach 0,5 cm, więc mam się czym cieszyć :) Moje BMI to wciąż otyłość, ale coraz bliżej do granicznego poziomu z nadwagą. Muszę do niego jeszcze zrzucić 7,4 kg, ale na pewno jest do ogarnięcia w najbliższych 2 miesiącach. Zobaczymy, jak mi pójdzie :)


Powolutku zaczynam się szykować na mój urlop, choć po drodze jeszcze czeka mnie wyjazdowy weekend za tydzień do rodziny, więc tak naprawdę ostatnie większe zakupy pewnie będę robiła dzisiaj ;) Choć bardzo mi się nie chce, mam wielkiego lenia :D A tu jakieś mycie okien by się dziś przydało, ale nie wiem czy dostanę zastrzyku energii ;) Na razie to bym się powylegiwała w łóżku :D Też tak czasem macie? ;)

Ale wracając do mojego ostatniego tygodnia, to odbiegał od normy zarówno dietowo, jak i treningowo. Powiedzcie mi, czy jak Wam w pracy szefowie fundują lody, to czy ich nie zjecie? A jak macie imprezę firmową, to na niej siedzicie bez tknięcia jedzenia i picia? ;) Właśnie wczoraj byłam na takiej wyjazdowej imprezie i miałam świadomość, że odbije się to na mojej wadze. Śniadanie zjadłam jeszcze zgodnie z dietą, a na drugie miałam tylko banana. Ale od obiadu licząc moja dieta była zwariowana ;) Ale jednak ostatecznie coś tam sobie dawkowałam i wybierałam jakieś sałatki na podwieczorek, zamiast konkretnych dań ;) Ale lody też się trafiły, choć ciasta ostatecznie nie próbowałam :p Niech się inni cieszą :D Skusiłam się też na kieliszek wina, ale tylko jeden - twardzielka (smiech) Ale za to były też atrakcje sportowe i dzięki temu na pewno zrzuciłam nieco kalorii - choćby podczas pływania rowerkiem wodnym :) Oj, poszalałam ponad pół godziny i schodząc z tego rowerka wyglądałam jak zmokła kura :p Ale było warto, naprawdę :)Widoki pierwszorzędne :) Poza tym, to było moje pierwsze zetknięcie z takim rowerkiem, więc dodatkowa atrakcja :D Ogólnie byłam wczoraj tak zmęczona, że nie wiem nawet kiedy zasnęłam po powrocie do domu ;)


Poza wczorajszym wyjazdem w tym tygodniu miałam tak naprawdę tylko jeden trening. Niestety dwa mi odpadły z powodu... zmęczenia. Ostatni tydzień miałam fatalny jeśli chodzi o spanie i to się odbiło na mojej kondycji. Ale za to ten weekend muszę już sumiennie przepracować i wykonać to, co mam w planie, bo przecież wielki cel przede mną :)

Jak więc widzicie, nawet trochę odmiany u mnie nie wpłynęło niekorzystnie na efekty diety, co nie ukrywam mnie bardzo cieszy :) Ale oczywiście nie popadam w samozachwyt i nie osiadam na laurach, tylko ostro zabieram się do dalszej pracy nad sobą :D Do ostatecznego celu wciąż bardzo daleka droga...

Moi mili, mam nadzieję, ze u Was weekend będzie bardzo przyjemny i efektywny :) Dużo słońca i uśmiechu Wam życzę :)(slonce) Buziaki (pa):*

1 września 2018 , Komentarze (26)

Cześć wszystkim (dziewczyna):*

Och, jaka znowu radość mnie spotyka :) Kolejny tydzień za mną i znowu waga wywołuje szybsze bicie mojego serca :D W tym tygodniu pozbyłam się 0,6 kg, a to oznacza wagę 101,4 kg! :D To miodzio dla mego serca :D Taki wynik osiągnęłam pomimo tygodnia z @ oraz dalszych problemów ze stopą. Ja naprawdę jestem mega zadowolona :) Zaciskanie zębów pomaga, wierzcie mi :D


Dietowo też było naprawdę przyzwoicie, choć nie ustrzegłam się złamania diety, ale o tym za moment. Najpierw kilka zdjęć z mojego menu w tym tygodniu. Na śniadanie polecam kanapki z serem i awokado, tosty albo owsiankę z chia i ananasem - mniam :D


A na obiad przez dwa dni delektowałam się cukinią faszerowana kaszą jaglaną z pomidorami. Pyszności :D


Do tego jadłam mnóstwo warzyw, trochę owoców (śliwki, arbuz, jabłka, gruszki), jakaś tortilla się trafiła, kurczak w różnych kompozycjach. Tak więc naprawdę fajne jedzenie :)

Ale oprócz planowej diety z rozmysłem postanowiłam zaryzykować i kupiłam... batony

Owszem, w sklepie patrzyłam przelotnie na skład, ale tak naprawdę analizę dokładniejszą zrobiłam w domu. Czemu kupiłam batony? Ponieważ chcę się przygotować na mój wyjazd urlopowy do Włoch ;) Nie wiem, jak Wy podchodzicie do takich wypraw, ale ponieważ będzie to wycieczka objazdowa, to mam świadomość, że przez kilkanaście godzin będę się mocno męczyła w trasie. Oczywiście coś na drogę sobie przygotuję bardziej treściwego, ale taki baton tez ponoć potrafi zdziałać cuda :p Niestety u mnie w sklepie nie było jeszcze nowości Bakallandu bez cukru, stad wzięłam to, co było ;) Zaś testowo wzięłam tez WHEY, bo trochę protein tez jest wskazane (niestety E492 też się tu trafiło, ale dostrzegłam dopiero w domu). Stąd zamiast zajadać się planowanymi w diecie przekąskami wieczornymi, testowałam w tym tygodniu te batony po treningu ;) Jak mam być szczera, to jednak wolę inne jedzenie. To taka moja refleksja. Bo zjedzenie batonu tylko pobudziło mój głód i miałam ochotę na jeszcze więcej ;) Może dlatego, że raczej nie jem słodkości na co dzień i naprawdę nie mam na słodycze ochoty. Nawet ostatnio byłam częstowana w pracy Rafaello, to tylko je schowałam do szuflady :D Wierzcie mi, ja naprawdę nie czuję potrzeby na słodkie :) W owocach, które jem na co dzień, jest wystarczająca dla mnie ilość cukrów. Tak więc podsumowując, ja jednak na wyjazd zabiorę po prostu mieszankę rożnych orzechów i owoców, a batony zostawię innym :D

A może Wy mi coś podpowiecie, co zabrać na długa trasę do autobusu? Myślę żeby poza owocami, warzywami w słupki (marchewka, papryka) i orzechami sobie zrobić tortillę, albo jakieś placuszki owsiane. Ale czy to mi wystarczy? :D Na pewno będzie parę przystanków na stacjach benzynowych, tylko jakoś specjalnie nie czuję ochoty by wchodzić do miejsc z parówkami, zapiekankami i innym tego typu jedzeniem :PP Hehe, ale wierzcie mi, pomimo takiego nastawienia, ja jednak z całą pewnością we Włoszech będę jadła pizzę i inne rarytasy - raz się żyje! :D I nawet jeśli waga mi podskoczy, ja nie będę rozdzierać szat ;) Na ile będę mogła, to będę trzymała dietę, ale z rozsądnym popuszczaniem pasa - to taki mój plan :D Do wyjazdu mam jeszcze ponad 2 tygodnie, ale już czuję dreszczyk emocji ;)

Moi Kochani, pora wrócić do sobotniego ogarniania domu :D Życzę Wam przyjemnego weekendu i wspaniałych efektów Waszej diety :) Buziaki, trzymajcie się ciepło (pa)(kwiatek)(slonce)

25 sierpnia 2018 , Komentarze (25)

Cześć Wam, Kochani :)(kwiatek)

Jejku, ale jestem śpiąca ;) Dziś w planie miałam wypocząć i zrelaksować się, ale na razie czuję się bardziej zmęczona :p Nie wiem czy to pogoda (ciemne chmury za oknem), czy może mało snu, ale na początek dnia rozruch mam fatalny ;) Jednak mimo to, ja już o 6 rano stałam na wadze i próbowałam dostrzec, co też ostatni tydzień mi przyniósł. Parę razy o mało zawału nie dostałam widząc poniżej 102 kg, ale to było tylko chwilowe :D Ostatecznie waga stabilizowała się na 102 kg i to oznacza, że w tym tygodniu zrzuciłam 0,4 kg :) O tak, to znowu spadek, choć minimalny, ale jednak :) I bardzo cieszy moje oko, bo to oznacza, że mam równiuteńko, idealnie 18 kilogramów na minusie od początku diety :) Hurra :D Oby tak dalej :D


Do wyjścia z otyłości brakuje mi jeszcze 9 kg. Marzę, żeby jak najszybciej to się stało, więc trzymajcie kciuki :) Jak mi się uda, to chyba oszaleję z radości :D Zaczynałam od poziomu 38,3 (II stopień otyłości - kliniczna), a teraz mam BMI 32,56 (I stopień otyłości). Coraz lepiej, choć jeszcze wciąż bardzo wytężona praca przede mną. Ale warto! :) Po drodze czeka mnie jeszcze jednio mega przejście, czyli pożegnanie jedynki z przodu wagi. Chciałabym, żeby mi się udało najpóźniej do mojego urlopu (21 września). Tak więc mobilizacja pełna i już za parę minut wskakuję na matę :D Mam nadzieję, że pokonam senność i zdołam aktywnie spalić choć 700 kcal :D



Tydzień był dla mnie mocno wymagający. W pracy trwa okres urlopowy i musiałam też pełnić zastępstwo, więc wracając do domu byłam wypompowana. Do tego mam problemy z chodzeniem (bolesność stawu śródstopno-palcowego, czyli efekt halluksa), co w perspektywie urlopu objazdowego, gdzie na pewno będzie dużo chodzenia, nie napawa mnie optymizmem. Ale na wizytę do ortopedy trzeba czekać parę miesięcy, więc muszę się jakoś ratować inaczej. Na razie zdrowotne wkładki do butów muszą mi wystarczyć.

Z dieta u mnie naprawdę nieźle :) Choć niedzielny obiad był dla mnie zbyt ciężki - miałam placek ziemniaczany z pieczarkami i pomidorami - przepyszny, ale jednak ciężko strawny :( To na pewno wpłynęło na moja wagę i musiała wzrosnąć, stąd wynik tego tygodnia nie jest taki szałowy. Ale już wiem, że na pewno smażonych rzeczy jeść nie będę. Swoja droga ciekawe, czy tylko ja tak reaguję, czy to jakiś niezbyt szczęśliwy przepis diety? W sumie zastanawiałam się, czy nie zmienić na kurczaka z ryżem, ale ostatecznie skusiłam się i już wiem, że po raz ostatni ;)

 
Za to mogę z czystym sumieniem polecić kurczaka z ananasem - dla mnie rewelacja :DAlbo dzisiejsze śniadanie - chleb z awokado i sokiem z cytryny - pychotka :)


Ooo, za oknem słońce zaczyna się przebijać przez chmury :D Wspaniale, od razu zaczynam odżywać :D Wam życzę wspaniałego, radosnego weekendu :) Niech chwila ochłody doda Wam sił i energii :) Trzymajcie się i pamiętajcie o uśmiechu (pa):*

18 sierpnia 2018 , Komentarze (24)

Cześć Kochani :)(kwiatek)

... Uuu, ale zimno! Nie chce mi się zamykać balkonu, bo musiałabym z łóżka wstać... Hmm, może jednak wstanę? No dobra... O, od razu lepiej! Która to godzina? Jej, dochodzi 5?! No zwariowałam! Dziś sobota i spać mogę do oporu! Sobota? SOBOTA!!! POMIARY!!! WAGA!!!

I tym sposobem zamiast grzecznie położyć się do łóżka, zabrałam się za mój sobotni rytuał poranny :D A jakie to wyniki moja waga dziś pokazuje? Ano jest całkiem, całkiem ;) Tendencja spadkowa się utrzymuje i zobaczyłam jakże wspaniałe, wręcz rewelacyjne 102,4 kg :D Oczywiście ta waga moje oko cieszy, bo oznacza spadek od zeszłego tygodnia o 1,1 kg :D Cudownie :):):) I to również oznacza, że coraz większymi krokami zbliżam się do dwucyfrówki, huraaaaa!!! :D Mega radosny poranek :D<3


Och, jak mi się chce tańczyć i śpiewać.... Wariatka? Takie niesamowite uczucie, którego nie sposób słowami objąć...

Od tego wszystkiego znowu dostałam zastrzyku energii i pomimo niewyspania mam ochotę teraz góry przenosić (smiech) Znowu czuję potrzebę rozładowania nadmiaru energii i niedługo będę wyciskać siódme poty ;) No przecież nie mogę leżeć do góry brzuchem, gdy tyle wspaniałego się dzieje :D Uwielbiam takie wspaniałe wiadomości :D<3


Mam nadzieję, że u Was równie cudownie sobota się rozpoczyna i życzę Wam naprawdę pięknego i wyjątkowego weekendu :)(kwiatek)(slonce) Paaaaaa, buziaki (pa)


13 sierpnia 2018 , Komentarze (16)

Cześć wszystkim :)(balon)

I znowu upalny, cudownie słoneczny dzień (slonce) Naprawdę jestem w fajnym nastroju. W pracy harówka, ale jakoś bez większego stresu. W domu też spokojnie. Pyszne jedzenie... wspaniała muzyka... W końcu się wyspałam i dodatkowych sił dostałam :) I z tego wszystkiego zarezerwowałam na wrzesień wycieczkę do Włoch (cały czas odkładałam, nie wiem po co, choć ją na 100% wybrałam), więc powoli zaczynam się pakować :p Nie, no doooobra, na razie muszę zaplanować kilka zakupów, żeby we wrześniu się nie obudzić, gdy w sklepach nic na lato już nie będzie ;) A tak na serio, to ja zawsze się pakuję wieczorem, dzień przed wyjazdem :PP

Dzisiaj poszłam do pracy w nowych spodniach i na wejściu usłyszałam: WOW! :D I komentarz, że takie wąskie spodnie koniecznie muszę nosić ;) Potem jeszcze kilka pozytywnych sygnałów od koleżanek, więc mój nastrój poszybował pod sam sufit :D Czy mi się dziwicie, że mam taki ogromny zapał do ćwiczeń? :) Przez to wszystko zaczynam trochę przyjaźniej na siebie patrzeć ;) Do pełni szczęścia jeszcze daleka droga, ale powolutku zaczynam się wygrzebywać z czeluści :p U mnie w pracy są same szczupłe laseczki, max rozmiar 40, więc rozumiecie, jak moje ponad sto kilo od nich się odróżnia? :D Ale mam swój wielki cel i walczę dalej :)

I przez to wszystko jeszcze kupiłam sobie aparat fotograficzny. Ten zakup też odkładałam na bliżej nie określoną przyszłość, ale jak człowiek ma dobry humor, to czasem lubi zaszaleć :D Aparat planowałam kupić od dawna, bo jak byłam 3 lata temu na Chorwacji akurat w trakcie urlopu mi się zepsuł - wierzcie mi, totalna porażka (szloch) Teraz liczę, że powtórki nie będzie, tfu tfu :D

Za moment wskakuję na rower i chwilę się rozruszam ;) Nie mogę się powstrzymać - mój organizm po prostu domaga się ćwiczeń :D Dziś bez szaleństw, tylko parę minut, ale od jutra wracam do treningów fazy właściwej z pełnymi obciążeniami.

Tak więc Kochani, nie poddawajcie się lenistwu, tylko walczcie o siebie! Naprawdę warto! :)

Pięknego i radosnego wieczoru Wam życzę (pa)(kwiatek)

12 sierpnia 2018 , Komentarze (22)

Cześć wszystkim :D:*

Dziś kolejny piękny dzień u mnie (slonce)(kwiatek) Cudowne słońce, ciepło, ale nie upalnie (25 stopni w cieniu), a ja po raz kolejny robię sobie mega nastrój z muzyką w tle ;) A co, czemu nie? :) Za chwilę planuję trening, więc takie energetyczne pobudzenie jest jak najbardziej wskazane :D

Wczoraj pisałam Wam o moich nowych spodniach. I coś mnie podkusiło, żeby sprawdzić, jak te nowe spodnie mają się do starych ;)


Śmiesznie to wygląda (smiech)(smiech)(smiech) A co to będzie za parę miesięcy? U la la :p Te stare spodnie w tej chwili już tylko niepotrzebnie miejsce zajmują, bo stanowczo nie planuję w nich chodzić :D Rozmiar 54/56 odszedł do lamusa :D HURRAAAA :D A co najlepsze, na lato w ogóle nie wyciągnęłam kilku par rybaczek, które chyba będzie trzeba komuś sprzedać :p Absolutnie nie życzę sobie ich już widzieć na oczy :D Fuj! :p No chyba, że w celach motywacyjnych :p

Jestem naprawdę na takim pozytywnym haju :D Muzyka mnie jeszcze podkręca i aż mi się chce skakać, śpiewać, tańczyć :D Powiecie, że zwariowałam? Nnnooo... może troszeczkę :PP:p A ja po prostu... się cieszę :) I aż mnie energia rozpiera, jak pomyślę, że za chwilę wyciągnę matę, taśmy, hantle... jeju, będzie się działo :D Kojarzycie ten dreszczyk radości, szybsze bicie serca i takie mrowienie w palcach z radosnego oczekiwania? :D Hihi nie umiem opisać :D I to na myśl o treningu! Całkiem odleciałam... (kreci):D

O kurczę, no dobra, lecę ćwiczyć :D Buziaki! (pa):* Cudownej niedzieli, Kochani :)(slonce)

11 sierpnia 2018 , Komentarze (22)

Cześć Kochani :)(kwiatek)

Nie sądziłam, że aż tak się przejmuję pomiarami. Bo niby dlaczego budzę się o 5.20 zamiast o 7, albo i później? Halo, dzisiaj sobota! ;) Mogę wylegiwać się do woli, ale nie, ja się zrywam o świcie i wskakuję na wagę - naprawdę ciężki przypadek ze mnie :PP No dooooobra, przyznam się Wam, że podglądnęłam w tygodniu u szklanej, że powinien być spadek i pewnie dlatego nie mogłam wytrzymać :D I jestem znowu odrobinę lżejsza - jak mi miło :D Tym razem piękne 103,5 kg zobaczyłam, a to oznacza -0,8 kg od ostatniej soboty :) 

Naprawdę, to już tyle? Jeju, jeszcze kilka tygodni i powinnam zejść poniżej setki, masakra! Czy ja jeszcze pamiętam te czasy? To było w roku... yyy... hmm... :D Ostatnia walka z wagą, kiedy udało mi się dojść do 77 kg, miała miejsce w 2001 roku! Potem przez rok utrzymałam wagę... a później osiadłam na laurach... Tak więc znowu walczę o to, by po 16 latach dojść do podobnej wagi. Jest to mega wyzwanie, ale wierzę, że mi się uda :) Gdy patrzę na swoje zdjęcia z tamtego okresu... no cóż, kiedyś byłam młodsza i szybciej mi poszło zrzucenie wagi. I wtedy startowałam z wagi około 95 kg, więc było łatwiej. Teraz startowałam od 120 kg, wiec wyzwanie mam większe. Ale skoro blisko mam do setki, to nabieram jeszcze większej energii :) I chyba o to chodzi? :D

Za mną już 26 tygodni, czyli pół roku walki! Wiecie co, sama jestem w szoku, że to już tyle czasu upłynęło. Kiedy w lutym zaczynałam, to po prostu wyznaczyłam jakąś odległą, wymarzoną wagę i zabrałam się za siebie. Miałam ogromna chęć na zmiany i determinację do walki, ale czy wierzyłam w efekty? Szczerze mówiąc, to bardziej chyba było w sferze marzeń. Owszem, mobilizacja do walki i wyznaczanie kolejnych małych celów to jedno, ale dopiero jak się widzi pozytywne zmiany, to zaczyna do człowieka dochodzić, że chyba naprawdę to wszystko ma sens :) Wiem też, i nie raz wspominałam o tym, że moje osiągnięcia może nie są tak spektakularne, jak wielu innych osób tutaj, zdarzyły mi się nawet dwa zwiększenia wagi, ale sumarycznie i tak jestem mega zadowolona z mojego półrocza :) Czujecie, mam mniej o 16,5 kg na sobie, rany! :D Gdyby ktoś mi kazał teraz dźwigać taki plecak, to chyba bym go wyśmiała :p

Pół roku... Talia -17 cm, biodra -17 cm, udo -8 cm... Wiecie co, kupiłam sobie już spodnie 46 rozmiar (wysyłkowo) i wchodzę w nie :D Jakie to rewelacyjne uczucie :D Co prawda jeszcze mnie opinają w biodrach, ale mogę z luźniejszą bluzką w nich biegać :D Jakieś jaja, ja naprawdę mam takie spodnie? 8) Wczoraj je prałam i wieszając na sznurku pomyślałam... rany, ale one małe (smiech)(smiech)(smiech) Naprawdę mam wielką radochę ;)

Nie wiem, czy Wy też kibicujecie naszym sportowcom, ale ja oglądałam w ostatnim tygodniu kolarzy i lekkoatletów. Naprawdę, to mnie dodatkowo mobilizowało do ćwiczeń. Ja pociłam się w moim pokoju na rowerku, a tam w skwarze i pełnym słońcu kolarze jechali 150 km... I jak tu nie wykrzesać z siebie dodatkowych sił? :) Kiedy oglądałam naszych kulomiotów, to przypomniałam sobie, jak to w dzieciństwie próbowaliśmy pchać wielkimi kamieniami na odległość, jak sportowcy... Kiedyś to mnie strasznie kręciło :D No oczywiście sportowcem nie zostałam :p Ale sentyment mam ;) Zresztą do wielu dyscyplin, bo jako dziecko dużo więcej się ruszałam ;) Zwłaszcza uwielbiałam grać w piłkę nożną i siatkówkę ;) Ale to było wieki temu... :p

W niedzielę kończę drugi tydzień fazy regeneracyjnej mojego treningu (czyli z mniejszymi obciążeniami). A tu proszę, mimo to osiągam naprawdę fajne spadki :) Od przyszłego tygodnia znowu wracam do ćwiczeń na maska :) Będzie się działo! Bo nie ma wyjścia - za nieco ponad miesiąc mam wyjazd urlopowy (kolejnych parę dni), więc fajnie by było trochę mniej kilogramów wozić ze sobą :D

Udanego weekendu dla wszystkich (pa)<3 Trochę odetchniemy od upałów, więc ładujcie akumulatory :) Buziaki, trzymajcie się ciepło i z uśmiechem :D(kwiatek)


PS. Za oknem leje deszcz i w tej chwili 15 stopni. Ale chętnie spoglądam na zdjęcia z ogrodu z tego tygodnia :) Dziś pewnie nie posiedzę w moich kwiatkach :D

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.