Dzisiejszy dzień,
chociaż paskudnie za oknem przyniósł sporą dawkę optymizmu. Czuję, że wracam na wyznaczoną drogę i dalej staję do walki o piękną sylwetkę. W ramach poprawy nastroju umówiłam się z moim fryzjerem, żeby wziął w obroty moją strzechę, która natychmiast potrzebuje ostrego cięcia. Zastanawiam się też nad zmianą koloru, ale może jeszcze nie dziś. Mam zamiar też wprowadzić dwie zasady. Po pierwsze lepiej planować posiłki, bo ostatnio robiłam to na chybił trafił, a po drugie za każdy grzech żywieniowy (2zł) i brak ćwiczeń (5zł) wrzucać do skarbonki pieniądze, które przeznaczę na jakiś szczytny cel. Muszę najpierw sprawić sobie taką skarbonkę, raczej większą znając swoje słabości. Pomysł ten podsunęła mi jedna z dziewczyn na Vitalii, chociaż ona nagradza się pieniędzmi wrzuconymi do skarbonki za dni bez słodyczy i dni z ćwiczeniami. Może ta metoda bardziej mnie zmobilizuje. Jak to mówią tonący brzytwy się chwyta, więc myślę, że każdy sposób (oczywiście w ramach rozsądku) jest dobry, żeby osiagnąć to czego się pragnie.
3 miesiące na Dukanie
i rezultat taki jak widać. Ostatnie dni przebiegły raczej zgodnie z założeniem, może jedynie mniej było ruchu na świeżym powietrzu, bo musiałabym to robić chyba na czworakach taka ślizgawka. Niestety wczorajszy wieczór i dzisiejszy dzień nie mogę zaliczyć do udanych. Poległam na całej lini. Wszystkie mądre rady i postanowienia diabli wzieli. Najgorsze, że robiłam to świadomie, bo przecież wiem jakie są tego konsekwencje. Żadne poczucie winy, ani zamiatanie problemu pod dywan nie załatwi całej sprawy. Wiem, że powinnam się wziąść w garść, ale nie nie będzie żadnego ale. Koniec z usprawiedliwianiem i użalaniem się nad sobą. Jestem twarda i dam radę. Może w tym roku nie będę jeszcze chudzielcem, ale dojdę do tego co sobie zamierzyłam prędzej, czy później. Pewnie złapię jeszcze niejednego doła i zamiast zrobić jeden krok do przodu zrobię dwa do tyłu, ale nie wrócę do tego co było.
Jak szaleć to na całego.
Wcześniej obiecywałam sobie, że nie będę wydawać pieniędzy, bo po pierwsze chciałabym je zaoszczędzić na wesele kuzynki, żebym mogła kupić sobie odjazdową kreację, a po drugie nie chcę kupować ubrań, które będą na mnie za duże w najbliższym czasie (przynajmniej mam taka nadzieję). Postanowienie legło lekko w gruzach, bo kupiłam sweterek i perfumy, które lekko nadszarpnęły mój budżet. Mam lekkie wyrzuty sumienia, ale doszłam w końcu do wniosku, że zakupy uznam jako prezent z okazji dzisiejszych imienin. A co tam też mi się coś od życia należy. Humor mi dzisiaj dopisuję, ale nie chwalmy dnia przed zachodem słońca, bo jeszcze może mi ktoś go popsuć. Dieta w ramach zdrowego rozsądku i to najważniejsze. Jutro wieczorem wyjeżdżam, bo zaczyna się długi weekend, więc zapowiada się niezłe leniuchowanie, ale spokojnie nie ulegnę pokusom. Jestem tak skonstruowana, że kiedy jestem po za domem nic nie jest w stanie mnie skusić, a jedzenia na ulicy wręcz nie znoszę. Dlatego też nie martwię się o swoją wagę. Dodatkowo duża porcja ruchu, szczególnie na świeżym powietrzu pomogą zgubić kolejne kilogramy. Nie wiem czy będę miała dostęp do internetu, więc prawdopodobnie pojawię się dopiero w poniedziałek. Pozdrawiam i do zobaczenia.
Nowy Rok się zaczął
i już kłody pod nogami. Wczoraj wieczorem idąc od autobusu poczułam taką energię, siłę i wiarę, że mogę wszystko. Niestety dzisiaj silną wolę diabli wzięli i pojechałam po całej linii. Huśtawka nastrojów to jest to, co najbardziej uwielbiam. Źle wpływa na moje samozaparcie. Na pocieszenie dodam, że mój braciszek zauważył wczoraj, że mam za dużą koszulkę, więc widać, że dużo schudłam. Tym bardziej optymistycznym akcentem zakończę mój wpis.
P.S. Zapomniałam wcześniej dodać, że zgubione kilogramy podarowałam swojemu bratu na gwiazdkę w prezencie. Oczywiście w przenośni, bo nie życzyłabym mu, żeby przytył. Prezent go rozbawił, ale naprawdę ucieszył i obiecał, że nadal będzie mnie wspierał.
Nie lubię podsumowań,
szczególnie tych na koniec minionego roku. Może dlatego, że do tej pory coroczny bilans nie wychodził najlepiej. Teraz jest inaczej, bo przez 12 tygodni udało mi się zrzucić 20kg. Mimo tych wszystkich progów, które były przede mną było warto. Mojego obecnego dobrego samopoczucia fizycznego i psychicznego nic nie jest w stanie zastąpić. Jednak mimo wszystko nie umiem sobie wyobrazić jak to będzie w przyszłości mieć normalną figurę, jeśli oczywiście dotrwam do końca. Zawsze byłam grubasem (może nie takim jak obecnie), więc szczupła sylwetka jest dla mnie jak wierzchołek góry lodowej. Całe życie "ciężko" pracowałam na to jak teraz wyglądam i wiem ile straciłam przez własne obżarstwo i bezmyślność. To co mogłam mieć nie wróci, ale postaram się, żeby jedzenie nie przysłoniło mi całego świata. Powoli dostrzegam światełko w tunelu, które przebija się przez zwały mojego tłuszczu. Może kiedyś rozbłyśnie jak latarnia morska, żebym nie zgubiła się we mgle? Mój optymizm jest dzisiaj naprawdę zniewalający, to chyba wina tej "cudownej" aury za oknem. Ja proszę o więcej słońca, bo w jego blasku wszystko wydaje się łatwiejsze.
NOWOROCZNE ŻYCZENIA
SZAMPAŃSKIEGO SYLWESTRA I
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU
!!!!
Wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku, jak najmniej zakrętów na drodze ku smukłej sylwetce, jak najwięcej radości z osiągniętych sukcesów (choćby tych najmniejszych), jak najwięcej pozytywnego myślenia i wiary we własne możliwości.
P.S. Szczególne życzenia dla dziewczyn, które mnie do tej pory tak dzielnie wspierały.
No to chyba się udało.
Dzisiaj waga pokazała 116kg. Na razie nie szaleję z radości, ale cieszę się tak po cichu, bo licho nie śpi i do Nowego Roku może jeszcze nieźle namieszać. Brak apetytu i duża dawka ruchu miały swój udział w tym, że waga jest dla mnie łaskawa. Wczoraj w nagrodę za dotychczasowe zmagania kupiłam płytę, chociaż miałam ochotę na jakieś odjazdowe ubranko tym bardziej, że zaczęły się przeceny, ale doszłam do wniosku, że nie powinnam tego robić, bo gdybym nadal chudła to ten ciuch będzie na mnie za chwilę za duży i niepotrzebnie wydam pieniądze, a muzyki mogę słuchać bez względu na swoje gabaryty.
P.S. Zmieniłam wagę na pasku, którą chcę osiągnąć z 72 na 70kg, bo jeśli schudnę kolejne 2 kg to będę miała 1/3 drogi za sobą.
Poświąteczna niespodzianka
Wróciłam po świętach pełna obaw, że chociaż starałam się z umiarem jeść to i tak odbije się to na mojej wadze, a tu taka niespodzianka prawie 1.5 kg mniej. Teraz muszę się zmobilizować, żeby wagę udało się utrzymać. Do końca roku zostały cztery dni więc trzeba ostro wziąść się do roboty, żeby dotrzymać danego sobie postanowienia.
Wracam do normy
W końcu się wszystko ustabilizowało, więc jestem już na dobrej drodze. Wczoraj wyżyłam się na zakupach, dzisiaj przy ostatnich porządkach, więc zły humor prysnął jak bańka mydlana. Ze względu, że jutro wyjeżdżam, a nie wiem czy będę miała dostęp do internetu, dlatego też chciałabym złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia świąteczne. Życzę miłego, spokojnego wypoczynku, a przede wszystkim rozsądnego biesiadowania przy stole uginającym się od świątecznych pyszności. Pozdrawiam i do zobaczenia po świętach.
Dzisiejszy dzień to totalna porażka.
Przez ten okres, który nie bardzo chce przyjść dostanę szału. Nie mogę zapanować nad łakomstwem, więc dieta poszła w odstawkę. Czuję się jak nadmuchany balon, a do tego wszystkiego jestem jak bomba z opóźnionym zapłonem. Wściekam się sama tak naprawdę nie wiem o co. Muszę się na czymś wyładować.