Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Wiedźma, biegaczka, mykofilka, górska szwenda i fotomaniaczka. Lekko trącona rydwanem czasu choć wciąż piękna (coraz bardziej od środka). Uzależniona od lasu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 19200
Komentarzy: 1883
Założony: 21 kwietnia 2023
Ostatni wpis: 13 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tojotka

kobieta, 44 lat,

160 cm, 60.30 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

3 listopada 2024 , Komentarze (32)

Leśny supermarket, półka z boczniakami. Będą flaczki. 

Pół dnia leżałam w krzakach z aparatem. Zmarzłam, ścierpły mi ręcę, ale wciąż mnie to cieszy tak mocno. Tak mocno! 

Wrzucam efekty. 

Boczniak ostrygowaty,  znany z tacek dostępnych w marketach 😉 Dzikie sztuki są o wiele bardziej aromatyczne i bardzo zachęcam do rozglądania się za nimi po martwych kłodach. 

Łycznik późny, grzyb uznawany wg nowych badań za niejadalny, z powodu mykotoksyn mogących odkładać się w organizmie. Lekko gorzkawy. Pod skórką kapelusza ma charakterystyczną przyjemną galaretkę. Ja próbowałam je kisić, ale średnio lubię i więcej nie zamierzam po nie sięgać. Znam ludzi, którzy sobie nie żałują.

Czernidłaczek błyszczący, bardzo smaczny grzyb jadalny, o lekko orzechowym smaku. Można jeść owocniki o jasnej barwie blaszek. Ja je lubię zebrać do jajecznicy wczesną wiosną, gdy nic innego nie ma a tęsknię za świeżym grzybkiem. 

Próchnilec gałęzisty, ten biały proszek u podstawy to wysypane zarodniki. Całość białego nalotu na tym grzybku to właśnie zarodniki.

Czernidłak gromadny, grzyb niejadalny z powodu braku walorów smakowych i bardzo niewielkich rozmiarów. Jak rośnie to dosłownie setkami. Na pniach i wokół nich.

Łuskwiak topolowy, grzyb niejadalny z powodu gorzkiego smaku i przykrego zapachu. 

Żylak trzęsakowaty

Próchnilec gałęzisty 

Łuskwiak topolowy 

A.

2 listopada 2024 , Komentarze (20)

Migam się ostatnio od pisania o moim zdrowiu bo boję się trochę. Wciąż nie mam histpatu z operacji, a nie chcę się nakręcać. No dobra, to konkrety. 

Minęły już 2 miesiące od ostatniej chemii i właściwie nie odczuwam żadnych skutków ubocznych. Wyniki z krwi mam doskonałe. Skóra jest w dobrej formie. Nie mam rogowacenia okołomieszkowego, uffff. To były tylko włoski próbujące przebić się na świat. Delikatne i sukcesywne złuszczanie wystarczyło. Włoski wracają zresztą już na całym ciele. Na całym! 😁 Skalp mam gęsto porośnięty, jakbym była niedźwiedziem. Co prawda futro jeszcze króciutkie i wyraźnie siwawe, ale za jakieś 2 miesiące zrobię sobie farbowanko i szaloną nastroszoną fryzurkę. Paznokcie też się wzmacniają i ładnie odrastają. Wrócił mi smak i węch. Nie mam żadnych neuropatii, nic nie pobolewa pochemicznie. Dobrze.

Jestem wciąż w dołku kondycyjnym, ale z nastawieniem do pozytywnych zmian i tutaj. Na wiosnę zamierzam na dobre wrócić w góry i na rower. Mam już cały plan działania w głowie. 

Szwy po operacji zdjęte, rana się ładnie wygoiła i dwa razy dziennie masuję ją z użyciem maści silikonowej. Pierś nabiera ładnego kształtu bo ustępuje wewnętrzny obrzęk. Wydaje mi się, że krwiak zaczął się intensywniej wchłaniać bo w dotyku również poprawa, o wiele mniejszy jest obszar pooperacyjnej twardości. Tkanki po radioterapii śródoperacyjnej wciąż się przebudowują, ale procesy się stabilizują w dobrym tego słowa znaczeniu.

Wciąż jeżdżę na rehabilitację. Zakres ruchu ładnie się zwiększa, ale pojawił się problem. Dwa dni temu wymacałam sobie sznur limfatyczny. To takie jakby zwapnienie obrastające naczynia limfatyczne. Idzie mi od cięcia, przez pachę, aż za zgięcie łokciowe do przedramienia, od wewnętrznej strony. Czuję go wyraźnie pod skórą. Powoduje bolesne uczucie przykurczu i ciągniecia przy pewnym ustawieniu wyprostowanej ręki. To niestety częste powikłanie po operacjach na węzłach chłonnych. Trzeba go rozmasować w terapii manualnej i trochę zmienić ćwiczenia. W poniedziałek zaczniemy z rehabilitantką pracę nad tym dziadem. Będzie dobrze. Rękę muszę mieć sprawną bo podczas radioterapii mam kłaść ją za głowę. Teraz mogę to zrobić, ale zaniedbany sznur może odebrać mi mobilność całego barku. No, na spokojnie to opanujemy. Skóra miejscowo na ręce nie odzyskała w pełni czucia, ale to może potrwać jeszcze wiele miesięcy. Luz, dziwne uczucie, ale się przyzwyczaiłam i mi to nie przeszkadza. Została mi też spora przeczulica, która objawia się głównie zimnymi dreszczami jak przy grypie. Trudno, to też kiedyś minie.

Oprócz ćwiczeń rehabilitacyjnych powoli wracam do praktyk jogicznych. W czasie chemioterapii nie byłam w stanie praktykować bo psychicznie mnie to uwierało. A teraz mam już więcej przestrzeni w głowie i w sercu. Zaczynam od świadomego oddechu i kilku podstawowych asan z Hatha Jogi. Jestem sztywna i pospinana, z czasem pójdę w trudniejsze pozycje.

O ile mój świat znów nie opanuje jakiś mrok, krówa nać!!! Nie wiem ile jeszcze jestem w stanie znieść. Pewnie tyle, ile trzeba...

No.

A.

1 listopada 2024 , Komentarze (38)

Na cmenatrzu w moim miasteczku mam dwa groby rodzinne - dziadka i brata mojej mamy. Zmarli wiele, wiele lat temu. Nikt tych grobów od dawna już nie odwiedza. Nikt poza mną. A ja też tylko 2 razy w roku. Ostatniego dnia października chodzę je uporządkować i zostawić co trzeba, a kilka dni potem zabrać martwe kwiaty. I mam w sobie ogromny bunt przed powtarzaniem tego schematu... Nie lubię cmentarzy i grobów. Uważam je za zbyteczne. Pamięć o zmarłych mam w sercu. Ja sama wolałabym spocząć gdzieś pod starą sosną w dzikim lesie...

A już niemożebnie złości mnie to ubieranie nagrobków w chryzantemy i plastikowe lampiony! Produkowanie ton drogich śmieci, nic więcej... A jednak też noszę gadżety na cmentarz. Dlaczego przejmuję się tym, żeby ktoś nie pomyślał o tych grobach jako o porzuconych? W mieście zna mnie ze dwadzieścia osób, z czego może pięć potrafiłoby mnie skojarzyć z tymi zmarłymi. A jednak nie umiem zerwać z tradycją, która tak mnie irytuje.

Na jednym z nagrobków znalazłam naklejkę, że minął termin opłaty i grób może zostać w przyszłości zlikwidowany.  W pierwszym odruchu włożyłam karteczkę do kieszeni, ale zaraz potem ją wyrzuciłam. A teraz już sama nie wiem co robić. Opłacić? Nikt nie zauważy, że tego grobu już nie ma. Nikt, poza mną. A ja nie wiem co robić... Nawet nie jestem katoliczką kurde! Skąd więc te dylematy?

A.

27 października 2024 , Komentarze (25)

I boli mniej. Blizna jest elastyczna i nie utrudnia życia. Jedynie miejsce po wartowniku wciąż się odzywa. W moje życie powoli wracają kolory. Ale nadal nie ma wyniku z operacji. Staram się być spokojna bo "planet Earth is blue and there's nothing I can do"...

Nie wróciłam na razie do pracy. Mam więc dużo wolnego czasu i włóczę się, jak za starych dobrych czasów. Na ile siły pozwalają, bo kondycyjnie jestem w tyłku, niestety. Dziś polazłam w krzaczory na ukochanej Ślęży. Dawno już nie odwiedzałam Góry, nie czułam się psychicznie na siłach. Aż mnie zawołała i musiałam po prostu pójść. Czasem tak z Nią mam. Budzę się z myślą, że to ten dzień... Dziś był ten dzień. Macie takie swoje miejsce na ziemii?

Koszyczek pełen grzybów poszedł do mojego najlepszego_na_świecie sąsiada. Ależ się chłop ucieszył 🤗. Dobrze. 

A.

23 października 2024 , Komentarze (18)

Mąż myśli, że jestem z kochankiem. Kochanek, że z mężem. A ja tup tup, plecaczek i w góry!

Na razie na "prawdziwe góry" patrzę z pewnej odległości, ale już prawie je mam! Już prawie!

Dzisiaj po fizjoterapii nie wytrzymałam i polazłam na mały rekonesans. Hmmm, jest lepiej niż myślałam i mogę więcej niż sądziłam. Dobrze.

Jak teraz uspokoić górskiego robala w tyłku? Chyba już nie dam rady...

A.

18 października 2024 , Komentarze (19)

... wciąż boli miejsce po wartowniku. Nie jest to ból ciągły, ale ograniczający. W pewnym zakresie ruchu ręki pojawia się ostrzegawcze ukłucie. Znak, że trzeba odpuścić i czekać, aż się wygoi. Czekam. 

Chodzę na w-f, jak moja Córa nazywa zajęcia z rehabilitantką. Biorę prochy przeciwbólowe i ćwiczę. Ręka wydaje się być w pełni sprawna, czucie w skórze też powraca, obrzęku brak. No, żyję. Ale nigdy nie przekonam się do spania na plecach. Męczarnia!

Obijam się spacerując. Raz mniej, w okolicznych lasach. Raz więcej, uciekając w Bory Dolnośląskie. Mogę już prowadzić auto więc odzyskałam swobodę.

Jestem wiewiórką i gromadzę zapasy. Suszę, mrożę, marynuję... Zamierzam przetrwać tę zimę.

A.

11 października 2024 , Komentarze (27)

W poniedziałek zameldowałam się na onkochirurgii. Zrobili mi mnóstwo badań. Najpierw limfoscyntygrafię, żeby oznaczyć węzeł wartowniczy do wycięcia. Potem Wymarzony założył tzw. kotwiczkę czyli dodatkowy metalowy znacznik do środka guza, żeby go sobie precyzyjnie oznaczyć do zabiegu. Bez znieczulenia więc niekomfortowo i trochę boleśnie. Ale działał szybko i sprawnie więc wybaczam. Jemu wybaczam wszystko 😁. Potem badania z krwi, kontrolne rtg klatki z piersiami, mammografia, a na wieczór zastrzyk przeciwzakrzepowy. Dzień męczący, bardzo intensywny więc spałam jak dziecko.

Pobudka w ciemnościach i o 6:30 byłam już na bloku operacyjnym. I tu znowu ten bezsensowny ryk! Pamiętacie jak płynęly mi łzy w dniu pierwszej chemii? Fizjologicznie i bez kontroli? No, to po przekroczeniu progu bloku znowu się zaczęło. Płakałam przez cały czas przygotowań i nic nie mogłam z tym zrobić. Moja anestezjolożka cierpliwie podawała mi chusteczki do wydmuchiwania nosa. Aż wreszcie chyba ją to znudziło, bo zabrała mnie na salę i uspała 😉.

Dziewczyny opowiadały, że zasypianie do zabiegu jest przyjemne i odprężające. Nie jest. Lekarka opowiadała mi bajkę o plaży, a ja wpadłam w panikę i chciałam stamtąd wiać! Na szczęście już nie dałam rady...

Za to wybudzenie było mega przyjemne. Jasna, słoneczna sala i ta irytująco szczebiocząca anestezjolożka nade mną... Nic, tylko zwymiotować tęczą i brokatem. Tak też zrobiłam, serio serio 😆  Ekipa szpitalna chyba tego nie doceniła bo od razu dostałam dawkę leku przeciwwymiotnego i odwieźli mnie z powrotem na oddział. Po południu przyszedł Wymarzony i opowiedział co się ze mną działo na stole.

Zabieg poszedł koncertowo. Guz i węzeł wartowniczy wycięte, w marginesie nie znaleźli śródoperacyjnie komórek nowotworowych, dodatkowo zabezpieczyli obszar operowany radioterapią, a na koniec Wymarzony przeszczepił brodawkę z otoczką odrobinę ciut w inne miejsce, żeby było po wygojeniu "ładnie". Kochany! Pierś będzie troszku mniejsza, ale naprawdę będzie ładnie. Z blizną, ale ładnie. Przed zabiegiem podpisałam zgodę na usunięcie całej piersi, gdyby okazało się niemożliwe wycięcie guza z czystym marginesem. Dlatego moim pierwszym ruchem po wybudzenie było zerknięcie czy cyc jeszcze jest 😉

Następnego dnia konsultacja z fizjoterapeutą i pielęgniarzem odnośnie postępowania z ranami i Wymarzony puścił mnie do domu. A w poniedziałek zaczynam rehabilitację. Za 2 tygodnie kontrola i zdjęcie szwów. I tyle.

A co dalej? Czekamy teraz na wynik histopatologiczny z wyciętego materiału. Jeśli w wartowniku będą komórki nowotworowe to trzeba będzie usunąć wszystkie węzły. Oby nie! Reszta zgodnie z planem czyli radioterapia i wracam na immunoterapię do mojej onkolożki. 

Boli, ale coraz mniej. Biorę prochy przeciwbólowe, zmieniam opatrunki i robię sobie zastrzyki przeciwzakrzepowe. Nuda Panie! Ale psychicznie czuję się lepiej. Ustąpił ucisk w gardle i mogę wreszcie swobodnie leżeć na plecach. Mam miesiąc zwolnienia więc będę odpoczywać, spacerować i przygotowywać się do reszty życia... Trochę stresuje mnie to oczekiwanie na wynik bo dużo od niego zależy. Ale nie ma już guza i to daje mi póki co nową siłę. Nie sądziłam, że to jego obecność jest takim realnym obciążeniem. Teraz oddycham swobodniej. I jakoś to będzie.

Nie mam apetytu, ale zmuszam się do jedzenia. Idę gotować kalafiorową. A co u Was Chudzinki? 

Ściskam!

A.

9 października 2024 , Komentarze (19)

Bezpiecznie wylądowałam w domu. Rozpakowałam walizę, wypiłam małą kawkę i idę na spacerek bo piękna pogoda.

Trochę boli, ale mam to gdzieś. Nie będę się nad sobą użalać bo to etap przejściowy. Zaczęłam dziś ćwiczyć, żeby jak najlepiej wyjść z tego bałaganu.

Napiszę też więcej o operacji za jakiś czas bo może komuś się taka wiedza przyda. Ale to nie dziś, dobrze? Muszę to sobie poukładać w głowie. A potem opowiem.

Ściskam Was cieplutko w podziękowaniu za ogromne wsparcie jakie mi dajecie! 

A.

8 października 2024 , Komentarze (21)

Melduję, że żyję. Czuję się jak po zderzeniu z pociągiem, ale żyję. Operacja poszła zgodnie z planem. Wymarzony był boski! 🥰

A jutro już wracam do domku.

Dziękuję za Wasze dobre myśli 

A.

4 października 2024 , Komentarze (41)

Tyle wsparcia od Was, tyle ciepłych słów! Dziękuję Wam przeogromnie, z całego mojego wiedźmowego serca! 

Strasznie się w tej chorobie zrobiłam miętka i wzruszająca się...

Już nic nie mówię, tylko zostawiam Wam jedno z moich lepszych wspomnień. Plan jest taki, żeby to wkrótce powtórzyć. O. 

Odezwę się.

A.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.