Plan ambitnie zaklada w 4 tygodnie zbicie 10kg (4x2,5) i dobrniecie tym samym na koniec 3 miesiaca do wyznaczonego przeze mnie celu. Teoretycznie (podkreslam teoretycznie) wszystkie liczby na papierze mowia ze to mozliwe. Ale co najwazniejsze zycia udowadnia ze praktyka za teoria moze nadazyc. Przy bardzo duzej determinacji, przyznaje, ale moze :-)
Plan w swoim zalozeniu banalny: dieta 1000kcal i ruch, cwiczenia ale co do cwiczen to tylko takie ktore nie spowoduja specjalnego przyrostu miesni, bo
1. miesnie swoje waza (a ja przeciez chce zbic wage),
2. wole swoje cialo w wersji nierozbudowanej
Teoria mowi:
Przy dziennym zapotrzebownaiu dla mnie na poziomie 2559,6kcal (absolutne minium dla czynnosci zyciowych to 1706,4kcal, roznica to nic innego jak dzienna porcja ruchu przecietnego czlowieka)
stosowana dieta 1000kcal daje oszczednosc 1559,6 kcal dziennie co W skali tygodnia daje 10.917,2 kcal czyli spadek na golej diecie o ok 1,55 kg
Praktyka pokazala:
Prawda. Po przeanalizowaniu swoich wczesniejszych zapiskow z waga faktycznie tygodniowo wypadalam pow 1kg, z tym ze ilosc tego naddatku zalezala od fazy cyklu (no i niedoczynnosc tarczycy tez mi tu nie pomagala niestety). Stad skokowe nieco ruchy mojego slimaka: w jednym tygodniu tylko o 1 miejsce, by w nastepnym o 2 - czyli srednio liczac bylo poprawnie.
Ta czesc teorii zdecydowanie sprzyja osobom wiekszym, bo w miare utraty wagi to co udaje sie wypracowac sama dieta jest proporcjonalnie mniejsze (zmniejsza sie po prostu ilosc energii jakiej do funkcjonowania potrzebuje organizm). Zatem wieksi maja lepiej! Cieszycie sie?
Teoria mowi:
Aby uzyskac spadek 1 kg wagi nalezy spalic 7000 kcal. Ale uwaga, pamietajacie ze jesli wybierzecie forme spalania przy ktorej rozbudowywac beda sie miesnie to choc odnotujecie zmiany w wymiarach, roznicy w wadze moze nie byc wcale! Ba, moze nawet wzrosnac (auc! haha ;) Tak jak wyzej i ta czesc teorii zdecydowanie sprzyja osobom wiekszym (z powodow jak w/w).
Praktyka pokazala:
Zeby wyrobic te 7000kcal tygodniowego spalania przy przyjetym przeze mnie zalozeniu trzeba sie niezle nakombinowac, ale jest to mozliwe. Najprostsze rozwiazania typu silownia odpadly od razu. Ale "kto chce szuka sposobu ... " wiec znalazlam. Podpowiem ze dobrze sprawdza sie szybki taniec, latanie po schodach (biurowce pomagaja ;), plywanie, bieganie, rower, stepper.... Niestety nie udalo mi sie tej czesci teorii rozwiazac w praktyce w sposob optymalny, bo chociaz spalilam 7000 kcal (teraz juz wiecie skad moje pojekiwania ostatnio:) to cos tam jednak poszlo w miesnie. Laczny spadek wagi na razie to 2,1kg, czyli z ruchu mniej niz kilogram. No trudno. Trzeba to korygowac w nadchodzacym tygodniu. Cos wymysle.
Miesnie bola (w sumie wszystko, gdzie nie dotknac, boli), kondycji na az taka aktywnosc brak (ciagle jeszcze czuje zakwasy po pierwszym biegu), nie jem tego co lubie najbardziej (czyli owocow) i wypelniam rubryczki w tabelce cieszac sie z tego jak dziecko. Bez komentarza ;)
W ramach przyjemnosci waze sie rano i wieczorem, na ogol waga wieczorna pokazuje mniej od porannej, a poranna mniej od wieczornej...to piekny widok. Nie mialam sily pozostac przy wazeniu raz w tygodniu. Taka mala nagroda zamiast batonika. Gdyby tylko nie ten glod. Paskudny trwajacy od rana do wieczora glod. No ale rozumiem dlaczego, sama takie tempo sobie narzucilam. Chcialam mam. Wytrzymam, bo innego sposobu na siebie sama nie widze, a sponsora liposukcji ni widu ni slychu, wiec...
Pierwsze 7 z 28 dni daly 2,1 kg mniej (zabraklo 40deko - tyko/az kwestia spojrzenia)
I tak zaczynam drugi tydzien. Trzy kolumny tabelki czekaja przeciez na wypelnienie (a te 40 deko na nadgonienie).
Milego cieplego weekendu.
Do poniedzialku