Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Pani Architekt od 2 lat próbująca wdrożyć aktywny tryb życia z mniejszym lub większym skutkiem :). Tym razem jest wsparcie i już na pewno się uda zmienić styl życia w 100 %, a nie tylko na pół gwizdka ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 9512
Komentarzy: 106
Założony: 30 września 2014
Ostatni wpis: 24 kwietnia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
waena

kobieta, 37 lat, Kraków

157 cm, 66.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 października 2014 , Komentarze (3)

Dzisiejszy piątkowy wieczór dedykujemy cyferce TRZY!

A to dlatego, że dziś na wadze, przed przecinkiem dawno nie widziane 63 !! Owszem, trzy jest super, ale z niecierpliwością odliczam do dwa ;) W przyszłym tygodniu same wyzwania - w środę wizyta u przyjaciółki, w czwartek babski wieczór, w sobotę parapetówka połączona z urodzinami. I wszędzie tam jest zawsze mnóstwo pysznego żarcia! Obym wybierała mądrze :)


A z prywatnej strony jedna z moich szczurzyc ma paskudnego guza, w poniedziałek wybieram się do weta. Trzymajcie kciuki za Polkę!

Oto moje panie, ciężko uchwytne aparatem komórkowym :D Mili Państwo - Pola (szara adoptowana) i Furia (biały szatan rasy Dumbo).

9 października 2014 , Skomentuj

Dziś w ramach odreagowania niezbyt dobrego dnia zaszyję się w kuchni i przygotuję dietetyczne jedzenie na kolejne dwa dni, żeby z nerwów nie zajadać byle czego i trzymać się planu :) Póki co idzie nieźle! Do codziennego jadłospisu dołożyłam wspomniane już napary z bratka i kawę zbożową - moczopędność i oczyszczanie jelit można zauważyć od razu ;) W dodatku zatoki zaczęły się oczyszczać, nie do wiary! Jak dobrze pójdzie oprócz diety po weekendzie wróci ruch. Już nie mogę się doczekać, ileż można tak zalegać? Poza tym cóż może być lepszego na zapomnienie o irytującej szefowej niż ubranie rękawic i wyładowanie się na sali lub pump do energetyzującej muzyki?

Dzisiejsze śniadanie i II śniadanie to pyszna sałatka z sałaty, pomidorów, ziaren słonecznika, szynki drobiowej i kapki oliwy + chleb, jeszcze pszenny. Na obiad w pracy: ryba na parze, 6 frytek (jakiś węglowodan musi być, ten niestety nie był najlepszy, ale nie miałam wyboru) i sałatka z kapusty pekińskiej, papryki, ogórka i moreli. Na kolację natomiast szykuję sobie kanapkę z jajkiem i... mój ukochany koktajl, w pełni dozwolony! Ogórek, rzodkiewki, natka pietruszki i kefir / jogurt z czosnkiem.. Bajka!! Bardzo lubię go pić po powrocie z treningu, kiedy sama kolacja zdecydowanie nie wystarcza do szczęścia. Wygląda mniej więcej tak:
(zdjęcie i przepis ze strony: http://kuchnianastrojowa.blogspot.com
)

A po kolacji szykuję się do ugotowania obiadu na kolejne dwa dni. Udało mi się kupić makaron owsiany i orkiszowy, więc jutro spaghetti z tuńczykiem w sosie pomidorowym. Nie wiem jak przetrwam bez podjadania gotując, ale właśnie dlatego asekuracyjnie zabiorę się za pichcenie po kolacji :)

Składniki:
60 g makaronu (mogę 30 g na obiad)
• 4  łyżeczki oliwy extra virgin (w planie są 2 na porcję)
• 1/2 cebuli, drobno posiekanej
• 300 g pomidorów bez skórek z sosem pomidorowym z puszki
• świeże zioła, oregano lub tymianek
• słoiczek tuńczyka w sosie własnym (100 g na porcję, w moim przypadku 200 g)
• sól, pieprz

Brzmi pysznie, wpisuje się w jadłospis od dietetyka, powinno być ok. Uważam, że to ważne, aby wprowadzać do diety ryby, a nie tylko kurczak i kurczak. Ponadto nie zgadzam się z narzuceniem tylko chudych ryb, ponieważ to właśnie te tłuste dostarczają najwięcej wartości odżywczych i dlatego absolutnie nie eliminuję ich z diety.

8 października 2014 , Skomentuj

Dziś krótko, bo ból głowy rozsadza mi czaszkę. Niestety antybiotyk nie dał rady i zatoki jak były, tak są zapchane. Gdyby ktoś z Was miał jakieś sprawdzone sposoby, ew. lekarza w Krakowie będę wdzięczna, bo trwa to i trwa, nic nie mogę zrobić, treningi zawiesiłam i jestem z tego powodu bardzo nieszczęśliwa..

Ogólnie trzymam się diety, z małym odstępstwem na próby nalewki pigwowej własnej roboty w poniedziałek ;) Wyszła przepyszna, dość mocna, ale jednocześnie uwalniająca cały aromat tego rajskiego owocu, który sączy się w nosie w czasie picia. Rewelacja. Z owoców zrobiłam powidła, od czasu do czasu w zimie pozwolę sobie dodać do herbaty. Dziś za to przelaliśmy nasz pierwszy cydr z baniaka do butelek. Zamieszczam zdjęcie poniżej, niestety słabej jakości, zrobione telefonem przy sztucznym świetle. Ciekawa jestem co z niego wyjdzie. Warto podkreślić, że cydr jest najmniej kalorycznym ze wszystkich napojów alkoholowych, a do tego zawiera antyoksydanty, więc okazjonalnie można sobie pozwolić na lampkę albo dwie. Zwłaszcza, że cydr jest z jabłek, a teraz to poprawne i patriotyczne ;) 

Jeśli chodzi o jedzenie, trzymam się dzielnie :) W tym tygodniu, na przedokresowe głody genialnie sprawdza się leczo z cukinią i bakłażanem. Mięsa (gotowany kurczak) i ryżu jest tyle co zawsze, natomiast warzyw można dać sporo, do tego potrawa jest pikantna, co oznacza pyszną niskokaloryczną wyżerkę cieszącą oko, ducha i ciało !!


Bohaterem dzisiejszego dnia jest bratek, a dokładniej napar z niego. W czasie luźnej rozmowy w biurze dowiedziałam się, że działa dobrze na problemy z cerą. Od razu przeszukałam internet i z zaskoczeniem czytałam coraz to nowe zalety:

1. obniża ciśnienie krwi,
2. leczy zmiany trądzikowe (pity jako herbata, używany jako tonik i płyn do parówek na twarz,)
3. oczyszcza oskrzela i zatoki (!!)
4. wpomaga metabolizm i hamuje uczucie łaknienia.

źr. Bratek - właściwości i zastosowanie

Istne szaleństwo!! Kupiłam już opakowanie naparu, wezmę do pracy i razem z szefową i koleżanką mamy się motywować do picia codziennie. Z pokrzywą się udało, dochodzi kolejne zielsko na zmianę :) To są jednak pozytywy stałej pracy hehe. A w ogóle wyobraźcie sobie, że jutro na firmowy obiad czwartkowy będzie.. ryba na parze! Jednak dietą można zarazić, zwłaszcza jeśli powolutku widać efekt (aktualnie "zniszczony" przez PMSowe spuchnięcie).

Z dodatkowych hmm może nie tyle odkryć produktu jako takiego, ale jego właściwości polecam.. kawę zbożową. Pijam ją sobie zamiast drugiej kawy po południu albo wieczorem. Z ciekawości poszukałam informacji i okazuje się, że kawy zbożowe są bogate w błonnik, magnez, witaminy z grupy B, wspomaga metabolizm, koi nerwy, działa korzystnie na mikroflorę jelitową etc.etc. Dla zainteresowanych szczególnie polecam artykuł o kawach zbożowych: http://urodaizdrowie.pl/kawa-zbozowa

 
Teraz mam odwrotnie. Pijąc w dorosłości znów czuję się jak dziecko :)

Pozdrawiam Odwiedzających, dajcie czasem jakieś znaki dla otuchy :)

5 października 2014 , Skomentuj

W dużym skrócie - przetrwałam !!

Weekend spędziliśmy w domu rodziców M. pilnując psa. Rodzice, jak to rodzice w piątkowy wieczór podsuwali mi to ciastko, to chipsy, to babeczkę to piwo. W piątek napiłam się pół piwa. Poza tym odmówiłam grzecznie wszystkich frykasów, trzymając się mojego rozkładu. Na obiad, uprzedzona o mojej diecie "teściowa" zostawiła nam duszone klopsiki z indyka z ryżem i sałatką z ogórków, kochana :) Było pyszne, lekkie, z przyjemnością zjadłam swoją małą porcję, delektując się każdym kęsem. Po drodze wstąpiliśmy do moich rodziców po jedzenie dla mnie. Mój tato, na specjalne życzenie córki przygotował wędzoną pierś indyka, wędzonego łososia i uwaga - sam zrobił fantastyczne kabanosy z indyka! Kolacja idealne. Wprawdzie musiałam oddać boczek, baleron, ptysie i ciastka ryżowe M., ale mam nadzieję, że jutrzejsze ważenie choć troszkę mi to wynagrodzi!


Owoce dzikiej róży rosną u M. prawie pod blokiem. O jej zdrowotnych właściwościach przeczytacie np. tutaj: Dzika róża. My postanowiliśmy, a jakże przyrządzić nalewkę. Przedzierając się przez kłujące chaszcze zebraliśmy ok. 2kg owoców, z których za 5 miesięcy powstanie Żenicha Kresowa (czyż to nie cudna nazwa?:)) W linku znajdziecie przepis, gdybyście byli zainteresowani. Jest pyszna, pachnąca, po prostu cudna i do tego ma zdrowotne właściwości ;) Do tego oczywiście bardzo słodka, więc 2-3 kieliszki i dość. 

Jutro nowy tydzień w nielubianej pracy. Trzymajcie kciuki, żebym nie zajadła stresu.
Wracam też na treningi Kravki, więc będę mogła się wyżyć, poruszać i odreagować codzienność.  /I hate my job/

Keep calm and train Krav Maga!!

(źr.kravmagaunyted.com)


2 października 2014 , Skomentuj

Postanowienie do 15.11 - połowę listopada sponsoruje cyferka 5.
Chcemy ją zobaczyć z przodu na wadze!!

   

Kolejnym krokiem do uzyskania wymarzonej wagi będzie zamiana produktów pszennych na żytnie bądź orkiszowe. Nakłoniła mnie do tego dyskusja z współlokatorką uczuloną na pszenicę, która po zmianach odczuwa wyraźny spadek wagi, nie zmieniając nic poza tym. Dodatkowo uświadomiła mnie, że pszenica nie dość, że powoduje oponkę na brzuchu (moja zmora!) to nawet uzależnia niczym opiaty! Nie miałam o tym pojęcia, więc zaraz po rozmowie poszperałam u wujka Google i faktycznie, można natknąć się na mnóstwo opracowań potwierdzających jej słowa. Bardzo przystępnie chociażby tutaj: http://szalonamarchewka.blogspot.com/2014/04/dlaczego-nie-powinnismy-jesc-pszenicy.html. Tak więc już rozglądam się za dobrą piekarnią i sklepami eko, żeby zacząć od podstaw - zmiana chleba (nie zawsze żytni jest tylko żytni, zazwyczaj ma domieszkę pszenicy, ponieważ jest tańsza. Współlokatorka sama piecze żytni chleb, więc wyczuwa domieszki, zawsze wnikliwie sprawdza, poza tym jak się jest uczulonym to sam organizm podpowiada, który chleb jest najlepszy.) i makaronu. W sumie chyba innych pszennych wyrobów w diecie nie mam, więc na razie zmienię tylko te produkty. Pszenica jest wszędzie, nawet w chipsach (to nie moje, to Gosi :D). 

A co do diety, w drugi dzień oczywiście jestem pełna zapału, chociaż u mnie czwarteczek to taka mała niedziela :D A to za sprawą cotygodniowych obiadów czwartkowych gotowanych przez gosposię mojej szefowej, których nie zamierzam odmawiać, tylko jeść małą porcję. W końcu mama mówiła, że to niegrzecznie. Dziś grzeszne sznycle, czy tam kotlety mielone jak kto woli, ale na szczęście w formie malutkich pulpecików, więc raczej kwalifikowane jako grzech lekki ;)


POSIŁKI:
1. 7.00 śniadanie:
2 małe kromki (50g) chleba słonecznikowego cienko posmarowane ketchupem, 2 plasterki wędliny drobiowej, pomidor, rzodkiewka.
2. 12.00 II śniadanie: 2 małe kromki (50g) chleba słonecznikowego cienko posmarowane ketchupem, 1 plasterek wędliny drobiowej, pomidor, rzodkiewka.
3. 16.00 obiad:  2 małe sznycle w sosie borowikowym, 2 małe ziemniaki, surówka z marchewki, surówka z selera i moreli, garść malin
4. 20.00 kolacja: 2 małe kromki (50g) chleba słonecznikowego cienko posmarowane

posmarowane ketchupem, 2 plasterki wędliny drobiowej, sałata, rzodkiewka.

GRZECHY:

No te sznycle.. :P

AKTYWNOŚĆ FIZYCZNA:
Na razie brak - do końca tygodnia kuruję się antybiotykiem.


1 października 2014 , Komentarze (2)

Powrót do pracy po wolnym zawsze boli, zwłaszcza kiedy szefowa zrzędzi i nudzi i czepia się o wszystko i ogólnie 3 lata po studiach następuje kryzys. Niestety z każdym dniem frustracja postępuje - zmieniam biura, ale to chyba problem jest we mnie. Chociaż kto wie, skoro w 2 na 3 nie mam regularnej pensji, więc może to jednak taka branża ;) Pora zatem na własny biznes! Powoli zdobywam klientów i robię własne "fuchy" po godzinach. Początkowa faza projektu to zwykle spotkania z inwestorami, stąd też motywacja odchudzania jest nie tylko prywatna, ale też zawodowa :) W końcu muszę się dobrze ubrać, żeby dobrze wyglądać, a tutaj rozmiar 36/38 jest znacznie bardziej łaskawy w wyborze niż 42!

Rozpowiadam wszystkim naokoło, że się odchudzam - wtedy zawsze wstyd przestać przed osiągnięciem celu ;) Kiedyś podziałało, teraz też musi!



POSIŁKI:
1. 7.00 śniadanie:
2 małe kromki (50g) chleba słonecznikowego cienko posmarowane ketchupem, 2 plasterki wędliny drobiowej, pomidor, rzodkiewka.
2. 11.30 II śniadanie: 2 małe kromki (50g) chleba słonecznikowego cienko posmarowane ketchupem, 1 plasterek wędliny drobiowej, pomidor, rzodkiewka.
3. 15.00 obiad: 100 g kurczaka gotowanego na parze, 30 g brązowego ryżu, sałatka (sałata, marchewki, pomidor, rzodkiewka, 2 łyżeczki oliwy) i sos jogurtowy (jogurt naturalny 0%, sól, pieprz, bazylia świeża). Mniam! Polecam zielnik na parapecie w kuchni - nawet najprostsze dania smakują bosko! Ponadto polecam stronę: http://smak-zdrowia.blogspot.com, gdzie czeka na Was mnóstwo pysznych dietetycznych przepisów, byłam zachwycona :)
4. 17.00 przekąska: nektarynka.
5. 20.00 kolacja:
2 małe kromki (50g) chleba słonecznikowego cienko posmarowane musztardą, 1 jajko.

GRZECHY:

Brak! :)

AKTYWNOŚĆ FIZYCZNA:
Na razie brak - do końca tygodnia kuruję się antybiotykiem.

30 września 2014 , Komentarze (2)

Przyjechały zakupy! Jak na złość w prezencie od marketu - czekolada w ramach przeprosin za zamienniki produktów. Od razu wysłałam smsa do M, że cała tabliczka czeka na niego u mnie ;) Cała!

Moja dieta to powtórka z rozpiski, którą dostałam w CLO 2 lata temu. 4 posiłki dziennie co 3-6 godzin, max 2 h przed snem, lista produktów zakazanych, konieczność łączenia węglowodanów i białek etc. etc., taka trochę standardowa 1200 kcal. W dużym skrócie - rano o 7.00 wcinam kanapeczkę, na II śniadanie o 11.00 kanapka lub mikro sałatka z ryżem, potem obiad ok. 15.00 i kolacja (znów kanapka lub sałatka) ok. 20.00. Między obiadem a kolacją można pozwolić sobie na owocową przekąskę, max 100 g. Na początku pewnie będę chodzić głodna, ale pamiętam, że po tygodniu albo dwóch idzie się jakoś przyzwyczaić :P

Jeśli chodzi o ruch - od roku 2x w tygodniu trenuję Krav Magę. Treningi solidne, człowiek czuje, że żyje, a i kondycja idzie w górę! Od niedawna chodzę również na pump - raz lub 2x w tygodniu, na zmianę z TRX. Czasami biegam, choć w tym sezonie jakoś rzadko, na basenie niestety też nie byłam i chciałabym to zmienić. Póki co drugi tydzień mam przerwę z powodu zapalenia zatok, ucha i oskrzeli, biorę antybiotyk i żeby jakoś sobie zrekompensować brak ruchu czytam i układam plan dietetyczny, tak, aby na Sylwestra kupić sobie jakąś fajną kieckę w nagrodę. No chyba, że Sylwestra spędzimy w górach, to na inną okazję, może na Święta :D A jak dobrze pójdzie, to na urodziny w marcu.. może wreszcie, długo przemyśliwany, śniony po nocach tatuaż.. Tylko ciało musi być ładne!

Zabieram się za ostatni grzeszny koktajl z bananów i mango! I za kurczaka na parze w sosie jogurtowym na jutrzejszy obiad. Wrzuciłam kilka zdjęć do galerii (oh my Sweet Lord..), które zdecydowanie mnie dobijają, ale pracuję nad przekabaceniem przygnębienia w moc do wytrwania i wdrożenia nowego sposobu jedzenia oraz do utrzymania stałości treningów. Niech moc będzie ze mną! Z Wami również!

30 września 2014 , Komentarze (4)

Kolejny raz podejmuję się odchudzania, myślę, że już ostatni ;)

Nigdy nie byłam chudzinką, ale jako dziecku wróżono mi smukłą sylwetkę i długie nogi. W efekcie mam niecałe 160 cm wzrostu i 10 kg nadwagi. Z problemem dodatkowych kilogramów borykam się w zasadzie od zawsze, choć wyraźnie przytyłam dopiero w liceum. Duże wymagania, marzenia o studiach, wieczory spędzone nad książkami .. i zajadanie nerwów nie kazały na siebie długo czekać i w III klasie wyglądałam już po prostu źle, choć najgorsze miało dopiero nadejść. Studia, wolność od ograniczeń z domu, grzanki z serem, energy drinki, hektolitry coli i kolejne porcje stresu, powodowały, że tyłam i tyłam. Kulminacja nadeszła w czasie wymiany studenckiej, a następna na zagranicznym stażu. Niewielki zasób pieniędzy pozwalał tylko na "śmieciowe" jedzenie. Dodatkowo na stażu doskwierała samotność, zakończony związek i tanie sery, frytki, majonez etc - ot Holandia dla biedaków. Wróciłam jako małe słoniątko, 75 kg. Mama się załamała, chciała pomóc, ale wiadomo, człowiek załamany to i drażliwy, nie da sobie wytłumaczyć ani pomóc. Wreszcie udało się jej namówić mnie na Centrum Leczenia Otyłości. Obroniłam dyplom, miałam trochę wolnego czasu, podjęłam wyzwanie. I udało się! 7 kg mniej w pierwszym miesiącu tylko zmotywował do dalszej walki. Poszłam do pracy, po pracy codziennie fitness, kilogramy leciały, osiągnęłam wymarzone 52 kg. Ciało niestety nie było idealne, ale pokochałam ruch, potem pewnego mężczyznę, potem góry.. Wszystko szło jak trzeba, waga była stabilna, kondycja coraz lepsza. I tu chciałabym zakończyć swoją historię odchudzania. Niestety. Sielankę zaburzyły objawy depresji i silnej nerwicy. Zaczęły się ataki paniki, duszności, omdlenia, w efekcie leczenie, strach przed wyjściem z domu, a więc i brak ruchu. I objadanie. Obżeranie. Związek się rozpadł, bo przecież nie takiej kobiety oczekiwał, miały być wyprawy, wspólny sport, a nie rozpacz i tycie. Na szczęście nie ma tego złego :) Udało mi się, po półtorarocznej walce zepchnąć nerwicę w cień. Mężczyzna, z którym już kilka razy byłam, w typowym związku żurawia i czapli, okazał się (jak zawsze zresztą) najlepszym oparciem. Tym razem już każde z nas się wyszumiało, uczucie wybuchło na nowo, od listopada zamieszkamy razem. M.akceptuje, ale też zachęca do zmiany. Dlatego podejmuję wyzwanie kolejny raz. Mam wsparcie, mam wiarę, zamówiłam już dietetyczne zakupy i od jutra (od jutra, bo zakupy przyjadą wieczorem ;) ) zaczynam z pełną parą, żeby do Nowego Roku było mnie trochę mniej i żeby na wymarzonych wakacjach w Gruzji w 2015 móc wskoczyć w krótkie szorty i kostium kąpielowy. Dwuczęściowy, a co!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.