Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Grubas i tyle... może z zewnątrz już tego nie widać... ale grubas nadal siedzi w środku.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 38140
Komentarzy: 785
Założony: 4 sierpnia 2009
Ostatni wpis: 3 maja 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ewcineczka

kobieta, 40 lat,

173 cm, 111.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 września 2009 , Komentarze (11)


Dzisiaj pozwoliłam sobie na trochę łez... czasem trzeba się nad sobą poużalać. Martwi mnie jednak, że od pewnego czasu robię to coraz częściej.

Ostatni okres w moim życiu to seria porażek (na froncie poszukiwania pierwszej prawdziwej pracy), w zasadzie nie wychodzi mi nic poza odchudzaniem. Nie jestem przyzwyczajona do porażek. Nie umiem sobie radzić z porażkami... Wstydzę się przed rodziną, przed moimi przyjaciółmi.

Mam wrażenie, że teraz tylko to odchudzanie trzyma mnie przy życiu, daje poczucie celu. Daje nadzieję, że coś może zmienić się na lepsze. Pozwala myśleć, że ostanie miesiące to nie jest czas zupełnie zmarnowany.
Co będzie jeśli i to się nie uda?

Może to ta wczorajsza zawalona rozmowa kwalifikacyjna, może to ta okropna pogoda za oknem, a może moje przeklęte przeziębienie, wywołało ten nastrój. Nie wiem, ale wiem, że pewnie niedługo poczuję się lepiej, a świat przestanie być taki beznadziejny.

Ale co z tego, skoro teraz jest mi źle... Niech mnie ktoś przytuli!

28 września 2009 , Komentarze (3)


To jest jeden z tych dni, kiedy wszystko wychodzi na opak i nic po prostu nic nie chce się udać.

Po pierwsze dopadło mnie jakieś paskudne choróbsko i czuję się fatalnie (gardło, kaszel itd).
Po drugie zawaliłam dzisiejszą rozmowę kwalifikacyjną.

(nie mogę oczywiście wykluczyć związku przyczynowo - skutkowego między paskudnym choróbskiem,
a zawaloną rozmową kwalifikacyjną) 

Siedzę teraz i wpatruję się w monitor, nie mam siły nic konkretnego zrobić. Słucham sobie piosenek z dzieciństwa (na youtube). Laleczka z saskiej porcelany to moja ulubiona. Jak byłam  mała to moi starsi
bracia mówili, że sama jestem jak laleczka z porcelany, taki blady mikrusek był ze mnie.

To link do piosenki:  http://www.youtube.com/watch?v=96JA8Wo-abg&feature=related 

A to rodzinna fotografia, autorstwa jednego z moich braci (sam wywoływał w łazience):



To małe to ja

26 września 2009 , Komentarze (4)


Dziś doszłam do jedynie słusznego wniosku, że mój kot to jednak wredna istota. Tej nocy postanowił, że nie da mi spać i oczywiście dopiął swego.

Żeby mnie obudzić często liże mnie po nosie, albo gryzie w rękę (delikatnie), zwykle też wytwarza hałas zwalając wszystko co się da ze stołu i półek. Dziś do swojego repertuaru dołożył jeszcze zrywanie zasłonek z karnisza... Pół nocy nie spałam!!! Wszystko dlatego, że nie pasowała mu karma w misce i chciał coś innego. W końcu się poddałam i dostał pierś z kurczaka (mój obiad).

A co robi teraz ta moja paskuda... śpi sobie jak aniołek... ale to się niedługo zmieni...

A jeszcze wczorajsza rozmowa? Jak poszło?

Sama nie wiem, było miło, chyba nawet aż za miło...  to dopiero wstępny etap rekrutacji...

Fajnie byłoby tam pracować, firma spoko, stanowisko świetne... ale to chyba zbyt piękne żeby się spełniło. Nie ważne, nie będę teraz o tym myśleć. Dopiero za dwa tygodnie będę wiedzieć, czy w ogóle zaproszą mnie do drugiego etapu.

Z resztą w poniedziałek mam jeszcze rozmowę gdzie indziej, jutro mam zamiar powtórzyć francuski, tak na wszelki wypadek.

Oj ale się dziś rozpisałam...

24 września 2009 , Komentarze (2)


Strasznie się denerwuje, od ponad miesiąca nie byłam na żadnej rozmowie. Wczoraj do mnie zadzwonili... Wczoraj to w ogóle był dzień telefonów, bo dzwonili jeszcze z innego miejsca, tam z kolei idę w poniedziałek. Nareszcie się coś ruszyło, nawet jeżeli nic z tego nie będzie, to i tak się cieszę. Przynajmniej się coś dzieje, dotąd, to jak bym wysyłała te wszystkie maile w próżnie.

Próbuje nie robić sobie za bardzo nadziei, bo nie chcę znowu przeżywać zawodu... Postaram się, w każdym razie, dobrze wypaść. Szkoda, że tu nie wszystko zależy ode mnie. Wiecie co, w odchudzaniu najbardziej lubię to, że wszystko zależy od mojej wytrwałości i konsekwencji, od tego co robię i myślę ja, a nie ktoś inny.

Trzymajcie za mnie kciuki, żebym nie strzeliła jakiejś gafy.

PS minusem odchudzania jest problem pod tytułem ciuchy, mój zestaw na rozmowy kwalifikacyjne (zakupiony w lipcu) zrobił się za duży i teraz muszę pokombinować.

22 września 2009 , Komentarze (2)


MaGistRem jestem nie od dziś, ale dopiero od dziś mam papierek, który to potwierdza.
Żeby go zdobyć zmuszona byłam nawiedzić moją "kochaną" Alma Mater... pół dnia latałam z obiegówką, a jeszcze na koniec okazało się, że mam naliczone w bibliotece 60 zł kary za przetrzymanie jakiś tam książek... trzeba było zapłacić :( Ale na szczęści wszystko załatwione - dyplom odebrany.

W urzędzie pracy jeszcze się nie zarejestrowałam właśnie z powodu braku dyplomu...ale jutro to załatwie. Mam nadzieje, że wszystko pójdzie sprawnie. Potrzebne mi koniecznie ubezpieczenie zdrowotne.

Jeśli chodzi o wagę to jakoś ostatnio szybko spada... w zeszłym tygodniu 2 kg schudłam...
a przez ostatnie 2 dni jakieś 0,5 kg. Zabawne, dieta i aktywność fizyczna taka sama, a w jednym tygodniu nie chudnę nic (albo nawet tyję), po to tylko by w następnym schudnąć więcej niż powinnam.

20 września 2009 , Komentarze (2)


Jak to okropnie brzmi... dotąd wolałam o sobie tak nie myśleć. Muszę jednak spojrzeć prawdzie w oczy i zacząć nazywać rzeczy po imieniu. Skończyłam już studia i nie pracuję, jestem więc bezrobotna. Jutro jadę się zarejestrować. Nie ma wyjścia, potrzebne mi ubezpieczenie... teraz nawet do lekarza nie mogę iść.

Trochę mam doła z tego powodu, to będzie raczej upokarzające doświadczenie.
Nawet nie wiem jak takie coś się załatwia.

Wklejam jeszcze zdjęcie mojego kocura, jako taki malutki optymistyczny akcencik.



Takiemu to dobrze...

17 września 2009 , Komentarze (6)


Dziś zgodnie ze wskazaniami mojej wagi zrobiło się mnie o 25 kg mniej niż na początku maja, kiedy to wszystko się zaczęło. Dużo to, czy mało, sama nie wiem. Biorąc pod uwagę moją wagę początkową, to chyba nie jest aż tak zachwycający wynik. Z resztą tak naprawdę to nadal jest dopiero początek mojej drogi, jeszcze wszystko może się wydarzyć... ale dziś zamierzam się cieszyć i nie myśleć o tym co będzie dalej... ani w kwestii poszukiwania pracy, ani w kwestii odchudzania. Będę się cieszyć bo życie jest piękne, mimo wszystko.

Właśnie przed chwilą wygadałam się przed moją współlokatorką, że się odchudzam, wróciła do domu z pizzą i chciała mnie częstować. Nie było innej rady trzeba się było przyznać. Zapytała mnie czy są już jakieś efekty, więc jej powiedziała, że już "trochę" schudłam
(byłam mało precyzyjna), wtedy ona na mnie jakoś tak dziwnie popatrzyła i rzuciła:
 - poważnie, nic nie widać?

No cóż, jakoś wcale się tym nie przejmuję... w sumie patrząc w lustro też za bardzo tego nie widzę. Za to widzę po ubraniach (zupełnie nie mam w czym chodzić,wszystko za duże)
i po centymetrze (14 cm w talii i 17 cm w biodrach)

9 września 2009 , Komentarze (3)


Tak, tak zgadza się... po prawie miesiącu bez żadnej skuchy, gdy wszystko zdawało się już być takie proste straciłam kontrolę i pochłonęłam (jak do tej pory) jakieś 250 nielegalnych kcal
( tzn. poza normalnymi posiłkami) Najgorsze jest to, że w sumie wcale nie byłam głodna, ani też nie zjadłam czegoś szczególnie smacznego... Po prostu z nudów wyjęłam coś z lodówki i bezmyślnie zjadłam.

Dobra zmykam na basen... za karę trochę więcej popływam.

7 września 2009 , Komentarze (2)


No i znowu mamy poniedziałek, zaczyna się kolejny tydzień... stanęłam dziś rano na wadze, wyświetliło się 126,4 kg... to strasznie dużo wiem, ale ja się cieszę.
Jeszcze w sobotę było 126,8 kg, a więc troszkę mnie ubyło...

Weekend był dość szalony. W sobotę rano wyprawa do rodziców, potem ślub mojej koleżanki z dzieciństwa (i kieliszek szampana). W niedziele byłam na zakupach, mój brat się właśnie przeprowadza i potrzeba mu było paru drobiazgów, postanowił mnie trochę wykorzystać. Przy okazji wstąpiłam do decathlonu i kupiłam sobie nowy kostium kąpielowy. (taki pływacki, zero fiszbin i innych dziwactw, nie będzie też spadających ramiączek)

Z okazji zakupu nowego kostiumu kąpielowego postanowiłam, że w tym tygodniu (do niedzieli wieczorem) przepłynę 10 km. Mam nadzieję, że nie dostanę lenia.






4 września 2009 , Komentarze (3)


Panowie konserwatorzy przyszli dziś robić przegląd naszych blokowych wind. Przegląd ważna rzecz, prawda? No więc przyszli i wzięli się za przeglądanie i chyba coś popsuli, bo dziś przez cały dzień nie działa żadna z wind.

Może powinnam w tym miejscu dodać, że mój blok liczy sobie 16 pięterek, a ja mieszkam na OSTATNIM.

Jakie są moje refleksje:
1. Schodzenie po schodach: w sumie fajna rzecz, człowiek idzie i idzie a końca nie widać...
2. Wchodzenie: NIGDY WIĘCEJ!!! Boże, musiałam dziś TRZY razy wtaszczyć na górę moje
127 kg + 7,5 kg kota w transporterze (ale to tylko raz)
3. Postanowienie na przyszłość: nigdy nie planować wizyt u weterynarza i załatwiania innych spraw w dniu przeglądu wind!!!

A teraz taki mały bilans dnia:
Jedzonko: jak należy: + około 1200 kcal (białka tyle co trzeba)
Awaria windy: - 595 kcal (zgodnie z kalkulatorem Vitalii)


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.