Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Grubas i tyle... może z zewnątrz już tego nie widać... ale grubas nadal siedzi w środku.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 38109
Komentarzy: 785
Założony: 4 sierpnia 2009
Ostatni wpis: 3 maja 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ewcineczka

kobieta, 40 lat,

173 cm, 111.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 września 2009 , Komentarze (4)


Dzieciństwo to był fajny czas. Żyłam sobie beztrosko, nie przeczuwając nawet jaka będzie moja przyszłość i miałam to wspaniałe poczucie, że mogę zrobić wszystko i że wszystko mi się uda. Kiedy wspominam tamte lata dochodzę do wniosku, że wtedy rzeczywiście wszystko mi się udawało, w szkole zawsze byłam lepsza od innych, pewna siebie, przebojowa...teraz jestem zupełnie kimś innym, co się ze mną stało? No cóż, na przełomie liceum i podstawówki zaczęłam strasznie tyć i w kilka miesięcy przeszłam z normalnego świata szczupłych ludzi do świata grubasów, a tam nic nie pozostaje takie samo... Tak bym chciała, żeby znowu mogło być tak jak kiedyś.

Siedzę w domu i nie mam co ze sobą zrobić,  nic mi się nie chce. Tylko nachodzą mnie jakieś smętne przemyślenia. Skąd się wzięły myśli o dzieciństwie? Otóż moja najlepsza przyjaciółka z tamtych lat w sobotę bierze ślub, a na początku przyszłego roku ma zostać mamą. Jejku, ale jej zazdroszczę. Kiedy patrzę na swoje życie to widzę totalną porażkę... a przecież mogło być tak pięknie, a ja wszystko zmarnowałam. Żebym chociaż miała pracę i była samodzielna finansowo. Większość moich znajomych ze studiów już się gdzieś zaczepiła i "robi karierę", tylko mi jakoś nie wychodzi. Wieczorem mam zamiar wysłać trochę CV, ale teraz jakoś nie mam ochoty. Komórka leży, obok mnie na biurku, ale nikt nie dzwoni. A ja czekam i czekam i już naprawdę mam dość.

W kwestii odchudzania na szczęście bez zmian, to znaczy chudnę sobie powoli tak jak dotychczas, powinnam dziś jeszcze iść popływać, zobaczę może się jakoś wybiorę, ale na basen też nie mam ochoty.

PS Mam nadzieje, że nikomu nie popsułam humoru...a i dzięki za komentarze

1 września 2009 , Komentarze (5)


To było 4 miesiące temu...



Weszłam na wagę i spojrzałam na wyświetlacz.... stanęłam i patrzyłam, a tam tylko trzy czerwone kreski... Pomyślałam sobie: co jest grane, waga się popsuła, czy jak? W głowie zaczęło mi jednak świtać zupełnie inne wyjaśnienie tego dziwnego fenomenu... na samą myśl o którym ogarnęła mnie panika. Nie to nie możliwe, jeszcze 4 tygodnie temu było 146 kg, przecież nie da się tak szybko przytyć. Fakt, to był dziwny miesiąc, zero wychodzenia z domu, nauka, spanie po 3h-4h na dobę, hektolitry kawy i przekąski non stop, ale żeby aż 4 kg.
A jednak dokładnie tak się stało, waga nie była popsuta tylko ja byłam zbyt ciężka...



To chyba był jeden z najgorszych dni w moim życiu, nie potrafiłam się cieszyć z bycia świeżo upieczonym magistrem, w mojej głowie cały czas krążyły wizje 300 kilogramowego monstrum, nie będącego się w stanie samodzielnie poruszać, jak z filmu "Co gryzie Gilberta Grape'a". Dotarło do mnie, że być może już całkiem niedługo taka właśnie będę. Powiedziałam sobie NIE po prostu nie i koniec. Nich mi zrobią operacje, wytną pół żołądka albo jelit, czy co tam jeszcze chcą. Nic mnie to nie obchodzi, niech mnie okaleczą, ale ja już więcej nie przytyję!



Potem trochę się uspokoiłam, poczytałam sobie o takich operacjach i doszłam do wniosku, że jednak wolałabym żeby mnie nie okaleczali. Postanowiłam, że dam sobie ostatnią szansę. Odgrzebałam stare papiery z wizyt w Instytucie Żywienia i Żywności (prawie rok wcześniej byłam tam u lekarza i dietetyka) i zaczęłam.



Dzisiaj mija 4 miesiące od tamtego strasznego dnia, schudłam już 22 kg (w pierwszych kilku dniach straciłam te przeokropne cztery), waga spada dalej nawet się boje, że trochę zbyt szybko.Staram się stosować dietę tysiąca kcal (zgodnie z zaleceniami z instytutu to jest właściwie 1250 kcal) i od połowy lipca prawie codziennie pływam. Jakoś się trzymam, ale ciągle się boję, co będzie dalej. Na dodatek wciąż nie znalazłam pracy. Wiem wiem, kryzys i w ogóle, a poza tym nie za specjalnie mam jakieś doświadczenie, ale to powoli staje się coraz bardziej frustrujące. No nic trzeba jakoś żyć.



lol ciekawe czy ktoś w ogóle przeczyta te moje wypociny...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.