Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Lubię czytać książki i surfować po Internecie. Od 2006 roku leczę się z powodu niedoczynności tarczycy i ... tyję.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 40241
Komentarzy: 261
Założony: 2 stycznia 2009
Ostatni wpis: 13 stycznia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
PaniWu

kobieta, 62 lat, Legnica

167 cm, 80.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 lipca 2009 , Komentarze (5)

 

W głowie się nie mieści!   

Schudłam!    

3 kilogramy!   

Wbrew logice i wszelkim zasadom.

Jest upał i bakcyl genealogiczny (siedzę przy komputerze i zapominam o kuchni oraz lodówce) więc jem 2 razy dziennie, nie jem owoców i warzyw bo mnie odrzuciło, od upału popijam piwo i jak upiekę ciasto to jem na deser. Fakt, ostatni posiłek - obiadokolacja, jest ok. 18-tej. I zamiast utyć schudłam. WIECEJ CHODZĘ,  niż normalnie jak pracuję. Piję dużo wody. Mnóstwo wody. Hektorlitry wody! Oraz od 3  miesięcy udaje mi się utrzymać stabilne TSH w środku normy, czyli tarczyca nie jest niedoczynna, jest taka OK. I to jest być może cała tajemnica.  

Oby tak dalej!!!!!! Trzymajcie kciuki !!!!! W środę wybywam na wczasy (oderwę sama siebie od komputera).

 

9 lipca 2009 , Komentarze (3)

 

Rano jak tylko kręgosłup zobaczył, że ledwo wylazłam z łóżka (tak rano to znowu nie było) idę włączyć komputer, oznajmił bez ogródek, że życzy sobie spaceru. Oczy dołaczyły się do żądań.

Skóra wyjrzała przez okno i uznała, że jej to nie zależy i tak moknie pod prysznicem, ale włosy z rezygnacją stwierdziły, żebym chociaż wzięła parasol.

Przed wyjściem skóra zobaczyła się w lustrze i stwierdziła, że po jej trupie, nie ma mowy, bez makijażu nie wychodzimy. Ona, w takim stanie, na oczy ludziom się nie pokaże. Żółtoblada, wymęczona, z sinymi podkowami jak śmierć na chorągwi. Dobra!!!! Zrobiłam makijaż ukrywająco-ulepszający, z naciskiem na to pierwsze i zbierałam komplementy jak to pięknie wyglądam, jaka wypoczęta, bla bla bla.

Podjechałam z moich peryferii do miasta autobusem, obok usiadł młody mężczyzna z książką. Młody mężczyzna z książką!!!! Słyszycie co mówię? Młody mężczyzna, który czyta. Żadnych słuchawek. Okładka mi się spodobała, jakaś ikona była, ale chyba powieść, zerkałam z ukosa, żeby nie było, że nachalnie. Ja jestem pies na książki, MUSIAŁAM wiedzieć, co to jest. I guzik!!!! Litery dwoją się i troją, rozmazują tak wszystko dookoła, w progresach to trzeba sobie obraz ustawić tak, żeby ostrość padała na ten punkt szkieł, co to najlepiej widać (jak ktoś czyta w okularach progresywnych, to zaraz go poznaję, bo zawsze ma elegancko ustawioną  głowę, trochę jak łabędź - żeby dobrze widzieć przez ten kawalek szkła, który służy do czytania). Oczy rżą ze mnie ze śmiechu- a ty głupia myślałaś, że jak się od monitora oderwiesz, to my już będziemy wypoczęte i będziesz dobrze widziała? Ty patrz, żeby przystanku nie przejechać, a nie na książki i młodych facetów. A żeby was......a kto was zakrapia codziennie kroplami przeciwko jaskrze, co?

Potem robiłam zakupy w Kauflandzie, patrzyłam na ludzi i myślałam sobie:

- ta młoda, wiotka, delikatna kobieta, ubrana przed laty w koronki byłaby sliczną ziemianką, która mogłaby umrzeć przedwcześnie podczas porodu (wąska miednica) lub na galopujące suchoty

- to starsze małżeństwo, koło 80-tki, może pamięta głód na przednówku, noszenie wody ze studni, wojnę, może niewolę, a teraz spokojnie chodzą między półkami pełnymi jedzenia

- dziecko w wygodnym wózku marudzi, że chce jakąś bzdurę, a jego rowieśnik sto lat temu, bosy, często głodny, nigdy nie był szczepiony  

- nastolatki w uszach mają tyle srebra, ile było w pamiątkowej broszy, przechowywanej pieczołowicie jako rodzinny klejnot

- nastolatej ze słuchawkami w uszach....mój pradziadek w okresie międzywojennym jako pierwszy we wsi miał kryształkowe radio na słuchawki!!!! było to dobro ogólne, każdy mógł przyjść i posłuchać radia lub wieści ze świata usłyszanych z radia, a opowiedzianych przez dziadka

Pakuję zakupy, w tym ziołowe herbatki, przede mną kolejka do apteki, która jest na przeciw kas. Mój pradziadek leczył cała wieś ziołami, bo znał się na nich jak mało kto.  Latem zbierano i suszono zioła i jako herbatki do picia i jako lekarstwa. Ileż chorób mogłby wyleczyć, gdyby miał taką aptekę z takimi lekami!!!!! Nie zmarłaby mu 25 letnia córka na gruźlicę, ani 2 letni wnuk, sam by nie odszedł w 63 roku życia, ani jego jego żona mając 56 lat (wszyscy na gruźlicę). Mam ich na zdjęciach - staruszkowie, sterani pracą na roli.

Dobrze jest żyć w swoich czasach.

 

9 lipca 2009 , Komentarze (3)

 

Pracowite wakacje mi się zrobiły, a praca podobna do normalnej pracy, więc gdzie tu urlop?

 

Chyba powinnam to przemyśleć. Z drugiej strony, kiedy tak leje......

 

Moje poszukiwania zaczęły się prozaicznie. Po śmierci Babci, moja Mama znalazła notatki Dziadka i mnóstwo listów. Mama je uporządkowała, a potem ja zaczęłam nawiązywać kontakty przez Internet, szukać informacji, a Internet taki już jest, że wciąga.

 

Za nic nie chciałabym żyć w jakichkolwiek dawnych czasach, a zwłaszcza jako kobieta!!!! Z akt, metryk i innych danych wynika, że kobiety umierały przy porodach, traciły często maleństwa, w ogóle rodziły dzieci mnóstwo, często cierpieli głod (moja rodzina podczas I i II wojny światowej sporo przeszła), niemal masowo umierali na gruźlicę, a dziewcząt nikt nie kształcił tak, jak teraz.

 

Człowiek, który miał 60 lat i umierał, to pisano, że ze starości.  

 

Acha! Wymysliłam, że pojadę do Warszawy, żeby czynić poszukiwania na miejscu, w AGAD (Archiwum Akt Dawnych). Czyli znowu będę siedzieć na czterech literach i wypatrywać oczy, przeglądając dla odmiany rolki z mikrofilmami. Moja pani okulistka i optyk się ucieszą, bo przyjdę po nowa receptę na okulary

 

Muszę chyba założyć sobie do głowy inne oprogramowanie - takie: zero siedzenia, więcej ruchu.

 

Nie patrzcie o której to piszę. To masakra! I na dodatek coś mi zaszkodziło, więc mniej jem, bo "goni". Co mogło mi zaszkodzić, skoro jem w przerwach, gdy pioruny łupią nad domem i muszę wtedy wyłączyć komputer?

 

Odmeldowuję się. Idę śnić o sygnaturach, spisach, księgach, datach, metrykach i starych dokumentach

 

 

5 lipca 2009 , Komentarze (6)

Jakie tu zmiany!!!!!!

Schudł mi się kilogram z powodu drzewa genealogicznego. [Podjarany] Nie wiem czy kiedykolwiek pisałam, że zaczęło się od porządkowania rodzinnych wspomnień spisanych przez różne pokolenia w różnych notatakach, listów oraz zdjęć a skończyło się na wypisach z archiwum, przeytrząsaniu Internetu, nowych kontaktach i nowych informacjach.

"Wybiło" kolejne genealogiczne źródełko, nowy kontakt, będę pukać do następnych archiwów, datę dokumentów mojej rodziny mogę przesunąć o 100 lat w tył, do 1536 roku.[Zaskoczony] [Tak!][Podjarany]To wszystko jest tak ekscytujące, że nie śpię, nie jem i dlatego mi się schudło. Tkwię jak mara przy komputerze i tłumaczę albo z/na angielski lub z/na rosyjski. Dziś mnie napadło i przesypiam niedzielę w dwoch ratach po 8 godzin, z przerwą na posiłek.

Muszę chyba zaplanowac jakiś wyjazd na urlop, bo jak się nie odetnę siłą od komputera, to uschnę przy nim. A pogoda ogródkowa nie jest :( żeby na leżaczku oddawać się lenistwu na działce i o komputerze nie myśleć).

Teraz lecę do Was kochane moje. Pozdrawiam!!!!!![Śmiejący się]

25 czerwca 2009 , Skomentuj

Same sukcesy, chociaż niezasłużone, ale co tam!!!!!

 

1) Waga pokazuje 0,5 kg mniej, ale też i obrzęki ze mnie zeszły. Od kilku dni gromadziła się woda, nie wiem, dlaczego, bo to nie ten etap cyklu. Takie tabletki musujące piłam ACC MAX, rozrzedzające to, co zalega w krtani, a one wg ulotki mają dużo sodu (i to pewnie przyczyna obrzęków). Krtań moja już dobrzeje (nie tyle od tabletek, ale od niemówienia). Tabletki brałam, bo od kaszlu aż się zanosiłam. Pani foniatra zaleca galwanizację i jonoforezę, ale muszę to skonsultować z endokrynologiem, bo krtań i tarczyca sąsiadują i nie wiadomo, czy to, co pomoże na jedno, nie zaszkodzi drugiemu. Z sąsiadami to tylko kłopoty, jak widać J.

- I co ci mamuś dolega? - pytała mnie telefonicznie córka, po mojej wizycie u foniatry.

- 22 lata pracy w szkole, a poza tym nic - odpowiedziałam, myśląc o tym, że moja Mama nauczycielka problemów z gardłem nigdy nie miała. Z tym, że w liceum uczniowie są już bardziej wyciszeni na lekcjach (absolwenci sami na to zwracają uwagę, a jak przychodzą w odwiedziny, to łapią się za głowę, jaki w gimnazjum jest hałas). I po drugie Mama nigdy nie musiała na lekcjach przekrzykiwać zajęć wuefu pod drzwiami klasy, odbywającego się z braku sali gimnastycznej na korytarzu.

 - Nieprawidłowa emisja głosu - jak mantrę powtarza Pani foniatra, jak każdy zresztą lekarz foniatra, zwłaszcza ten od medycyny pracy, żeby zwalić winę na człowieka,  a nie pracowadawcę.





dzisiejszy obiadek - pieczone warzywa (cukinia, cebula, papryka i pieczarki, a na wierzchu listki świeżej bazylii (przyniosłam w doniczce z Kauflandu)

2) Wyszło słońce i jest lepiej na duszy od razu. Poszłyśmy z Mamą na zakupy, obok Kauflandu jest Jysk, więc nas tam zniosło, wreszcie jest czas na prawdziwe problemy, czyli jaki kolor obrusa jest najodpowiedniejszy do mojej różowej zastawy obiadowej w wakacyjnym domu. Uparłam się na oliwkowy i zajęłyśmy się gnębieniem młodego sprzedawcy, który odmierzał nam impregnowaną bawełnę z metra. Uciął nierówno,  wzorek nie był równomierny, usprawnienie do cięcia gorsze od jakiejkolwiek lady i mądrej kobiety, która składa materię na pół i ,wzorek nie wzorek, tnie równo.

Mama zapragnęła kawy, a konkretnie cappucino, życzenie Mamy jest dla mnie rozkazem, wróciłyśmy do Kauflandu. Mama na diecie antycholesterolowej patrzyła łakomie na ciastka, a ja na informację o kawie. Pytam młodego sprzedawcy:

- Czym różni się kawa white coffe od cappucino, oprócz ceny?

- Tym, że biała kawa jest z mlekiem (genialne!!!) a cappucino nie ma.

-  Kremówki są nieświeże - oznajmiła Mama, żeby ich nie kupić (wyglądały dobrze), a pan spojrzał ze zgrozą. My zaś ze zgrozą dostrzegłyśmy, że w ramach mleka i śmietanki podają chemiczny zabielacz.

Zrobiłyśmy w tył zwrot i ruszyłyśmy do domu.

 

3) Wyspałam się, wyspałam się, wyspałam się !!!!!!
Rok temu odstawiłam tabletki na sen, które brałam 10 lat (co mnie podkusiło, żeby odstawiać?). No może już nie są potrzebne, te skutki uboczne, których co prawda nie czułam, ale kto wie? Bla, bla bla... namordowałam się jak nie wiem.
Jesienią zaczęłam mieć poważne kłopoty z ciśnieniem, znaczy z nadciśnieniem, zwłaszcza w nocy, głowa boli, ciśnienie skacze, spania nie ma. Dostałam tabletki na stałe na nadciśnienie (i suma nałogów się zgadza). Spokój był do wiosny.
Wiosną spania nie ma. Ciśnienie ok, nie śpię.
Ziółka, relaksacja, seks, stałe rytuały, dobra książka, nudna książka, mleczko, spacer nic!!!! Budzę się co chwilę, rano słaniam się z niewyspania, pracować nie mogę.
Wróciłam do tabletek, żeby dotrwać do końca roku szkolnego i teraz klops. Miesiąc brania tabletek i żeby je odstawić musiałabym znowu cały rytuał zmniejszania dawek rozpocząć.
Po kilku nocach bez zasypiaczy, wykończona maksymalnie, wczoraj wzięłam tabletkę, wyspałam się  po tabletce i jest SUPER!!!!!







A na koniec polecam gorąco najnowszą Katarzynę Grocholę "Kryształowy Anioł". Prawie 550 stron połknęłam w jeden deszczowy dzień (wszystkie gnaty i wszystkie oczy mnie bolały, ale co tam). Mądra książka o dobrej akcji, zaczyna się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie rośnie. Książka ma piękne przesłanie i dowcipny język. Rewelacja!!!!!

23 czerwca 2009 , Komentarze (8)

Dodatni bilans !!! Tragedia!!! Dopisałam straty na pasku, straty w sensie zyski, czyli ujemne odchudzanie, znaczy się przytycie.
2 kg.
Żebym tak chudła w takim tempie jak tyję.....

Nic to, od rana myślę o diecie i pilnie patrzę w talerz, czy nie zalęgły się na nim niedozwolone kalorie. Jestem tropicielem niedozwolonych kalorii, Herkulesem Poirot, a nawet IPNem niedozwolonych kalorii. Może nawet założę im teczki.

Wczoraj w aptece pytałam o alli. Pani Farmaceutka ochoczo przekonywała mnie do tego specyfiku, tonem wręcz sekciarskim: "po tym NAPRAWDĘ  się chudnie". 
Poczułam łaskotanie w brzuchu, SUPER!!!!, zapytałam o cenę.  Miła Pani Farmaceutka podała.
Usłyszałam jak mój mąż, stojący obok, wciaga powietrze.
"Jeszcze się zastanowię, w sumie to wystarczy mniej jeść...bla, bla bla" - myślałam o  nadciśnieniu mojego męża.
"Tak, tak" - wtórowała mi Pani farmaceutka, zerkając na męża oraz na mnie ze zrozumieniem - "za te pieniądze można sobie kupić sporo warzyw i owoców.
Ale po tym NAPRAWDĘ się chudnie!" - dodała radośnie (dzisiaj jak o tym piszę, wydaje mi się, że miła Pani Farmaceutka była pod swoim białym fartuchem szczuplejsza niż dawniej).

Hm....kupić alli czy nie kupić?....oto jest pytanie :)


21 czerwca 2009 , Komentarze (3)

JESTEM !!!

Ogłaszam koniec przerwy technicznej :)))))
Dziękuję za miłe wpisy :)))))
Na drogę dietkowania czas powrócić i to szybciorem. Niby nie popełniałam wielkich grzechów, ale zawsze siedzenie końcoworoczne, przy papierach, dodaje mi kilogramów. Z rozpędu starałam się utrzymać dobre nawyki, ale w końcu stres mnie dopadł, a stres trzeba zajeść. Siedzi taki stres w żołądku i woła:
jeść!! jeść!!!


Nieoficjalne ważenie....(bo może jutro okaże się, że to fałszywy alarm) - 74 :(( 
Jeszcze tydzień temu przed @ było 71.
Może to ołowica? Ołów w kościach na pewno mi się odłożył gwałtownie, a ołów jest ciężki. Ale żeby aż 3 kilogramy?

9 cudownych rad:

1. Jeśli coś zjesz, a nikt tego nie widział, to te kalorie są niewidoczne i się nie liczą.

2. Tabliczka czekolady popita cola light popada w tzw. konflikt kaloryczny - traci co najmniej 80% swoich pierwotnych kalorii.


3. Gdy jesz w towarzystwie, liczą się tylko te kalorie, których zjadłaś więcej niż inni.


4. Jedzenie lecznicze nigdy nie jest kaloryczne (np. czekolada na depresje, czerwone wino na serduszko, koniak na potencje, etc.).


5. Dbaj o sute posiłki dla twej rodziny i przyjaciół - im grubsze twoje otoczenie, tym ty wydajesz się chudsza.


6. Picie i jedzenie przed telewizorem się nie liczy, bo to nie klasyczny posiłek, tylko część rozrywki.

7. Dania z lodówki nie maja kalorii, bo - jak wiadomo - w lodówce jest zimno, a kaloria to jednostka ciepła.


8. Zalecam spożywanie posiłków na dużych płaskich talerzach - kalorie szybciej z nich parują.

9. Produkty spożywcze o tym samym kolorze maja tyle samo kalorii (np. pomidory i dżem truskawkowy, pieczarki i biała czekolada, krwawa Mary i rzodkiewki).


4 czerwca 2009 , Komentarze (4)

OGŁASZAM CHWILOWĄ PRZERWĘ TECHNICZNĄ !!!!!!!

aż do czasu, aż pozbieram koniec z końcem i się wyrobię z robotą, a doba znowu będzie mogła mieć sobie swoje 24 godziny :))))) Póki co wszystko jest na wczoraj, a ja nie wiem jak się nazywam :))))
Pozdrawiam was, buziaki!!!!!

21 maja 2009 , Komentarze (2)

Musiałam przesunąć trochę pasek w lewo, tzn. przytyłam  :(  Od wczoraj na kolację postanowiłam jeść tylko białko, ewentualnie z pomidorem dla poślizgu. Ani kawałeczka chleba. Dziś rano od tego byłam mniej głodna. Rano zjadłam chleb i na drugie śniadanie też. Suchy (znaczy nieposmarowany, smarowidła nie jem już od kiedy tu jestem, czasem zapominam kupić mężowi), razowy, razem 2 kromki. Do serka light, a w pracy do pitnego jogurtu. Od nadmiaru nabiału (to, że chudy nie ma chyba znaczenia) robią mi się afty :( Dziś mnie od tej kolacji gniecie, a zazwyczaj czuję głód i  uciekam zaraz z kuchni jak zjem swój przydział, żeby nie kusiło i czekam, aż przejdzie.
Czytam "Francuzki nie tyją", no faktycznie, nie odchudzają się, a są najmniej otyłe w Europie i Ameryce. Ale jak wyjadą do Stanów to tyją. Czyli dieta!!!!
Stale sobie mówię - Magda, szczupłe kobiety jedzą, a nie żrą, pamiętaj! Magda, szczupłe kobiety degustują, a nie pochłaniają! Dziobią z gracją, a nie jedzą z rozkoszą przymykając oczy! Delektują się kęskiem i wzbraniają, jakby były po resekscji żołądka, a nie pakują jak na długi wyjazd!!! Jak chcesz być szczupłą kobietą to skub, dziob i degustuj. Jakbyś miała gorset, który uniemożliwia przełknięcie czegokolwiek. Ponoć damy dawniej porządnie jadły dopiero w swoim pokoju po zdjęciu gorsetu. Bo, po pierwsze nie mogły, a po drugie, dama nie je tylko skubie, dziobie.....
Nie jestem damą, nie chodzę w gorsecie, ostatnio wracam do domu z pracy piechotą, około 4 km lub  więcej. I co? I kicha, kilogramy na plusie.

Trzymajcie jutro za mnie kciuki, jak wyjdę do pracy przed południem, to wrócę dopiero w sobotę :(   Kto obejrzy za mnie Tudorów? Ręka do góry!

Szczupłe kobiety się nie skarżą :) 

P.S. Stale mylę kierunki, jak mówię "w lewo" to jest jasne, że miałam na myśli w prawo. Kiedyś przestawiano dzieci na jedynie słuszną rękę prawą do pisania oraz wykonywania innych czynności. Czego mama nie dopilnowała robię lewą :)))  I stale mylę kierunki. Najprościej jest, jak zamiast mówić, tylko pokazuję ręką :))) Czyli przesunęłam pasek tam! (w prawo). Noooo, do góry. No w gorszą stronę, nie w tę, co zamierzałam!

16 maja 2009 , Komentarze (3)

 Nie wiem jak to się stało, ale mam wolny weekend w sensie braku żadnej roboty papierkowej!!!!! Cud!!!! Już nie pamiętam kiedy nie miałam stosów klasowek do sprawdzenia, godzin przy biurku. Cud!!!1 Nawet pochmurna pogoda nie popsuje mi humoru.
Pochmurna pogoda ma swoje uroki - zajęcia świetlicowe w podgrupach, film lub książka+ dobra muzyka, gorąca herbata lub kawa (jak kto woli), ewentualnie lampka wina, drzemka obok kota (jak ktoś ma kota,pies też może być lub troskliwie hodowany mężczyzna domowy).
Pozdrawiam Was Vitalijki!!!!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.