Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Ważę zbyt dużo. Chcę czuć się dobrze. Chcę wyglądać dobrze. Chcę zakładać ładne ubrania, biegać, być wolna! Chcę być zdrowa!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 26364
Komentarzy: 697
Założony: 15 stycznia 2011
Ostatni wpis: 3 lipca 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Eulidia

kobieta, 35 lat, Warszawa

165 cm, 132.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 maja 2016 , Komentarze (4)

Dziś krótko. Muszę wam powiedzieć, że jestem w ciężkim szoku... Zwykle codziennie w głowie chodziła mi myśl "zżarłabym coś słodkiego" a teraz jakoś nie... Nie wiem czy to tylko przez siofor, który biorę (jutro zwiększam dawkę do 2 tabletek) czy papierosy, które zaczęłam (znowu) palić. Jak mi się uda schudnąć to je rzucę kiedyś tam. Wiem, że zgubny nałóg, ale z dwojga złego naprawdę lepsze fajki niż alkohol+słodycze+chipsy+dużo żarcia. Owoce ograniczam jak postanowiłam - jem co 2 dzień jako dodatek do śniadania. Tylko. Dziś miałam gruszkę do 3 plastrów szynki z piersi kuraka, ogórka świeżego i połowy świeżej papryki. Do tego standardowo kawka z mlekiem. Śniadanie zacne, a jakoś szybciej mi się potem żreć chciało... Ten cukier to niedobry jednak jest... Tak czy siak sama nie mogę się nadziwić jak cudownie nie być niewolnikiem słodkiego... Mam nadzieję, że ten stan mi się utrzyma. Żaden chrom do tej pory nie działał, a tu cuda się dzieją...

II śniadanie - chłodnik z jajkiem

lunch - serek wiejski, szczypior, pomidor, pół papryki + 250 ml soku warzywnego tymbarku śródziemnomorskiego (tak wiem 18% to sok z jabłek, ale to jedyne owoce w tym soku i jest go mało. Poza tym sok ładnie syci, jest mega smaczny, nie ma konserwantów i ma 24kcal na 100ml)

 obiad - jajecznica z 2 jaj na 100g kiełbaski morliny z piersi kurczaka (jako, że mięsa miałam dziś mało) i cebuli + pomidor (taa, dobry obiad xD)

kolacja -  chłodnik (znowu. Dobry wyszedł)

Dziś mało wody wypiłam. Wiem, że źle bo upał, ale jakoś nie miałam do tego głowy. W pracy wiele nieprzyjemności się działo. 

A po pracy zimna cola zero, mmmm pyszna chemia.

23 maja 2016 , Komentarze (4)

i Hello! 

Mój ostatni wpis wywołał lawinę komentarzy... Czyli jednak odpowiedni tytuł działa... Kochane, nie chodzi mi, że zrzucam całą winę na starych... Wiem, że wiele w tym mojej winy, mnie i mojego słabego charakteru... To była jedynie próba wytłumaczenia tym szczuplejszym "jak można się doprowadzić do takiego stanu", gdyż często to słyszę. Otóż jest na to proste równanie. 

Choroba + rodzice nie dbający o stan dziecka i o naukę jego przyszłych nawyków + słaby charakter (m. in. łatwe popadanie w uzależnienia) + złe nawyki i mało ruchu + zła edukacja w szkole + tendencja do tycia * stres = kilogramy 

czyli otyłość gwarantowana. Im więcej czynników, tym więcej i szybciej kilogramy się pojawią. 

Postanowiłam, że owoce będę jeść co 2 dzień jako dodatek do śniadania. Np jogurt z gruszką, czy jak wcześniej plasterki szynki z kurczaka + warzywa + grejfrut... Na razie się trzymam. Muszę również powiedzieć, że siofor działa. Nie mam napadów głodu i tych walniętych i natarczywych myśli o jedzeniu. Dziś będąc w sklepie znalazłam takie dobre drobiowe (chyba obok drobiu to leżało) kotleciki z serkiem, szynką i ogóreczkiem w środku. Smaży się je i są taaakie pyszne... Długo łaziłam do tego sklepu i patrzyłam czy są... Chciało mi się ich! I nie było. A dziś? Hmmm nawet nie miałam na nie ochoty...

Dziś na obiad udko pieczone, trochę mrożonki warzywnej z patelni (ale mało bo niedobra była) i świeże warzywa (pomidor, ogórek z odrobiną oliwy z oliwek). W pracy miałam zupę krem z soczewicy (kiedyś wrzucałam przepis i fotki). Kupiłam też serek wiejski i pomidora, ale nie byłam w stanie go zjeść. Zupa wyszła mega sycąca. 

Właśnie skończyłam robić chłodnik... Więc na kolację chłodnik, który kocham!

A teraz czas na fotki!

To mój pierwszy dzień powrotu na dietę - burger i sałatka warzywna.

Tu moja autorska sałatka z brokułem, papryką, pomidorem, szynką drobiową, cebulą i czerwoną fasolą. Pycha!

Zupa krem z warzyw (głównie kalafior, trochę marchwii, cebuli, papryki) z odrobiną grzanek czosnkowych które mi w szafce zostały. I tak mało kcal bo porcja grzanek (20g) to ok 86 kcal. Zupa to same warzywa...

No i dzisiejsza popisówa! Chłodnik litewski (buraki, botwina, ogórek, rzodkiewka, koperek, czosnek, maślanka, kefir, trochę mleka)

Do jutra Kochane!

22 maja 2016 , Komentarze (36)

Hmmm czytam wpisy dziewczyn, które ważą te 65 kg i jęczą, że chciałyby 55 i się odchudzają... Pierwsza myśl? Jezu, przecież one są szczupłe, czego one narzekają? Matko, to ja ostatnią najmniejszą wagę jaką pamiętam że miałam (72kg) to było w gimnazjum podczas tego niefajnego klasowego ważenia u pielęgniarki... A co dopiero 65! Ale hola hola! Za chwilę się opanowuję i sobie myślę. Kobieto Ty masz 140 prawie i myślisz innymi kategoriami, nie pamiętasz jak to było kiedy miałaś kolana... Kiedy widziałaś swój pępek... One mają inne myślenie, bo po prostu są szczuplejsze OD CIEBIE, ale też źle się czują jak przybrały te 5kg. Mają problem! Te 5 kg też ciężko im zrzucić! Ty po prostu masz ich więcej do zgubienia... Duuużo więcej....

No i teraz nasuwa się pytanie. Czy jeżeli już 75 kg to dużo, nadwaga itd, to czemu do cholery już w gimnazjum nie było stanowczej reakcji!? Czemu moi rodzice pozwolili mi dalej nabierać ciała? Czemu zamiast mi pomóc okazywali mi tylko brak akceptacji? Czy doprowadzanie dzieci do takiego stanu nie jest przypadkiem zaniedbaniem? Kurdę jak tak na to patrzę - jest! Wyrządzili mi ogromną krzywdę. Bo co ja mogłam jako 14latka? Nie zapisałabym się do lekarza. Nie poszłabym do sklepu po zdrowe zakupy, bo nawet nie miałam w sumie kieszonkowego... Nie gotowałabym dla siebie tylko innego jedzenia, bo z czego i za co? I kto by mnie tego nauczył? Byłam dzieckiem do cholery! 

Może paść pytanie - ok, wtedy to wtedy, ale od prawie 10 lat jesteś już pełnoletnia, już wcześniej mogłaś coś z tym zrobić, a nie tylko biadolić i dalej tyć... (już na studiach miałam setkę)

Ale ja dalej nie pracowałam... Uczyłam się. Zajadałam stres. Miałam choroby. Wstydziłam się iść do lekarza, bo po 1 bałam się diagnozy, po2 miałabym aferę w domu, że jestem chora (bo każda choroba ZAWSZE była MOJĄ winą według moich rodziców i zawsze na mnie krzyczeli jak byłam chora) po3 byłoby to przyznanie się do winy (patrz punkt 3). Więc bagatelizowałam. W końcu starzy też grubi jak słonie... 

Nie, ja w gimbazie nie jadłam golonek, nóżek wieprzowych, pizzy, hambuksów, nie chodziliśmy do maka itd. Nigdy nie byliśmy w żadnej restauracji rodzinnie - serio. Jedzenie jak zwykle - ziemniaki, schabowy, sałatka. Czasem do tego kompot. Czasem jakiś krupnik. Czasem kasza gryczana z obrzydliwym sosem z mięsa karkowego. Niesmaczny, zero aromatu. Fuj. Rano kanapki. W szkole kanapki. Jadłam normalnie. Na wf chodziłam, więc miałam 4x w tygodniu ćwiczenia po 40 min. Do tego po szkole wychodziłam na rolki - bo mi się taki jeden chłopak podobał. Czasem był też badmington. Latem jeździłam rowerem, bo spędzałam lato na wsi.

To dlaczego kurde tyłam!? Dlaczego NIKT nie zareagował? Jezu....

Kto ma dzieci niech pamięta - obserwujcie je. A jak zauważycie coś niepokojącego, rozmawiajcie z nimi, okazujcie im zrozumienie, miłość i akceptację, a jak to nie kwestia psychiczna (lub tak, ale sobie nie dajecie rady) idźcie po fachową pomoc lekarzy i specjalistów! Nie bagatelizujcie i nie wierzcie w to, że otyłość ZAWSZE jest tylko wynikiem lenistwa i obżarstwa... Bo może być przy okazji jeszcze coś, czego nie widać gołym okiem... :(

Niech szczupłe osoby nie mają mi za złe, że jeżeli widzę laskę 65kg biadolącą, że jest gruba i musi się odchudzać to przewracam oczami i mam ochotę rozerwać... Pracuję nad tym, aby też te kobietki zrozumieć... Ale mam otłuszczony mózg i ciężko mi to idzie - cierpliwości... I z tym sobie poradzę!

P.S. tytuł miał być nieco kontrowersyjny :)

P.S.2 

I jednak nie poszłam na basen w wyniku sprzeczki rodzinnej. Kuzynka się obraziła na mnie, bo nie powiedziałam jej wczoraj o której dokładnie godzinie się umawiamy. Jezuniu od kilku ładnych tygodni chodzimy zawsze w niedzielę o tej samej porze... Za to pojeżdżę na rowerze... Albo na spacer pójdę bo tak ciepło... Obiecuję! I jeszcze ugotuję zupę z soczewicy żebym miała co do pracy brać... I jeszcze wymienię wodę w akwarium i tam posprzątam... I jeszcze poukładam te ciuchy w szafie bo już za długo leżą na kupie... Albo przynajmniej zrobię większość tych rzeczy! :D

22 maja 2016 , Skomentuj

Czas na basen... Oooo jak mi się nieeee chce :( Ale nie ma przebacz, Kuzynka juz w drodze i łeb mi urwie jak się będę migać.. 

Sporo wody zeszło. Dziś na wadze 137,5. Od kiedy biorę ten Letrox nie są to zmiany aż 2-3 kilowe jak wcześniej ;) 

I znowu już się nieco lepiej czuję. 

Wczoraj na kolację 100g twarogu chudego, tuńczyk w sosie własnym z puszki, 10 czarnych oliwek, średni pomidor i szczypior. Podejrzewam że całość ma nie więcej jak te 250kcal. Zapchało mnie dobrze, nie czułam się ciężko i źle. Chociaż całą noc spać nie mogłam... Ale myślę, że to śniadanie dla mnie ;)

Do później!

21 maja 2016 , Komentarze (7)

Na razie, mam nadzieję. 

Wczoraj na śniadanie wedlina drobiowa 2 plasterki, pomidor, pół ogórka zielonego, trochę papryki i pół grejfruta + kawa z mlekiem

2 śniadanie to flaczki z boczniaków (boczniaki, marcheweczka, troche cebulki, oleju i przyprawy) + mały czysty jogurt naturalny

lunch to co dzień wcześniej ryż al dente z kurczakiem gotowanym i mrożonką - mieszanka meksykańska.

Na obiad miałam pieczone udko kuraka (ofc ze bez skóry, od zawsze jem bez bo to fuj) i brokułki na parze.

Na kolację zrobiłam autorską sałatkę którą zamierzam jeszcze pożreć teraz na śniadanie :D tj: brokuły na parze (ale takie twardawe jeszcze), szynka drobiowa pokrojona z plasterków w kostkę, papryka świeża, fasola czerwona z puszki, cebula i taki sos zrobiony z małego pojemniczka jogurtu naturalnego gęstego, łyżki majonezu, przyprawy toskańskiej (suszone pomidory, bazylia i czosnek) i troche soli... Pycha. Na miske 1.5litrowa dalam wcale nie taka mega czubata łyzke majo. Tak jak zapowiedziałam, nie licze kcal (chociaż zwróciłam wczoraj uwagę na tabelę ile ma piwo to z niego zrezygnowałam xD) ale po prostu zmieniłam produkty na lepsze... No i znowu gotuje sama.

Wieczorem poszłam na koncert Strachy na Lachy.  Wahałam się, bo czułam się fatalnie... W głowie szumiało, pękało, bolało, nogi ociężałe, niedobrze mi było. Wiem, że wieeele osób wczoraj tak się czuło... Ciśnienie mierzyłam i miałam zadziwiająco dobre bo 140/70 tętno 80. I czułam się jak kupa. Ale stwierdziłam, że w sumie to utyłam między innymi przez to siedzenie w domu, więc nie ma użalania się nad sobą! Połknęłam ibuprom i sru na koncert. Było fajnie, nie skusiłam się na piwo, potem powrót w mega ścisku :D Ale w sumie było warto!

Dziś na obiad... Naleśniki gryczane z farszem pseudo tajskim - piersi z kurczaka duszone z mloda kapusta, marchewka, porem w sosie pomidorowym.. To wszystko z odrobiną sosu ole (tj ostry chilli) 

19 maja 2016 , Komentarze (1)

Prawie... Tuż tuż drugi dzień...

Brakuje mi owoców... Zaraz zaczną się truskawki, potem czereśnie, potem śliwki, a ja nie będę mogła się nimi opychać :(

Pobolewa mnie głowa. I ciągle mi się siku chce... Woda schodzi.. dziś się ważyłam... 138,3 czyli wróciłam do punktu wyjścia... tylko wtedy byłam przed okresem i bardzo szybko mi potem woda spadła... No cóż. Mam za swoje. 

Dziś na śniadanie pomidor, pół ogórka, pół papryki, jajko, 2 plastry wędliny indyczej, kawa z mlekiem

2  śniadanie krem z warzyw zielonych z jogurtem naturalnym... Taki rzadki wyszedl do wypicia

lunch to ryż al dente + gotowana pierś z kuraka + mieszanka warzywna meksykańska (fasolka szparagowa, czerwona, papryka, cebulka, pomidory z odrobiną oleju to wszystko.

obiad jak wczoraj tylko do sałatki dodałam szczypiorek

A na kolację jak wczoraj wędzona makrelka, ogórki kiszone... Hmm...Kolacje są dla mnie problemem...

Jako że będzie to 2 dzień bez owoców, jutro na śniadanie zezjem połowę grejfruta różowego do śniadania. Muszę tylko przenonać siostrę aby zjadła drugą połowę, bo zeschnie... :D Lekarka mi powiedziała, że wolno mi małe ilości owoców i tylko jako dodatek do posiłku (np do jogurtu czy mięsa) nie mogę jeść ich samych... ciężko :(

18 maja 2016 , Komentarze (7)

Kurde... Minęło ile? Pół roku? A ja odzyskałam to o co tak ciężko walczyłam... Wczoraj byłam u endokrynologa (która przy okazji jest diabetykiem). Kazała mi zrobić coś czego każda grubaska nienawidzi - stanąć na wadze po okresie lekkomyślnego wpieprzania wszystkiego co napatoczy się pod ręce... Kątem oka zauważyłam 140. Zrobiło mi się gorąco. A jak - wyrzuty sumienia ruszyły! Czego znowu piszę? Bo znowu muszę się dietować. Muszę, bo wyniki wyszły źle. Glukoza w normie, ale insulina na poziomie 30 jednostek na czczo. Jak to się nazywa? Insulinooporność. Moja doktorka powiedziała jasno - trudniej Pani zrzucać będzie przy takim wskaźniku, niż osobie z wynikiem np 10. Super. W skrócie napcham się cukru, insulina blokuje, a ja znowu potrzebuję cukru.... I znowu wyrzut hormonu insuliny, która obniża cukier....Czego się w skrócie dowiedziałam? Jak się nie ogarnę czeka mnie na 100% cukrzyca (którą zresztą moja mama ma). Super. Dostalam siofor. 1 tydzień 500mg raz dziennie. 2 tydzien 2x dziennie, 3 - 3x dziennie a w 4 tygodniu 2x po 1000mg. O ile będę się dobrze czuła. Podobno po tym leku ma się mniejszy apetyt, bo równa cukier i nie ma takich skoków i spadków... Czyli tak jakby efektem ubocznym leku jest jakaś tam redukcja. No, zobaczymy. 

Szczęściem w nieszczęściu jest to, że znalazłam zajebiaszczą herbatkę "na cukier", która jest tak doobra, że nie wiem! Ma cynamon i jakieś tam zioła, ale bardzo mi smakuje. To ta od mnicha. 

Czyli co? Podsumowując czeka mnie (znooowu) dieta. Baaardzo ograniczamy cukier i zboża. Czyli - zero słodyczy, soków i bardzo ograniczone owoce (których w poprzedniej diecie jadłam całkiem sporo), zero pieczywa i makaronu.  Odrobina gotowanego na twardo ryżu ew kaszy gryczanej... Jakoś innych kasz nie lubię. Mięso drobiowe, ryby, czasem jakiś wół czy odrobina wieprza. Mleko w ograniczonych ilościach, warzywa w większości na surowo, jogurty tylko naturalne i nie dużo no i kefiry. Zero ciężkich i wysiłkowych treningów i liczenia kalorii. Czemu? Bo wpadam w obsesję, która szybko mi się nudzi. To nie może być całe moje życie a jedynie jego część, coś naturalnego... A co naturalnego jest w liczeniu ilości kcal każdego posiłku? :/ A ciężkie treningi przy insulinooporności nie są wskazane... Spacery, marsze i jednostajna, spokojna jazda na rowerku. Trochę zmieniłam pracę i teraz w teren lecę na piechotkę, bo mam blisko miejsca pracy i nie da rady tam dojechać... Także aktywność fizyczną odhaczam. Będę miała ochotę i siłę (i będzie pogoda) to poćwiczę. Spróbuję takiego sposobu. Mam duży problem z silną wolą i trwaniu w postanowieniach, więc mam nadzieję, że tym razem wytrzymam... Doktorka powiedziała, że muszę, bo inaczej czekają mnie radykalne metody... Nie chcę tego... To okaleczenie się do końca życia... Chociaż i tak jestem już niemalże kaleką... Tragedia. 

Zacznę tez omijać wszelkie święta. Kurcze wtedy na święta pękłam i potem ciężko było pozbyć się chętki na słodkie, słone i wszystko co smaczne i otępiające.. Cała moja rodzina powinna być na przymusowej diecie... Wszyscy jesteśmy spasieni, matko boska... Niestety rodzinkę (prócz młodszej sis, z którą mieszkam) ciężko namówić, aby raz w życiu na święta wyrzekła się tłustości i słodkości... A ja nie jestem w stanie przeboleć widoku jak żrą ptasie mleeeczko, pyszne ciaaasto, popijają piwkiem dobry i tłusty obiadek a na koniec chrupią moje najukochańsze chipsy.... Oni chrupią i roztaczają tą przyjemną i nęcącą woń cebulki i sera a ja mam chrupać marchewkę? Ha... Każda mądra laska zaraz napisze - oni niech żrą, Ty jedz zdrowe i pyszne warzywka! A ja wam odpowiem tak...

Bozia wam dała kochaną rodzinę, która wyrobiła w was zdrowe nawyki (a przynajmniej chociaż troche tych nawyków), dała wam silną wolę, albo ją wyrobiłyście.. Jeżeli wygrałyście tą wojnę - przypomnijcie sobie jak beznadziejnie trudno było na początek... Nie każdy jest tak silny jak wy... Niektórym jest jeszcze trudniej!  To tak jakby alkoholikowi czy narkomanowi powiedzieć - patrz! trzymam to co najbardziej kochasz i to co najbardziej kocha Ciebie! Ale nieeee, opanuj się! Patrz na to, ale nie tykaj! Opanuj się! Patrz i cierp, ale nie zażywaj! 

Tak się nie da. Tu się sprawdza jedyne i prawdziwe powiedzenie - co z oczu to z serca.

Na razie wyżrę wszystko co mam w lodówce w najbardziej możliwych zdrowych kompozycjach.. Np dziś miałam burgera wołowego z sałatką warzywną... Bez bułki, sera, ketchupu itd. Sam kotlet i sałatka zamiast kanapki. Wydałam na to ciężko zarobione pieniążki. Zjem a następnym razem będzie ryba. Kupiłam też piersi z kurczaczka dziś. Miałam w zamrażalniku mrożonkę na zupę krem z zielonych warzyw i mrożonkę z warzyw na patelnie meksykańską bo ją uwielbiam. Na zupę krem w przepisie z tyłu paczki jest bulion warzywny (którego nie mam, a kostki sztucznej używać nie będę) i śmietana 30%. A ja zrobię inaczej, aby przy okazji zaoszczędzić. Wrzuciłam więc piersi do garnka z wodą i przyprawami na rosół. Tę wodę wykorzystam do zupy krem (dodam trochę jogurtu), którą wezmę do pracy jako do posiłek do wypicia - bo tak łatwiej. Piersi pokroję w kostkę, dodam do mieszanki meksykańskiej, może trochę ryżu i jest kolejne jedzonko do pracy... 

Czemu piszę? Potrzebuję to wyrzucić z siebie a nie mam komu... A na was dziewczyny wiem że można liczyć... Wiecie jakie to straszne trudy odchudzania są i jak łatwo zbłądzić... I chociaż należy mi się porządne lanie za ostatnie pół roku, naprawdę chcę odzyskać zdrowie... Tylko czy mi się uda....

25 stycznia 2016 , Komentarze (11)

Oh kurcze, dawno mnie nie było. Przyznaję się bez bicia, kogo mam oszukiwać? W święta zaczęłam sobie nieco odpuszczać.. A tu jeden pierożek z mąki zwykłej... Oj dla spróbowania... A to mały bezik do spróbowania... Przecież nigdy nie jadłam, a one są maleńkie! A potem 2 kawałki ptasiego... TYLKO 2! Kurcze wszyscy się objadają... Dwa nie zaszkodzą, są święta... I jeszcze jednego cukierka... Kurczę i tak jestem z siebie dumna, że w święta tak ładnie się trzymałam... Moje siostry opieprzyły całe pudełko ptasiego, a ja tylko 2 kawałki... Zjadły 1kg cukierków czekoladowych, a ja 1 sztukę... Ciasta nie tknęłam... Zrobiłam galarekę z owocami. Jadłam z siostrzeńcem. A potem? Wróciłam do domu z jedzeniem od rodziców... Niewinnie, bo chuda, robiona przez nich szynka, sałatka jarzynowa, moje ukochane śledziki, pieeroogi :) No kurcze, pieniędzmi nie sram, zjadłam wszystko. Zaczęłam sobie nieco popuszczać. Od tamtej pory zjadłam czasem coś słodkiego, kawałek ciasta z okazji imienin koleżanki w pracy, ale jeden a nie dwa... W sylwka napiłam się alkoholu. Też znacznie mniej jak wcześniej... Potem poszłam na kebaba... Siostra truła mi dupę jak nie wiem co. Ok, zjadłam tego kebaba, przyznaję się... Nie ćwiczę codziennie, nie chce mi się, ale staram się pamiętać o jakichkolwiek ćwiczeniach. Jest zimno, basen nie jest dobrym pomysłem... Poszłam 10.01, zapomniałam czapki i się rozchorowałam :P Ale za to w sobotę jeździłam na rowerze... 

Bałam się tu zaglądać... Bałam się, bo wiedziałam, że będę musiała stanąć na wadze i zobaczyć skok... Zmarnowanie tego, nad czym pracowałam te 2 miesiące. W końcu jednak to zrobiłam... 

I tak dzisiaj zważyłam się. Zaskoczenie - 131,8 czyli nawet mniej jak ostatnio. Czyli jednak wit d3, letrox, nowe nawyki, jakiekolwiek ćwiczenia coś dają...

Muszę pozaglądać jak wam idzie i się znowu zmotywować :D

23 grudnia 2015 , Komentarze (11)

Dalej dochodzę do siebie po tym ohydnym choróbslu.. Ale jest nieopisanie lepiej. Stracilam przez to wszystko wenę do pisania tutaj, ale w zadnym wypadku nie porzuciłam diety. Okres juz na schyłku więc w końcu się zważyłam. 133kg Małe postępy, ale ważne, że idę do przodu! Boję się świąt. Pyszności, alkohol... No i moje ulubione awantury świąteczne... Huh. Jakoś trzeba te kilka dni wytrzymać. A potem już Sylwek i nowy rok. Postanowiłam, że wezmę w styczniu tydzień wolnego aby wreszcie odpocząć :) 

życzę wam kochane wszystkiego co najlepsze! Szybkiego i na stałe zrzucania wielu kg, dużo słońca i miłości, aby ten jedyny był wyrozumiały i zawsze cudowny, a tym które go jeszcze nie mają, aby go odnalazły. Przede wszystkim życzę wam tez zdrowia, bo bez niego to nic nie jest takie samo.. No i trochę pieniędzy bo wtedy łatwiej się zyje.. :*

19 grudnia 2015 , Komentarze (1)

Okres jeszcze nie przyszedł, a mnie sobota mija pod znakiem kolejnej grypy żołądkowej. Tym razem przyniosła ją do domu starsza siostra, która pracuje niedaleko mnie i nie była w stanie pojechać od razu do domu, tylko przyjechała do mnie. Obie z młodszą siostrą dziś mamy sensacje żołądkowe. Nie wiem kiedy wrócę do mojej normalnej diety... Dopiero co się wykurowałam z poprzedniej i kolejna mnie dopadła... Masakra! Szczerze? Mam już dość, nie mam zwyczajnie siły...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.