Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Ważę zbyt dużo. Chcę czuć się dobrze. Chcę wyglądać dobrze. Chcę zakładać ładne ubrania, biegać, być wolna! Chcę być zdrowa!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 26365
Komentarzy: 697
Założony: 15 stycznia 2011
Ostatni wpis: 3 lipca 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Eulidia

kobieta, 35 lat, Warszawa

165 cm, 132.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 grudnia 2015 , Komentarze (37)

Owszem, myślałam, że na początku chudła będę szybko, jak każdy mówi... Owszem, myślałam, że schudnę tak jak moja siostra 1kg. Owszem, powtarzam każdemu, że chudnąć pół kilo w ciągu tygodnia jest zdrowo... Ale jak przychodzi co do czego i za ten tydzień starań się i codziennych ćwiczeń widzimy tylko pół kilo mniej to mnie szlag trafia. Wiem, że jakbym zjadła np pizze albo kawał tortu od razu przytyłabym 2kg, ale po tygodniu ćwiczeń i diety (pilnuję nawet jednego kurde suszonego daktyla, żeby wpisać) spada Ci pół kilo :( Matka natura musiała mieć ogromny ubaw projektując nas - kobiety.

Spadek więc kształtuje się następująco:

-0.6kg -3cm w piersiach -1cm w łydce. Niby w reszcie też jakieś minusy, ale jestem skłonna zwalić to na błędne zmierzenie się tydzień temu... Nie ogarniam mierzenia się miarką. Waga pokazuje też 0.1% tłuszczu mniej i mniej wody (co jest akurat niedobrze i dziwne)

Chyba jednak nie zobaczę 129,9 w sylwestra... Wytłumaczcie mi, w jaki sposób ludzie, którzy zakładają wyzwania np -3kg do świąt 30 listopada mają zamiar schudnąć te 3kg skoro chudnie się 0.5kg tygodniowo? Czemu niektórzy chudną 1kg tygodniowo?

Obecnie jem 1800-1900 kcal dziennie + ćwiczę i na chwilę obecną spalam ok 300kcal na samym rowerze (a będzie więcej, bo codziennie jest więcej). Powinnam jeszcze obciąć trochę te kcal spożywane? Jak myślicie? Pragnę schudnąć dużo i zbratać się z dietą na dłużej, ale chcę też widzieć konkretne spadki...

To jest mój wczorajszy jadłospis (przekąski to są 2 posiłki w pracy, zaznaczyłam innym kolorem jeden posiłek) i do tego było 9 szklanek wody:

1 grudnia 2015 , Komentarze (14)

Całe 11km! :D Mimo iż naprawdę byłam dziś zmęczona, jakoś szło mi najlepiej do tej pory. Kurczę niedługo będzie 15km ;)

Jako iż wczoraj nagotowałyśmy z siostrą makaronu jak głupie, a ja mam ciągłe braki w węglach z powodu odstawienia pieczywa ze względów zdrowotnych, postanowiłam do pracy wziąć pseudo sałatkę z łososiem wędzonym, pomidorkami (żółte i czerwone) i świeżą natką pietruszki. Wszystko okraszone oliwą z oliwek... Wyglądało fajnie, a smakowało jeszcze fajniej! Jutro powtórka. 

Do picia - sok z brzozy. Niestety nieco dosładzany, ale tylko kapkę, smakuje bosko i ma dużo zalet zdrowotnych ;) W końcu i tak słodyczy nie jem już 3 tydzień, więc wolno odrobinę w soku z brzozy. Czytałam na ich stronie, że wypuścili sok bez cukru, ale jakoś go jeszcze nie widziałam...

Jutro rano ważenie moje drogie! I już nie ma wymówek! Wytrwałam tydzień!

KatRina21 jednak się zdecydowałam i przystąpiłam do wyzwania. Zrobię tyle ile dam radę :3

P.S. znalazłam kolorki xDD

30 listopada 2015 , Komentarze (16)

Stojąc dziś w Biedronce przy lodówce z kiełbasami, kabanosami i wędliną klęłam pod nosem i nie dowierzałam własnym oczom. W prawie każdej "chudej" wędlinie była glukoza i to na wysokim miejscu! O_o Nic dziwnego, że ludzie potem na potęgę mają cukrzycę... Znalazłam 2 wartościowe pozycje. 

Kabanosy z kurczaka firmy Konspol, które w składzie mają: mięso z kurczaka (135g mięsa użyto do przygotowania 100g produktu), sól, przyprawy. Osłonka barania. kropka. No i formułka, że mogą występować niewielkie ilości azotanów, azotynów i fosforu pochodzenia naturalnego. Opakowanie ma 280g, a jeden kabanos ma ok 65 kcal (ok 13cm grubość ok 1,5cm, także solidne). 

Paróweczki dla dzieci Sokoliki firmy Sokołów. Skład: Mięso z kurcząt 83%, woda, mięso cielęce 4%, skrobia ziemniaczana, sól, białko z kurcząt, błonnik ziemniaczany, hydrolizowane białko słonecznika, przyprawy i ich ekstrakty (papryka, pieprz, imbir), przeciwutleniacz - wit c, aromaty, regulator kwasowości: octany sodu, aromat dymu wędzarniczego, substancja konserwująca: azotyn sodu (siostra, która studiuje bezpieczeństwo żywności mówi, że te są wszędzie i nie da się ich uniknąć). W opakowaniu 140g, sztuk 5 (1 parówka ma 50 kcal) 

Także jutro na śniadanie parówki z tekturką i ketchupem :P

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wczorajszy obiad zacny, wymyślony na poczekaniu, wygodny do zrobienia i szybki, a przede wszystkim mało kaloryczny. Porcja, którą zjadłam ja miała ok 250 kcal... Jako iż na wcześniejsze danie jadłam zupę krem z soczewicy. Oto kurak zapiekany z papryką, pomidorami i papryczkami jalapeno (wszystko razem w naczyniu żaroodpornym) + brokuły na parze.

A teraz moje drogie Panie... Zmodyfikowane na mniej kaloryczne, moje ulubione danie!

Makaron al dente (obecnie pełnoziarnisty, który ma mniej kcal niż biały) suszone pomidorki, kurczak, czosnek, pietruszka. Miało być też trochę zielonego pesto, ale niestety nie zauważyłam, że się skończyło... W oryginale zwykle dawałam biały makaron, ser lazur pleśniowy i jogurt grecki... Wtedy robił się taki pleśniowy sosik... mmmmm..... No i zwykle pałaszowałam większą porcję... Jako iż obie z siostrą to danie uwielbiamy, zgodziłam się na nie w zmodyfikowanej formie... Kaloryczność nie przekracza 600 kcal w średniej porcji, a za nasze wysiłki należy nam się trochę ulubionego dania! Mam też kolejny pomysł na coś fajnego, tylko niestety dziś w sklepie nie było kalafiora... Pizza na spodzie z kalafiora i odrobiny mąki gryczanej!! Co wy na to?:D Czyli mam już 3 rzeczy które chcę wypróbować - pizza, gołąbki w wersji fit oraz brokułowy krem :)

30 listopada 2015 , Komentarze (6)

Chyba każde poważne odchudzanie ma swoje etapy... Zapał i motywacja, przygotowania, rozpoczęcie działania... Niby każdy mówi, że rozpocząć jest najtrudniej... A ja uważam, że to najłatwiejsza rzecz. Najczęściej bowiem spotykamy się z bodźcem zewnętrznym, impulsem, który daje nam solidnego kopniaka i wtedy uświadamiamy sobie "powinnam zrzucić te x kg". Może być to płeć przeciwna... Piękniejsza koleżanka... Fajny ciuszek, który widzimy na wystawie... Nadchodzące wydarzenie, czy lekarz, który opowie o zgubnych skutkach pielęgnowania nadwagi... Jakikolwiek bodziec to by nie był, to często on wylewa nam na głowę kubek zimnej wody i zaczynamy akcję odchudzanie.

Według mnie najgorsze i najtrudniejsze są następne etapy. Wytrzymywanie w diecie przez jakiś czas, realizowanie ustalonego wcześniej planu jedzeniowego i ćwiczeniowego... Te dni wątpliwości, które się pojawiają w trakcie, które czasami okupione są łzami sumienia, że jednak złamało się ten plan i "musimy zaczynać wszystko od nowa". Potem czyta się artykuły tych wszystkich specjalistów, że mała chwila załamania nie przekreśla diety i straconych kg, które udało się do tej pory zrzucić (albo i nie), że nie należy się poddawać i wskoczyć znowu od razu do tego pędzącego pociągu zwanym "odchudzanie".

Na im dłużej ktoś brata się z dietą i ćwiczeniami, tym bardziej musi się liczyć z występowaniem w/w trudności...Tylko jak zapobiegać takim chwilom zwątpienia? Co można zrobić kiedy już się pojawią? Dziewczyny, jak wy sobie z nimi radzicie? 

Taka refleksja mnie złapała, gdyż jednak postanowiłam wytrwać w moim postanowieniu ważenia się i mierzenia raz w tygodniu. Nie ważyłam się i zrobię to dopiero w środę rano - wtedy minie drugi tydzień jak pojawiłam się ponownie na Vitalii, i tym razem jestem aktywna. Mam dzień lekkich wątpliwości i złego samopoczucia. Może to dlatego, że się nie wyspałam porządnie? Ostatnio mam trudności w zasypianiu, co mi się nigdy wcześniej nie zdarzyło...

29 listopada 2015 , Komentarze (16)

Dziś na obiadek zupa krem z soczewicy. Trochę zmieniłam przepis, który wam wrzuciłam, bo zmiksowałam wszystkie te warzywka, szkoda było mi ich wyrzucić i dosypałam dużo chilli xD Rodzinka zajadała się, a potem słuchałam tylko "o matko ale piecze w gardle... o a teraz w żołądku" "A teraz to mi aż w kręgosłup ciepło!"

A dzisiaj padły kolejne rekordy w moim stacjonarnym cyklingu! :D 300kcal spalone i przejechane 10km~! A potem w nocy spać nie mogę bo mam nieprzyjemne i dziwne uczucie w nogach... Niby to lekki ból, ale nie do końca... Może trochę łaskocze? Mówię sobie, że to pobudzone krążenie i mam nadzieję, że za jakiś czas to przejdzie. Zakwasów za to nie mam... Dziwne, nie? ;P

Wykorzystałam obecność mamuśki przez ten weekend, bo ma glukometr. Zmierzyłam cukier na czczo - 85 i 2h po śniadaniu - 88. Chyba dobrze, nie? Przed dietą miałam 110 na czczo...

Mam też danie kolejne, które chcę wypróbować! Gołąbki w sosie pomidorowym z mięsem z indyka i kaszą jaglaną :>

A jak wam mija niedziela? Co dobrego na obiadek miałyście?;d

P.S. a jak, zjadłam śniadanie zanim sobie przypomniałam, że miałam się zważyć. Także ważenie jutro :P

28 listopada 2015 , Komentarze (6)

Równiutki km dalej jak wczoraj! Jechałam znacznie szybciej więc tylko 21:14 min. Ale powolutku wydłużam :D I tak jestem z siebie dumna! Wczoraj spaliłam 246kcal a dzis już o 37 więcej! Za chwilę dojdę do 300 :D

Dziś jednak nie ugotowałam zupy krem, dojadłam curry. Mama przywiozła mi zupę krem z dyni, ale zawekowaną, więc postoi. Jutro gotuję z soczewicy. Dziś zabrakło mi czasu, bo wysprzątałam pięknie pokój. A za chwilę mam plan się farbnąć jak wyschną mi trochę włosy xD Jutro ważenie~!

Jak u was? :D

27 listopada 2015 , Komentarze (14)

Witajcie Kochane :)

Dziś w pracy znowu serek wiejski, ale tym razem ze szczypiorkiem + banan. Drugi posiłek to tuńczyk z wody, kukurydza (taka mała puszka na raz) i ogórki kiszone, taka sałateczka. W domku czekało na mnie curry, a na kolację sobie zaszalałam bo dużo zostało kcal do limitu więc zjadłam 3 kromki chrupkiego z wędlinką z piersi kurczaka i górę warzyw. Mały grzeszek - lekko posmarowana wędlinka majonezem, ale nie było go więcej jak pół łyżki. Wiecie co jest śmieszne? Nie smakował mi ten majonez O_o Nigdy nie sądziłam, że do tego dojdzie... Bo w sumie majonezu (winiary dekoracyjny, do tej pory mój ulubiony) nie jadłam już ze 2 mce, a zawsze uwielbiałam.. To chyba trochę jak z fajkami... Mimo iż czasami myślę, że fajnie byłoby do nich wrócić, to jednak jakoś odrzuca mnie sam zapach, a co spróbuję zapalić to kilka buchów i po ptokach - wyrzucam xD Jutro gotuję indyjską zupę krem z soczewicy.. z tego przepisu:

http://dietetycznie-apetycznie.blogspot.com/2012/1...

tylko że, sorry memory, ale dodam odrobinę mleka kokosowego. Spodziewajcie się więc jutro/pojutrze zdjęcia zupy i relacji jak wyszła.

Kolejne 8km zaliczone (20:30 min) i spalone 246 kcal :) Ciężko było się zmusić, tak mi się nie chciało i kryzys miałam na 10 minucie, ale jak już dobiłam do 8km to już jakoś szło. Myślę, że za kilka dni dodam kolejny km. Może spróbuję już jutro? W końcu sobota, będę wyspana, nie będę w pracy... :D Ktoo wiee! Postanowiłam też, że zważę się i zmierzę w niedzielę, bo w środę przed pracą to nie bardzo mam czas na szczegółowe pomiary, a w niedzielę (ewentualnie sobotę na przyszłość) to chyba tak akurat :D

26 listopada 2015 , Komentarze (24)

Dałam radę! Kolejne 20 min! Równe 8km! Znalazłam patent na bolący tyłek i przy okazji jest wyżej - płaskie poduszki od sofy! :D

A dziś w pracy zjadłam coś pysznego! Jakoś podoba mi się eksperymentowanie z serkiem wiejskim bo łatwo policzyć kalorie, zapycha i jest smaczny. Tym razem z dodatkiem pomidora i czarnych oliwek. Tak mi się spodobało danie, że wieczorem powtórka :D

Dziś niestety z pracy podjechałam tramwajem te marne 2 przystanki oraz wjechałam windą. Już się tłumaczę czemu - musiałam odebrać z przedszkola siostrzeńca :) Aale, spaliłam na rowerze, poćwiczyłam budując zamek z poduszek i podzieliłam się z nim obiadem :D

Pulpety robiłam z mięsa mielonego z indyka, doprawiłam przyprawą do burgerów i suszonymi pomidorami w przyprawie z czosnkiem. Dodałam odrobinkę mąki gryczanej i płatki owsiane. W czasie jak lepiłam kuleczki, wlałam do garnka 1l przecieru pomidorowego własnej roboty i jeden koncentrat. Na patelni, na odrobinie oleju rzepakowego podsmażyłam posoloną nieco i popieprzoną zdrowo cebulkę. Potem wrzuciłam ją do sosu. Kulki powrzucałam od razu do sosu i gotowałam sporo... Nawet się nieco przy dnie przypaliły, bo się zajęłam składaniem roweru. Podawałam z ziemniakami z wody i wyszło kcal ok 430 na ok 350g wszystkiego :)

A wy jak?

25 listopada 2015 , Komentarze (11)

Jeszcze cała mokra od potu usiadłam przed kompem podzielić się z wami nowinkami. Wreszcie doszedł rower! Pierwsze 20 min zaliczone! na dowód:

Faktycznie, dużym ćwiczeniem było złożenie go, bo waży strasznie dużo... Niestety brakuje jednej części - śruby regulującej wysokość siodełka, więc obecnie jest na najniższym i nie jest to zbyt przyjemne.. Tyłek boli tak bardzo, że ciężko jest wysiedzieć te 20 min... To jest dla mnie najgorszy przeciwnik w tym momencie. Poza tym kondycji nie mam powalającej... Z całego podniecenia rowerem zapomniałam o kolacji xD

W pracy nażarłam się jak dzika serkiem wiejskim z tuńczykiem z wody i ogórkiem kiszonym. Całość ok 330 kcal a można najeść się naprawdę baaardzo... Następnym razem wezmę serek lekki bo jest mniejszy. Wygląda średnio, ale całkiem nieźle smakuje! Zero soli i przypraw :D Tak więc niestety tylko 3 posiłki dziś były...  Na obiad pulpety z indyka z dodatkiem płatków owsianych w sosie pomidorowym (z własnego przecieru) i ziemniaczki z wody. Pyszne, chociaż tak paskudnie wyglądały (sos wyszedł okropnie gęsty), że nie robiłam fotki :) Jak będziecie chciały, mogę wrzucić przepis.

Dobranoc! <3

25 listopada 2015 , Komentarze (5)

Wstałam dziś z ciężką głową od wczorajszego płaczu. Wszystko mi narosło. Ciężka sytuacja w pracy, trudności i ciężkie początki odchudzania, sprawy sercowe... Dłuższy sen dał możliwość spojrzenia na to wszystko w nieco innym świetle. Dalej jest mi źle, żeby nie było, ale przynajmniej nie mam potrzeby tego płaczu, którego nie mogłam wczoraj opanować. Życie bajką nie jest i nigdy nią nie będzie. Dziś kupię wreszcie normalny centymetr, abym po ludzku mogła się mierzyć, bo używanie sznurka i linijki 30cm mnie dobija... Każda część ciała ma kilka podejść do miarki. Jako iż mierzyłam się w środę pierwszy raz, równiutko 18 listopada po podłamaniu się wiadomością o cudownym schudnięciu koleżanki - dziś zrobię to ponownie. Za radą Alamaaa nie będę się już ważyć codziennie... A przynajmniej postaram się opanować te chore już żądze :P Dziś się ważyłam i bez żadnych zmian, więc dodam do tego dzisiejsze mierzenie i zrobię sobie na tydzień przerwę od ważenia i mierzenia :D Niech środa będzie tym dniem sądnym. Dziś ma przyjść rower - a przynajmniej tak powiedziała mi wczoraj pani w firmie kurierskiej. Kurczę trzymajcie kciuki bo już mam dosyć tego czekania. Chcę zacząć jeździć i widzieć postępy! W ramach że wytrzymałam już tydzień bez słodyczy, słodkich napojów, podjadania i nie wyszłam ani razu poza założony zakres kalorii więcej jak 100, postanowiłam, że w sobotę zrobię sobie prezent w postaci masażu! :D

Dziś przy porannym prysznicu użyłam swojej zakupionej w niedzielę rękawicy do "masażu". Ostra strona szorowała moje cielsko bardzo długo i wreeeszcie zobaczyłam zaróżowioną skórę. Koleżanka, która kilka lat temu dużo schudła (sama!) i utrzymuje ten stan, mówi, że mało ćwiczyła i większość jechała dietą, ale skórę ma całkiem jędrną i nie zwisała właśnie dlatego, że pocierała skórę regularnie szorstką rękawicą (jak to ona powiedziała "aż robiła się czerwona") co pobudza krążenie i wtedy skóra łatwiej ma się skurczyć i zrobić jędrniejszą. Niby masaże działają na tej samej zasadzie.. No nic, nie zaszkodzi dodać do tych wszystkich herbatek, kremów, masaży, diety i ćwiczeń odrobinę szorowania, prawda? :)

Pozdrawiam was gorąco i przede wszystkim dziękuję bardzo bardzo mocno za wszystkie życzliwe słowa, które wczoraj napisałyście. Każdemu zdarzają się gorsze dni, ale jakoś te wesołe wpisy lepiej się czyta. Dziękuję, że jesteście ze mną! :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.