Jedyne co moge powiedzieć to :
"Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina"
Kurcze ale się nażarłam w ostatnim tygodniu to o masakra..... jak się popatry na moje jedłospisy to może nie jest tego jakoś ogromnie dużo ale ja się najadałam okrunie.... no a kalorie to przekroczyłam ilościowo że o matko moja kochana.... i co??? i przytyłam 0.1kg!!!!!! hi głupi to ma zawsze szczęście!!!!! ja się tu spodziewałam poważnego wzrostu wagi żeby się opamiętać... a ona co!! na złość tylko troszkę do góry... nie to żebym narzekała jakoś wybitnie że nie przytyłam ale jakbym dostała od wagi w łebek to może bardziej bym był zmotywowana do trzymania się planu w tym tygodniu a tak to pewnie znów coś wymyślę... no ale tak to już jest.... z nami odchudzaczkami.....
co do weekendu to powinny być kolejne dni pod zasłoną milczenia.... ale postanowiłam jednak wszystko wyznać jak na spowiedzi :)
a więc tak:
SOBOTA:
* bułka czosnkowa light (175g) = 425.25kcal
* chleb biały (165g), kiełbasa krakowska (20g), szynka bawarska (17g), majonez Kielecki (18g) = 541.43kcal
* ryż (150g), pierś z kurczaka z sosem sł-kw UNCLE BENS (200g) = 457.48kcal
* chleb razowy (108g), 3 jajka na miękko (172g) = 502.32kcal (szaleństwo mojego męża na które dałam się namówić, ale jak tu odmówić jak mój mąż gotuje????)
Zjedzone:
1926.48kcal,
Spalone:
0kcal.
NIEDZIELA:
* płatki owsiane czekoladowe (31g), mleko odtłuszczone (150g) = 164.41kcal
* batonik (z płatków owsianych, mąki razowej i innych zdrowych rzeczy, bez czekolady!!!!!!) (37g) = 181kcal
* 2 kotlety mielone, surówka z kapusty pekińskiej = ok. 370kcal (obiad u mamy)
* 3 jajka na miękko (121g), chleb razowy (76g) = 353.43kcal (tym razem to moje wariactwo na punkcie jajek ugotowanych dnia poprzedniego, ale tym razem też gotowane przez męża.... )
Zjedzone:
1662.49kcal,
Spalone:
0kcal.
Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać jedynie to że w pracy mam teraz zapierdziel i cały czas jestem w ruch więc kalorii spalam duużo..... no a co do batonika to powiem Wam że jestem z siebie dumna.... nie mogłam zjeść niec innego bo do przerwy dużo czasu a ja byłam okrutnie głodna po tym mini śniadaniu.... i co??? zamiast Marsa czy Snickersa kupiłam batonik zbożowy!!!!! i dobry był..... i jestem z siebie dumna.... i wiem że przez to moje zdrowe odchudzanie nauczyłam się zdrowo odżywiać!!!!! i cieszę się z tego ogromniaście!!!!!
No i plan niejedzenia słodyczy wykonany (batonik nie był słodki!!!!!)
Dziś zamierzam trzymać się planu ale kto to wie jak się to skończy.... wiem że będzie mi ciężko poćwiczyć bo goście mi się zapowiedzieli ale spróbuję!!!!!!
życzę Wam kochane miłego tygodnia i jak najwięcej na minusie wagowym!!!!!
buziaki!!!!!!!!!!!!!!
dla zorientowanych ... @ nadal nie ma....
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
sisyw
11 sierpnia 2008, 14:51moj wigor powrocil i to ze zdwojona sila :D Chce mi sie spiewac i tanczyc normalnie! :)Przez ostatni tydzien utrzymuje 1000 kcal dziennie bez wiekszego problemu no i co najlepsze cwicze! Odkad dolaczylam do wyprawy stepperkowej zrobilam sobie tylko piatek wolny ale i tak mialam wyrzuty sumienia, wiec w sobote nadrobilam i to z nawiazka :) Wogole to mysle czy by jeszcze nie rozpoczac ABS... Pomysle nad tym, bo nie chce sobie narzucic zbyt duzego tempa, zeby sie nie zmeczyc i nie zniechecic. Co do Twojego weekendowego menu to mysle, ze nie powinnas sie czuc jakos specjalnie winna, bo przeciez zapracowalas sobie na to, zeby od czasu do czasu porzadnie pojesc no a poza tym w dalszym ciagu czekasz na @... ;> I wszystko jasne! hihihi ;) Pozdrawiam cieplutko i zycze milego dnia!
rybka82
11 sierpnia 2008, 12:57WIESZ NA TYM POLEGA STABLILIZACJA A NIE ODCHUDZANIE, ZE JE SIE TROCHE WIECEJ KCAL, POZA TYM WCIAZ ZDROWO JESZ I CWICISZ I DLATEGO WZROST NIEWIELKI, POZA TYM NIE CHCESZ JUZ CHUDNAC, A DLA MNIE TO WCIAZ JEST OSCHUDZANIE A NIE STABILIZACJA.
kapsell
11 sierpnia 2008, 12:05wiem, wiem:))
kawoszka
11 sierpnia 2008, 10:52oj z tym ślubem to wogóle porażka. Ale po kolei. Moja mama ma chrześnicę, która w tym roku urodziła gdzieś w marcu ale jakby było mało to ona ma 17 lat. No dobra nawet w najlepszych rodzinach się zdarza. Tylko że w ostatnim tygodni lupca ona przychodzi do mojej siostry do pracy (rossmann) i mówi "no wiesz Twoja mama jest moją chrzestną weź jej powiedz ze mam ślub 9 sierpnia" Siostrze kopara opadła. Powiedziała jej ze jako to nie zna drogi do nas do domu. No i przyjechała słuchaj tego samego dnia gdzieś ok 13-tej. No to przecież logiczne żw w domu miało prawo mojej mamy nie być. No i nie była, pojechała do zielarza. Za to był ojciec i moja namłodsza siostra Ala. Ta co urodziła wkręciła moją Alkę na świadka bo dzięki Bogu okazało się ze to ślub cywilny. Moja matka była zszokowana bo nie dostała wogóle pisemnego zaproszenia. No a jesteśmy ich najbliższą rodziną. Ja i moja siostra Baśka ta z Rossmanna też nie dostałyśmy. No ale ja przeboleję bo i tak bym nie poszła. Ta moja rodzina jest bardzo biedna i nie stać by ich było na wystawne przyjęcie a co mówić wesele. Pojechałam tam do nich bo mama mnie prosiła zeby ją zawieźć w piątek. A tu nowina ze ten koleś za którego wychodzi za mąż. Majeszcze dziecko na boku i to 2 miesiące młodsze od tego co ona urodziła. Koleś ma 30 lat nie jest bierzmowany, jego rodzina to alkoholicy bo znam z widzenia. 3 dni przed ślubem on wysyła swojej przyszłej młodej zoneczce sms'a z pytaniem o której mamy ten ślub. A mało tego jego matka przyszła o w ten czwartek z pytaniem czy wogóle jakiś obiad robimy tzn ona i rodzicy młodej. No to oni mówią że tak zaprosili chrzestnych świadka na obiad. Skromny to skromny ale chcielu ugościć. A to mniedoszła teściowa cmówi ze oni nie przyjdą bo będą u siebie. Rany jak w serialu. W dniu ślubu przywiozłam rodziców pod dom mlodej i czekałam na nich w samochodzie. W między czasie przyjechał ten wspaniały pan młody który uwaga wogóle po nią nie wszedł do omu tylko cały czas siedział w samochodzie. Rany to wyglądało jakby jechali na zakupy. Ojciec panny młodej też nei był na ślubie po wowiedział ze on do pracy musi iść. Przeciez mógł wziąść urlop okolicznosciowy. No mówię ci zakręone to jak lato z radiem. Dziewczyna się wkopała jak nic już wolałabym sama wychować. Niż być z takim idiotą bo po slubie oczywiście nei przyszedł do niej do domu to wygladało w urzedzie jak mi mama mówiła jak odbebnienie. Przynajmniej dla mniego. Bo ta dziewczyna wszystko bardzo przeżywała.
kapsell
11 sierpnia 2008, 10:45no no jak tak dalej pojdzie z tym @ to odchudzanie na bok trzeba bedzie odstawic:) przesylam buziaki:)
Gorzanna
11 sierpnia 2008, 10:43dzieki za komentarz... te zdjecia tak wyglądają, bo nie da sie juz ich zmniejszyc wstawiając do wpisu:) na tym dolnym jestem szczuplejsza 5 kg...
owieczek77
11 sierpnia 2008, 09:37gratuluję...niezjedzenia marsa/ snikusia. To wyczyn - skoro mówisz o zapierdzielu w pracy. Na pewno masę kalorii spaliłaś przez to Twoje bieganie w pracy. Buźka!