Nie jest tak, że nie zaczęłam od stycznia. Zaczęłam, ale mi przeszło. Znalazłam swój stary pamiętnik, do którego nie mam niestety już dostępu. Schudłam wtedy do 79 kg i mimo że może się wydawać, że to sporo, czułam się i wyglądałam jak gwiazda filmowa. Teraz się czuję jak blob - nic na mnie nie pasuje, wydaję się sobie brzydka, nieatrakcyjna... Bo i pewnie tak jest.
Do ćwiczeń podchodzę na razie trochę jak pies do jeża, ale też ostatnio wracam coraz później z pracy i nie chce mi się nawet żyć, a co dopiero ćwiczyć. Czasem udaje się pójść na spacer i to już sukces.
Poniżej wstawiam zdjęcia jedzenia z dwóch dni. Na obiad/kolację przeważnie jem więcej niż to, co jest na zdjęciu, ale to dlatego, że nie chcę sobie nałożyć za dużo i potem jeść na siłę.
Przedwczoraj
Śniadanie: placuszki owsiane-jabłkowe z odżywką białkową
Lunch w pracy: ramen z białą kapustą, cieciorką w sosie pomidorowym i wędzonym tofu
Obiad/kolacja: pieczone ziemniaki z erfrajera (plus trochę z dnia poprzedniego), szparagi z pesto i czosnkiem i placuszki z cukinii i fety
Wczoraj
Śniadanie: smoothie bananowo-czekoladowe z odżywką białkową i płatkami owsianymi
Lunch: taki sam jak dnia poprzedniego
Obiad/kolacja: łosoś z erfrajera, pieczone bataty, sos kokosowy curry z marchewką i pak choi
Z ćwiczeń przedwczoraj był spacer, wczoraj nic, bo jak tylko się obrobiłam ze wszystkim w domu, natychmiast poszłam spać. Spałam swoją drogą beznadziejnie.
Na razie to tyle. Postaram się pisać w miarę regularnie i przede wszystkim wstawiać zdjęcia jedzenia. W ten sposób łatwiej mi będzie śledzić ewentualne postępy i wprowadzać zmiany. Zresztą fajnie wracać po kilku latach do takich wpisów.