Nie było mnie tu pół roku.. strasznie szybko ten czas zleciał.. a moja waga??? aż sprawdziłam tak żeby się upewnić... hmmm zmieniła się.... 109,9 czyli kolejne 4 kg w górę.. aż chce się płakać... czytałam trochę ze względu na to że mam problemy wydolnościowe-na koniec miesiąca jestem umówiona u pulmonologa zobaczymy co powie na moje zadyszki i bezdechy a póki co ruch nie wskazany za duży i nie tylko dlatego iż nie mogę oddychać ale mam bardzo duże problemy ze stawami.. przejdę 100 metrów albo mniej i muszę się zatrzymać usiąść i odpocząć bo nie jestem w stanie ustać na nogach... czyli coraz gorzej jest... i jak tu żyć... a chciałabym być taka jak kiedyś....
Na początku miesiąca się przeprowadziłam także w niedzielę robię parapetówę małą czyli ja + teściowa, wino i tort ;p ale od poniedziałku biorę się za siebie i nie tylko w zdrowym odżywianiu ale także niepaleniu co też mi nie pomaga....
Teściową zmobilizowałam bo też chciałaby zrzucić parę kilogramów ale ma bardzo poważne problemy z nogami i chodzeniem także zaczniemy we dwie mimo iż nie ma nadwagi przyda jej się troszkę ruchu i zdrowego jedzenia a ja nie będę sama z tym wszystkim... mam nadzieję że nie wymięknie po pierwszych 2 dniach...
Na początek-mam nadzieję że dobry początek nowego życia zaczniemy od delikatnych spacerów 30 minutowych... ona zapewne co drugi dzień i tylko po pracy ale ja chcę z siebie dać troszkę więcej i chodzić codziennie albo 2 razy dziennie.. jeszcze zobaczymy co z pogodą będzie i czy będzie możliwość bo po deszczu nie mam zamiaru chodzić bo szybko się przeziębiam... mam nadzieję że się uda...
A do tego już rozmawiałyśmy o jedzeniu 5 razy dziennie i gotowane na parze jedzonko.... nie wierzę żeby było aż tak smaczne ale trzeba jakoś powoli zacząć się przyzwyczajać... małymi kroczkami do celu który mam nadzieję że po miesiącu może dwóch zacznie przybierać kształtów...
Trzymajcie kciuki :) postaram się raz w tygodniu dorzucać wpis jak mi idzie :)
Buziaki