Witam w to ponure poniedziałkowe południe!
Mój weekend był totalnie niesprzyjający pod względem trzymania diety i uprawiania sportu. W sobotę przyjęcie rodzinne na które byłam zaproszona, w niedzielę takie, które organizowaliśmy my sami. Przez całe te dwa dni od rana do nocy nie miałam w ogóle czasu dla siebie. Jedyny wysiłek fizyczny prócz noszenia krzeseł, nakrywania stołów, noszenia posiłków, późniejszego sprzątania, to były dla mnie przysiady i plank z wyzwania :) Tego postanowiłam nie odpuścić, mimo bardzo późnej pory robienia tych ćwiczeń.
Na pierwszym spotkaniu nie zjadłam żadnych słodyczy, natomiast na naszej uroczystości skusiłam się na jedną szklankę lodowatej pepsi, cukierka lindor, oraz na paseczki czterech ciast zrobionych przez moich najbliższych, które w całości mogłyby utworzyć jeden normalny kwadratowy kawałek :) (ciasto zjedzone już po imprezie) No tego to naprawdę nie mogę żałować :D
Jedzenia oczywiście jak zawsze zostało mnóstwo, tak to już u nas jest, że zawsze się zrobi o wiele za dużo i jest nie do przejedzenia, więc każdy gość dostał pudełko ze smakołykami :) W tym wirze "kelnerowania" nie zjadłam drugiego dania i bardzo się z tego cieszę, tak samo nie wzięłam sobie lodów, nawet mojego ulubionego sorbetu mango. Najgorzej ta cola, bo to od zawsze był mój nałóg, ale nie, nie zamierzam do niej wracać.
Dziś już postaram się dołożyć coś do aktywności fizycznej, dzień zaczęłam od ananasowo-szpinakowego koktaju, idę zjeść kolejny posiłek. No i biorę się do nauki, bo przede mną jeszcze sześć egzaminów.
Do moich wczasów zostało 90 dni! :)