Skończyło się!
Powiedziałam sobie dość! Koniec z oszukiwaniem, marudzeniem, biadoleniem. Od dziś ćwiczymy codziennie jeśli dam radę. Będę Was tutaj zasypywać moimi sprawozdaniami co zjadłam ile ćwiczyłam. Wyrzucamy, ograniczamy pieczywo, słodycze, słone przekąski. Jeżeli chcę być zgrabna, a przede wszystkim czuć się sexi i pewnie to muszę sobie na to zapracować. Dziś już zaliczyłam 40 minut treningu z Mel B, 2 śniadanie już czeka przygotowane- pomarańcza i zielona herbata. Do dzieła. Mam już dość patrzenia na swój tłusty tyłek i wielkie uda. KONIEC!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Spadeczek:)
Dobre wieści przed Świętami:) Kolejne 0,5 kg mniej:) od piątku:) Waga na dziś 57,2. Yeaaaaaaaaaaaaaaaah. To naładowało mnie na cały tydzień. Teraz tylko przez Święta trzeba trzymać fason. Dam radę. I'm back!!!!!!!!!! Wszyscy, którzy nie wierzyli, że wróciłam mam nadzieję że to przeczytają. Super. Lecę piec najmniej dietetyczne ciasta na świecie:)
Przemęczenie, mętlik w głowie.
Żyję intensywnie, zbyt intensywnie. Można powiedzieć, że pracuję w 3 pracach + mam na utrzymaniu dom i wszystko co z tym związane, ale nie narzekam. Czekam tylko na Święta, bo będę mogła odpocząć. Prawie 2 tygodnie wolnego, myślę, że powinnam się zregenerować.
Dziś się zważyłam. No cóż po 1,5 tygodnia robienia czegokolwiek 0.5kg mniej na wadze. Czyli tyle co nic. Ale nie przejmuję się, bo u mnie waga schodzi bardzo powoli. Wczoraj zauważyłam pewną rzecz i zrozumiałam, że te kg które mi przybyły to nie woda, jak to się zazwyczaj tłumaczy:), ale komórki tłuszczowe. Otóż założyłam pewne spodnie, które miałam na sobie jeszcze tydzień temu i wszystko było ok, były po prostu troszkę bardziej dopasowane. A wczoraj? Uciskały mnie w pasie, czułam że wypływają mi boczki i brzuch odstaje......... Zdecydowanie kolejnym takim doświadczeniom mówię nie. Tylko że przez to, że mam tyle na głowie to ja naprawdę nie mam czasu pilnować jedzenia w jakiś szczególny sposób, z ćwiczeniami też jest różnie, ale staram się cokolwiek robić. Staram się przeplatać, jednego dnia Mel B drugiego killer Ewy. I ile bym minut nie zrobiła to zawsze to lepsze niż siedzenie i nic nie robienie. Także znowu wracam do swoich małych kroczków i mam nadzieję, że mi się uda. Za Was też trzymam kciuki.:)
Niedzielnie
Miły niedzielny poranek. Śniadanko przygotowane przez męża, nawet kawę mi zrobił mimo, że jest przeciwnikiem tej używki:) Później trening, prysznic, maseczka balsamowanie ciała, pomalowane paznokcie. Cisza i spokój, bez pośpiechu. Uwielbiam. Drugie śniadanko też już było: kiwi, mandarynka i pół pomarańczy. A na obiadek standardowo dla męża rosół a dla nas ziemniaki z piekarnika czosnkowo tymiankowe, gotowane mięsko z indyka i buraczki. Później lecę z prezentami do naszych chrześników. Także dietowo może być różnie. Ale za to było 6/7 dni z treningiem, krótszym bądź dłuższym ale zaliczone. Zobaczymy co to będzie. Miłej niedzieli chudzinki:)
Karo:)
Rozgoryczenie
Żal serce ściska. Wczoraj się zważyłam. Katastrofa. 58 kg, czyli jeszcze 4 kg i wracam do punktu wyjścia. Nawet nie wiem co mam Wam powiedzieć, zawiodłam przede wszystkim samą siebie. Nie wiem czy znajdę siłę i motywację do walki o siebie. W tym tygodniu ćwiczyłam przez 5 dni, odpuściłam tylko czwartek. Jutro też będzie jakiś trening. Ale to co zobaczyłam wczoraj na wadze tak mnie zdołowało, że nie wiem jak to wszystko będzie. Mam dość. Jak to jest, że kiedyś miałam siłę, samozaparcie i dawałam radę. A teraz? Żal się wypowiadać.
Kto wie?
Siedzę sobie teraz znalazłam chwilkę wolnego, poczytałam Was, piję zieloną herbatkę, piłuję paznokcie i tak analizuje ostatnie 3 dni. Czyżbym powoli wracała na dobrą drogę? Jakoś się ogarnęłam chyba. Przez 2 dni ćwiczyłam, nie jakoś tam strasznie długo bo po pół godziny ale lepsze to niż nic. Ciało zareagowało bo mam zakwasy. Jeść jem chyba trochę inaczej, częściej i mniej. Zobaczymy jak to będzie:)
Nowy miesiąc=licznik wyzerowany.
Zaczynam od nowa, nie wiem który to już raz ale tym razem na 100%. Nie chcę za kilka miesięcy znów ważyć tyle ile w styczniu kiedy zdecydowałam się na zmiany. Muszę bardziej kontrolować to co jem i ruszać się. Nie ruszać się więcej, a ruszać się w ogóle. Muszę planować czynności choćby z dnia na dzień. Moim problemem jest też właśnie brak planowania. Rzucam się na wszystko jak wracam do domu, marnuję czas przed komputerem, ale jakby ktoś pytał to ja nie mam na nic czasu. Ale chwila, skoro mam czas sprawdzić pocztę, napisać do Was itd to jakim cudem nie mam pół godziny żeby poćwiczyć???? Straciłam 4 miesiące, nawet nie myślę o tym jak mogłabym wyglądać gdybym trwała w tym wszystkim do tej pory, ćwiczyła i odżywiała się mądrze. Ale nie ma co płakać trzeba zacząć coś robić, cokolwiek.
Bez oszustw.
Przede wszystkim muszę przestać oszukiwać siebie. Jak to jest, że wcześniej miałam siłę motywację i wolę walki a teraz poćwicze 2 dni, jeden dzień zjem ładnie przepisowo a dalej to już kaplica. No ale przecież zawsze mogę wszystkim powiedzieć, że ćwiczę dietkuję a jak to się dzieję, że nic mi nie ubywa to ja nie mam zielonego pojęcia. Przede wszystkim muszę skończyć oszukiwać samą siebie, że ostatni raz, że od jutra. Nie ma od jutra, od nowego tygodnia, od nowego miesiąca, muszę zacząć teraz! I nie będę się głupio usprawiedliwiać, że zjadłam wszystkie otwarte słodkości jakie były w domu bo nadchodzi okres i organizm się domaga. Koniec z tym.
Jak mogę wyglądać w przyszłości.
Zdałam sobie ostatnio sprawę jak mogę wyglądać jeśli nie będę kontrolować swojej wagi i swojego ciała. Pracuje ze mną dziewczyna starsza kilka lat ode mnie z podobną figurą i jakimiś 20kg na plus. I właśnie mnie olśniło, że jeżeli nie będę się kontrolować to u mnie też zacznie się odkładać tu i tam, a nie chciałabym do tego dopuścić. Ćwiczyłam ładnie w poniedziałek i wtorek, wczoraj nie dałam rady bo nie wyrobiłam już czasowo. Ale dzisiaj jak najbardziej zamierzam. I tego się trzymam. Teraz muszę ogarnąć kilka spraw i później trening. Nie wiem co mam Wam jeszcze powiedzieć, staram się trzymać i oby do przodu:)
Cóż mogę powiedzieć.
Nowy tydzień się zaczął, weekend nie był udany. Niedziela zakończyła się piwem i paczką chipsów. Dziś z jedzeniem też nie za ciekawie. Zaczął się nowy tydzień i znowu bieg. Dopóki nie wróciłam z pracy to było ok, ale gorzej było później choć zaczęło się niewinnie - gotowane warzywa (kalafior i brokuły) ale żołądek nie był napchany więc musiałam poprawić kanapkami, bo przecież jeszcze trochę i pasta rybno jajeczna by się popsuła. Jestem beznadziejna, nie wiem czy to są jakieś zaburzenia odżywiania czy co do jasnego grzyba.
Ale żeby chociaż trochę się rozgrzeszyć to trening zaliczony: Mel B królowała- rozgrzewka, nogi, pośladki, brzuch i rozciąganie. Nawet nie zmęczyłam się tak bardzo. Teraz będę spokojnie mogła iść spać:) Chciałabym znów pokochać ten styl, brakuje mi tego, a brak czasu jest tylko wymówką bo prawdziwy powód to lenistwo!