udawane odchudzanie
Weekend minął bez wpadek większych i skoków wagi. Skończyłam antybiotyki i jest ok :) Ale żeby zbytnio pięknie nie było zapalenie spojówek jeszcze panuje w domu, przyszła kolej na P. (mąż) i Młody ma nawrót. Ale nie o tym chcę tu wam dziś pisać.
Patrzę sobie na moją historię wagi i na wasze osiągnięcia - wstyd mi. Od 2 miesięcy jak na huśtawce, bujam się między 64 - 62 kg. A Wy idziecie jak burza. Przecież ja sama przed sobą udaję, że się odchudzam. Dzień w dzień mówię sobie, że chcę schudnąć jeszcze te 5 kg, tylko te 5 kg. Kilka dni rygoru a potem hulaj dusza i znowu rygor... jak widać to nie jest droga do celu, tylko jeżdżenie po rondzie bez końca. Pożaliłam się na siebie - dzięki za wysłuchanie.
Dostaje świra w domu. Postanowiłam zająć się trochę moim skrzywieniem i produkuję serca walentynkowe :) kilka już nawet sprzedałam :)
srebro 925 i swarovski :)
Hejo dziewczyny/ kobiety jak kto woli :)
"hejo" źródło: teletubisie :) cofam się w rozwoju.
Jestem ciekawa co u Was? Nie mam kiedy Was czytać :/ ale nadrobię zaległości. Wierzę, że wszystko dobrze! Walczycie? Oczywiście! Po to tu jesteśmy :) Jak się wpadki zdarzyły to głowa do góry i idziemy dalej!
Buziaki :*
zbieram śmietankę :)
Obaj faceci wykurowani, a ja co? Zaraziłam się od obu :) Mam zapalenie górnych dróg oddechowych i zapalenie spojówek :) Mało tego, jestem typową polską kobietą - leje mi się z nosa, mówić nie mogę, ledwie widzę ale porządek i obiad musi być :)
Mam nadzieję, że to już będzie ostatni wpis chorobowy.
Waga spada, powoli co prawda ale do przodu. Jak tylko będę w stanie to zacznę ćwiczyć. Bazą mojej diety są rzeczy, które jestem w stanie zjeść, czyli płynne raczej :) Przydałaby się krowa do przeżuwania wstępnego :) ooo! ależ ze mnie mało myślący człowieczek - blender!
A teraz news: czytałam o diecie zwanej słoiczkowa (słyszałyście?), kupuje się słoiczki z jedzeniem dla niemowląt i każdy posiłek to jeden słoiczek. Ciekawa jestem z jaką najdziwniejszą dietą się spotkałyście? :)
Pozdrawiam
żyć nie umierać
Młody załapał w poniedziałek bakteryjne zapalenie spojówek - ręce opadają :/ zasypia właśnie. Mąż śpi od 2 godzin z objawami całkiem dobrze rozwiniętej grypy... nikt nie powiedział, że lekko będzie.
A ja? A ja w danej pięknej chwili mam święty spokój ;) Zaraz zrobię sobie pyszną kawę i wypije ją z dala od laptopa (chociaż to trochę obniża skalę przyjemności).
ps. dieta - ze skokami w bok, ćwiczenia - ostre zapasy z potomkiem w trakcie zakrapiania oczu + intensywne bieganie na linii kuchnia - sypialnia, celem zaspokojenia wszelkich zdefiniowanych, jak i tych niesprecyzowanych potrzeb drugiej połówki (wiecie przecież, mężczyzna chory = mężczyzna umierający).
przełom :)
Pierwszy raz w mojej praktyce Vitalijki nic nie piszę i nie jest to oznaka podjadania :) siedzę cicho bo od początku tygodnia całkiem dobrze mi idzie :) Wróciłam do ćwiczeń, trzymam dietę i waga spada :) Oby tak dalej :) Za to czytam was sobie codziennie i kurka wodna podziwiam za determinacje. Motywujecie kobitki i to bardzo.
Moje znajome studentki, przez Was zatęskniłam za studiami :( i nauką (to jest coś co lubię bardzo), zaczynam myśleć poważnie o podyplomowych. Wstyd się przyznać ale ja mam fioła na punkcie robienia notatek :/ w pieczołowicie wybranych notesach. Upatrzyłam sobie już kalendarz na 2012, drogi jak cholera, ale jak wspaniale będzie do niego wpisywać grafik prac domowych, planować menu na tydzień do przodu i analizować budżet domowy z wykorzystaniem różnorakich narzędzi powszechnie stosowanych w korporacjach (hihi). Ech, chyba tęsknię za pracą :) Młody do żłobka chodzi dzielnie więc mama na poważnie zabiera się za poszukiwania chlebodawcy. Pracodawcy kryjcie się!! Nadchodzę JA!!
A tak na poważnie to 4 CV dziś rozesłane w świat :)
gdyby
|Gdyby istniała zależność między ilością czasu spędzanego na Vitalii a liczbą straconych kilogramów to już dawno bym znikła :) Siadam tylko na chwilę a tu godzina mija :/
Moje drogie od jutra limituje czas spędzany przed komputerem, zamiast tego więcej ćwiczeń. Będę zasiadać przed monitorem i nastawiać kuchenny minutnik! Nie ma to tamto - od grzania krzesła się nie chudnie (chociaż byłoby fajnie :P)
Ps. Fajnie, że jesteście :)
srutututu
Siedzę sobie przed kompem i surfuję po Vitalii w poszukiwaniu bodźca, który zmobilizuje mnie do ogarnięcia się, bo ostatnie dwa dni zbyt dobre nie były jedzeniowo :/ Tyje. To pewnie przez to, że chce jak najdłużej tu z Wami walczyć ;)
Z innych wiadomości: bąbel chodzi do żłobka (łapiemy infekcję za infekcją), początki były straszne! Przetrwałam - bo musiałam. Aktualnie smyk żegna mamę w szatni szerokim uśmiechem... w stronę dzieci.
80J --> 70H :)
Nastąpiła u mnie aktualizacja rozmiaru biustonosza :) z początkowego 80J przez 75I, aż do najnowszego 70H = 20 cm mniej!
Wszystkie właścicielki dużych cyców zrozumieją moją radość bezkresną i wielką nadzieję na kolejne spadki :)
Tylko czemu ten cholerny brzuch nie chce się wchłonąć!?! Wrrrr!
Chwila, chwila, miało być pozytywnie i uśmiechem - kocham mój brzuszek ale kochałabym go bardziej gdyby był płaski, a ten uparciuch nic a nic nie chce się zmniejszyć ;)
Mapa myśli czyli plan zmian w 2012
Jak to ja postanowiłam stworzyć mapę myśli obrazującą moje założenia na 2012. Powinnam wam tu wrzucić skan tego magicznego miksu słów, kresek i strzałek ale technicznych możliwości nie posiadam. Wyszło z tego, że postanawiam być super, niezniszczalną, wysoko wydajną matką, żoną i kochanką. A! No i jeszcze zachować własne JA i być sobą :)
Dziś spojrzałam sobie na moje dzieło i myślę sobie - jak to kurna zrobić? Nagle styki zaskoczyły, żarówka rozbłysła! Przecież dla mojej rodziny i dla mnie nie jest ważne abym była super kobietą świetną we wszystkim, perfekcyjną na każdym polu.
Moje jedyne postanowienie noworoczne: UŚMIECH!!
Postanawiam emitować pozytywną energię, uśmiechać się do życia i ludzi. Myślę, że wtedy osiągnę to co dla mnie najważniejsze, dam szczęście mojej rodzinie i sobie :)
Uffff, ale się filozoficznie zrobiło, zmykam spać :)
Obecna :)
Z lekkim opóźnieniem ale Mikołaj dostarczył wczoraj upragniony nowy sprzęt :) Powiem szczerze, że przez czas tej przerwy trochę się wyleczyłam z uzależnienia od Vitalii... ale czy mi to na dobre wyszło, chyba nie bardzo :/
Święta były "the best ever" tz. mały był chory i to tak bardzo, że zaliczyliśmy podwójne odwiedziny na oddziale ratunkowym w tym raz karetką - masakra. W związku z powyższym za wiele nie zjadłam i nie przytyłam. Kiedy w końcu lekarzom udało się postawić poprawną diagnozę i podano właściwe leki, mały z godziny na godzinę czuł się lepiej a odstresowana mama zaczęła nadrabiać zaległości jedzeniowe i tak jej cały tydzień przeleciał. Efekt jest taki, że przytyła ale ma to głęboko gdzieś :) Jutro aktualizacja paska i powrót do zdrowego stylu życia :)
Teraz muszę uciekać bo mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, ale postaram się jak najszybciej poczytać co tam u was :) Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!