Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Odchudzam się OD ZAWSZE! Chcę wreszcie zrzucić zbędne kilogramy, poczuć się dobrze, wejść we własne spodnie i co najważniejsze, utrzymać wagę. Chwilowo moim głównym zainteresowaniem jest odżywianie, a to za sprawą kilogramów, z którymi walczę :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6245
Komentarzy: 26
Założony: 2 listopada 2011
Ostatni wpis: 1 czerwca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
gronkowiec84

kobieta, 40 lat, Warszawa

176 cm, 94.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 czerwca 2014 , Komentarze (1)

Najchętniej wykasowałabym wpisy sprzed roku, bo to przeszłość i nie osiągnęłam wtedy celu, dlatego zaczynam OD NOWA. Tym razem sytuacja ma się nico inaczej, ponieważ skończyłam 30 lat!! Moje motto na każdy dzień: TO NIE KOLEJNY DZIEŃ DIETY, TO KOLEJNY DZIEŃ NOWEGO ŻYCIA, ZDROWSZEGO, LŻEJSZEGO I BARDZIEJ AKTYWNEGO. Zmiany, jakie wprowadzam mają być stałe. Moją motywacją do zmiany jest ciągłe niezadowolenie z mojego życia. Obecnie osiągam dno i to nie może tak trwać. Wiem, że w dużej mierze moje szczęście zależy od mojego wyglądu. Nie wiem, czy to płytkie, nieważne, ale brak możliwości ładnego ubrania się, patrzenie w lustrze na zwały tłuszczu, tyle fajnych ciuchów w szafie, które nie pasują dobijają mnie! Poza tym nie wchodzę już w spodnie 44 a żakiet L się nie dopiął... Dramat. Nie mogę tak wyglądać, nie mogę być zgorzkniała i czekać na jakiś cud. Dlatego rozpoczynam dietę - zmianę. Pierwszym dniem mojej diety był 26 maja, czyli data nieprzypadkowa - to pierwszy dzień mojego 31 roku życia. I też pierwszy dzień zmiany. Tego dnia waga pokazała 94,2 kg !!! Straszny rekord. Ale przygotowałam się psychicznie do odchudzania, teraz tylko podsumuję swoje przemyślenia.

Ile chcę schudnąć: do 65 kg, tzn. 29,2 kg

W jakim czasie schudnę: w rok, chce schudnąć w powolnym tempie, byle konsekwentnie i na stałe,

W jaki sposób schudnę: dzięki liczeniu kcal i ćwiczeniom

Dziennie: 1500 kcal z dużą podażą białka (100 g dziennie - jeśli się tak da)

W diecie królowały będą:

- chude mięso i wszystkie ryby

- warzywa i owoce (mniej)

- węglowodany złożone

- chudy nabiał i jogurty

- jajka

- gorzka czekolada (pow. 60% kakao)

- orzechy, pestki

Odrzucam całkowicie: słodycze, tłuste ciasta z kremami itp., tłustą wędlinę typu salami, czyli wszystko co zdroworozsądkowo nie jest zdrowe ani dobre dla mojej figury

Pozostawiam, bo też nie zrezygnuję ze wszystkiego: alkohol, sporadycznie sery, ciasta typu szarlotka

Co do ćwiczeń, to najtrudniej mi się zmobilizować, ale idzie lato, ruszę tyłek chociażby na spacery

Co do diety, to daję radę już od tygodnia i dziś rano ważyłam 90,3 kg. Czyli zeszła mi, jak ja to nazywam, początkowa opuchlizna. Mierzyć się będę co 4 tygodnie, bo częściej to chyba nie ma sensu. No i to tyle. Koniec z narzekaniem, czas zmienić swoje życie :)

12 października 2012 , Komentarze (1)

Żadna dieta. Mało tego, zjadłam pizzę i ciasto czekoladowe... Mam zły humor. Teraz będę narzekać. Nie dość, że nie wytrzymuję już psychicznie mojej sytuacji mieszkaniowej - mieszkam z dziadkiem 87 lat, to na dodatek jestem wiecznie niezadowolona ze swojego życia. A obecnie też boli mnie gardło. Jeszcze spotkałam się z przyjaciołką, która cały wieczór pisała smsy z nowopoznanym facetem. Nie żeby nudziło mi się... I dotarło do mnie (już dawno, ale zawsze potem o tym zapominam), że ona mnie kompletnie nie słucha. Od początku września jestem bezrobotna, na co Aga parę dni temu zauważyła, że "no już chyba nie pracujesz ze 2 tygodnie?", no tak, nie ma to jak własny świat. Tylko że czasami to strasznie wnerwia.. I zawsze w takim momencie chcę się skupić na sobie, zrobić cos dla siebie, żeby poczuc się lepiej i przestać liczyć jej przyjźn. Czas poodświeżać stare znajomości. Ja to jestem taką nudziarą, nie potrzebuję imprez, mnóstwa znajomych, za to co jakis czas dociera do mnie, że moja przyjaciołka nie zastąpi mi innych ludzi. Czas ruszyć dupę. I, o matko, na koniec mnie dobiła... słowem wstępu moja przyjaciółka wygląda jak modelka, ładna twarz, figura, wysoka, modna. I jak taka osoba, przy okazji rozmowy o basenie mówi mi, jak to jej pływanie dobrze robi, bo już widziała po udach, że ta skóra robi się taka wiotka, to mi ręce opadają, bo jeżeli jej skóra zrobiła się wg niej wiotka (wcale nie, widziałam), to co musi myslec o mojej figurze?? Chciał nie chciał widzimy się na basenie w pełnej krasie i na pewno w myślach mnie ocenia. Wiem, że to nie mój facet, żebym się jej miala podobac, po prostu rozwala mnie cos takiego, jak szczupla osoba narzeka, bo przytyła 2 kg, czego za ch... nie widać, a ty wiesz, że masz 10 kg nadwagi i nie potrafisz nic z tym zrobić, myślisz sobie, że może nie jest z tobą tak najgorzej, ale w takich momentach porownujesz  i dochodzisz do wniosku, ze skoro ona tak sie przejmuje, to z tobą musi być bardzo źle. To jak rozmawiać z żebrakiem, że jest się głodnym, bo się nie jadło od godziny. A powiem jeszcze, że moja przyjaciolka nie jest osobą skromną i nieświadomą swojego wyglądu, dlatego żadne "nie no co ty, super wyglądasz" nie przechodzi mi przez gardło, bo ja wiem, i ona wie, że super wygląda, więc o co kuźwa chodzi. A może jestem zazdrosna? Pewnie tak, no ciężko nie być, każda kobieta chciałaby mieć taką figurę, ja natomiast jestem zbyt zakompleksiona, żeby bez zazdrosci pochwalić kogoś, kto wiem, że traktuje te pochwaly jak chleb codzienny. Sie dobrałyśmy. Wiecie co, czas coś zmienic. Takich prób już były nie jedna, owszem, ale ja mam prawie 30 lat i życie mi ucieka. Kiedy w końcu zacznę życ??

9 października 2012 , Komentarze (2)

Ogarnęłam się :) Oczywiście waga w magiczny sposób nie spadła, ale i tak od rana normalnie trzymam dietę. Trudno, nie schudnę do jutra, ale przecież mam na to dużo czasu, a plan... no cóż, to tylko plan a poza tym i tak na początku schudłam więcej niż zaplanowałam. Ale doszłam do wniosku, że ważenie się co 10 dni też wcale nie jest miarodajne, bo może się okazać, że akurat przed ważeniem było jakieś zachwianie wagi i 10 dni starań wydaje się nie przynieść rezultatów. Więc może lepszym rozwiązaniem będzie ważenie się codziennie, ale traktowanie wagi jako wiarygodnej dopiero, jak taka sama utrzyma się przez powiedzmy 5 dni? Spróbuję tak :) i będę zmieniała pasek dopiero po takich 5 dniach. Ale tempo chudnięcia 3kg w miesiąc pozostaje, choć teraz to będę musiała trochę nadgonić mimo wszystko. Czyli do Sylwestra chcę schudnąć do 73 kg. A do 1.04. 2013 będzie 64 kg. Jak ja kocham planować...

 

8 października 2012 , Komentarze (1)

Dzisiejszego dnia nie zaliczam do diety, bo po prostu nie można go tak nazwać... Zdemotywowała mnie liczba na wadze... Już wczoraj waga pokazała więcej niż kilka dni temu, a dziś myślałam, że wszystko wróciło do normy, patrzę a tu ponad 83 kg. Pomyślałam, że wagą nie ma się co sugerować, więc zmierzyłam brzuch - i tu też więcej. What the fuck?! Ja rozumiem przestój, ja rozumiem wahania, ale nie kiedy ćwiczę więcej i jem dietkowo. Zwłaszcza takich wahań nie rozumiem. :( No w każdym razie dziś zrobiłam to, co zawsze kiedy mi coś nie wychodzi, zbuntowałam się. Zjadłam dużo za dużo. I nie poszłam na ćwiczenia. I cały czas myślę, gdzie zrobiłam błąd. Tak analizując, co się zmieniło:

- nie jeżdżę na rowerze, jak na początku a zamiast robić aeroby na siłowni, głównie chodzę na zajęcia, na których są ćwiczenia siłowe

- nie jem codziennie ryb, jak na początku i tylu pomidorów

- jem więcej białego sera (chudego)

Wiem, że to brzmi absurdalnie, bo co mają tu pomidory, ale ja po prostu "głośno" myślę.

Trochę mnie to przybiło, bo jednak kilogram w ciągu 10 dni, to nie jakieś wielkie osiągnięcię, a nawet tego nie będzie.

Ale ok, muszę się wziąć w garść, jeden dzień niedietkowy jeszcze nic nie zmieni. Gdzieś nawet czytałam, że taki kaloryczny kopniak wybija organizm z rutyny (opisuję to własnymi słowami, ale taki był sens). Więc korzystając, że w lodówce pusto rozważam przeprowadzenie jutro jakiejś jednodniowej dietki oczyszczającej...

Zobaczymy, opiszemy. ;)

 

5 października 2012 , Komentarze (2)

Dziś miałam swoje małe zwycięstwo... w walce z ogromnym wrogiem... LENISTWEM. Obudził mnie rano budzik, ale było tak szaro, tak źle, że kompletnie nie chciało mi się ruszyć. Ustawiałam drzemkę za drzemką, nawet wymyśliłam, że później poszukam jakichś zajęć, ale wtedy już bym nie pojechała na basen, a poza tym zależało mi na zajęciach z tą instruktorką. No i przypomniałam sobie tekst, jaki przeczytałam w czyimś pamiętniku tutaj, że od ładnej figury dzieli mnie tylko lenistwo... I wstałam :))) Pojechałam na zajęcia i super, że to zrobiłam, bo babeczka świetnie prowadzi, cały czas nas pilnuje, poprawia, nie goni, ale zajęcia mają tempo i nie są nudne, ćwiczenia są w miarę łatwe, ale ich dokładne i wielokrotne wykonywanie daje w kość. A najważniejsze są jej wskazówki, mam porównanie, bo w środę na tych zajęciach killerach babka narzucała ciężkie pozycje, ale w nosie miała jak kto je wykonuje, a to ważne dla kręgosłupa, żeby poprawnie ćwiczyć. :) A skoro już zwlokłam zad na ćwiczenia, to zgodnie z planem pojechałam potem na basen. Też było super, bo o tej godzinie było mało osób, każdy miał tor dla siebie. I tym sposobem jestem z siebie dumna. :) Nie dość, że odhaczyłam dzisiejsze ćwiczenia, to już zdążyłam też mieszkanie posprzątać i włosy umyć, zaraz obiadek a potem... przydałoby się pouczyć angielskiego... hmmmm

4 października 2012 , Komentarze (1)

Dziś dzień lenistwa, bo wczoraj trochę dałam sobie w kość na wieczór. Poszłam na zajęcia Płaski Brzuch, pani się pokićkało, że to ABT i przerobiliśmy nie wiem, ile przysiadów i podskoków i kiedy już pot się ze mnie lał po 10 minutach, pani mówi, żeby się napić, bo później już nie będzie kiedy. I rzeczywiście... Matko. Przyszło mi do głowy, żeby uciec... To były ćwiczenia dla zaawansowanych, a przynajmniej tak powinny być opisane, ćwiczenia takie, że się utrzymać było ciężko nie mówiąc już o wykonywaniu jakichś ruchów. W każdym razie padłam. I nie wiem, czy to najlepsza forma prowadzenia takich zajęć. Fakt, że babki ogólnie dawały radę, ale myślę że takie ćwiczenia powinny wykonywać osoby posiadające już "gorset" mięśniowy, bo inaczej to kręgosłup cierpi, a skoro prowadząca nie zna naszych umiejętności, to powinna zacząć od czegoś łatwiejszego, albo wprowadzać dwie wersje, np. z wyprostowanymi nogami dla wtajemniczonych a z ugiętymi dla cielaczków takich, jak ja. W każdym razie nie wiem, czy do niej wrócę.. A później jeszcze pojechałam na basen, ale to akurat była przyjemność, tyle że męcząca. Z tego też powodu dziś zrobiłam kilka brzuszków i to wszystko. A jutro od rana planuję TBC i basen. :)

2 października 2012 , Skomentuj

Dzień dietkowo spoko. Mój jadłospis:

- chleb pełnoziarnisty 70g + ser biały chudy 125 g + żurawina 15g

- łosoś pieczony 120 g + kasza gryczana 50 g + pomidor 120 g + ogórki konserwowe 60 g + papryka 50 g

- winogrona 300 g

- ser biały chudy 125 g + serek homogenizowany 0% 140 g + słonecznik 10 g

 

Cwiczenia: TBC + 15 minut aeroby - 120 kcal

Miał być jeszcze basen, ale przyjaciółka odwołała w ostatnim momencie... a ja wieczorami już mam średnią motywację do ćwiczeń, żeby zmienić plany i po prostu iść gdzieś poćwiczyć. Na jutro planuję stretching i Płaski Brzuch a wieczorem basen.

Fajne były dzisiejsze zajęcia TBC, będę chodziła do tej babeczki, bo ćwiczenia nie są za ciężkie (i tak musiałam odpoczywać pomiędzy :/) i szybko mijają. Jak się trochę wzmocnię to zastanowię się nad TMT, podobno mocniejsze, bez przerw na odpoczynek.

 

Czyli walczę dalej.

1 października 2012 , Skomentuj

Dzisiejsze ważenie to mój mały sukces -1,7 kg w 10 dni :) Nie wiem, czy jutro waga pokaże tyle samo, bo ostatnio cały czas pokazywała 83 a tu nagle 82,3, więc może to jakiś jednodniowy przypływ łaskawości mojej elektronicznej przyjaciółki, ale zobaczymy. I wszystko byłoby fajnie, bo w centymetrach też zanotowałam spadek oprócz ud!! Albo zeszłym razem coś źle zmierzyłam, albo nic a nic nie spadło. Trochę mnie to martwi, bo nie podoba mi się taka sylwetka - małe piersi, wąska talia i biodra a za to opasłe uda:/ Matka Natura bywa okrutna. No nic, trzeba cos z tym zrobić.

Poza tym zaczął się październik, co oznacza moje ćwiczenia!! Te pomiary jeszcze bardziej mnie zmotywowały do pracy nad brzuchem, bo wychodzi na to, że tylko on ma szanse być ładny. Do roboty :))

P.S. Zmieniłam docelową wagę na 64, bo już dawno doszłam do wniosku, że żeby utrzymać wagę 65 na równym poziomie po zakończeniu odchudzania, to tak naprawdę muszę dietę zakończyć na 64, bo wtedy będę miała 1kg zapasu na wahania, co jest raczej naturalne. Nawet mogłabym zmniejszyć na 63. Hmmm...

30 września 2012 , Skomentuj

Jutro dzień ważenia, nie wiem czemu tak to przeżywam. ;) Fajnie będzie zmienić na pasku ten kilogram mniej. Podsumowałam ostatnie dni i dietka wychodzi nieźle, chociaż mam za często za mało białka. Muszę coś pozmieniać. Nie tak łatwo to zbilansować, z reguły z białkiem idzie tłuszcz, a tego nie chcę, dlatego pozostaje mi indyk i ser biały. ;) Ale kalorycznie wyrabiam się od 1200 do 1500 z reguły i to jest fajne, bo za dniem niskokalorycznym idzie dzień "pełniejszy". I to już będzie miesiąc diety. Szybko minął. Jeszcze wielkiej zmiany w sobie nie widzę, ale brzuch mi się wyszczuplił i talia pojawiła się nieśmiało. Trochę też nogi nabrały mięśni, ale teraz na październik najważniejszy będzie brzuch. Spróbuję go trochę wyćwiczyć. Jeszcze ten miesiąc mam wolny, chcę to wykorzystać i wkręcić się w codzienne ćwiczenie. Zobaczymy też, czy po miesiącu codziennych brzuszków będzie jakiś efekt. Zrobiłam sobie plan ćwiczeń, jutro zaczynam. Są partie mojego ciała, które wiem, że już się nie poprawią, ale brzuch czy ramiona mogę poprawić. To do jutra.

26 września 2012 , Skomentuj

Dietka idzie sobie nadwyraz dobrze! :) Nie wiem, ile schudnę, ale trzymam się dzielnie, może wciąż mam problem z jedzeniem za mało, ale z drugiej strony siedzę cały dzień w domu i jedyna aktywność to jakieś ćwiczenia na zajęciach grupowych czy w siłowni. Normalnie doszłaby mi praca i człowiek spalałby dużo więcej. Więc z 1700 kcal zeszłam na jakieś 1300, nie wiem dokładnie bo muszę podliczyć ostatnie dni.

Dziś np. byłam z godzinkę na siłowni a wczoraj na pilatesie i na basenie, ale raz, że pilates mnie nie zmęczyl a co najwyżej zrelaksował a dwa, że pływam słabo i raczej jest to mocno rekreacyjne. Więc jakoś się nie zmachałam mimo wszystko.

A mój jadłospis z dzisiaj:

- kromka pełnoziarnista żytnia 90g + makrela 60g + ogórek małosolny 80g + kawa z mlekiem 1,5% i słodzikiem

- kasza kus kus 30g + starte jabłko 100g + ser biały chudy 125g + jogurt naturalny 0% 50g

- kefir 0% 400ml + banan

- makaron spaghetti pełnoziarnisty 50g + zmielona pierś kurczaka 110g + sos domowy do spaghetti ok. 60g

 

Raczej wygląda rozsądnie, głodna specjalnie nie chodzę, więc jest ok. :) I dumna jestem bo odstawiłam colę zero/light, którą piłam nałogowo. I oczywiście słodycze. Od początku diety pozwoliłam sobie 2 razy na pare kostek gorzkiej czekolady, ale jest ona zdrowa, więc luzik. Tylko, że ma dużo tłuszczu i ciężko ją wcisnąć do jadłospisu, żeby nie przekroczyć normy.

No to tyle paplania, buziak

 

 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.