Dziwne to. A może całkiem niedziwne. Jak coś przykuje moją uwagę, to pojawia się naokoło w różnych wersjach od różnych ludzi.
No i ostatnio krąży wokół mnie temat flow. Może zapoczątkował to pobyt w parku linowym, kiedy trzeba było skoczyć z podestu, zaufać tej uprzęży, żeby poczuć cudowne uczucie latania nad ziemią, pośród drzew. A może pobyt nad wodospadem, który przemierzał kilkaset metrów i stojąc nad tą przepaścią czuć się wolnym jak ta woda, która tak spada...
Do tego bieganie, oddychanie Australią.
Nie, nie czułam tum razem flow. Zdarzyło mi się to kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt? razy w życiu. Podczas rozwiązywania zadań, tworzenia prezentacji, malowania, biegania, spaceru w środku nocy nad tamę w Zakopanem, ćwiczenia jogi, jazdy rollercoasterem i seksu.
Ale...
Nie potrafiłam puścić kontroli podczas palenia trawki. To było okropne przeżycie i może dobrze, bo więcej tego nie robiłam.
Tak, a następnie koleżanka dodała posta na facebooku z piosenką będąca polskim coverem Shallow Lady Gagi. Skądinąd podziwiam za tłumaczenie tekstu, bo oddaje prawie idealnie oryginał i brzmi niesztucznie. To ten utwór:
Prawda, że to o flow?
Potem słuchałam mojego ulubionego podcastu. I zgadniecie jaki temat był w tym ostatnim odcinku? Tak. Puszczanie kontroli i stan flow.
I tak sobie myślę i trochę tęsknię za tym stanem. I doszłam do wniosku, że trochę (ale tylko trochę!) przypomina to ataki kompulsji. Na początek te niewielkie podobieństwa:
- brak kontroli
- stan błogości
- odpłynięcie
Tyle.
Cała reszta to różnice.
- Począwszy od tego, że flow daje power, zasila, odżywia, a kompulsy osłabiają i spalają.
- Flow ma w sobie maleńki, acz niezwykle ważny element kontroli, który nadaje mu kierunek. To nie jest taki absolutnie pełny odlot. Może jest z tym związana
- świadomość, poczucie "jestem tu, odczuwam, jest dobrze". W kompulsie tego nie ma.
- Zaufanie do ciała. Żeby wejść w stan flow trzeba ufać, że w czasie, kiedy odepniemy się od ciała, kiedy przestaniemy go prowadzić, ono przejmie kontrolę i zrobi to dobrze. Tu mi się przypominają obrazy pasterskie zen. W kompulsach to nie istnieje. Tam raczej poddajemy się sile dzikiej potrzeby ciała, niż świadomie oddajemy stery, wierząc, że nic złego się nie stanie, tylko frajda.
- Kompuls jest przymusem. Flow jest wyborem..
Dobra, kończę, bo idę pływać w nocy w oceanie. Może puszczę kontrolę i doznam flow?