Z racji mojej obecnej kontuzji postanowiłam zamieścić ten wpis.
Biegam od 10 lat, systematycznie, z niewielkimi przerwami. W czasie tej dekady zaliczyłam szereg negatywnych skutków biegania. Zacznę od tego, że najgorszą kontuzję, która pociągnęła za sobą kolejne, nabyłam zanim zaczęłam biegać. Skakałam gdzieś w lesie i zerwałam mięsień płaszczowy w łydce. Dlatego moja postawa cała się zmieniła, miednica stała się niesymetryczna i po prostu miałam jedną nóżkę bardziej.
A kontuzje w czasie, w którym biegam przedstawiają się tak:
- zapalenie ścięgna Achillesa - pierwsza i najdłuższa moja kontuzja, spowodowana zachłyśnięciem się endorfinami i braku jakichkolwiek hamulców w zwiększaniu dystansu i intensywności treningów. Biegałam codziennie, czasem kilka razy dziennie, na pełnej parze, po kilkanaście kilometrów. Bez żadnych ćwiczeń dodatkowych, bez dbania o technikę. Po prostu huraaa! i jazda. Achillesa leczyłam biegając dalej. Długo leczyłam, bo nie wiedziałam, gdzie mam z tym iść. Więc chirurdzy, ortopedzi, rehabilitanci na NFZ - i ciągnęło się się to. Po trafieniu na ortopedę sportowego, a z jego polecenia fizjoterapeutkę, która wie, co robi, szybko naprawiłam Achillesa i do dzisiaj nie mam już z tego powodu żadnych dolegliwości.
- ITBS, pasmo biodrowo-piszczelowe - bardzo krótkotrwała kontuzja, podczas przygotowań do maratonu, bolał bok nogi, troszkę powyżej kolana. Bez rehabilitacji przeszło po jakimś tygodniu po ograniczeniu wysiłku.
- shin splints - (przód podudzi - zapalenie okostnej chyba) to bolało bardzo, do tego stopnia, że nie mogłam w ogóle chodzić. Bolało przepotwornie, musiłam brać leki przeciwbólowe i trzymać się ściany, żeby dojść do WC. Ale bolało do czasu wizyty u fizjo, dzięki której tego samego tygodnia pobiegłam półmaraton, na którym pobiłam życiówkę.
- obecne zapalenie przyczepu mięśnia powięzi szerokiej - już po jednaj wizycie u fizjo widać poprawę.
i tyle.
Na dziesięć lat miałam te 4 kontuzje, z czego większość wynika z skutków czegoś, co mnie spotkało zanim w ogóle zabrałam się za bieganie. Każda z tych kontuzji (prócz obecnej, w toku) minęła bezpowrotnie, bez żadnych komplikacji, ani dalszych skutków. Wręcz jest potem lepiej niż było przed kontuzją.
Wszelkie pitolenia o "zjechanych stawach" to bzdury. Jeśli ktoś ma problemy ze stawami, to ma to inne podłoże niż bieganie. Oczywiście, nadwaga powoduje większe siły nacisku na stawy, ale ja biegałam z otyłością, a moim stawom jak nic nie było, tak nic nie jest. Może wady postawy, brak ćwiczeń, zła dieta, źle dobrane obuwie, czy jakieś inne przyczyny sprawiają, że ludzie mają przy bieganiu bóle stawów.
A teraz zalety biegania:
- bieganie poprawia stan kolan. TAK! Nie jest to pomyłka. Przeprowadzono badania i taki jest ich wynik. Ponieważ bieganie wzmacnia kości, powoduje dobrą ruchomość stawów, przepływ krwi itd.
- poprawia nastrój przeciwdziała depresji
- wzmacnia układ krążenia (i to bardzo!), obniża wysokie ciśnienie, podwyższa za niskie ciśnienie, wzmacnia serce, żyły, przeciwdziała zawałom i obniża zły cholesterol
- poprawia samopoczucie i korzystnie działa na mózg - poprawia funkcje poznawcze i koncentrację
- wzmacnia kości i przeciwdziała osteoporozie - poprzez poprawienie przepływu krwi oraz dużej dawce naturalnej witaminy D (przebywanie na słońcu)
- poprawia odporność (w czasie tych 10 lat, za wyjątkiem covida nie chorowałam absolutnie na nic! Żadnych gryp, przeziębień, w ogóle nie wiem, czy moja lekarka pierwszego kontaktu jeszcze żyje i przyjmuje).
- poprawia sen - bezsenności chyba nigdy nie miałam, wysypiam się dobrze śpiąc 6 godzin. Przy 5 godzinach też daję radę, ale 6 to taka optymalna ilość snu, w czasie której regeneruję się odpowiednio.
- oddychanie - no, tu bezapelacyjnie jest plus. Oddycham spokojniej, głębiej. Nie mam zadyszki przy wychodzeniu po schodach, w górach, spowolnienie oddychania wpływa na uspokojenie, likwiduje stres, dotlenia, poprawia pracę mózgu. Dzięki temu covid przeszłam łagodnie, nie miałam żadnych duszności, chociaż w historii miałam paskudne zapalenie płuc i niechlubną przeszłość nałogowego palacza.
- wspiera układ pokarmowy. Żadnych niestrawności, zaparć, wszystko hula.
Już nie wspomnę o wzmacnianiu pewności siebie, radochy z współzawodnictwa na zawodach, kontaktów z podobnymi pomyleńcami i zwiedzonych milionach zakamarków różnych miast, wsi i dzikich terenów!
A, jeszcze dodam, że według badań i statystyk, biegacze żyją dłużej.
No i jeszcze jedno, byłabym zapomniała: cardio poprawia przemianę materii. Można więc jeść ile się chce i nie tyć. Oczywiście, o ile się nie chce codziennie zjadać po 3 tabliczki czekolady i kilka paczek czipsów. No, ale po takich przysmakach czułoby się ociężale i źle się biegało. Więc zazwyczaj chce się jeść dobre i zdrowe jedzonko.
No. Zatem bilans wypada bardzo na plus. BARDZO. Zatem, do pobiegania!