- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 22951 |
Komentarzy: | 378 |
Założony: | 11 kwietnia 2012 |
Ostatni wpis: | 23 sierpnia 2017 |
kobieta, 34 lat, Warszawa
169 cm, 104.20 kg więcej o mnie
Śniadanie
1 kanapka (kromka chleba żytniego ze słonecznikiem, szynka, ser żółty i pomidor); 1 gruszka; 1/4 szklanki jogurtu naturalnego; 1 kubek kawy z mlekiem;
Drugie śniadanie
1 kanapka z pastą z tuńczyka (grahamka, łyżka tuńczyka, łyżka kukurydzy, trochę cebuli i ogórek); 1/2 szklanki kefiru; 1 kubek zielonej herbaty;
Obiad
zupa minestrone (groszek konserwowy, cukinia, cebula, marchewka, seler, ziemniaki, biała kapusta, koncentrat pomidorowy, szynka, ser żółty, czosnek, przyprawy); kurczak słodko-kwaśny (pierś z kurczaka, ryż biały, plaster ananasa, papryka, łyżeczka miodu, sok z cytryny, przyprawy); ? szklanki soku pomidorowego; 1 kubek herbaty slim;
A na kolację czeka mnie kanapka z miodem, 1 szklanka jogurtu naturalnego, 1 marchewka.
__________________________________________________________________________
Piszę to drugi raz. Nie dodało mi wpisu, a ja oczywiście jak zawsze piszę w wordzie, tak wyjątkowo pisałam w edytorze vitalii. No to się wkurwiłam, ech.
Chciałam zrobić taki rachunek siebie. Nie pamiętam za dobrze czasów, gdy byłam szczupła, zawsze byłam jedną z tych grubszych, najgrubszych, największych w towarzystwie, czy w klasie, czy gdziekolwiek. Po prostu zawsze byłam "większa", jakkolwiek ładnie to nazwać. W mojej grupie znajomych, z którymi regularnie się spotykam i utrzymuję kontakt od czasów gimnazjum jest 6dziewczyn i 10chłopaków, a ja jestem ewidentnie "większa". Moje dziewczyny wagowo łapią się w przedziale 45-65kg, tak dokładnie to 4 z nich, bo jeszcze jedna ma podobną figurę do mnie. Czyli na szóstkę całe dwie są grube, a cztery mają rewelacyjne figury - jedna jest niziutka i szczuplutka(+-45kg/159cm), dwie są wysokie i szczupłe(+-55kg/173cm), jedna ma normalną figurę(+-60kg/168cm). No i jestem wśród nich ja z 92kg/169cm. Cała ta moja piątka jest też szczęśliwie zakochana - 3 mieszkają ze swoimi mężczyznami, w tym jedna ostatnio się hajtała. A ja to w zasadzie ni w tyłek, ni w oko, ani faceta, ani figury, ani mózgu ostatnio. Chyba dałabym się pokroić za ich figury. Dlatego też potrzebuję tej silnej woli, teraz, już, na zawsze. Potrzebuję tego spadku wagi, żeby czuć się dobrze sama ze sobą, bo tu nie chodzi o bycie w związku czy zasadę "ładnym ludziom jest w życiu łatwiej". Chodzi o moje samopoczucie. Wiem, że nigdy nikomu nie dogodzisz, bo ja dałabym się pokroić za figury moich dziewczyn, a każdej z nich coś się nie podoba we własnym wyglądzie - a to nogi za chude, a to za mały biust, a to za duży biust, a to nie mam talii, a to wymieniłabym twarz. I chociaż osobiście uważam, że każda jest śliczna, żadna nie przyjmie tego do wiadomości, no bo przecież. Więc zdaję sobie sprawę z tego, że nigdy nie będę czuła się perfekcyjnie ze swoim ciałem, ale chciałabym by moje postrzeganie swojego wyglądu wskoczyło z 3-4 na 8, albo 7. Byłoby świetnie.
Ostatnio +-78kg ważyłam przed studniówką i przez chwilę na I roku studiów, a te 65kg, do których dążę, to chyba w gimnazjum. Nienawidzę, gdy mnie ktoś podnosi, cierpię, gdy moi panowie podrzucają mnie na urodziny. Serio, 22 razy to chyba można przepukliny dostać.. Od zawsze nienawidzę, nawet jak byłam dzieckiem wolałam stać niż żeby ktoś mnie trzymał na rękach (a to wtedy byłam szczupłym dzieckiem, jakoś do 1-2kl podstawówki). Później dzieci się śmiały ze mnie na podwórku, że mój kot siedzi na parapecie, bo się nie mieści w mieszkaniu, gdy do niego wchodzę, albo nazywały mnie pasibrzuchem, albo raz ktoś mnie zapytał czy jestem w ciąży. W ciąży. W 4klasie podstawówki. Tego chłopaka, co mnie nazwał pasibrzuchem mój tato przekopał. Delikatnie, ale wciąż przekopał. Dzieci są okrutne. No, ale właśnie, moi rodzice zawsze chcieli bym dobrze się czuła ze swoim wyglądem, ale chyba nigdy im nie wyszła pomoc w tym (mam nadzieję, że teraz wyjdzie, bo to mama zaoferowała, że to ona zrobi przelew na dietę vitalii i zrobiła). A wszystko się rozchodzi o to, że mieliśmy zawsze w domu nieregularne posiłki w związku z tym, że rodzice mieli zróżnicowane godziny pracy. Dwudaniowe obiady o 17-18 były normalne, wcześniej przed 12 obiad w szkole, a kolacja o 20-21, normalne. A w łikend wpieprzaliśmy jakieś ciasto, które mama upiekła, albo gofry, które upiekł tato. Jedzenie zbliża ludzi, szczególnie w niedzielę przed telewizorem. A ja tyłam i tyłam, i tyłam.. Do tego zasadniczo zajadam stres, tonami słodyczy chyba, i ukradkiem, bo mama krzyczała, gdy żarliśmy z młodszym bratem czipsy, ale jak jedliśmy przysmak świętokrzyski smażony w hektolitrach oleju to nie krzyczała. Żelazna logika. No i ten średnio zdrowy tryb jedzenia średnio pomagał mi w zrzucaniu wagi (średnio zdrowy, bo te obiady o 17-18 to warzywa na parze, cud jedzenie bez oleju, bez soli itp., mamy zeptera i go kochamy, ja nawet teraz na diecie nie gotuję warzyw w wodzie, a na parze, nie używam oleju, masła, nawet patelni - mam na stancji garnek zeptera i w nim robię wszystko). Czasem spadało jakieś 5-10kg, później tyle samo przybywało. Tata kupował mi te cud-tabletki, które w sumie pomogły, ale krótkotrwale. Po studniówce zajadałam przedmaturalny stres, siedziałam nad książkami i zjadałam wszystko, no i w związku z tym przytyłam bardzo. Tak bardzo, że nie mieściłam się w studniówkową sukienkę po 5msc i nie miałam już twarzy tylko "gębę", wyglądałam jak mała orka. Nie przytyłam wagowo miliarda kilogramów, może z 5kg, ale wizualnie to przytyłam tonę. Jak patrzę na zdjęcia z wakacji '09 to czuję, że kaleczę moje oczy. A jedyne, co lubię w swoim wyglądzie to twarz i włosy, wtedy skaleczyłam też twarz, bo przestała być twarzą, a zaczęła być "gębą".. Mam ładne rysy po rodzicach, brązowe oczy, ciemną aparycję, naturalnie kręcone włosy, jakieś tam kości policzkowe. A wtedy miałam księżyc w pełni ubrany w perukę. Więc później, wraz z rozpoczęciem pierwszego roku studiów tato kupił mi meridię, z którą schudłam 15kg w 2,5msc. Ja oczywiście nie zauważyłam zmiany, ale wszyscy dookoła tak. Z tym, że po 4msc przynajmniej 10kg mi wróciło. A wszystko dlatego, że w trakcie kuracji meridią nie jadłam racjonalnie, tylko po prostu nie jadłam. W przeciągu dnia wchłaniałam wtedy np. dwie parówki, kubek kawy z mlekiem i sporo fajek. Czasem jadłam obiady, bo mi współlokatorzy kazali. No, a później wrócił apetyt, bo meridia przestała hamować łaknienie, wróciły słodycze i wróciły kilogramy. I tak ta waga się utrzymuje w sumie do tej pory. Brałam też adipex, co to trzeba było go sprowadzać z Czech, oszukiwać lekarza itp., a moja waga nie ruszyła.
Więc zmieniam tryb żywienia, nie będę już jeść, będę się odżywiać. Tylko, że wiem i zdaję sobie sprawę z tego, że to nie wystarczy. Potrzebuję ćwiczeń, ruchu. Nawet jeśli schudnę te 27kg to boję się, że zostanie na mnie skóra, która się rozciągnęła na potrzeby 92kg. Zostanie?
Pomóżcie z jakimiś ćwiczeniami, efektywnymi, proszę! A jeśli ktoś naprawdę przeczytał ten mój wywód to podziwiam. Trochę to takie podsumowanie tego całego czasu. Mam 22lata, 169cm, 92kg i ubrania w rozmiarach 44-48. No jak tak żyć, panie premierze, no jak, ja się pytam.
A to takie zdjęcia mojej figury i porównywalnie figury mojej przyjaciółki.
Same widzicie jak jest. Nie ma lekko!